Uśmiech przez łzy / Maciej Wittych

0
1052

– Słodzisz, kochana? – dobiegał ciepły, lekko gardłowy głos z kuchni.

– Nie, nie. Mam nadciśnienie! – z salonu. – Jeśli możesz, to plasterek cytryny.

– Oczywiście, kochana! – Pomimo nieczystości swoją łagodnością jej głos uspokajał.

Czas nieubłaganie płynął, chociaż nie można było tego stwierdzić, spoglądając na gospodynię domu, niosącą gorące napoje. Zmarszczki bardzo powoli, z naciskiem na powoli, pojawiały się na jej twarzy. Lekko przenikające siwizną szatynowe włosy, spokojnie spoczywały na ramionach. Ubrana była, jak zawsze, w bujną suknię, przypominającą polną łąkę.

Postawiła talerzyki z filiżankami na szklanym blacie stoliczka i usiadła na sofie obok sąsiadki, której krótkie włosy, te które pozostały, już w całości objęło srebro, tak jak zmarszczki twarz.

Pochwyciła filiżankę i zaczerpnęła łyk czarnej herbaty.

– Taka, jaką lubię. – Wymieniły się uśmiechami.

– Ach! Zapomniałabym! – Prędko wstała i pospieszyła do kuchni. – Upiekłam wczoraj wieczorem sernik! Absolutnie muszę cię poczęstować!

– Proszę cię! Ograniczam słodkie!

– Aj, troszkę nikomu jeszcze nie zaszkodziło. – Wróciła z całym talerzem wypełnionym pokrojonym ciastem.

Kobieta otworzyła szerzej oczy.

– Ojoj, całkiem sporo – złapała się za głowę, udając zakłopotanie – na początku. Po chwili już nie udawała.

– O, już ci nakładam – mówiąc to na talerzyk nałożyła największy z kawałków i w napięciu czekała, aż spróbuje.

– I jak? Smakuje? – spytała, zanim ta zdążyła przełknąć.

– Oczywiście, kochana – Gospodyni odetchnęła z ulgą. A przyjaciółka dziwiła się, że spodziewała się innej odpowiedzi.

Łyk herbatki, kęs serniczka.

– Przecież nie spotkałyśmy się, żeby tylko jeść! Opowiadaj, kochana, co tam u ciebie?

Sąsiadka odwzajemniła uśmiech, odłożyła talerzyk z połową kawałka. Popiła łykiem gorącej herbaty.

– U mnie wszystko dobrze. Zdrowie jako tako jest, więc czego chcieć więcej! Ostatnio lekarz przepisał mi kolejne tabletki! Ha, ha! – przesadzony śmiech. Znowu złapała się za głowę, znowu udając zakłopotanie. – Mam jeszcze dwie wizyty w tym tygodniu. A, przypomniałam sobie, że muszę ci powiedzieć o moich dzieciach! Michał to awansował ostatnio na zastępcę dyrektora banku, wiesz? Zarabiają chyba ze trzy razy więcej! – energiczna gestykulacja. – A Kasia, wiesz, jego żona, już wróciła z delegacji w Niemczech. Na razie bierze urlop, bo jest w ciąży! Ale ja jestem szczęśliwa, nawet trudno mi to opisać, kochana! Po raz trzeci zostanę babcią, uwierzysz?

– Gratulacje, kochana – uśmiech nie schodził jej z twarzy.

– A mówiłam ci już, jakie to ja mam wnuki! Ha, ha! Moja Marcysia to zajęła drugie miejsce w ogólnopolskich, słyszysz? Ogólnopolskich zawodach tańca! Taka jestem dumna! – mocno akcentowała większość z wypowiedzianych słów. – A Bruno zaczął chodzić na zajęcia z piłki nożnej! Ale ten pięciolatek ma pasję… i plany! Już wie, że będzie najlepszym piłkarzem! Ha, ha!

Przez następne czterdzieści minut opowiadała o tym, jak wspaniałe ma dzieci i wnuki, jakie to wakacje spędziła ostatnio z mężem, ile to ona miejsc nie zwiedziła w czasach młodości…

Przez cały ten czas gospodyni utrzymywała uśmiech. Ba! Nie utrzymywała – po prostu miała. Zawsze cieszyła się z czyjegoś szczęścia. Kiwała ze zrozumieniem głową, dopytywała, gratulowała…

– Więc tak to wszystko u mnie wygląda, kochana – uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Pyszny sernik, ale jestem już pełna! – W tym czasie nawet nie zauważyła, ile porcji ciasta zdążyła pochłonąć, nie dotrzymawszy swojego postanowienia.

