Czytając informacje zamieszczane na większości portali w naszym kraju można się zarazić bardzo groźną chorobą – pesymizmem. Choroba ta jest uciążliwa i jej skutki mogą być tragiczne, gdyż nieodłącznie łączy się ze stresem, pogłębia go. Ten zaś, jak wiemy, nie tylko przyspiesza rozwój innych chorób, ale może być także jedną z głównych przyczyn powstawania w niektórych z nich.
Wchodzimy w Nowy Rok. Jakież to przesłanie w związku z tym chcą przekazać nam niektóre portale (w tym wiodące na naszym rynku wydawniczym)?
Już na głównej stronie swego portalu redakcja Wirtualnej Polski (wp.pl) postanowiła uraczyć swych czytelników felietonem, Jakuba Majmurka, któremu ten nadał tytuł: „Trzęsienie ziemi dopiero przed nami. Są już sygnały ostrzegawcze.” Tytuł ten autor ugruntowuje podkreślonym pogrubioną czcionką wstępem, w którym stwierdza, że właśnie dopadło nas chińskie porzekadło „obyś żył w ciekawych czasach”
Następnie do swego felietonu autor wtłacza wszystko, co tylko przychodzi mu na myśl, próbując nadać wybranym informacjom wymowę pesymistyczną, wręcz tragiczną… Redaktor Majmurek uważa, że dopadną nas ważniejsze konsekwencje wydarzeń 2022 roku, oczywiście dokonując ich selekcji. Ta, to zrozumiałe, jest konieczna, było ich tak wiele. Istotnym jest jednak kryterium tej selekcji.
Jakie z tych wydarzeń mają być dla naszej przyszłości aż tak ważne, które mają nam przynieść aż tak niebezpieczne konsekwencje? Redaktor Majmurek wymienia: agresja Rosji na Ukrainę, wybory do Kongresu w USA, Kongres KPCh, potwierdzający trzecią kadencję oraz przywództwo Xi Jinpinga w Chinach, wreszcie wyrok amerykańskiego Sądu Najwyższego, odbierający Amerykanom prawo do aborcji, jako prawo konstytucyjne oraz wzrost kosztów życia większości społeczeństw świata.
Wojna Rosji z Ukrainą niewątpliwie należy do wydarzeń ważnych i mających wpływ na losy całego świata. Wielu z nas sądziło, że czasy totalitaryzmów i imperializmu to już przeszłość, tymczasem idee te odżyły, sięgnęli po nie współcześni politycy. Co ciekawe, wprowadzają je w życie ci, których jeszcze nie tak dawno tzw. „europejscy demokraci” chcieli wprowadzać „na salony”. Wojna ta, jak wszystkie wojny, jest tragedią, trwa już ponad trzysta dni, choć właściwie już wiele lat, bo zaczęła się tak naprawdę w 2014 roku, tylko część światowych elit przymykała na nią i jej zbrodnie oczy. Zgodzono się na wprowadzenie do języka takich pojęć jak: „wojna hybrydowa”, „zielone ludziki”, trywializując bardzo groźne zjawisko i nie wskazując winnych, którzy przecież byli znani.
Może to więc i dobrze, że wojna ta ukazała swe prawdziwe oblicze, że już tylko polityczni ślepcy nie dostrzegają próby odrodzenia imperializmu i nazizmu (tak Rosja staje się państwem nazistowskim, z kultem jednostki, rasizmem, dyktaturą innymi jego cechami). Dobrze też nawet dla samej Rosji (myślę tu o jej społeczeństwie), że jej wojska poniosły klęskę pod Kijowem, że ponoszą klęski na północy i południu Ukrainy. Jest szansa na to, że wojna ta zakończy się w ciągu najbliższego roku, może nawet półrocza. W innym wypadku trwałaby lat kilkanaście, może i dziesięciolecia, jak w Afganistanie. Trwałaby tam nieustanna wojna partyzancka wspierana przez ukraińską emigrację, a po cichu również rywali Rosji: Turcję, USA, Wielką Brytanię, a także te kraje, które niedawno wyrwały się spod rosyjskiego buta (Polska, Litwa, Łotwa itd.). Wojnę tę, tak czy inaczej Rosja musiałaby i musi przegrać. We współczesnym świecie, przy takiej świadomości społeczeństw, takim dostępie do informacji, narzucanie takiej dominacji, jaką planowała narzucić Rosja Ukrainie, jest niemożliwe. Powinni to wiedzieć już wszyscy. Przecież przeżyliśmy już wojnę w Wietnamie, w Afganistanie.
