„BASIULA” – PREMIERA 10 MAJA
Basiula - news
[O książce z autorką, Marzeną Orczyk-Wiczkowską rozmawia Magda Kaczyńska]
Bardzo chętnie przeniosłabym się w czasie na miesiąc lub dwa do Dąbrowy sprzed 100- 120 lat. Pójść do resursy na bal albo koncert, odczyt Żeromskiego, Kadena Bandrowskiego, móc spotkać na ulicy Konopnicką (która często gościła u swojej córki, Zofii, mieszkającej wraz z mężem w pobliżu Huty Bankowej) – to byłoby fascynujące. – Pisze Marzena Orczyk-Wiczkowska, autorka książki „Basiula”, która ukaże się 10 maja nakładem Wydawnictwa Szara Godzina. Rozmawiamy z okazji zbliżającej się premiery.
„Basiula” – tytuł Pani powieści. Nie chodzi tu jednak o kobietę, choć bohaterka książki, policjantka, ma na imię Barbara…
To prawda. Tytuł powieści nawiązuje do przedwojennego letniska, na terenie którego, jak głosi legenda, ukrywał się przed carskimi żandarmami w 1905 roku Józef Piłsudski. Letnisko usytuowane było we wsi Bielowizna (dzisiaj Bielowizna jest częścią Ząbkowic – dzielnicy Dąbrowy Górniczej). Akcja mojej powieści rozgrywa się właśnie w tym miejscu.
Dawnej Basiuli już nie ma, do czego wydatnie przyczyniła się budowa trasy S1. Spędzała Pani tu z rodzicami niedziele czy też zna ją Pani tylko ze starych pocztówek, zdjęć, map?
Na wzmianki dotyczące Basiuli natknęłam się kilka lat temu przeglądając archiwum portalu Dawna Dąbrowa. Zdjęcia, na które wówczas trafiłam, rozbudziły moją wyobraźnię. Zaczęłam szukać informacji na temat zapomnianego kurortu w przedwojennych czasopismach. Letnisko to w latach swojej świetności było architektoniczną perełką – usytuowane nad rzeką, otoczone lasem, z willami w stylu podwarszawskich świdermajerów, przyciągało wielu turystów; chętnie udawali się tu na wypoczynek mieszkańcy nie tylko Zagłębia, ale i Krakowa czy stolicy. Dzisiaj po dawnej Basiuli niewiele zostało, jednak willa inżyniera Karola Bokalskiego (którą pod koniec XIX wieku wybudował dla swojej córki, Barbary) istnieje nadal. Poszukując śladów dawnego letniska natrafiłam też na inną willę – obie zostały przebudowane i nie przypominają już budowli z czasów swojej świetności, można je jednak rozpoznać po charakterystycznym układzie architektonicznym.
Ciekawa jestem, jak narodził się pomysł na tę książkę: od miejsca czy od historii, od retro czy od kryminału?
Zaczęło się od fascynacji miejscem, później zrodził się pomysł napisania powieści.
Do niedawna uważano zawód policjanta za profesję typowo męską, a tymczasem Policję Kobiecą powołano już w 1925 r. Jakie warunki trzeba było spełnić, by zostać policjantką?
W tamtym okresie policjantką mogła zostać bezdzietna kobieta stanu wolnego (panna lub wdowa), która ukończyła 25 rok życia i nie planowała zamążpójścia w ciągu dziesięciu lat Preferowane były osoby posiadające wcześniejsze doświadczenie w służbach socjalnych (np. w pracy z dziećmi i młodzieżą), z wykształceniem średnim. Wymogiem był też wzrost powyżej 164 cm., dobra sprawność fizyczna i odpowiednie predyspozycje psychiczne. W początkowych latach funkcjonowania policji kobiecej kandydatki przechodziły 3-miesięczne szkolenie. Po roku 1935 (panie pragnące pracować w służbie mundurowej lub śledczej musiały odbyć 9- miesięczny kurs dla szeregowych.
Policjantka Barbara nie wyjeżdża jednak do Basiuli w przepisowym mundurze, lecz w letniej sukience. I nie dla rozrywki, ale by w zastępstwie miejscowych organów ścigania prowadzić śledztwo „pod przykrywką”…
Faktycznie, starsza przodownik, Barbara Raszewska, prowadzi śledztwo, w dodatku podwójne: tropi sprawcę kradzieży, dokonywanych w kurorcie oraz próbuje znaleźć dowody nielegalnej działalności właściciela pensjonatu, w którym się zatrzymuje. Działa jednak incognito, odgrywając rolę wczasowiczki.
Pracuje, można powiedzieć, w stylu Agathy Christie, czyli obserwuje, podgląda, uważnie słucha i podsłuchuje oraz … fotografuje, dzięki czemu przenosimy się w lata 30. Prowadziła Pani historyczne śledztwo, by oddać realia dawnego życia letniska?
Tak, dużo czasu poświęciłam kwerendzie. By oddać realia tamtych lat czytałam przedwojenną prasę, oglądałam zdjęcia, biuletyny, katalogi modowe, ulotki, studiowałam karty menu ówczesnych restauracji.
Tę atmosferę retro tworzy też stylizowany na międzywojenny język, którym się Pani posługuje w książce…
Starałam się uwiarygodnić język, którym posługują się bohaterowie, na ile to się udało, ocenią oczywiście czytelnicy. Dużą frajdę sprawiło mi na przykład studiowanie starego słownika mowy złodziejskiej. To było inspirujące i przyjemne samo w sobie.
