Wczoraj na portalu wp.pl pojawiły się aż dwa artykuły, których „bohaterem” jest były prezydent Stanów Zjednoczonych, Barack Obama. Warto też zauważyć, że jest on laureatem Pokojowej Nagrody Nobla za rok 2009 za wysiłki w celu ograniczenia arsenałów nuklearnych i pracę na rzecz pokoju na świecie.
Podczas swojej pierwszej wizyty w Rosji, prezydenci Rosji i USA podpisali porozumienie o redukcji broni jądrowej. Oba kraje zredukują liczbę głowic bojowych do 1500-1675, a systemów przenoszenia – do 500-1110 w ciągu siedmiu lat od wejścia w życie nowego traktatu. Prezydenci USA i Rosji zadeklarowali gotowość współpracy w dziedzinie obrony przeciwrakietowej.
Oczywiście z umów tych praktycznie nic nie wyszło, zresztą ograniczanie ilości głowic z łatwością można zamienić na wyścig w zakresie ich siły rażenia i sposobów przenoszenia. Gotowość współpracy w dziedzinie obrony przeciwrakietowej brzmi dziś kuriozalnie. Mimo otrzymania Pokojowej Nagrody Nobla Barack Obama nie zdecydował się jako prezydent USA do przystąpienia do Traktatu ottawskiego zakazującego stosowania min przeciwpiechotnych.
W jakiejś mierze możemy jednak zrozumieć decyzję Kapituły Pokojowej Nagrody Nobla, intencje głosujących za przyznaniem tej nagrody prezydentowi USA, Barackowi Obamie. Być może liczyli na to, że laureat rzeczywiście będzie orędownikiem pokoju.
Kadencja Baracka Obamy skończyła się w styczniu 2017 roku, kiedy to uczestnicząc w zaprzysiężeniu swojego następcy, zakończył urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Od tego czasu jest byłym prezydentem, celebrytą, zapewne też dzięki swym kontaktom osobą wpływową, na pewno opiniotwórczą.
Nie czuję się na siłach, uznałbym to nawet za swego rodzaju zarozumialstwo, by podejmować się nawet próby oceniania prezydentury Baracka Obamy, uważam również, że powyżej przedstawione wątpliwości wobec decyzji Kapituły Pokojowej Nagrody Nobla wynikają tylko z powierzchownego oglądu i być może bliższe przyjrzenie się motywom tej decyzji mogłoby diametralnie zmienić moje nastawienie. Pozostawiam takowe oceny specjalistom, znawcom tych zagadnień.
Przedstawione jednak na portalu wp.pl artykuły skłaniają, co najmniej do wątpliwości, a może nawet i wyśmiania. To smutne, że tak często osoby, które sprawując aż tak ważne urzędy zapracowały na znaczny szacunek, później przez jakieś dziwne parcie do mediów, potrzebę nieustannego istnienia z czasem marnotrawią swój dorobek. Dotyczy to wszystkich polityków, wielu polskich, z wielu innych państw, jak się okazuje również prezydenta tak znaczącego kraju jak USA.
W pierwszym ze wspomnianych artykułów Barack Obama wypowiada się na temat zmian klimatycznych, ocieplenia klimatu, strasząc swych współobywateli tym, że jeśli nie podejmiemy odpowiednich działań w celu powstrzymania globalnego ocieplenia, to w ciągu kolejnych stu lat, nasz gatunek może wyginąć.
Jakże staliśmy się w ciągu ostatnich dwustu lat zarozumiali. Już nie Bóg odpowiada za wszystko, ale to my ludzie jesteśmy za wszystko odpowiedzialni i wszystko możemy zmienić.
Wiedza nasza rzeczywiście znacznie wzrosła, ale odrobinę skromności. Wciąż jesteśmy na początku drogi poznania i myślę, że nawet za dziesięć, sto pokoleń nasza wiedza będzie niepełna, sądzę, że tak będzie zawsze, gdyż świat, tym bardziej wszechświat wciąż się zmienia, zmieniamy się i my. Tak jako jednostki, jak i jako społeczeństwa.
Niemniej jednak, absolwent renomowanych uczelni powinien wiedzieć, że okresy ociepleń klimatu w dziejach naszej planety pojawiały się wielokrotnie, zawsze też przeplatały się z okresami ochłodzeń, zlodowaceń. Powodowało to zmiany środowiskowe, przemieszczanie się ludów… w pewnych miejscach pustynnienie, w innych pojawiały się możliwości rozwoju gospodarki, wzrostu populacji. W wyniku wielokrotnie pojawiających się przez dwa i pół miliona lat kataklizmów na wielu obszarach dochodziło do znacznego spadku wielkości populacji, a nawet całkowitego jej wyginięcia. W lukę osadniczą wkraczały ludy z obszarów, na których skutki kataklizmów i zmian klimatycznych były mniej dotkliwe.
Podobnie może być i w przyszłości. Nie można wykluczyć, że jeśli nie dojdzie do ponownego kataklizmu (ogromnej erupcji stratowulkanu lub uderzenia wielkiej asteroidy), to klimat Ziemi będzie się wciąż ocieplać. Za jakieś sto lat (choć termin ten jest tylko hipotetyczny, gdyż nie wiemy jak silny będzie w tym czasie wulkanizm, który proces ocieplania nieco opóźnia) poziom wód mórz i oceanów może się podnieść, Grenlandia (tak jak prawie tysiąc lat temu) ponownie stanie się „Zieloną Wyspą”.
