Marzenia o monarchii Jego Królewskiej Mości, Janusza Korwina Mikke.
Chciałem początkowo, idąc za jego przykładem, pozwolić sobie na kropki po słowie K, odnoszącym się do ustroju o jakim marzy Janusz Korwin Mikke, idąc za jego przykładem. Wszak pisze on o d…kracji. Po namyśle postanowiłem jednak nie zniżać się do takiego poziomu. Przez lata nie zwracałem większej uwagi na poglądy tego pana. Myślałem, ot taki sobie ekscentryk z muszką, który za wszelką cenę chce szokować.
Partia pana Korwina-Mikke weszła jednak od sejmu i jak się okazuje podobne do jego poglądów mają i inni jej członkowie, również będąca członkiem jego partii i kandydująca do parlamentu z tej samej listy, jego żona.
Na swoim na swoim profilu na Facebooku Janusz Korwin-Mikke polemizując z krytykiem jego (odnoszących się do monarchii) poglądów, na zarzuty pana XX, który twierdził, że: Banda zacofanych „monarchistów” myślących, że przy dzisiejszym skomplikowanym społeczeństwie, ekonomii i geopolityce można sobie wsadzić ,wy ludzie macie jakiekolwiek pojęcie jak wiele decyzji dziennie i o jak dużej złożoności musiałby taki człowiek podejmować? Jedyna osoba, która mogłaby ewentualnie dać radę to sam JKM, specjalista od wszystkiego, doktor wszechnauk i Nieomylna Wyrocznia Prawicy, odpowiedział: Otóż pan XX nie zastanowił się nad jednym: jeśli takich decyzji nie może podejmować monarcha – to jakim cudem takie decyzje mógłby podejmować Parlament??!? Przecież w d***kracji podjęcie najprostszej decyzji zajmuje tygodnie – jeśli nie miesiące!!! I, oczywiście, o wiele łatwiej wytłumaczyć problem monarsze, niż 460 facetom, z których 3/4 to głąby, umiejące tylko najlepiej w Polsce wygłaszać slogany na wiecach! (…) W d***kracji, a nawet w republice, ci faceci walczą między sobą, by podejmować jak najwięcej decyzji. Zasuwają naprawdę pełną parą, zajmują się setkami tysięcy spraw. Myśl o tym, że coś mogłoby dziać się bez nich budzi ich przerażenie – i wyrzuty sumienia: przecież mogliśmy się tym zająć i nie dopuścić… Natomiast monarcha potrzebuje czasu na rodzinę, na polowania, na kochanki, na teatr… Dlatego o wiele łatwiej przystaje na samo-regulację, czyli na wolny ry nek. Powierza sądownictwo niezależnym sędziom. A władzę wykonawczą jakiemuś premierowi, którego wymienia, jeśli źle rządzi. (…) Po trzecie: za urzędników płaci z własnych pieniędzy – więc woli mieć pięciuset zamiast 630.000. Po czwarte: jest człowiekiem, czyli kieruje się moralnością. O Parlamentach nie można tego powiedzieć… A co najważniejsze: od pierwszego roku życiu uczony jest królewskiej sztuki rządzenia. Natomiast większości posłów nie powierzyłbym rządzenia małą nawet firmą ani dowodzenia plutonem! Po prostu: nie mają odpowiedniego wykształcenia. A monarcha ma! (…) Ale Parlament jest zawsze głupi. Inteligencja ciała zbiorowego równa jest inteligencji najinteligentniejszego jego członka podzielonej przez pierwiastek kwadratowy z liczby jego członków….
To dość proste, pan Korwin-Mikke ustawił sobie interlokutora i ustawił pod swe tezy pytania. Mógłbym sobie pozwolić na podobną zabawę. Spytać, jakimż to haremie (J.K…M. pisze o kochankach, ale np. polscy arystokraci, w tym przyszły król Jan III Sobieski mieli prywatne haremy – seraje) marzy Korwin-Mikke? O ile lepsze od „większości posłów” wykształcenie on posiada? Skąd niby ten monarcha miałby posiadać „własne pieniądze”? Z jakiegoż to powodu monarcha miałby powierzyć sądownictwo „niezależnym”, a nie zależnym od niego sędziom. Przecież i tak dysponowałby prawem łaski. Któż i z jakiego powodu miałby tłumaczyć jakiemuś monarsze jakiś problem?