W jednym z wywiadów mówiła Pani: „U mnie wiersze płynął dokąd chcą…” Czy historia w powieści też płynęła dokąd chciała?
Tak już mam, że nie potrafię pisać ściśle według planu. Robię to intuicyjnie i spontanicznie. Rozpoczynam oczywiście z pewnymi kluczowymi założeniami, dotyczącymi fabuły, jednak są one bardzo ogóle. Daję się prowadzić danej historii, pozwalam pojawiać się bohaterom i z ciekawością przyglądam się, co robią. Można powiedzieć, że oni piszą się sami, choć jednocześnie są pisani.
„Basiula” to melanż fikcyjnych bohaterów i postaci historycznych, by wspomnieć tylko księdza Andrzeja Husznę…
Ten kontrowersyjny duchowny, założyciel Polskiego Kościoła Narodowego i pierwowzór postaci księdza Kani z powieści „Czarne skrzydła” Kadena-Bandrowskiego, uważany przez niektórych za świętego wizjonera, przez innych zaś nazywany odsądzonym od czci oraz wiary herezjarchą, wichrzycielem i bezbożnikiem, był niezwykle barwną i charyzmatyczną postacią. W Dąbrowie Górniczej, w latach dwudziestych, w prowadzonych przez niego nabożeństwach oraz wiecach robotniczych uczestniczyły tysiące zwolenników. Huszno był również biznesmenem, zielarzem, sprzedawcą herbat zdrowotnych oraz zielononóżek, wielbicielem luksusowych aut (jeździł fordem limuzyną 1929), mężem i ojcem córki Indry, która swoje egzotyczne imię zawdzięczała jego fascynacji kulturą i mitologią hinduską. Tak się składa, że na terenie Basiuli prowadził pensjonat przyrodoleczniczy „Zdrowie”, do którego udaje się bohaterka powieści.
Przywołanie autentycznych postaci, nawet nieznanych powszechnie, dodaje fabule prawdopodobieństwa?
To raczej sposób na wzbogacenie fabuły, przemycenie w niej odrobiny historii. A jak wyglądała praca warsztatowa nad powieścią, choćby odtwarzanie topografii letniska?
Zależało mi, by odtworzyć i opisać Basiulę taką, jaka była kiedyś. Spędziłam wiele godzin na studiowaniu historycznych map, porównywaniu ich z obecnymi. Dzięki osobom poznanym za pośrednictwem grupy „Historyczna Dąbrowa” mogłam uzyskać szczegółowe informacje, do których nie udałoby mi się dotrzeć samodzielnie (tu szczególnie chciałabym podziękować p. Markowi Nuckowskiemu – specjaliście od starych map oraz p. Andrzejowi Lorencowi, autorowi monografii „Ząbkowice”).
Wyczytałam, że pasjonuje się Pani historią swojego rodzinnego miasta. Czy „Basiula” to sposób, by przywrócić pamięci jej przeszłość?
Po części tak, tym bardziej, że tak naprawdę niewiele osób (w tym samych Dąbrowian) wie, że takie miejsce kiedyś istniało.
Czy chciałaby Pani żyć w Dąbrowie sprzed niemal 100 lat?
Bardzo chętnie przeniosłabym się w czasie na miesiąc lub dwa do Dąbrowy sprzed 100-120 lat. Pójść do resursy na bal albo koncert, odczyt Żeromskiego, Kadena-Bandrowskiego, móc spotkać na ulicy Konopnicką (która często gościła u swojej córki, Zofii, mieszkającej wraz z mężem w pobliżu Huty Bankowej) – to byłoby fascynujące.
Zbiera Pani wycinki ze starych gazet, przedwojenne reklamy, pocztówki… Co Panią kieruje? Co te pamiątki wnoszą do Pani życia?
Lubię przeglądać przedwojenną prasę. To trochę jak podróż wehikułem czasu do świata, jakiego już nie ma.
Przez długi czas praktykowała Pani poezję, potem też krótkie formy prozatorskie. W 2020 r. temu ukazała się Pani pierwsza powieść „Ostatni cud”, rozgrywająca się zresztą w Dąbrowie. Czy chce Pani porzucić poezję na rzecz prozy?
Obecnie bardziej koncentruję się na pisaniu prozy, jednak wiersze wciąż powstają. Ostatnio na przykład, nakładem Biblioteki Śląskiej, ukazała się moja czwarta książka poetycka pt. „Abisal”. Zapewne za jakiś czas pojawi się kolejna, jednak to proza jest moim priorytetem.
Czy pozostanie Pani wierna międzywojniu i konwencji kryminału czy spróbuje nowej formy?
Nie ukrywam, że ciągnie mnie do tamtego okresu, ale najpierw chciałabym ukończyć mój obecny projekt – opowieść o latach 80. ubiegłego wieku. W szufladzie leży też ukończona współczesna powieść obyczajowa, bardzo bym się ucieszyła, gdyby została wydana. Co potem? Być może zabiorę się za kontynuację przygód policjantki Barbary Raszewskiej. Mam też kilka innych pisarskich planów, czas pokaże, czy uda mi się je zrealizować.
Dziękuję za rozmowę
Magda Kaczyńska