Od idei postępu do tzw. ponowoczesności

0
891

Od idei postępu do tzw. ponowoczesności

Właściwie powinienem rozbudować tytuł tego artykułu, powinien on brzmieć: Od idei postępu do tzw. ponowoczesności, czyli o błędnych  teoriach w nauce i ich konsekwencjach.

  Idea postępu (samo nawet pojęcie) jest stosunkowo młoda, sięga bowiem dopiero końca XVIII wieku. Nie ma w tym nic dziwnego, jeśli zważymy, że zmiany w sferze idei, obyczajowości, techniki itd. przebiegały aż do tego czasu bardzo powoli. W XIX wieku pojawiła się kolejna idea – idea ewolucji. Czasami mylnie z tą pierwszą łączona.

Wiek XVIII i XIX, a właściwie dopiero druga połowa wieku XVIII i pierwsza połowa wieku XIX, to czas w którym dopiero powstawały podstawy nauk nowożytnych: biologii, fizyki, historii… Stało się to możliwe – moim zdaniem – głównie z tego powodu, że po raz pierwszy w dziejach wiele państw mogło zachować swą ciągłość organizacyjną przez tyle stuleci, że w ramach tych państw mogły powstać i zachowało swą ciągłość wiele instytucji.

Za jednego z twórców idei postępu uważa się Jeana Antoine Nicolasa de  Condorceta, autora pracy: „Szkic obrazu postępu ducha ludzkiego poprzez dzieje”. Jak wielu myślicieli Oświecenia, ten pochodzenia arystokratycznego polityk, działacz społeczny i myśliciel, uważał, że rozwój ludzkich uzdolnień jest nieograniczony, że człowiek posiada ogromne możliwości doskonalenia się. Domagał się przyznania kobietom czynnego prawa wyborczego (z tego względu uznawany jest za pioniera feminizmu pierwszej fali). Był także przeciwnikiem kary śmierci. Warto tu nadmienić, że Condorcetowi zawdzięczamy m.in. reformę szkolnictwa, był zwolennikiem powszechnej i nieodpłatnej oświaty. Nie sposób nie docenić jego osiągnięć i wiary w człowieka.

Moim zdaniem jednak, Condorcet rozpatrując historię rozwoju nauki przez dzieje, szukając przyczyn tego, że  w czasie dziejów w procesie postępu dochodzi niekiedy do okresowego jego regresu, popełnił dość istotny błąd. Uważał on mianowicie, że winę za powstrzymywanie postępu ponosi Kościół (w różnych epokach różne Kościoły), który dla swych egoistycznych celów zawłaszczał wiedzę. Ten pogląd Condorceta przejęło wielu XIX a i XX wiecznych myślicieli i twórców (np. Bolesław Prus). Nietrudno też zrozumieć przyczyny takiego stanowiska. Przed francuską rewolucją to Kościół był instytucją, której podlegała oświata, Kościół był obrońcą ówczesnego ładu społecznego – monarchii. Być może też gdyby nie odebrano Kościołowi tej sfery życia społecznego, rozwój nauki postępowałby wolniej, choć warto zauważyć, że zarówno myśl Renesansu, jak i myśl Oświecenia były tworzone przez ludzi, którzy kształceni byli w instytucjach podległych Kościołowi.

Oczywiście opowiadam się za świeckim modelem kształcenia i uważam, że przejęcie oświaty przez państwo było bardzo korzystną z punktu widzenia nauki i rozwoju życia społecznego decyzją, niemniej jednak, to nie Kościół uważam, za głównego winowajcę regresu. Pomijam tu przyjęty przez Condorceta podział dziejów, moim zdaniem, dziś już anachroniczny. Uważam, że główną przyczyną regresu był w dziejach brak ciągłości państwowej i instytucjonalnej. To wojny i rewolucje (której to Condorcet był z sobie tylko wiadomych względów zwolennikiem, a później ofiarą) powodowały, że ludzkość tak często traciła dorobek swych poprzedników. Ileż to wspaniałych umysłów (w tym Condorceta) pochłonęła rewolucja francuska, ile dóbr kultury uległo w jej czasie zniszczeniu. Jak wielkie spustoszenia przyniosła będąca pośrednio jej wynikiem późniejsza wojna. We wspomnianym przez Condorceta starożytnym Egipcie, często dochodziło do zmian władzy kolejnych dynastii. W ciągu dwóch i pół tysiąca lat ponad 30 razy (z grubsza licząc), później rządzili tam władcy macedońscy, Rzymianie itd. itd. Każda zmiana dynastii wiązała się z wymianą elit (również kapłanów). W tym czasie również wiele kryzysów, powstań, wojen… zniszczenia miast. To właśnie z tego powodu nie mogła rozwijać się tam nauka. Drugim powodem był egoizm elit. Zawłaszczanie przez nie dochodu całego społeczeństwa, a nawet swoista tezauryzacja zamrażanie pozyskanych dóbr w postaci „uposażenia” nimi  władców i możnowładców na ich ostatnią drogę. Tempo rozwoju nauki, techniki (choćby w zakresie rolnictwa) był tam wręcz zaskakująco wolny. Porównajmy je z choćby tylko tysiącletnim okresem rozwoju społeczeństw w ramach państw europejskich. Dodatkowym czynnikiem regresu były czynniki naturalne, jak choćby zarazy (epidemie i pandemie), choć i tu warto zauważyć, jak wielki wpływ na nie miały wojny.