Uważałem i uważam tak wyrażane, tak uproszczone poglądy pana Korwina-Mikke za co najmniej zabawne. Czasami używałem ostrzejszego słowa – idiotyczne. Odrywanie ustroju politycznego od konkretnego uwarunkowania społeczno-gospodarczego świadczy o ogromie ignorancji osób dokonujących takowych zabiegów. Monarchia jest ustrojem typowym dla społeczeństw przedindustrialnych, rolniczych, których organizacja związana jest z własnością ziemi. Dziś istniejące są tylko reliktami poprzednich. U swego zarania były to monarchie patrymonialne, w których król był jednocześnie właścicielem i władcą państwa (swego królestwa), później, po kilku pokoleniach, to przekształcało się w monarchię feudalną, w której władca utrzymywał swą dominację w dużej mierze dzięki swej przewadze ekonomicznej (posiadanych królewszczyznach) nad innymi feudałami. Przez cały czas na dworach monarszych toczyła się walka wewnątrzdynastyczna. Zabójstwa konkurencyjnych pretendentów do tronu, a bywało, że także panującego ojca, lub panującej matki, nie były w historii monarchii niczym niezwykłym. Zawsze chodziło o jedno, o przejęcie własności i oczywiście władzy, która mogła umożliwić jej utrzymanie. W celu utrzymania swej dominacji monarchowie dążyli do zwiększenia swego stanu posiadania i zaspokajania podobnych oczekiwań swych popleczników. To – tak uważali – uzyskać mogli tylko drogą podbojów i z tego powodu prowadzili poddane sobie społeczeństwa na kolejne wojny. By je prowadzić zatrudniali zaciężne armie, najczęściej obce kulturą, pochodzeniem, własnemu społeczeństwu. Armie te, bowiem służyły nie tylko ewentualnym wojnom, ale przede wszystkim utrzymaniu w posłuszeństwie własnego społeczeństwa. Tak było już w starożytnym Egipcie, tak było w Rzymie, tak też w przedrewolucyjnej Francji.
Oczywiście z czasem społeczeństwa w ramach państw różnicują się. Wraz ze wzrostem liczby ludności postępuje urbanizacja, wzrasta rola rzemiosła, handlu, później przemysłu, banków, następuje upowszechnienie oświaty… Własność ziemi nie jest już najważniejsza. Nie ona jest podstawą gospodarki. Tak złożonym społeczeństwem nie sposób już zarządzać za pomocą prostych zabiegów. Jakie one były? Cóż, przytoczę panu Korwinowi-Mikke, dla przypomnienia, kilka przykładów. Dwa pierwsze to przykłady panowania kobiet. Wprawdzie w przytoczonych przykładach królami byli mężczyźni, ale to ich żony były tymi, które miały na ich rządy znaczne wpływy, a w każdym razie na tworzenie majątku swych rodzin wpływ miały przeogromny. Wybrałem kobiety, gdyż J. K… Mość uważa je, za mniej predysponowane do ról „męskich”, a za takową uważa zapewne funkcję króla.
Jako monarchista jestem zwolennikiem pozbawienia wszystkich prawa wyborczego – oświadczył w „Jeden na jeden” Janusz Korwin-Mikke, lider Nowej Prawicy. Wyraził też opinię, że kobiety mają niższą inteligencję od mężczyzn. Stwierdził, że kobiety mają ogromną władzę w Polsce. Wynika to, jak tłumaczył, z tego, że celem gospodarki jest konsumpcja. – Więc to kobiety, które kupują w sklepach, rządzą gospodarką, a nie prezes firmy – stwierdził. Wyraził opinię, że kobiety mają o kilka punktów niższą inteligencję niż mężczyźni. – Jest to obiektywne, nie ma o czym dyskutować – powiedział Korwin-Mikke. Dzieje się tak dlatego, że jak się wyraził, ktoś musi wychowywać dzieci. – Kobieta chce mieć faceta, który jest od niej wyższy, silniejszy i inteligentniejszy – stwierdził Korwin-Mikke. Lider Nowej Prawicy zwrócił uwagę, że u niego w partii startuje sporo kobiet. Szybko jednak wytłumaczył, dlaczego tak jest. – Część to politycy, reszta jest po to, aby pozapychać (listy – red.), bo jest parytet – przyznał.