– Dziękuję. Twoje słowa to melodia dla moich uszu. I cieszę się, że wszystko się tak dobrze u ciebie układa, kochana.

– Naprawdę! A mówiłam ci o tym, że…

Kolejne czterdzieści minut monologu… Gospodyni jednak ani na moment nie zdjęła uśmiechu z twarzy. Nie musiała. Szczerze radowała się razem z nią.

– Oh… aż mi zaschło w gardle! Ha, ha! – Łyk herbaty i dalej…

Sernik już dawno zniknął. Filiżanki puste. Zaczęło się ściemniać, a dzień nie był już wtedy taki krótki.

– Przepraszam, ha, ha! Chyba troszkę się rozgadałam! Opowiadaj! Co tam słychać u ciebie? Jak dzieci?

– Och… dzieci? – spytała lekko zmieszana. Lekko zaczęły szczypać ją oczy, ale przetarła je dyskretnie palcem. – Wszystko dobrze… chyba…

– Jak to: chyba? – ta aż zamrugała kilkukrotnie.

– No… w zasadzie to dawno nie rozmawialiśmy… Ostatnio chyba… jakoś w Nowy Rok… No bo wiesz… oni nie dzwonią często… a ja… nie wiem za bardzo, kiedy dzwonić… Pewnie są zajęci… Zazwyczaj i tak mają wyłączone telefony albo… noo… sama nie wiem…

Sąsiadce lekko zrzedła mina.

– Ostatnio jak rozmawialiśmy, to powiedzieli, że urodził mi się wnusio – rozpromieniła się jeszcze bardziej. – Miał już wtedy trzy miesiące… ale to przecież drobiazg – ani na moment nie zmieniła wyrazu twarzy. Gdy nastała cisza, kontynuowała dalej: – A no bo wiesz… Marcelek jest w Stanach, to przecież ma daleko… Karolcia zresztą z Australii też… Przecież to nie jest ich wina. Niech korzystają z życia.

– A kiedy ostatnio się widzieliście?

– Przez Internet, tak? – dodała, co było dla niej wręcz oczywiste. – Jakoś tak na koniec wakacji, kochana. Ale przecież nie mogę mieć im tego za złe… są zapracowani i…

– Nie, kiedy ostatnio się widzieliście: na żywo? – spytała zmartwiona. – Dawno ich nie widziałam. – W porę ugryzła się w język i nie dodała o jej zmarłym mężu.

Podrapała się w głowę.

– Wiesz co, kochana? Chyba na pogrzebie Stasia. Znaczy tylko z Marcelkiem, bo Karolcia miała wtedy zaraz rodzić.

– Czyli z pięć lat temu z Marcelem, a z Karoliną w czasie jej wyprowadzki?

– Noo… taak. Ale przecież są zapracowani, to nie ich wina – mówiła w obronie, wyczuwając pogardę w jej tonie. Uśmiech na całej twarzy, oczy – zaszklone.

– Nie możesz tak samotnie spędzać świąt, kochana! W tym roku jedziesz ze mną do moich dzieci! Nie przyjmuję odmowy!

– No dobrze, dobrze…

– Bo kiedy ostatnio razem spędzaliście święta?

– A wiesz… to było jakoś zanim oni…

– Och! Kochana, przepraszam! Strasznie późno się zrobiło! Zasiedziałam się! – mówiła, spojrzawszy na zawieszony zegar za sobą. – A zaraz zaczyna się mój ulubiony serial! Dzisiaj finałowy odcinek! – Wstając, mówiła dalej: – Dziękuję za serniczek, pyszny! No, na pewno się wszystko ułoży! Do zobaczenia! – Prędko wybiegła z mieszkania.

Gospodyni nawet na moment nie przestała się uśmiechać.

Marcel i Karolina z dziećmi w końcu spotkali się z mamą – na jej pogrzebie.

                                                            Maciej Wittych

Obraz wyróżniający: Obraz David Schwarzenberg z Pixabay