Teoria postępu sama w sobie nie byłaby niczym złym, każdy ma prawo do subiektywnych odczuć, może też je wyrażać. Związana z nią jednak teoria mówiąca o tym, że winę za „powstrzymywanie” postępu ponosi Kościół oraz przyjęty wówczas kult nowej teorii mówiący o zbawczej sile „rewolucji”, doprowadziły do zbrodni. Wymordowano wówczas, często w sposób okrutny, bez sądu, tysiące księży. Nie zastanawiano się nawet nad tym, że w ten sposób pozbyto się swych byłych nauczycieli, tych którzy wówczas byli jedynymi, którzy potrafili uczyć  dzieci tych morderców. Nie miało to znaczenia, liczyła się nienawiść, chęć odreagowania kryzysu, nadzieja na to, że zniknie on wraz z przejęciem majątku swych „prześladowców’.  Brak nauczycieli dla dzieci nie miał zresztą znaczenia. Zostały one  wraz z nowym bożyszczem tłumów, Napoleonem, wysłane na wojnę. Większość z nich tam już pozostała.

Za drugiego twórcę teorii postępu uważa się Anne-Robert-Jacquesa Turgota, który w swej karierze podobnie jak Condorcet pełnił funkcję Generalnego Inspektora Podatków. W przypadku tego raczej polityka niż myśliciela wiązanie jego postaci z powstaniem idei postępu budzi pewne wątpliwości. Pomijam jego projekty reform, które miały uzdrowić gospodarkę Francji Ludwika XVI, a które jej już uzdrowić nie mogły; głównie z powodu egoizmu warstw posiadających, ich roszczeń i ogromnych długów państwa. Dyskusyjną jest przede wszystkim jego teoria  zmniejszających się dochodów w rolnictwie opartą na obserwacji, że ilość ziemi jest skończona.

Teoria ta w połączeni z tezami Giovanniego Botero, który utrzymywał, że ludzkość ma nieograniczoną i niepohamowaną zdolność do zwiększania swojej liczebności, stała się podstawą statycznej teorii zasobów (maltuzjanizm, teoria przeludnienia). Jej twórca, Thomas Malthus, uważał, że  skoro liczba ludności rośnie w postępie geometrycznym, a produkcja żywności – w arytmetycznym, to nieunikniony jest stan przeludnienia.

Wróćmy jednak do myślicieli Oświecenia, do ich wiary w to, że historia (pojmowana jako dzieje ludzkości) jest procesem doskonalenia się ludzkości i jej koniecznego zbliżania się do mniej lub bardziej odległego stanu idealnego definiowanego (zależnie od preferencji danego myśliciela) jako: ostateczne wyzwolenie się od przesądów, usunięcie społecznych niesprawiedliwości, likwidacja niedostatku, pełne zaspokojenie potrzeb, zmniejszenie zależności człowieka od ślepych sił przyrody, zapewnienie wszystkim ludziom możliwości samorealizacji, panowanie prawa itp. Wyznawcy idei postępu byli skłonni mniemać, iż nieuchronnie zbliża się czas, kiedy obecne problemy ludzkości zostaną szczęśliwie rozwiązane, jeżeli natomiast pojawią się jakieś nowe, z pewnością znajdą się środki, pozwalające dać sobie z nimi radę, albowiem zakres ludzkich możliwości nie jest ograniczony (finalizmteleologia).

 Pierwsi głosiciele idei postępu opierali swój optymizm na przekonaniu, że człowiek, jako istota zdolna do uczenia się, gromadzi przez pokolenia wiedzę, która czyni go coraz potężniejszym, a zarazem lepszym i szczęśliwszym. W XIX w. coraz częściej pojawiały się koncepcje upatrujące główną przyczynę postępu nie w przyroście wiedzy, lecz w obiektywnych procesach przyrodniczych (H. Spencer) lub ekonomicznych (K. Marks), które nie zależą od stanu umysłów, lecz stan ten determinują; postęp był pojmowany jako obiektywna konieczność rozwojowa, której działanie ludzie mogą co najwyżej przyśpieszyć lub opóźnić[1].

Tu wspomnieć musimy o kolejnym badaczu, o Darwinie i jego teorii ewolucji. W połowie XIX stulecia Charles Darwin sformułował teorię ewolucji poprzez dobór naturalny, a odkrycie opublikował w monografii „O powstawaniu gatunków” (1859). Procesy ewolucyjne powodują powstawanie bioróżnorodności na każdym poziomie organizacji biologicznej, w tym na poziomie gatunkuosobniczym i molekularnym. W koncepcji Darwina istotne jest pojęcie doboru naturalnego (selekcji naturalnej) – jednego z mechanizmów ewolucji biologicznej, prowadzącego do ukierunkowanych zmian w populacji zwiększających ich przeciętne przystosowanie, czyli adaptację do warunków środowiskowych, poza okresami wymierania[2]. Autorzy definicji doboru naturalnego piszą: Miarą sukcesu w doborze naturalnym jest dostosowanie (ang. fitness); można je rozpatrywać na poziomie osobników lub poszczególnych genów. Organizmy posiadające korzystne cechy mają większą szansę na przeżycie i rozmnażanie, co prowadzi do zwiększania częstości występowania korzystnych genów w populacji[3].

W powyższym cytacie podkreśliłem słowa miarą sukcesu, pojęcie sukces jest bowiem pojęciem subiektywnym. W procesie zmian w przyrodzie przetrwały te organizmy, które szybciej i lepiej potrafiły dostosować się do nieustannie zmieniającego się środowiska. Tyle i tylko tyle. Bez słów lepszy, gorszy; sukces, porażka. Odnośnie do człowieka, a i w świecie zwierząt ważne jest przy tym nie tylko środowisko zewnętrzne, ale również rywalizacja wewnątrz własnej grupy.