Boże, i są tacy, którzy na osoby wygłaszające podobne brednie oddają głosy?
Jako o pierwszej wspomnę o królowej Bonie z domu Sforza. Niektórzy historycy uważają, że to ona zaszczepiła na gruncie polskim intrygi i przekupstwo, sprzedawała urzędy świeckie i wyższe godności duchowne. Nie jest to prawdą… to znaczy nie jest prawdą, że ona pierwsza. Bo oczywiście intrygi i przekupstwo było typowymi narzędziami jej „polityki”, a i wszystkich monarchów. To typowe cechy „polityki dworskiej”. Tylko służąc monarsze, jego polityce dynastycznej można było coś zyskać z „pańskiego stołu”. Na szczęście niektórzy z tych służących/poddanych byli na tyle przebiegli, że zdobyte zaszczyty, zdobyty majątek potrafili wykorzystać przeciwko swym „panom”. Zresztą, na jakie szczęście? Później oni zostawali panami, losu pozostałych poddanych to nie zmieniało.
Wracając do Bony, ta zostając żoną o prawie trzydzieści lat od siebie starszego polskiego władcy, zgodnie ze zwyczajem odnoszącym się do małżonek polskich władców, otrzymała jako uposażenie wdowie rozległe dobra ziemskie. Było to szereg dóbr, które w 1545 r. zamieniła na posiadłości królewskie położone na Mazowszu. Wiele się mówi o „gospodarności” tej królowej. Rzeczywiście było to „gospodarne” posunięcie, oczywiście za zgodą władcy, męża. Zarządzając tymi włościami (wpływała np. na obsadę urzędów, pobierała też cła) przez 11 lat udało się jej zwiększyć swoje przychody aż trzykrotnie. Oczywiście znów spotykamy się tu z pewnym uproszczeniem. Był to okres ogólnego rozkwitu, bogaciła się wówczas cała rolnicza Polska będąc spichlerzem rozwijającej się Europy. To nie tylko jej „gospodarność” była przyczyną wzrostu tych dochodów. Oczywiście za przyznawane urzędy kazała sobie płacić. Zysk osobisty był dla niej najważniejszy. Królowa Bona nie była lubiana, bo też żadna królowa wcześniej nie wtrącała się do polityki tak otwarcie. Przez kronikarzy nazywana chciwą, podstępną i żądną władzy. Narzędziami jej „polityki” były intrygi, przekupstwo, nawet trucizna. Ulubiona maksyma Bony brzmiała: Przekupstwo nie zostało wymyślone dla przyjaciół. Jej posunięcia „gospodarcze” przyniosły jej ogromny majątek. Pod koniec życia, skonfliktowana z synem, królem Zygmuntem Augustem, wyjechała do Barii, wywożąc z sobą, a tym samym z królestwa Polski, znaczną część swojego prywatnego (zdobytego kosztem poddanych), ruchomego majątku. O jego wysokości niech świadczy to, że już we Włoszech pożyczyła olbrzymią sumę 430 000 dukatów wicekrólowi Neapolu – a tym samym Habsburgom (tym, którzy dwa wieki później byli jednymi z tych, który pozbawili nasze społeczeństwo suwerenności), których ten reprezentował. Interes władców nie zawsze, a może nawet często nie był tożsamy z interesem ich poddanych. Żeby było do końca „śmiesznie”, choć i „tragicznie” to właśnie przez agenta Habsburgów, Jana Wawrzyńca Pappacodę, zostało otruta. Ile osób sama wcześniej otruła, o tym historia milczy. Cóż, tak niektórzy monarchowie „prowadzili politykę”
Piszą niektórzy historycy, że syn Bony, a później i inni królowie nie potrafili utrzymać tego stanu i większość swych dóbr rozdali magnatom, aby kupić ich lojalność. A jak inaczej mieli utrzymać się u władzy? Przecież władzy królewskiej nikt nikomu nie daje, nawet jeśli rodził się ktoś w rodzinie królewskiej, to musiał o nią walczyć, a później jej utrzymanie zabiegać. Zabiegi te polegały na kupowaniu sobie zwolenników. Innej metody monarchia nie wymyśliła.
