Czas by literatura nasza w czasach
porozbiorowych przestała być zbiorem
namiętnych pamfletów, żeby oceniono
spokojnie znaczenie historyczne
i wartość polityczną naszych powstań.
Roman Dmowski
Temat reformy uwłaszczeniowej na ziemiach zajętych przez Rosję w wyniku rozbiorów Rzeczypospolitej Obojga Narodów i utworzonego po Kongresie Wiedeńskim Królestwa Polskiego, później również przejmowanego przez Rosję, jest tym razem tylko pretekstem do ogólniejszego zastanowienia się nad historią jako nauką. Z cała premedytacją nie używam tu określenia „ziemie polskie zaboru rosyjskiego (tendencyjnie ograniczane w większości dzisiejszych podręczników szkolnych głównie do Królestwa Polskiego). Myślę bowiem, że pojęcie „ziemie polskie” jest nadmiernym uproszczeniem. Polacy i narodowe państwo polskie ukształtowało się w długotrwałym i skomplikowanym procesie historycznym. Trudno przy tym ziemie dzisiejszej Białorusi, Ukrainy i Litwy nazywać polskimi.
Historia nie jest już dziś jak kiedyś dla monarchów nauczycielką życia. Często jest po prostu zwykłym i nadużywanym narzędziem w rękach ideologów i polityków. Niewielu historyków traktuje ją jako naukę o rozwoju i sposobie organizacji rozwijających się społeczności.
Czytając po raz kolejny rozdziały „Historii Polski” PWN poświęcone powstaniu styczniowemu zauważam błędy interpretacji klasowej, błędy perspektywy i pobożnych życzeń. Przyjrzyjmy się niektórym tezom oceniającym powstanie. Autor, Stefan Kieniewicz, pisze: Reakcyjna propaganda carska w 1683 r. zwalczała powstanie styczniowe perfidnym argumentem, że jest to ruch arystokratyczny, wsteczny, wsteczny, broniący przywilejów szlachty i kościoła.
Znane są bardziej perfidne działania biurokracji carskiej, np. prowokacja z utworzeniem kolejnego Rządu Narodowego w 1865 roku, składającego się z agentów policji carskiej. Cóż z tego jednak wynika? Jeśli mówimy o propagandzie, to musimy zastanowić się do kogo i w jakim celu była adresowana? Jakim wycinkom całości spraw miał dana akcja służyć?
Autor zamiast tego jedną propagandę zastępuje drugą. Pisze: Istotnym celem powstania było obalenie feudalizmu na równi z uciskiem zaborcy. „Celem” Powstania Styczniowego? Czyim? Przywódców wojskowych, czy politycznych? Anonimowych uczestników? Roman Dmowski pisał: Nasze walki o niepodległość – to walki o wolność, zbrojne protesty przeciwko niewoli, nie zaś wyraz jakiejś akcji planowanej, mającej przed oczami cel konkretny. Nikt z tych, którzy je wywołali i n imi kierowali nie umiałby odpowiedzieć na pytanie, w jakiej postaci Polska będzie odbudowana w razie powodzenia.
Tymczasem Kieniewicz z punktu widzenia obowiązującej jeszcze do niedawna ideologii pisze: Centralnym zagadnieniem powstania styczniowego była sprawa chłopska. Walka o ziemię prowadzona przez masy ludu wiejskiego mogła przerosnąć w walkę o niepodległość przez rzucone hasło uwłaszczenia. Z tą nadzieją podjęły walkę masy pracujące w miastach pod wodzą młodej inteligencji szlacheckiego pochodzenia.
Ileż bzdur. Przecież uzyskanie ziemi było tylko pierwszym krokiem by z ludu wiejskiego powstał naród. Pamiętajmy, że jeszcze przed reformą uwłaszczeniową na Wołyniu, Podolu i Ukrainie chłopi to po prostu „dusze” – jednostka wyceny majątku. Masy pracujące? Młoda inteligencja…? Co te pojęcia znaczą? Jakoś autorowi trudno przyznać, że dominującą siłą ekonomiczną i intelektualną ówczesnej Rosji w tym i wśród Polaków była szlachta i arystokracja.