Subiektywne interpretowanie teorii Darwina spowodowało rozwój kilku ahumanistycznych idei: rasizmu, eugeniki, marksizmu.

W dziele „O pochodzeniu człowieka” Darwin napisał: Wydaje się niemal pewne, że kiedyś w przyszłości, zresztą niedalekiej, bo mierzonej stuleciami, cywilizowane rasy ludzkie wytępią rasy dzikie, by zająć ich miejsce na świecie. W tym samym czasie małpy człekokształtne, jak zauważa prof. Schaaffhausen, bez wątpienia zostaną również wytępione. Wtedy luka jeszcze się powiększy, ponieważ będzie się rozciągać między człowiekiem o wyższym stopniu cywilizacji, przypuszczalnie wyższym niż u przedstawicieli obecnej rasy kaukaskiej, a jakąś małpą tak nisko stojącą, jak np. pawian, zamiast, jak obecnie, pomiędzy Murzynem czy Australczykiem a gorylem. [Karol Darwin, O pochodzeniu człowieka, tłum. Stanisław Panek, Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne, Warszawa 1959, s. 155–156. Pisownia za Wikipedią.]

Idee niewolnictwa, rasizmu, były już przed Darwinem, ale w jego teoriach znalazły dodatkowe wsparcie. Wraz z jego teorią pojawiła się jednak również koncepcja… próby… nie to złe słowa… pojawili się ludzie, którzy uznali, że są już na tyle światli, że teraz oni, niczym Bóg, mogą wpływać na dobór gatunków. Niestety teorie Darwina (upraszczając je, nie próbując ich rozwijać, wyjaśniać) zaczęto stosować również do opisu procesów zachodzących w społeczeństwach ludzkich. Pojawili się ideologowie tzw. darwinizmu społecznego, stworzonego przez Galtona, a następnie szeroko zaakceptowanego w sferach akademickich. Rozkwitła eugenika. Od późnego XIX wieku, aż do końca II wojny światowej, eugenika miała silny wpływ na publiczne i zdrowotne ustawodawstwo w Europie i w USA. Nie tylko zresztą ustawodawstwo, była stosowana w praktyce (np. sterylizacja, aż do fizycznej likwidacji osób uznanych za – z jakiegoś powodu – „gorsze”). Na szczęście przyszło otrzeźwienie, choć nie wiem, czy słusznie wypieramy z naszej pamięci zbrodnie eugeniki? Może lepiej je przypominać? Powinny być ostrzeżeniem przed kolejnymi inżynierami ludzkich organizmów.

Tak samo jak powinniśmy wciąż przypominać o zbrodniach rasizmu, który objawił się ze szczególną siłą w nazizmie, którego ofiarą padli Polacy, Żydzi, Cyganie… wiele innych pojmowanych rasowo, a nie kulturowo narodów. Twórcy tej teorii nie mając pojęcia o genetyce, o wcześniejszych przemieszczaniach się ludności, o tym że wszelkie społeczeństwa są swego rodzaju tyglem w którym dochodziło do mieszania się różnych genów i kultur, zapragnęli od razu wprowadzać swe teorie w czyn. Rozpocząć proces zniewolenia, a nawet likwidacji, ras „gorszych”.

Inni wprowadzali teorię ewolucji do nauk społecznych. W encyklopedycznej definicji czytamy, że: Ewolucjonizm w naukach społecznych i historii, zwany także ewolucjonizmem kulturowym lub ewolucjonizmem kulturowo-społecznym to zbiór teorii opisujących ewolucję społeczeństwa, które przechodzi przez poszczególne etapy podczas rozwoju społecznego. Ewolucjonizm jest jedną z najstarszych teorii w socjologii i antropologii kulturowej, w swojej klasycznej postaci został sformułowany (i dominował w całej nauce) w XIX wieku. Ewolucjonizm unilinearny to XIX-wieczna koncepcja wyrosła na bardziej ogólnej idei postępu (progresywizmu), która postuluje istnienie jednej dominującej linii ewolucji i w myśl którego wszystkie społeczeństwa (na całym świecie, choć może w różnym tempie) przechodzą przez te same stadia rozwoju.

Klasyczny ewolucjonizm rozwijany był od drugiej połowy XIX wieku i na początku XX wieku. Stał na stanowisku, że wszystkie społeczności ludzkie rozwijają się w podobny sposób, przechodząc przez pewne etapy rozwojowe. Stosując metodę porównawczą, ewolucjoniści starali się opisać te etapy i wskazać kierunek postępu w historii. 

Moim zdaniem, również dzięki metodzie porównawczej, w różnych społeczeństwach dochodzi do bardzo podobnych procesów (zmian), np. zmian ustrojowych, na podobnym etapie ich rozwoju (poziomu gospodarki, gęstości zaludnienia, struktury społecznej). Wynika to z konieczności dostosowania się tych społeczeństw do nowych uwarunkowań. Tak więc, np. Ateny w czasie swego istnienia (między XI/X w. p.n.e. a IV w. p.n.e.) ewoluowały, mówiąc precyzyjniej ulegały zmianie takie elementy tego państwa jak liczba jego ludności, jej struktura zamieszkania, zatrudnienia itp., zmieniał się też ustrój tego państwa. Od monarchii patrymonialnej do demokracji. Tak też i Polska między X a XXI wiekiem zmieniała (kolejni, coraz liczniejsi mieszkańcy Polski) zmieniali swój ustrój od monarchii patrymonialnej do demokracji. Określanie tych zmian słowem postęp jest zabiegiem subiektywnym. Demokracja od monarchii jest ustrojem „lepszym” tylko dla nas, z naszego punktu widzenia, względnie bardziej dostosowanym do naszej struktury społecznej.