Maria (Marysieńka) Sobieska, wywodząca się ze zubożałego rodu d’Arquien, swą karierę zawdzięczała swej chrzestnej matce, Ludwice Marii, która została żoną króla Władysława IV. Dzięki wpływom i działaniom swej protektorki, matki chrzestnej Maria d’Arquien została po śmierci swego pierwszego męża wojewody sandomierskiego Jana Sobiepana Zamoyskiego, żoną Jana Sobieskiego, przyszłego króla Polski. Oczywiście przy wsparciu króla Francji (i zapewne francuskich pieniędzy). Zostawmy tu jednak rozważania o rozbieżności między racją stanu dynastii (lub tylko jakiegoś władcy), a racją stanu społeczeństwa, któremu on miłościwie panuje. Przyjrzyjmy się ponownie tylko „gospodarności” kolejnej polskiej królowej, a właściwie tej rodziny królewskiej.
Swą skrzętną „gospodarnością” (polegającą m.in. na sprzedawaniu urzędów, oczywiście wraz z przypadającymi na nie uposażeniami, z posiadłościami) zgromadziła ogromny, jak na owe czasy, majątek. O ile mnie pamięć nie myli była to kwota ok. 8 mln ówczesnych złotych polskich. Oczywiście beneficjenci odbijali sobie te nakłady kosztem ludności poddanej.
Po śmierci Jana III Sobieskiego Marysienka o zdobyty przez rodzinę majątek spierała się z synem, płonne okazały się też nadzieje na reelekcję Jakuba. Oczywiście Polska nie była krajem jej ambicji. Postanowiła wyjechać, choć w Rzeczypospolitej spędziła większość swego życia i to ta dała jej pozycję społeczną i majątek.
Znów użyję zwrotu, o ile pamiętam, wyjeżdżając do Rzymu zabrała z sobą 2 miliony złotych polskich. Zabrała ponadto sprzęty potrzebne do umeblowania pałacu Odescalchi, który zamierzała wynająć, kosztowności, pamiątki po Janie III, karety, nowe suknie. Towarzyszył jej prawie trzystuosobowy orszak. Trzydzieści karet, pięćset koni i kilka…wielbłądów.
W Rzymie wkrótce do matki dołączyli jej dwaj synowie – Aleksander i Konstanty oraz ojciec. Prowadziła tam kilkusetosobowy dwór. Uwielbiała pokazywać się na ulicach miasta w otoczeniu służących ubranych po turecku, co wywoływało sensację rzymian. Uczestniczyła we wszystkich możliwych uroczystościach religijnych, odwiedzała arystokratów i papieży. Co roku 12 września – w rocznicę zwycięstwa pod Wiedniem zamawiała msze za dusze wszystkich poległych tam Polaków, organizowała iluminacje na placu Świętej Trójcy podczas których Polacy występowali w strojach sarmacko-orientalnych, zamawiała panegiryki i przedstawienia poświęcone wiktorii wiedeńskiej, zabiegała o ustawienie na Kapitolu pomnika Jana III. Wspierana przez syna Aleksandra stworzyła w Rzymie teatr operowy, który wkrótce stał się jednym z najważniejszych w całej Italii. Wydarzenia teatralne musiały być adekwatne do majestatu i rangi królowej Polski. Wśród jej gości znajdowali się ówcześni patrycjusze, kardynałowie oraz kompozytorzy, jak np. Corelli, a może i sam Haendel. Taki tryb życia musiał oczywiście prowadzić do ruiny. Pisze polska publicystka: opery dla teatru królowej komponował Domenico Scarlatti. Na zamówienie opery u Haendla Marysieńki raczej nie było stać, bo wciąż się borykała z problemami finansowymi. Musiała oddawać w zastaw swoją biżuterię, obrazy, wszystko co przywiozła z Polski. Pieniądze, które dostawała od Rzeczypospolitej przychodziły z wielkim opóźnieniem albo wcale.