Zgadzam się więc z redaktorem Majmurkiem, że wojna Rosji z Ukrainą należy do tragedii, ale na jej koniec spoglądam optymistycznie. Mój optymizm jest tym większy, że dzięki tej wojnie świat powoli wyrywa się spod rosyjskiego dyktatu energetycznego. Znajduje nowe źródła pozyskiwania ropy i gazu, a przede wszystkim przyśpieszył proces wdrażania nowych technologii (tu główną rolę gra energia słoneczna i paliwo wodorowe). Gdyby wieszczący kataklizm redaktor Majmurek zwrócił uwagę na znaczące osiągnięcia w tym zakresie, zapewne jego pesymizm byłby mniejszy.
Wybory do kongresu USA, to raczej wewnętrzna kwestia tamtego społeczeństwa. Warto też zauważyć, że amerykańska partia demokratyczna nie poniosła klęski głównie z tego powodu, że obecnej administracji udało się (dzięki wojnie Rosji z Ukrainą) uratować amerykańską gospodarkę. Cóż, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Tak to, próbujący manipulować amerykańską polityką rosyjscy imperialiści sami sobie strzelili w stopę.
Redaktor Majmurek stwierdza też, że Stany Zjednoczone zaczynają odwracać się od globalizacji – przynajmniej w tych kwestiach, które dotyczą strategicznych interesów Ameryki. Co przez to rozumie? To, że nie chcą już pełnić roli „światowego żandarma” i zajmą się własnymi sprawami? Przecież to dobrze. Tak dla nas, bo nie potrzebujemy przecież „żandarmów”, nawet takich, którzy mówią o demokracji, jak i dla samych Amerykanów. Ich kraj również wymaga reform, na przykład w oświacie.
Pandemia i przerwane przez nią łańcuch dostaw, pokazały, że warto mieć ważną produkcję przemysłową na miejscu, zwłaszcza jeśli chodzi o produkty strategiczne, w tym środków ochrony zdrowia, pisze redaktor. Przecież to również dobrze. Czas najwyższy, że nasze społeczeństwa to wreszcie zrozumiały. Przy okazji po zaledwie dwóch latach udało nam się powstrzymać pandemię Covid 19. Nie wiemy w jakiej mierze wpłynęło na to nabycie przez nas zbiorowej odporności, a w jakiej mierze nasze działania (rozwój diagnostyki, szczepionki, lekarstwa). W każdym razie po raz pierwszy w dziejach obserwowaliśmy międzynarodową w tym zakresie solidarność, współdziałanie. Doszło do ogromnego postępu w medycynie. Ten zresztą obserwujemy już przez cały XX wiek i to również powinno nas skłaniać do optymizmu. Popełnialiśmy w walce z tą pandemią również wiele błędów, dochodziło do wielu nadużyć… tak, to prawda. Lecz właśnie, nadajmy rzeczom właściwą miarę.
Nieco poniżej redaktor Majmurek grozi nam nową falą wirusa z Chin. Na szczęście groźby takie padają już tak często, że przechodzimy wobec nich obojętnie. Oczywiście wirus taki, czy nawet pandemia o innym podłożu (bakterie, pasożyty) mogą nam zagrozić. Dopóki jednak się nie pojawią, niewiele więcej niż robimy, zrobić nie możemy. Jak wspomniałem, nauczyliśmy się współdziałania w skali globalnej. Pomyślałem teraz, że mogą państwo postawić pytanie, a cóż takiego robimy? Odpowiedź jest prosta, podnieśliśmy na tyle standard życia, że wzrosła nasza zbiorowa odporność. Przypuszczam, że wirus grypy, tzw. hiszpanki nie był wcale bardziej zjadliwy od wirusa Covid, ale tamten trafił na wycieńczone wojną i kolonializmem społeczeństw świata. Liczba ofiar była wówczas nie tylko nominalnie, ale i procentowo znacznie większa (przy liczbie ludności ok. 1,5 miliarda). Oczywiście wciąż rozwija się medycyna. Przy okazji warto wspomnieć o takich wynalazkach, jak odkrycie artemizyny – nowego lekarstwa na malarię, które znacznie ograniczy niebezpieczeństwo tej choroby zakaźnej. W ciągu ostatnich stu lat odkryliśmy wiele szczepionek, które doprowadziły do prawie całkowitej likwidacji innych chorób (np. dżumy, czy polio).
Redaktor Majmurek do swego worka nieszczęść wrzuca wszystko. Wspomina, że Globalne Południe, zwłaszcza Afryka i kraje Azji Południowej płacą klimatyczną cenę. Wspomina o ogromnej powodzi w Pakistanie. Powodzie w Nigrerii, Nigrze, Liberii, Senegalu i Ghanie, z kolei w Etiopii, Kenii i Somalii – susze. Wszystko to zwiększa niestabilność kontynentu i może skutkować zwiększoną emigracją, która może zalać Europę.