Historia, jako nauka społeczna powinna szukać w procesach społecznych jakichś prawidłowości, zasad. Tylko w ten sposób można opisywać dzieje. Opisywać, tylko opisywać, próbować zrozumieć. Zrozumieć, nie oceniać. To jest zadanie nauki.

Pojawili się jednak jak w przypadku darwinizmu społecznego, kolejni ideolodzy, inżynierowie społeczni, twórcy teorii ewolucji społecznej.

Kierunek wytyczył Karol Marks. W „18 brumaire’a Ludwika Bonaparte” Marks postawił sobie za zadanie wyjaśnić, dlaczego doszło we Francji do wojskowego zamachu stanu. Wypadałoby jeszcze wyjaśnić w jaki sposób trzech szalbierzy może zaskoczyć 31-milionowy naród i bez oporu wziąć go do niewoli. Uważał, że historyk nie może ograniczać się do samego opisu wydarzeń, historyk musi wyjaśniać. Po raz pierwszy na konkretnym materiale historycznym podjął próbę wyjaśnienia biegu wydarzeń z punktu widzenia swej teorii procesu dziejowego. Teoria ta, budowana przy szeregu założeń idealizujących, abstrahująca od przypadkowości w dziejach, wykrywająca samą „logikę historii”, miała stać się teraz bazą eksplanacyjną dla wyjaśniania już konkretnych, rzeczywistych wydarzeń historycznych. Dla Marksa jest jasne, że aby móc wyjaśniać trzeba najpierw dysponować teoretyczną charakterystyką tego, co ma być wyjaśniane. Bez takiej teoretycznej charakterystyki dziedziny, w ramach której będzie się analizować badane zjawisko niemożliwym jest przekroczenie poziomu traktowania go jako przypadkowego, niezrozumiałego i niepojętego[4].

Marks uważał, że taką teoretyczną charakterystyką dysponuje. Nie różnił się w tym od wielu innych ówczesnych myślicieli, czasami artystów, którzy uznali, że poznali prawdę , że dotarli do absolutu (Wroński). Kult geniusza w epoce ponapoleońskiej był dość powszechny. Uważam, że można też taką teoretyczną charakterystykę w trakcie badania próbować tworzyć. Tak jak w biologii, czy fizyce. Najpierw dysponując pewną intuicją (nieuświadomioną wiedzą) stawiamy hipotezy, później budujemy teorie i obowiązują one do czasu, aż ktoś lub nowe źródła wykażą czy są, czy też nie są falsyfikowalne. Tworzenie różnych teorii, w tym historiozoficznych nie jest niczym złym. Uznanie ich jednak za dogmat może prowadzić do nieszczęścia.

Marks stworzył teorię walki klas, teorię rewolucji i przy pomocy tych teorii próbował wyjaśniać procesy historyczne. Niestety, nie brał pod uwagę tego, że jego teoria może być błędna. Zamiast podejmowania prób poszukiwania odpowiedzi na kolejne pytania, do już przyjętej teorii naginał wydarzenia z historii.

Marks upraszczał prezentowany obraz: Była więc w okresie pierwszej rewolucji francuskiej praktyka prawno-polityczna zapóźniona w stosunku do praktyki produkcyjnej i stąd brała się jej antyfunkcjonalność. Odwrotnie rzecz się natomiast miała w czasie rewolucji z lat 1848-1851. Rozwój praktyki prawno-politycznej w okresie lutowym był tak szybki, że wyprzedził znacznie przemiany w praktyce produkcyjnej, konieczne, aby zdobycze polityczne proletariatu mogły być trwałe. Proletariat — pisał Marks — który zdobył ją z bronię w ręku, wycisnął na niej swe piętno i obwołał ją republiką socjalną. W ten sposób wskazana została ogólna treść rewolucji współczesnej, treść, która pozostaje w najosobliwszej sprzeczności ze wszystkim, co z istniejącym materiałem, na osiągniętym szczeblu kultury mas, w danych warunkach i okolicznościach można już było bezpośrednio wprowadzili wadzie w życie. Rewolucja lutowa była więc dla Marksa „zawieszona w próżni”, wznoszące się na bazie ekonomicznej stosunki społeczne nie dorosły jeszcze do objęcia władzy przez proletariat. Działania podejmowane w ramach praktyki prawno-politycznej prowadziły do wytworzenia efektu łącznego antyfunkcjonalnego w stosunku do ówczesnej własności naczelnej tej praktyki, stąd też nie mogły liczyć na trwałość. W latach 1848—1851 społeczeństwo francuskie zdobyło — i to skróconą, bo rewolucyjną metodę — nauki i doświadczenia, które przy prawidłowym, że tak powiem metodycznym, rozwoju musiałyby rewolucję lutową poprzedzać, by uczynić z niej coś więcej niż powierzchowny wstrząs. Społeczeństwo, zdawałoby się, cofnęło się teraz poza punkt, z którego wyszło, w rzeczywistości zaś musi ono dopiero stworzyć sobie rewolucyjny punkt wyjścia, sytuację, stosunki, warunki niezbędne, by rewolucja współczesna mogła stać się sprawę poważną. Była więc dla Marksa rewolucja lutowa jedynie „powierzchownym wstrząsem”, który dotknął praktykę prawno-polityczną społeczeństwa francuskiego, zachwiał jej równowagę powodując nadmierne — w stosunku do jej ówczesnej własności naczelnej, polegającej na prawno-politycznym zabezpieczaniu i sankcjonowaniu istniejącego kapitalistycznego sposobu produkcji — odchylenie w lewo. Przemiany nie dotknęły praktyki produkcyjnej, stąd też, właśnie na skutek jej oddziaływania, musiało nastąpić przywrócenie równowagi w sferze polityczno-prawnej. Wszystkie wydarzenia z lat 1848—1851 są najlepszym potwierdzeniem tej prawidłowości historycznej. Marks ze zdumiewającą trafnością potrafił to wychwycić już tuż bezpośrednio po samym przebiegu wydarzeń. Wynika stąd, iż tylko te działania mają szansę realizacji w skali społecznej, które są zgodne z duchem czasu, tzn. są funkcjonalne w stosunku do własności naczelnej praktyki, w ramach której się odbywają. Przy tym działania mogą być niezgodne z duchem czasu z dwojakiego powodu: bądź czas ich już minął, bądź jeszcze nie nadszedł. W 1848 roku czas rewolucji proletariackiej jeszcze nie nadszedł[5].