Biedna królowa, „jej królestwo” nie chciało płacić za jej monarsze zachcianki. Śledziła co działo się w Polsce, wciąż wierzyła, że jej synowie zdobędą koronę królewską. Z biegiem czasu pozycja królowej w Rzymie pogarszała się. Nowi kardynałowie nie pamiętali zwycięstwa pod Wiedniem, próbowali ograniczyć jej ceremonialne uprawnienia, osoba królowej nie wzbudzała już sensacji na ulicach. Nastąpiło też ochłodzenie stosunków z papieżem Klemensem XI Latem 1714 r. Cóż, środki na pozyskiwanie tych sympatii szybko się wyczerpały. Maria Kazimiera wraz z wnuczką postanowiła przenieść się do Francji. Król Ludwik XIV wyznaczył dla niej rezydencję na zamku w Blois, gdzie początkowo czuła się świetnie. Żyła jeszcze ponad rok. Zmarła 30 stycznia 1716 r. W 1734 r. spoczęła wraz z mężem na Wawelu[1].
Mówi Korwin-Mikke: kiedy Królestwo Polskie zamieniło się na Rzeczpospolitą Obojga Narodów, natychmiast się rozleciało w okropnej korupcji, głupocie i rozprzężeniu. To samo się dzieje z całą Europą. Cała Europa w tej chwili umiera, bo tam jest najgłupszy ustrój świata, czyli demokracja.
Pierwszy rozbiór Polski nastąpił w 1772 roku. Nieco ponad pól wieku po śmierci Marii Sobieskiej, wiec dwa pokolenia później. Więc, nie natychmiast. Oczywiście monarchia nie mogła temu ustrojowi zapobiec. W tym czasie, ponad pół tysiąca lat od swego zarania społeczeństwa królestw zmieniły się na tyle, że taka forma ustroju (sposobu ich organizacji) nie mogła powstrzymać upadku. Nie tylko w Polsce zresztą. W innych państwach upadek ten wyglądał inaczej, ale był to upadek.
We Francji do pierwszego upadku monarchii doszło w czasach rewolucji. Później podejmowano próby jej przywrócenia, ale szybko kończyły się niepowodzeniem.
Co ciekawe, wielu historyków pisząc o rewolucji francuskiej, nie wiedząc z jakiego powodu nazywając ją „Wielką” (chyba z powodu ogromu zbrodni, które przyniosła), pomija też, lub umniejsza, wśród jej przyczyn dwie kwestie. Po pierwsze walkę wewnątrzdynastyczną (w której obie strony dla utrzymania, lub zdobycia tronu wchodziły w konszachty z wrogimi Francji mocarstwami). Po drugie zaś to, że ówczesna monarchiczna, królewska Francja była już po prostu bankrutem. Skarb był dosłownie pusty, a długi królestwa tak wielkie, że żadne państwo, żaden bank nie chciał Francji udzielić jakiejkolwiek pożyczki.
By zaradzić kryzysowej sytuacji, Ludwik XVI zdecydował się na restytucję, po 175 latach, Stanów Generalnych, to jest zgromadzenia przedstawicieli trzech stanów: duchowieństwa, szlachty i mieszczaństwa, jako organu doradczego króla, celem ustanowienia nadzwyczajnych podatków. Król zwołał Stany Generalne na dzień 5 maja 1789 roku. Zdaniem francuskiego historyka Pierre’a Gaxotte: „Monarchia z całą naiwnością i dobrą wiarą zdała się na łaskę Stanów Generalnych, spodziewając się pomyślnego wyniku swej polityki wobec świetnych zasług, jakie położyła dla kraju. Wybrano jednak chwilę nieodpowiednią, po niemal pięćdziesięcioletnim okresie dobrobytu, Francja przeżywała kryzys ekonomiczny”. Czy jednak to tylko kwestia naiwności, czy król miał inne wyjście wobec pustego skarbca? Z czego wynikał ów kryzys ekonomiczny i czy byłby on tylko chwilowy? Czy król mógł zwołać Stany Generalne później? Ramy monarchii absolutnej hamowały rozwój społeczno-gospodarczy Francuzów, których potencjał zawodowy i intelektualny mógł być w tym systemie wykorzystywany tylko w niewielkim procencie. Ogromna rzesza tego społeczeństwa (znaczna część szlachty i kler) żyła kosztem