Osoby:
Protagonista
Techniczny
Scena oświetlona na żółto, zupełnie pusta. Ze stanowiska technicznego schodzą Protagonista oraz Techniczny. Techniczny ubrany technicznie, Protagonista jest boso w czarnej głęboko rozpiętej koszuli z podwiniętymi rękawami i w czarnych spodniach. Ma długie rozpuszczone włosy. Okrążają scenę zaglądając za kotary, oglądając rzeczy niewidoczne dla widzów.
PROTAGONISTA: Chyba nikogo nie ma.
Sprawdzają jeszcze za kotarami, żeby się upewnić.
PROTAGONISTA: Jesteśmy sami.
Techniczny rozgląda się, podnosi głowę do góry.
TECHNICZNY: Zostawić ci to światło?
PROTAGONISTA: Nie. Nie, trzeba mnie jakoś uwięzić tym światłem. To jest zbyt rozmyte.
Musimy podkreślić, że jestem na scenie, że ja gram coś dla nich.
TECHNICZNY: Kolor?
PROTAGONISTA: Nie wiem.
Techniczny wraca na stanowisko techniczne. Wyłącza wszystkie światła. Zapala
czerwone światło na całej sali.
PROTAGONISTA: Nie, czerwone nie.
Techniczny przełącza światło na niebieskie.
PROTAGONISTA: Nie, nie. Zrób białe.
Techniczny przełącza światło na białe.
PROTAGONISTA: I teraz zaciśnij mnie w nim, owiń tak, żebym nie mógł się wydostać. Techniczny wygasza światła, aż zostaje jeden reflektor punktowy nakierowany na Protagonistę.
PROTAGONISTA: Dobrze. Chodź tu jeszcze.
Słychać jak techniczny schodzi z powrotem na scenę.
PROTAGONISTA: T o musi być nienaturalne, ja nie mogę tak po prostu stać. Chyba
potrzebuję mikrofonu.
TECHNICZNY: Dlaczego nienaturalne?
PROTAGONISTA: Nie mogę stać i mówić tak, jakbym to robił, gdybym nie był na scenie. Muszą wiedzieć, że jestem na scenie. Że coś mnie skądś wyjęło i teraz jestem tutaj…
Uwięziony.
TECHNICZNY: Uwięziony?
PROTAGONISTA: Wiesz, trochę jak jakieś zwierzę w klatce. Kiedy pies wydaje z siebie
dźwięki siedząc w klatce, zazwyczaj czegoś się domaga, albo chce coś obronić. Ja też czegoś się domagam i…
Zapada chwila ciszy.
PROTAGONISTA: Daj mi proszę ten mikrofon.
Słychać jak Techniczny idzie za kulisy, wraca z mikrofonem. Podaje go Protagoniście.
PROTAGONISTA: Podaj mi jeszcze statyw.
Techniczny przynosi statyw. Ustawiają go w drobnej przestrzeni oświetlonej przez reflektor punktowy.
PROTAGONISTA: Chyba jest dobrze. Możesz iść na górę.
Techniczny wraca na stanowisko techniczne.
PROTAGONISTA: Jak będą wchodzić, musi być zgaszone światło. Później mnie rozświetlisz
tak nagle. I jak skończę mówić to zgaś od razu. Też tak nagle.
TECHNICZNY: Nie lepiej zacząć tak, żebyś był rozświetlony?
PROTAGONISTA: Nie, bo jak zaczynam to jestem tak jakby między nimi, jednym z nich i oni mnie nie słuchają. I muszę wyjść na tą scenę, tak, żeby myśleli, że ja będę coś grał. Że ja będę udawał kogoś kim nie jestem. I że to będzie jakoś nieszczere. I wtedy posłuchają, bo to będzie jakaś rozrywka. I spodoba im się, a nawet jeśli nie, to będą mogli rozpowiadać, że byli w teatrze i to im wystarczy.
TECHNICZNY: A na końcu? Dlaczego mam gasić?
PROTAGONISTA: Bo później znowu jestem między nimi… I znowu jest ciemno… I nikt mnie nie słucha. Niech zobaczą, że jest ciemno, bo wcale tego nie widzą, a ja się wtedy przeraźliwie boję. Może jak dla nich będzie ciemno to też zaczną się bać. Musisz na mnie świecić tylko wtedy, kiedy mówię ze sceny, jak opłacony zabawiacz, czy inny klaun, bo kiedy nie jestem na scenie nikt mnie nie słucha.
TECHNICZNY: Rozumiem. Próbujemy?
PROTAGONISTA: Tak.
TECHNICZNY: Gaszę.
Techniczny wygasza reflektor. Ciemność. Zapala go. Protagonista stoi samotnie na
scenie. Po chwili kiwa głową.
PROTAGONISTA: Coś takiego. Chyba jesteśmy gotowi.
Techniczny znów gasi reflektor. Dłuższa ciemność na scenie. Zapala się reflektor.
Protagonista przy statywie. W zupełnie innym nastroju. Ze spokojem i nienawiścią w oczach
zarazem.