Uproszczona wizja procesu historycznego, pominięcie choćby w ukazanym powyżej opisie równie ważnych i mających wpływ na przebieg dziejów kwestii, takich jak np. walki wewnątrzdynastyczne, rywalizacja imperialna i sama idea imperializmu, kryzys gospodarki feudalnej, to tylko niektóre z wad teorii Marksa. Teorie mogą zresztą być różne, nad ich prawdziwością mogą zastanawiać się badacze, gorzej gdy teoria staje się doktryną. Taką stał się marksizm. Co gorsza znaleźli się i tacy, którzy zapragnęli wprowadzić tę doktrynę w życie.

Tu pojawia się zbieżność między twórcami „teorii postępu” i twórcami teorii „darwinizmu społecznego” oraz twórcami teorii walki „klas i rewolucji”. Wszyscy oni sądzili, że ich teorie są jedynie słuszne, wszyscy też chcieli w oparciu o nie przejść od opisu rzeczywistości od jej kreowania. A to jest już niebezpieczne. Można bowiem pisać utopie, ale wprowadzanie ich w życie musi zawsze okazać się niebezpieczne, wręcz prowadzić do tragedii. Mało tego, wbrew oczekiwaniom tych, którzy je głosili, zamiast oczekiwanych pozytywnych efektów, przynoszą zgubę.

Do dziś pojawia się cała rzesza obrońców Marksa. Szukają usprawiedliwienia swojej jego fascynacją w różnych jego dziełach. Broni go np. Edwin Bendyk. Pisze np.: Te właśnie późne studia Marksa odsłaniają Kevin B. Anderson czy Lucia Pradella, pokazując, że autor „Kapitału” odszedł z czasem od uniwersalistycznej i deterministycznej koncepcji rozwoju systemów społeczno-gospodarczych, przyjmując wielość możliwych dróg włącznie z możliwością socjalistycznej transformacji bez rozwiniętego przemysłu, a w oparciu np. o wspólnotowe formy własności wiejskiej. To właśnie dlatego Gareth Stedman Jones konkluduje swą biografię stwierdzeniem, że Marks nie był teoretykiem rewolucji rozumianej jako wydarzenie, które można opowiedzieć w podręcznikach przez takie obrazy, jak zburzenie Bastylii czy szturm na Pałac Zimowy. Rewolucja dla niego to kształtowany przez polityczny podmiot proces dziejący się w konkretnych warunkach historycznych określonych przez współoddziaływanie wielu sił[6].

Już sama teoria tzw. możliwości socjalistycznej transformacji bez rozwiniętego przemysłu, a w oparciu np. o wspólnotowe formy własności wiejskiej, powinna skłonić autora powyższego cytatu do zastanowienia. Możliwość socjalistycznej transformacji? Wiemy, jak to się skończyło i czym rzeczywiście było.

Czym była rewolucja w Rosji i jakie były (są do dziś) jej skutki nie trzeba nikomu przypominać. Ustrój polityczny (sposób organizacji społeczeństwa) powstaje na bazie jego struktury, dostosowuje się do niej. Czy tak trudno zrozumieć, że zmieniając w wyniku rewolucji lub wojny strukturę danego społeczeństwa nie można wprowadzić demokracji? Przecież te siłowe rozwiązania tworzą nowe właśnie na sile oparte elity, które na długo nie zechcą oddać swej władzy. Warto zauważyć, że ślepymi lub oszustami byli też ci, którzy twierdzili, że za pomocą wojska można wprowadzić gdziekolwiek demokrację (np. w Iraku). Oni również powinni stanąć przed sądem za nawoływanie do zbrodni. W każdym razie powinni stanąć przed sądem historii.

Odnośnie do prezentowanej wyżej teorii postępu, jej wizja spotkała się z krytyką zanim jeszcze została w pełni opracowana (np. J.J. Rousseau). Krytycy wskazywali, iż to, co jest witane jako postęp (np. industrializm czy też rozpad tradycyjnych więzów krępujących do tej pory jednostkę) ma swoje liczne złe strony. Od końca XIX w. można mówić o pogłębiającym się kryzysie idei postępu, co znalazło wyraz w publikacjach wskazujących na jej anarchiczność i naiwność; przetrwała ona wprawdzie jako składnik wielu ideologii (w szczególności socjalistycznej i komunistycznej), ale straciła na ogół dawną popularność i coraz rzadziej znajdowała rzeczników wśród przedstawicieli filozofii społecznej. Pojęcie to ma ponadto charakter subiektywny, jest nieprecyzyjne  i nieweryfikowalne.