eksploatacji poddanych. Już w początkach lat osiemdziesiątych król musiał ograniczać wypłaty apanaży niektórym magnatom za dziedziczne stanowiska. Próby ekspansji zewnętrznej zakończyły się niepowodzeniem, polityka kolonialna po ostatniej wojnie również została zahamowana. Królestwo było na pograniczu bankructwa, o ile już nie było bankrutem. Wydatki królestwa znacznie przekraczały wpływy z tytułu podatków i posiadanej własności. Inną drogą będzie większe wykorzystanie potencjału całego społeczeństwa i wytworzenie bardzo złożonych mechanizmów współpracy międzynarodowej. To jednak wymaga długiego czasu, wprowadzenia wielu reform (w tym demokratyzacji ustroju politycznego państwa), powszechnej oświaty, tymczasem problemy gospodarcze nawarstwiały się, gwałtownie też rosła liczba ludności. Warto zauważyć, że od wojny siedmioletniej mijało wówczas ponad 25 lat, jedno pokolenie. W aktywne życie wchodziły kolejne roczniki. Z tego powodu, poza próbą rozwiązania problemów ekonomicznych przy pomocy podbojów, również rewolucyjna Francja, tak jak wcześniej królestwo Francji, wkroczy na drogę wojen[2].
W jakim celu Janusz Korwin-Mikke chce przywrócenia monarchii? Czy w celu osadzenia na tronie kogoś podobnego do tych wspomnianych, lub innych monarchów, jacy byli w dziejach państwowości? Przecież celem ich wszystkich był tylko ich prywatny interes, w najlepszym wypadku ich interes dynastyczny. Pisze Korwin-Mikke, że parlament nie ma sumienia, monarchia też. Przecież to instytucje. Sumienie, poczucie wartości moralnych mogą mieć poszczególni królowie, lub wybierani prezydenci, premierzy, posłowie. Ludzie. Mogą mieć, lecz nie muszą. I jedni i drudzy. Do dziś nie mogę wyrzucić z pamięci straszliwego obrazu psychopaty faraona, który kazał usmażyć żywcem tysiące pojmanych jeńców. Innych zbrodniarzy (Aleksandra Macedońskiego, Cezara w Alezji). A zbrodnie innych jedynowładców, dyktatorów? Im też marzy się monarchia.
Sparafrazuję na koniec wypowiedź Churchila: Demokracja jest najlepszym ustrojem, jaki ludzkość do tej pory wymyśliła.
Systemy demokratyczne można i należy doskonalić, poprawiać (być może ograniczać liczby reprezentantów jej instytucji, może ograniczać wpływy „tajnych służb”…), w jej ramach zawsze będzie się toczyć walka z wciąż nowymi oligarchiami, ale podważać jej istotę, podważać prawo równych praw dla wszystkich, to szkodzenie sobie, a także swoim następcom. Z jakiego powodu pan Korwin-Mike odmawia np. swoim dzieciom, a później wnukom prawa do ubiegania się o najwyższe urzędy w swoim państwie? Widzi ich przyszłą rolę tylko jako dworaków, poddanych, jakiegoś monarchy?
Piotr Kotlarz
[1] Por.: Izabela Gass. Polacy we Włoszech, Korespondencja. https://www.polacywewloszech.com/2020/03/04/krolowa-maria-kazimiera-sobieska-w-rzymie/
[2] Por.: Piotr Kotlarz, Danton Robespierre, Gdańsk 2019.
Ilustracje za:
Portret Królowej Bony. By Lucas Cranach Młodszy – Praca własna (BurgererSF), Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=3262718
Portret królowej Marii Kazimiery Sobieskiej. By Jan Tricius – cAH0TxtfIKxvOw at Google Cultural Institute, zoom level maximum, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=21571386
Ludvig XVI av Frankrike porträtterad av AF Callet. By Antoine-François Callet – original file version from sv.wikipedia.org: 6 februari 2004 kl.23.36 . . Den fjättrade ankan . . 287×461 (33437 bytes) (Porträtt av A.F. Callet (1741-1823)), Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=446333