Cóż, klimat zmieniał się zawsze i zmieniać się będzie. Myślę, że muszą minąć jeszcze setki, może tysiące lat zanim nauczymy się nad nim panować, a może nawet nie nastąpi to nigdy. Dziś jednak jesteśmy w stanie udzielać pomocy humanitarnej tym, którzy jej potrzebują. Faktem jest, że wojna w Ukrainie nieco odwróciła uwagę od ważnych zagadnień, ale nie oznacza to, że nie są podejmowane działania i w tym kierunku. Odnośnie do Afryki warto wspomnieć o największej inwestycji naszych czasów, budowie Wielkiego Zielonego Muru, liczącego prawie 8 tysięcy km pasa lasu, który powstrzyma rozprzestrzenianie się Sahary. Stanie się siedliskiem dla zwierząt, znajdą przy nim miejsca pracy miliony ludzi, wpłynie też w jakiejś mierze na klimat.
Redaktor Majmurek podejmuje też temat tzw. lewicowego zwrotu w Ameryce Łacińskiej. Jego zdaniem zwycięstwo Luli w wyborach prezydenckich w Brazylii jest częścią lewicowej fali, która od 2022 roku zalewa Amerykę Łacińską (Chile, Kolumbia). Może i tak, cóż jednak z tego wynika? Czyżby jakiś dramat? Nie wiemy, jak sobie nowe rządy tych państw poradzą, nie wiem też jednak, z jakiego powodu może to być dla nas groźne?
Swój tekst redaktor Majmurek ilustruje: zdjeciem przywódcy Chin z arabskimi szejkami (z którymi Arabowie robią miliardowe interesy); prezydenta USA i prezydenta Chin (tu wieje chłodem); powodzi w Pakistanie, antyrządowych protestów w Hongkngu.
Rzeczywiście jest strasznie, powinniśmy się bać.
A może wspomnijmy też o innych, jakże ważnych wydarzeniach minionego roku.
Po raz pierwszy udało się człowiekowi doprowadzić do zmiany trajektorii lotu asteroidy. Myślę, że kolejne badania pozwolą nam na w miarę wczesne dostrzeżenie takiego zagrożenia oraz jemu zapobieżeniu. Programy „wielkich zielonych murów” rozwijają się nie tylko w Afryce (na Sahelu), ale również w Chinach (m.in. na pustyni Gobi) i USA . Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że nie grozi nam już klęska braku wody pitnej. Nauczyliśmy się bowiem uzyskiwać ją ze słonej wody morskiej. Aż 50% używanej w Izraelu wody jest produkowane z zasobów morskich, a do 2050 r. odsalanie ma zaspokoić 70% zapotrzebowania tego kraju na wodę. Na większą skalę odsalanie jest stosowane na bogatych obszarach ubogich w wodę, szczególnie w Arabii Saudyjskiej, na Karaibach. Coraz częściej jest też stosowane w USA, Chinach, Singapurze, Hiszpanii i Australii. Wspominam i o tym, gdyż byli i tacy, którzy wieszczyli, że to właśnie brak wody pitnej jest największym zagrożeniem ludzkości. Singapur od ostatniego roku będzie zaspokajał aż 15% swego zapotrzebowania na energię z elektrowni słonecznych w Australii (odległej o ponad 3 tysiące km). Tak, my ludzie potrafimy już bardzo wiele. Myślę, że gdy tylko zakończy się wojna Rosji z Ukrainą takich przykładów będzie znacznie więcej. Zresztą i tak wybrałem tylko kilka sposród innych naszych pozytywnych działań.
Jak widać żyjemy w niestabilnych czasach, w których nieprzewidywalna jest nawet nieodległa przyszłość, kończy odkrywczą myślą swój felieton Jakub Majmurek. Tak jakby kiedykolwiek czasy były „stabilne” i „przewidywalne”.
Na zakończenie jeszcze jedna uwaga. Podobno jakieś badania francuskich psychologów wykazały, że stosunek do życia (optymistyczny lub pesymistyczny) jest w dużej części dziedziczny. Mój przyjaciel, poeta, Mieczysław Czychowski pisał:
A smutny i w słońcu smutny
Dzięcioł mu drzewo ostuka.
Jeśli mogę, to mam do redaktora Jakuba Majmurka prośbę. Niech swój pesymizm zachowa dla siebie. Zwłaszcza z Nowym Rokiem przyda nam się raczej odrobina optymizmu.
Piotr Kotlarz
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe. [Nie dotyczy to ilustracji, które mogą być objęte innymi prawami.]
Obraz wyróżniający: Farma fotowoltaiczna w Oberhinkofen koło Ratyzbony. Autorstwa ILIOTEC Solar GmbH – ILIOTEC Solar GmbH, www.iliotec.de, CC BY-SA 3.0 de, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=22803916