PROTAGONISTA: Ja sam, sobie samemu, siebie samego, powierzam. Ja sam, przekazuję sobie samemu wszystkie odpowiedzi na pytania, które sam sobie zadałem. Ja sam, przypisuję sobie jedynie samemu każde ludzkie osiągnięcie w każdym, niejasnym choćby dla mnie, zakresie. Ja, sobie samemu, dowód wyprowadzam odnośnie moich magicznych orzeczeń. Uzurpuję sobie prawo do ogromnych stwierdzeń, sam urzeczywistniam każde ze swoich słów, swoim, czystym jedynie czynem i słowem, we własnym, sobie jedynie samemu znanym zakresie. Sąd wreszcie na siebie osobisty zwołuję za popełnione zbrodnie przeciwko świadomości, przeciwko niechlubnym spostrzeżeniom. Wyrok na siebie nieskonsultowany wydaję w pewności i wierze w jego niezbitą słuszność. Ja ukazuję sobie jedynie głębię wszelakich możliwości, jakie nigdy nie śniły się człowiekowi. Ja, samego siebie, powiesić mogę na bladym, koślawym zboczu rzeczywistości. Z wiedzą, że to moje zbocze co mi jedynie podlega, iż nikt mi na moim zboczu, w mojej tej przestrzeni nie ukaże mojego czynu takim jakim jest on naprawdę. Ja i rzeczywistość, która jedynie do mnie należy. Ach, te fale niezrozumienia! Na które pogarda moja spływa pociągłymi falami topiąc
myślicieli i artystów, którym prawo odbieram każdego dnia do wielkości, wyrażam opinie, gnębię, ganię. I te dookoła mnie przestrzenie, które to mnie nie rozumieją, a zrozumieć nie
potrafią, a ja jedyne co chcę im przekazać, to że jedynie ja sam, sobie, do siebie mogę coś
powiedzieć, gdyż oni słowa mojego zrozumieć nie są w stanie. Nie są w stanie, to po pierwsze, po drugie, ja sam im nie chcę i chcieć nigdy nie będę tych słów przełożyć na ich prosty, niejednolity język. Bo ja jedynie, prawdziwą refleksję dzierżę w pięści uroczych, amorficznych doznań i przeżyć, które wszystkim odbieram wszechobecnością mnie jedynie samego. Ja na sprawiedliwość nie liczę, bo tłamszę wszystkie postaci miażdżącym moim grzechem własnym, jedynie z mym samym związanym, na który ja sobie jedynie mogę pozwolić. Sprawiedliwość nie ściga mnie jednak, również w niezrozumieniu mojej wykręconej osoby. Urozmaicam czas tworząc osobne rzeczywistości, wyciągnąwszy je z zagraconych odludzi znanych mi ludzkich świadomości. Ukazać chcę prawdę o sobie w słowie, przez słowo, które donikąd dociera, a może z nicością się ściera po prostu.
(modyfikacja mikrofonu, echo)
Ach, zwalczam wybitność dzieł wielkich! Ja, odpadami je nazywam jedynie niewłaściwej i niekoniecznej mózgowej reakcji. Ja jeden decyduję o objęciach śmietnika świata ludzkiego, który nigdy nie określa sam siebie jako siebie samego tylko usprawiedliwia się rozmaicie, łączy się z innymi ciałami, które niekoniecznie stykać się z nim pragną, a wręcz przeciwnie, gdyż nie potrzebują porady żadnej ze strony tego wybryku ogólnego urealnienia. O tak! To urealnienia i ściganie własnych swoich dążeń, które jedynie, tylko i wyłącznie w dół zmierzają, w otchłań przepastną, w szary odpad, martwicę zupełną i ja!
(koniec modyfikacji, zaczyna się „String Quartet No. 15 in E-Flat Minor, Op. 144: V.
Funeral March. Adagio molto” Dmitriego Shostakovicha)
Ja pośród tego bohaterem się staję! Ta ponadprzeciętność, o! Ta niesamowitość w jednym umyśle zamknięta, ten mistrz! Ten nadworny! Ten co to naród z opresji! Ażeby on hymn może! Ażeby on nową epopeję! Ja jeden wówczas zrozumiały się staję w wiecznie nieujawnionej glorii, która zawsze ode mnie, na mnie spływa, niczym ten wysoki wodospad, litr po litrze, drąży we mnie kolejne, głębokie wapienne doły, rzeźby. Tworzy w moim wnętrzu, przedmioty i przestrzenie, za które sam wobec siebie samego nigdy nie odpowiem. Nie jestem odpowiedzialny za coś za co nie jestem odpowiedzialny! Za wszystko ponieść mogę konsekwencję odpowiednią, samemu na siebie wydane kary, kiedy ja coś tworzę, a nie coś mnie tworzy, kształtuje, niby ten wodospad mojej duszy niezmierzony, co to mnie w większym jeszcze niezrozumieniu, teraz wobec niego, a reszta do tego nieokrzesanie doczepiona! (modyfikacja mikrofonu) Ach, reszta! O, reszty, którym nigdy nie przemówi ludzki rozsądek, lecz siła i zew, uczucie boże! O, pozostali, co to za buta to co obce w aspekcie jakimkolwiek! Ja was chrzczę, na zasadach przez siebie nadanych! Ja was chrzczę na wieki, na wieczność wieczną! (koniec modyfikacji) I wy mi się kłaniajcie w większym jeszcze niezrozumieniu, które łechta mnie teraz! Ach, ta cudowna fala! Ten wspaniały rześki powiew co to coraz wyżej i wyżej, dalej i dalej się oddalając, mnie tworzy za moją zgodą, w przeze mnie zaplanowanej rzeźbie. I mnie wasz osąd nie tyka, nawet gdy kto z was tego zapragnie! I ja jeden, sam wobec siebie samego, zawsze na swój sposób, taki sam, (modyfikacja mikrofonu) idealny.
Jakub Krok 11.01.2019
Dwa mini dramaty (jeden z nich zamieszczono powyżej), które przesyłał do naszej redakcji Jakub Krok, są tekstami, które będę wystawione w Staromiejskim Centrum Kultury na Kazimierzu w Krakowie, gdzie autorowi udostępniono do działania scenę. Premiera inscenizacji odbędzie się już w poniedziałek 13 czerwca!
Obraz wyróżniający: Zdjęcie z portalu: https://www.pexels.com/pl-pl/