Kolejne stwierdzenie: przełomowe znaczenie powstania styczniowego polegało na tym, że ówczesny ruch chłopów polskich, wiązał się z podobnym jeszcze szerszym ruchem chłopów w Rosji. Co to znaczy „wiązał się”? Wzburzenie chłopskie spowodowane kryzysem gospodarczym po wojnie krymskiej, zmianami strukturalnymi w społeczeństwie rosyjskim i reformą uwłaszczeniową, odbywały się w bliskim okresie, ścisłych związków jednak nie było. Chłopi byli wówczas raczej przedmiotem, niż podmiotem działań. Brak było wśród chłopów własnej ideologii tego ruchu i świadomości celów. Tak wśród chłopów polskich jak i rosyjskich. Proszę, i ja ulegam wyniesionym ze szkoły nawykom. A chłopi białoruscy, litewscy, ukraińscy?
St. Kieniewicz przejął też od skrajnie lewicowych ideologów teorię o rewolucji agrarnej. Pisał: Jedyną szansę na zwycięstwo miałoby powstanie wtedy, gdyby przerosło w rewolucję agrarną. Nie chodzi o to, że historyk ten nie rozumie kierunku rozwoju dziejów, większym błędem jest to, że zajmuje się zamiast wyjaśnienia procesów historycznych, jałowym gdybaniem, co by było gdyby? Z takiego myślenia wynikają ostateczne wnioski autora, sprowadzające się do tego, że tragicznych skutków powstania w postaci: wyginięcia dziesiątków tysięcy ludzi, zniszczeń gospodarczych, ograniczenia autonomii i likwidacji odrębnych władz Królestwa, rusyfikacji i konfiskaty majątków, nie powinny przekreślać głównego i trwałego osiągnięcia powstania, jakim było uwłaszczenie.
Teza mówiąca o tym, że powstanie styczniowe i Manifest 22 stycznia 1863 roku przyśpieszyły uwłaszczenie w Królestwie Polskim jest fałszywie postawiona. Należy zapytać. Z jakiego powodu rząd carski nie przeprowadził reformy uwłaszczeniowej w Królestwie równocześnie z reformą w Rosji i dlaczego przeprowadził ją w Królestwie na takich, a nie innych zasadach? Fakt, że uwłaszczenie przyśpieszyło rozwój industrializacji i przyczyniło się później do wzrostu świadomości narodowej jest oczywisty. Nie była to jednak zasługa powstańców i przywódców powstania. Nie był to też jakiś przejaw „sprawiedliwości dziejowej”, a prostą konsekwencją rozwoju społeczeństwa. Rosja carska zmuszona do konkurowania z wyżej rozwiniętymi społeczeństwami świata , musiała szukać drogi do podniesienia efektywności swej gospodarki, w tym rolnictwa. Aby rozwijać przemysł musiała nadać chłopom swobody obywatelskie, musiała przeprowadzić reformę uwłaszczeniową. Że świadomość te posiadły wpierw elity tego społeczeństwa (Hercen był synem milionera) i że część konserwatywnych elit się przed tym broniła, to już inne zagadnienie.
Chciałbym tu postawić tezę, że reforma uwłaszczeniowa w Królestwie Polskim i na ziemiach, gdzie większość własności ziemskiej znajdowała się w rękach Polaków, była dla biurokracji rosyjskiej narzędziem służącym Rosji w jej polityce rusyfikacyjnej. Ułatwiło jej to powstanie. Fakt, że reforma w Królestwie Polskim była korzystniejsza dla chłopów od takiej w głębi Rosji , według St. Kieniewicza był rezultatem powstania styczniowego, moim zdaniem zaś, wynikał raczej ze świadomej polityki biurokracji rosyjskiej, która chciała w ten sposób poważyć siłę polskich elit ekonomicznych i intelektualnych, uderzyć w polskość.
Musimy mieć świadomość, że podboju Rzeczypospolitej – zaboru jej ziem, dokonało państwo o opóźnionych wówczas w stosunku do Rzeczypospolitej strukturach, z brakiem własnych elit. Stopniowo jednak sytuacja wyrównywała się i wówczas rozpoczęła się ostra walka z Polakami. Zauważmy przy tym, że w obowiązujących dziś podręcznikach szkolnych, znacznie mniej miejsca poświęca się walce chłopów o ziemię w zaborze rosyjskim, niż w zaborze pruskim. Gdybyśmy oba te fakty porównali, zauważylibyśmy, że opóźnienie cywilizacyjne ziem Rzeczypospolitej na wschodzie i w Rosji, późniejsze na tym obsarze uwłaszczenie przyczyniło się do przegranej Polaków. Gdy w zaborze pruskim walkę o ziemie toczył ziemianin i chłop polski z junkrem i chłopem pruskim (jeszcze nie niemieckim), to na wschodzie walkę tę toczył głownie arystokrata i szlachcic polski z biurokracją reprezentującą rosyjskie ziemiaństwo, co skończyło się ogromną klęska polskiego stanu posiadania.