Statyczna teoria zasobów stała się inspiracją dla wielu ruchów politycznych w XIX i XX wieku. Z analogicznych jak Malthus założeń dotyczących przyczyn biedy wychodziła Margaret Sanger postulując konieczność wprowadzenia kontroli urodzeń oraz kwestionując zasadność pomocy społecznej i filantropii. W 1960 roku dziennikarz Vance Packard opublikował książkę The Waste Makers (Marnotrawcy), w której pisał: Jeśli idzie o ropę, Stany Zjednoczone wyraźnie zbliżają się do wyczerpania zasobów. Przy dzisiejszym tempie zużycia – nie mówiąc o jutrzejszym – Stany mają sprawdzone rezerwy ropy wystarczające, by zaspokoić zapotrzebowanie kraju przez najbliższe trzynaście lat. [Vance PackardThe Waste Makers, 1960.][7].

Cóż, nie mógł biedak wiedzieć o zasobach gazu łupkowego, o tym, że kilkadziesiąt lat później odkryjemy inne źródła energii. Tak jak w początkach XIX wieku różni teoretycy nie mogli przewidzieć, że nastąpi taki postęp w rolnictwie („zielona rewolucja”). Tu używam pojęcia postęp w sensie pozytywnym. Choć niektórzy mogą uznać, że w ten sposób „niszczymy” przyrodę.

Wieszczą inni: Jeśli utrzymają się aktualne trendy, świat w 2000 roku będzie bardziej zatłoczony i zanieczyszczony, mniej stabilny ekologicznie i bardziej podatny na zaburzenia niż świat, w którym żyjemy dzisiaj. Wyraźnie dostrzegamy poważne problemy związane z liczbą ludności, zasobami i środowiskiem, do których zmierzamy. Pomimo większej produkcji materialnej, ludność świata będzie uboższa w wielu dziedzinach. Dla setek milionów osób w skrajnej biedzie, perspektywa zaspokojenia głodu i innych potrzeb życiowych nie poprawi się. Dla wielu się pogorszy. [The Global 2000 Report to the President, 1980][8].

W 2006 roku James Lovelock, twórca hipotezy Gai prognozował, że z powodu zmian klimatycznych w XXI stuleciu „umrą miliardy ludzi, a nieliczne pary zapewniające przetrwanie będą mogły przeżyć tylko w sprzyjającym klimacie Arktyki”. W 2012 roku Lovelock przyznał, że jego „ekstrapolacja poszła za daleko” i że nasza wiedza na temat zmian klimatycznych jest mniejsza niż sądzono 20 lat temu.

Pozwólmy jednak ideologom postępu oraz teoretykom statycznej teorii zasobów na ich przypuszczenia, zwracają przecież uwagę na ważne problemy, które przecież trzeba rozwiązać. Jeśli dostrzeżemy jednak, że ich teorie mogą być niebezpieczne (jak np. teoria administracyjnego regulowania przyrostu naturalnego), przeciwstawiajmy się im. Nie dopuszczajmy ideologów do władzy. Na pewno swymi działaniami przyniosą tylko szkody.

Teorie darwinizmu społecznego, a przede wszystkim próby zastosowania ich w praktyce (eugenika) mam nadzieję, że już na zawsze zostały zarzucone.

Podobnie wydawałoby się, że powinniśmy całkowicie odrzucić marksizm. Wprowadzanie w życie tzw. teori walki klas i rewolucji pokazało już wszędzie swój zbrodniczy charakter. Nie sposób drogą „dyktatury proletariatu” zbudować społeczeństwa przyszłości.

Wydawałoby się, że nadszedł kres tzw. „inżynierów społecznych”. Ci jednak wciąż istnieją, wciąż, nie wiedzieć z jakich przyczyn, dążą do „uszczęśliwiania” innych, co ciekawe wciąż sięgają budując swoje teorie do swego „ojca-twórcy”, do Marksa.

Pisze Edwin Benedyk: Sięganie po Marksa nie jest zabawą zapałkami, wszystko, co w nim było groźne, dawno zamokło. Jego projekt [utopia – PK] jest politycznie równie martwy, jak państwo Platona. Ale jest też drugi powód jego nieważności, będący triumfem diagnozy Marksa. Rynek światowy stał się taką potęgą, że nikogo się bać nie musi. Ani Marksa, ani lewicy, ani zapałek” – napisał Robert Krasowski w zakończeniu tekstu „Totalny człowiek Marksa” (POLITYKA 17/18). Stwierdzenie mocne, na miarę tezy o „końcu historii” Francisa Fukuyamy sprzed ćwierćwiecza i deklaracji TINA – „There Is No Alternative” Margaret Thatcher, która również uznała, że nie ma alternatywy dla wolnorynkowego kapitalizmu.

Stwierdzenie mało więc oryginalne, choć dość odważne w sytuacji trwającego już dekadę kryzysu tego systemu. Już nie tylko lewicowi krytycy kapitalizmu, ale także liberałowie zwracają uwagę, że silnik napędzający to, co dla systemu najważniejsze – akumulację kapitału, szwankuje i żywi się głównie spekulacjami finansowymi oraz długiem zaciąganym wobec przyszłości. Oznaki choroby to malejący dynamizm, coraz słabsze tempo innowacji i rosnące w biliony dolarów zasoby finansowe trzymane bezproduktywnie w korporacyjnych kasach oraz rajach podatkowych. Czy ta zadyszka oznacza koniec kapitalizmu? Do takiej odpowiedzi skłaniają się autorzy tak różni, jak Paul Mason, Jeremy Rifkin, Immanuel Wallerstein czy Wolfgang Streeck. Czy może też po raz kolejny kryzys stanie się okazją do systemowej reorganizacji i przekształcenia do jakiejś nowej wersji, np. zielonego kapitalizmu?