Odnośnie Grenlandii nie musimy się martwić, przecież jej środowisko stanie się bardziej przychylne człowiekowi, choć niektóre zwierzęta wyginą. Tak było zawsze. Nie mamy na to wpływu, nie potrafimy regulować klimatu. Jeszcze bardzo długo będziemy musieli się do jego zmian tylko dostosowywać. Możemy jednak, już przy współczesnej technice pewne procesy powstrzymywać. Nadmiar wody możemy zatrzymywać na lądach, sadząc lasy (już to robimy na Saharze, pustyni Gobi, w wielu innych miejscach), zwiększając baseny retencyjne. Możemy pozyskiwać wodę nawet z oceanów, doskonaląc (już to robimy) techniki odsalania i wykorzystując nowe, coraz doskonalsze i coraz tańsze źródła energii. Lasy, wzrost ilości wód śródlądowych, to nowe siedliska dla zwierząt lub ryb. Klimat będzie cieplejszy i bardziej wilgotny, oczywiście, tak jak i dziś, różny w zależności od szerokości geograficznej i tzw. strefy klimatycznej.
Działania nasze mogłyby być bardziej efektywne, gdybyśmy na nie przeznaczyli znacznie więcej środków. Tych, które różne mocarstwa i nawet mniejsze państwa wydają na nieustanny wyścig zbrojeń, walkę o dominację. Śródków, które żyjące w dzisiejszych mocarstwach elity chcą kumulować kosztem słabszych, biedniejszych społeczeństw, np. obarczając je tzw. opłatami klimatycznymi, karząc je za biedę, do której wcześniej swą polityką doprowadziły.
Na szczęście jest to polityka krótkowzroczna. Na polityczną scenę wkroczyli nowi gracze, państwa o ogromnych populacjach, jak Chiny i Indie, czy też już dziś dysponujące ogromnymi kapitałami i szukającymi własnych rozwiązań. Japonia np. stawia już dziś na paliwo wodorowe, dysponująca ogromnym kapitałem zgromadzonym wcześniej dzięki ropie Norwegia inwestuje w nowe technologie, podobnie Arabia Saudyjska. Dziwi mnie aż taki brak świadomości amerykańskich elit… Choć nie, od dawna wiem, że od stulecia zaniedbywali oni szkolnictwo, że nakłady na oświatę był tam od dawna bardzo niskie, że amerykańscy nauczyciele relatywnie zarabiają wciąż bardzo kiepsko.
Nie dziwi mnie więc i druga wypowiedź Baracka Obamy. Tym razem wypowiada się na temat UFO. „Problemem” tym zajmować się ma nawet amerykański Kongres.
Barack Obama mówił już wcześniej, że „na niebie pojawiają się obiekty, które nie wiadomo, czym są”. Niejednokrotnie też wypływały informacje z Pentagonu sugerujące, że amerykański rząd wierzy w kosmitów. W rozmowie z New York Times wspomniał, że chciałby dowiedzieć się więcej o raportach dotyczących UFO, które mają trafić do kongresu. Barack Obama powiedział, że „kontakt obcych z nami mógłby zjednoczyć Ziemię, ale wie, że ludzie by spanikowali”.
Tym razem jestem prawie pewien, że wypowiedzi takie wywołują co najmniej uśmiech politowania u wykształconych polityków chińskich, czy indyjskich. Być może niektórzy naukowcy skręcają się ze śmiechu. Taki poziom świadomości czołowych przedstawicieli elit z naszego kręgu kulturowego musi, co najmniej bawić.
Czy jednak jest to tylko przejaw naiwności, braku wiedzy, świadomości? A może jednak próba manipulacji? Mówił Barack Obama: Mam nadzieję, że wiedza na temat istnienia obcych umocniłaby ludzkie poczucie wspólnoty trochę bardziej. Na pewno od razu pojawiłyby się spory o pieniądze, które trzeba wydać na systemy obrony. Powstałyby nowe religie. Kto jeszcze wie, o co byśmy się pokłócili? Jesteśmy w tym dobrzy.
No właśnie, dać „maluczkim” nową „religię”, obciążyć ich podatkami na kolejny wyścig zbrojeń. Znaleźć sposób, by wciąż bogacili się bogaci.
Z takim poziomem świadomości tzw. polityczne elity tzw. Zachodu prędzej, czy później obudzą się z „ręką w nocniku”. Wyścig o zdobycze cywilizacyjne wygrają społeczeństwa o większej świadomości. To smutne, że społeczeństwa naszego kręgu kulturowego stopniowo marnotrawią to, co wcześniej pozwalało im aż tak szybko się rozwijać. Indywidualizm, poczucie wolności, prawo do różnorodności i to co najważniejsze – szacunek do nauki, wiedzy. Dochodzi do tego, że prominentni przedstawiciele elit każą nam wierzyć w gusła.
Piotr Kotlarz
PS
Również wczoraj na portalu wp.pl ukazał się jeszcze jeden artykuł: Naukowiec z Harvardu mówi o UFO. „Powinniśmy to sprawdzić”
Rząd USA powinien przeznaczyć więcej środków na badanie pozaziemskiego życia. Tak twierdzi profesor i astrofizyk z Uniwersytetu Harvarda Avi Loeb, który sądzi, że pod koniec 2017 roku nasz Układ Słoneczny odwiedziło coś, co mogło zostać stworzone przez zaawansowaną obcą cywilizację.
Właściwie powinienem pozostawić to bez komentarza. Niemniej jednak żal, smutek.
Pojawia się jednak i nuta optymizmu. Polscy czytelnicy w większości komentarzy ośmieszają zarówno twórców tych koncepcji, jak i tych, którzy je propagują.
Obraz wyróżniający: Obraz Luisella Planeta Leoni z Pixabay