Dariusz Wasielewski jest poetą i publicystą. Od lat związanym z Gdańskim Towarzystwem Przyjaciół Sztuki. Ma na swoim koncie kilka zbiorów wierszy. W 2009 roku został głównym laureatem poetyckiego konkursu Czerwonej Róży. Był rzecznikiem prasowym NSZZ „Solidarność”. Obecnie pracuje w Radiu Gdańsk. Jego najnowsza książka „Pożegnanie Gdańska” jest objętościowo skromna, zawiera 24 wiersze. Ten umiar sprawił, że jest esencjonalna i wyrazista. Dojrzałego poetę / 1960/ nie bawią już stylistyczne fajerwerki. Komunikuje się z czytelnikiem otwartym językiem, szuka w nim partnera. Wiersz „Tylko narracja” zarysowuje kontury dramatu. Poeta jest skrajnie osobny, wykreowana przez niego rzeczywistość przypomina klatkę. Porusza się w niej niczym dzikie zwierzę. Wasielewski jest więźniem swoich emocji i wyobraźni. Tutaj nawet „bezbronne rzeczy”, przewieszone przez krzesła” są mu obce i nieprzyjazne. W takich okolicznościach pozostaje poecie tylko „cierpliwość albo rezygnacja„. Można pokusić się o stwierdzenie, że wybiera tę pierwszą. Oto fragment wiersza:
Pokój, kuchnia i jeszcze jeden pokój,
jednak poruszam się w prostej linii pomiędzy
zlewem a otwartym oknem, to ledwie piętnaście
kroków, jedyny fragment otoczenia do zaakceptowania,
prosty, jak prosta jest moja sytuacja,
bo nie podnoszę wzroku sponad podłogi, staram się
nie postrzegać więcej, niż pozwala na to powolny ruch
stóp i otępienie,
tak więc, patrząc pod nogi, nie patrzę praktycznie nigdzie,
/…/
Tym wierszem poeta uprzedza, że łatwo nie będzie. Że będzie prawdziwie. Choćby w „Powrocie do domu”, gdzie okna mieszkania zapamiętują nie tylko defiladę obłoków, ale żywą jeszcze historię Polski . „Gdziekolwiek bym nie mieszkał, zawsze zacznę od okna” – pisze artysta, gdańszczanin, uczestnik politycznych przemian. A pisze to w 1989 roku, w Sztokholmie. W innym tekście Gdańsk jest nie tylko elementem scenografii, ale wręcz bohaterem. To tytułowe „Pożegnanie Gdańska„, gdzie autor, przepraszając za swoich „kroków niezręczność„, oprowadza czytelnika zaułkami starych kamieniczek, pokazuje
Zielony Most, wiedzie pod patrycjuszowski dom Uphagenów. Nie jest to tylko wycieczka w labirynyt krypt i zmurszałych kamieni. To również ukłon w stronę własnej młodości, powrót do pierwszych, literackich prób. Wreszcie do osobistych fascynacji. Jedną z nich był Stanisław Gostkowski. Wiersz „Gdyby” nawiązuje stylistyką do utworów tego zmarłego poety. To zabieg celowy, piękny gest wieńczący wieloletnią przyjaźń. Taka tożsamościowa wspólnota ma swoje dopełnienie w poemacie „Rozmowa z Gunterem Grassem„. Już pierwsze wersy ukazują autora, jako orędownika literackich tradycji, który czuje się ich prawowitym spadkobiercą. Tym tekstem Wasielewski składa hołd laureatowi literackiego Nobla, miastu nad Motławą, wreszcie krętym ścieżkom historii i przeznaczenia. Oto krótki fragment:
I
Jest noc i nie wyjdę zobaczyć Naszego miasta
– tego o którym mówisz
i tego który teraz jest moim miastem
zresztą do placu Maxa Halbego jest daleko
i nazywa się on już inaczej
chociaż do dzisiaj stoi przy nim
budynek miejskiej kliniki położniczej
a widok sprzed jej głównego wejścia wciąż
jest ten sam
ten widok znam chyba na pamięć
ale ty kazałeś mi o nim napisać
bo przecież wspominasz o swoim prawie
właściwie nie stawiasz tej sprawy jasno o nie
Nie mogę temu zaprzeczyć i muszę
spróbować wyjaśnić ci swój punkt widzenia
/…/
Wspomniane tytuły – dodając do nich „Kościół Św. Mikołaja w Gdańsku” – przepełnia duch nostalgii. To ambitna poezja, przypominająca kronikarski skrypt. Wiarygodny i rzeczowy. Nabierze w przyszłości rangi dokumentu. Ja szukałem jednak w tym zbiorze czegoś więcej – tekstów lżejszych, pozbawionych patosu. I nie zawiodłem się. Jednym z nich jest „Nowy początek„. Jego dwa ostatnie wersy – „To koniec protestu, Początek pojednania”, są znamienne. Zmęczony poeta, boksujący się ze światem, nagle postanowił zwolnić, spojrzeć w lustro, dokonać swoistego bilansu. Teraz jest odprężony, zrelaksowany, niczym sprinter po wyczerpującym biegu. Jego prywatność należy już wyłącznie do niego – „nieustający jazgot dnia” cichnie, kontury wieczoru zaczynają się wygładzać / „Perła„/. Podobny klimat znajdziemy w „Wakacjach z Moniką„. Tutaj krajobraz zatoki nad Morzem Czerwonym jest azylem, który zachwyca ciepłymi barwami, łagodnością morza, spokojem horyzontu. Jest wreszcie w tym lirycznym wierszu szczypta erotyki i platonicznej fascynacji. To ważne, ponieważ autor niechętnie dotyka tej strony życia. Jest zdystansowany do własnej cielesności. Nie chce o niej pisać. Woli wizerunek artysty ambitnego, skoncentrowanego na idei. Ale bywa też boleśnie szczery, pełen osobistych, krańcowych refleksji. Oto wiersz o wymownym tytule „Na koniec„:
Kiedy już wszystko masz za sobą rozumiesz,
że wszystko miało swój sens
miłość, przyjaźń, porozumienie dusz
piesek przydrożny, kadłubek
i ta wgryzająca się wciąż w trzewia tęsknota
i żal, co nie chce ustać
A nawet i śmierć niepotrzebna, nagła
bolesna też była potrzebna
na kogo? na co?
Byłem i być nie chcę tu
Odrywam stopę od piaszczystego zakola rzeki
Płynę w kierunku innego brzegu
Tomik „Pożegnanie Gdańska” to nostalgiczna podróż w czasie. Również w obszarze stylistyki. Mamy tutaj bowiem wiersze z lat 80-tych – „Henryk i Kato” i „Amandyna, czyli dwa ogrody„. To przygrywka do oryginalnego talentu, konkursowych wyróżnień, wreszcie książek. Warto przypomnieć, że w roku 1982 miesięcznik Poezja, w swojej „Antologii na 202„, uznał Wasielewskiego za jednego z ciekawszych, młodych poetów. Ta opinia umocniła w literackim Gdańsku jego renomę. Ostatni zbiór jest zwieńczeniem i zamknięciem pewnego okresu. I bez wątpienia zapowiedzią nowego, równie owocnego. Czego autorowi życzę.
Ludwik Filip Czech