Najbezpieczniejszą odpowiedź zaproponował Zygmunt Bauman, który w swych ostatnich pracach odwoływał się do koncepcji interregnum – bezkrólewia, ukutej w okresie międzywojennym przez włoskiego marksistę Antonio Gramsciego. Oznacza ona sytuację, kiedy stary ład wyczerpał się, świat zaczynają drążyć coraz liczniejsze patologie, a w narastającym chaosie dojrzewają kryształy nowej rzeczywistości[9].

W jakim celu próbując opisać dzisiejszą rzeczywistość odwoływać się do Marksa. Odwoływanie się w dyskusji do autorytetu, jako błąd, wykazał już Schopenhauer. Hipotezy, teorie, jeśli są istotne nie muszą mieć obok siebie żadnych nazwisk.  Przytaczanie takowych w artykułach niczemu nie służy, a w każdym razie nie stanowi o prawdziwości jakiejkolwiek teorii. Czy pan Edein Benedyk zadał sobie trud zastanowienia się nad tym ilu z jego czytelników (a swój artykuł zamieścił w „Polityce”) zna prace takich autorów jak: Paul Mason, Jeremy Rifkin, Immanuel Wallerstein czy Wolfgang Streeck?

Zastanówmy się jednak nad zaprezentowanym problemem i później ewentualnymi koncepcjami jego rozwiązania. Edwin Benedyk i przywołany przez niego Zygmunt Bauman chcą widzieć kryzys tzw. „kapitalizmu”. Piszę tzw., gdyż właściwie do dziś pojęcie to nie zostało zdefiniowane, choć spotykamy wiele podejmowanych w tym kierunku prób. W dzisiejszej Wikipedii czytamy np., że: Kapitalizm to system gospodarczy oparty na prywatnej własności środków produkcji i w konsekwencji czerpania z nich zysku, oraz na swobodnym obrocie dobrami w ramach rynku; stąd też gospodarka kapitalistyczna nazywana jest również gospodarką rynkową. Swoboda działalności na rynku przejawia się w postaci wolnej przedsiębiorczości, wolnego obrotu towarami i usługami, swobodnego obrotu prawami własności, istnienia sprawnych instytucji finansowych oraz na wolnej konkurencji pomiędzy podmiotami[10].

Problem jednak polega na tym jak zdefiniować pojęcie własności prywatnej. Czy własność korporacji jest własnością prywatną, a spółki akcyjnej, fundacji, gminy, miasta? Od jakich proporcji w różnorodności podmiotów własności jedne społeczeństwa uznamy za kapitalistyczne, a inne nie?

W dalszej części autorzy definicji twierdzą: W kapitalizmie występują dwie podstawowe klasy społeczne: przedsiębiorcy i zatrudniani przez nich pracownicy. Stosunki między nimi opierają się na ruchu pieniędzy, dóbr i usług[11].

Co ciekawe, już nie (jak wcześniej) kapitaliści (właściciele kapitału, rentierzy), a przedsiębiorcy? Czyli kapitalistą jest np. przedsiębiorca, ajent kawiarni, który boryka się z każdym dniem broniąc się przed upadkiem swego przedsiębiorstwa (lokalu), a klasą antagonistyczną wobec niego są pracownicy tegoż lokalu. Czy definicja ta nie wygląda na odrobinę śmieszną? A kim w takim razie staje się przedsiębiorca, który zbankrutował?

Skoro nie istnieje, jest niedefiniowalny kapitalizm, to nie sposób mówić o jego kryzysie. Te społeczeństwa dotykały od zawsze i zapewne dotykać będą w przyszłości. Mogą być wynikiem kataklizmów naturalnych: np. zmian klimatycznych, zaraz, mogą też wynikać z braku kontroli przyrostu demograficznego, błędnych decyzji gospodarczych i ekonomicznych, wreszcie wojen czy rewolucji.

Oczywiście myli się Zygmunt Bauman uważając, że tzw. stary ład się wyczerpał, a świat zaczynają drążyć coraz liczniejsze patologie, a w narastającym chaosie dojrzewają kryształy nowej rzeczywistości.

Jakiż stary ład? Czy model tak zwanego systemu komunistycznego, lub jak wolę go określać komunistycznej dyktatury (feudałkomunizmu – gdyż własność zawłaszczył tzw. komunistyczny aparat)? Czy tak zwanego kapitalizmu, którego jak wykazałem wyżej nie sposób zdefiniować?

Ludzie tak jak czynili to od tysiącleci, tak dalej będą rozwiązywać swoje problemy. Tempo innowacji (to lepsze słowa niż postęp) w wielu dziedzinach wręcz galopuje. Odsalanie wody, samoloty z napędem elektrycznym, 5G, paliwo wodorowe, nowe ekologiczne technologie produkcji w miejsce używanego w wielu dziedzinach plastiku. Relacje handlowe między różnymi państwami rozwijają się, rośnie liczba państw demokratycznych. Owszem gdzieś tam drzemią jeszcze idee imperializmu, militaryzmu, komuś marzy się dyktatura. Przypuszczam, że w wielu demokracjach wciąż będzie toczyć się walka miedzy modelem oligarchicznym, a skrajnie demokratycznym. Mechanizmy demokracji będą, mam nadzieję, coraz doskonalsze. Będzie też postępować dalej integracja gospodarcza, a i polityczna. Dziś powstaje związek państw na Dalekim Wschodzie, rozwija się Unia Europejska. Ludzie, społeczności Świata, będą bowiem dostosowywać się do zmieniających się warunków przyrody i społecznych. W tak pojmowanym sensie ewoluować. Proces ten trwa od początku istnienia człowieka i trwać będzie nadal. Być może nastąpią też okresy kryzysu, kryzysów. Być może w ich wyniku znów utracimy cześć swego dorobku. Tu jednak podobnie jak Condorcet wykażę się optymizmem. Wzrost wiedzy może pozwolić nam w tym, by wielu kryzysom zapobiec. 

Nie nazwę ponadto obecnego okresu ponowoczesnym. To jakieś dziwne pojęcie. A jak nazwą nasi następcy swój czas za 100, 200… lat. To nie wnosząca nic nowego periodyzacja.

Z pojęciem tym wiążą się jednak i inne pojęcia i teorie.  Jedna z nich nawiązuje, a właściwie jest jedną z postaci ewolucjonizmu.  To teoria modernizacji – ogólna nazwa teorii rozwoju społecznego, opisująca rozwój społeczeństw w kierunku społeczeństwa nowoczesnego. Ma ona zarówno wyjaśniać modernizację, jak i wskazywać w jaki sposób można zmodernizować społeczeństwo (charakter normatywny). Początkowo chciałem zostawić kwestię tzw. wyjaśniania, po namyśle zdecydowałem jednak, że spróbuję się do niego odnieść:

Teoria modernizacji podziela większość założeń ewolucjonizmu. W szczególności:

  1. zakłada unilinearny charakter zmiany (wszystkie społeczeństwa podążają tą samą ścieżką).                                                                                                              Tak, lecz nie w tym samym czasie i nie w taki sam sposób. Np. Szwecja nie została dotknięta rewolucją,
  1. zmiana społeczna jest nieuchronna i nieodwracalna.                                                   To truizm.
  1. zmiana ma charakter ewolucyjny (stopniowy).                                                  Czasami rewolucyjny, oczywiście ze stratą dla społeczeństwa nią dotkniętego.
  1. modernizacja społeczeństw wiąże się z przechodzeniem przez szereg stadiów.      Możemy mówić o stadiach ustrojowych. Tu pojęcie modernizacja ma zakres zbyt szeroki.
  1. czynniki modernizacji mają charakter endogenny (wewnętrzny).                Społeczeństwa również oddziałują na siebie wzajemnie, uczą się od siebie.
  1. modernizacja społeczna jest generalnie korzystna dla społeczeństw (progresywizm).    Nie wszystkie zmiany muszą być korzystne. Pojęcie generalnie jest nieścisłe.

Właściwie szkoda czasu na takie analizy. To tylko intelektualna zabawa. Z takich teorii nic nie wynika, nie są też przydatne w innych naukach. Bardziej niebezpieczna jest jednak inna kwestia.

W cytowanej tu definicji modernizacji znalazłem taki akapit: Dodatkowo jednak, teoretycy modernizacji podkreślali konieczność planowanych zmian społecznych, mających doprowadzić do społeczeństwa nowoczesnego (inżynieria społeczna). Ponieważ wzorcowymi społeczeństwami nowoczesnymi były społeczeństwa zachodnie, tym samym modernizacja miała polegać na przejmowaniu zachodnich wzorców i instytucji (westernizacja czy amerykanizacja).

Boże chroń nas przed takimi modernizatorami. Twórcami teorii modernizacji, postmodernizacji, nowoczesności, ponowoczesności. Już marksiści (do którego teorii zresztą ci nowi ideolodzy wciąż się odwołują) przynieśli wystarczająco wiele złego. Nie potrzebujemy „inżynierów społecznych” z ich wydumanymi teoriami. Już raz Zygmunt Bauman „budował” nam idealne socjalistyczne społeczeństwo. Później zaczął wieszczyć ponowoczesne. Teraz robią to jego następcy, również następcy Marksa. Świat jest zbyt złożony, by móc stworzyć prosty dla niego model, by opisać go w jednej lub kilku książkach.

Nauka różni się od pseudonauk, od różnych ideologii tym, że w odróżnieniu od nich zajmuje się realną, a nie „idealną”, rzeczywistością, że tworzone hipotezy i teorie wciąż weryfikuje, że posługuje się nazwami, które mają swe desygnaty, pojęciami,  które można jednoznacznie zdefiniować.

                                                                         Piotr Kotlarz  

[1] Encyklopedia PWN, Postęp, https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/postep;3960888.html

[2] Te powodowały wyginiecie na pewnych obszarach całych gatunków.

[3] Wikipedia, Dobór naturalny, https://pl.wikipedia.org/wiki/Dob%C3%B3r_naturalny

[4] Jan Pomorski, Karol Marks i paradygmat historii teoretycznej, Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio F, Historia 40, s. 149.

[5] Jan Pomorski, Karol Marks i paradygmat historii teoretycznej, Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio F, Historia 40, s. 151-152.

[6] Edwin Bendyk, Skąd tyle kontrowersji wokół Marksa, „Polityka” 6 czerwca 2017. https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1707414,1,skad-tyle-kontrowersji-wokol-karola-marksa.read

[7][7][7] Za: Wikipedia: Statyczna teoria zasobów.

[8] Za: Wikipedia: Statyczna teoria zasobów.

[9] Edwin Bendyk, Skąd tyle kontrowersji wokół Marksa, „Polityka” 6 czerwca 2017. https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1707414,1,skad-tyle-kontrowersji-wokol-karola-marksa.read

[10] Wikipedia: Kapitalizm.

[11] Tamże.