Powstania narodowe w zaborze rosyjskim są swego rodzaju cezurami w walce o ziemię. Na przykład po powstaniu listopadowym rząd carski ukazem z 1833 roku wszystkich biorących udział w powstaniu w dawniejszych województwach: kijowskim, racławskiem i wołyńskim podciągnął pod kategorię przestępców politycznych i skazał ich, o ile posiadali majątek ziemski, na konfiskatę dóbr. Wartość majątków obliczano według posiadanych dusz, np. na Ukrainie skonfiskowano ok. 122 majątki liczące 74 278 dusz, na Podolu 468 majętności z 157 599 duszami, na Wołyniu 117 majątków liczących 66544 dusze. Później skonfiskowano tam jeszcze 417 majątków z ilością dusz 133 108. Najprawdopodobniej rząd rosyjski konfiskował najpierw własność samego „winowajcy”, a później, zbadawszy stan rzeczy, obłożył konfiskatą także własność rodziny. W Królestwie Polskim podobnie. Skonfiskowano tu 1/10 polskiego stanu posiadania.
Mimo konfiskat z lat trzydziestych XIX wieku polska własność na omawianych terenach była jeszcze bardzo silna. Stanowiła 89% całej własności ziemskiej. Polacy stanowili tu wciąż główną siłę ekonomiczną i przemysłową kraju. W ich rękach był wciąż np. przemysł cukrowniczy i młynarski. Nie mogąc sobie pozwolić na gwałtowne osłabienie struktur państwa rząd rosyjski nie mógł tej siły ekonomicznej i kulturalnej mocno związanej z ziemią, ani złamać, ani zniszczyć od razu. Pozostawała mu przeto, jak pisze Fr. Rawita Gawrońska, droga powolnego jego podkopywania i rozdrabniania.
Sytuacja uległa zmianie od połowy XIX wieku, w wyniku wzmocnienia wewnętrznych sił produkcyjnych Rosji. Dopiero wówczas biurokracja rosyjska stanęła do walki z polskim społeczeństwem na całym obszarze należącym niegdyś do rzeczypospolitej Obojga Narodów i włączonym do Rosji.
Po roku 1863, który był zwycięsko przełomowym na korzyść rodzimej idei państwowej rosyjskiej, powstał system, którego celem było osłabienie Polaków na Litwie i Rusi oraz w Królestwie Polskim. Czyniono to przez rusyfikację szkoły, prasy, sądownictwa, administracji, zamykanie klasztorów rzymsko-katolickich itp. Najsilniejszym jednak i najbardziej barbarzyński środkiem do osłabienia siły wytwórczej Polaków było dążenie do pozbawienia ich własności ziemskiej.
Pod koniec 1863 roku na Ukrainie, Podolu i Wołyniu skonfiskowano 182 590 morgów ziemi, a wyniku przymusowej sprzedaży Polacy musieli odstąpić Rosjanom lub Niemcom na Ukrainie 32 474 dziesięciny, na Podolu 44 599, a na Wołyniu 33 639 dziesięcin. Ogółem zmniejszono własność ziemską polską na Ukrainie, Wołyniu i Podolu o 383671 morgów, przedstawiającą wartość 95917750 rsr. Licząc morgę po 250 rsr. 10 grudnia 1864 roku wydano też Ukaz zabraniający Polakom nabywania własności ziemskiej. Polakom nie wolno było nie tylko nabywać, ale też sprzedawać Polakom ziemi. Nie wolno im też było przekazywać ją nawet drogą dziedziczenia, nie inaczej jak tylko najbliższym krewnym.
Rząd carski realizując taką politykę, wziąwszy w zarząd majątki „podejrzanych” jedynie o nieprawomyślność, nakazał w ciągu dwóch lat te majątki sprzedać Rosjanom lub Niemcom. Konfiskaty po roku 1863 na Ukrainie, Podolu i Wołyniu były mniejsze niż po roku 1931 z powodu silniejszej i głębszej wśród Polaków idei jedności i poczucia wspólnoty narodowej oraz większej ostrożności w działaniach powstańczych. Po roku 1831 skonfiskowano tam 1126 majątków, a po 1863 roku 52 majątki. Pamiętajmy jednak o tym, ze wspomniany Ukaz carski również przyczyniał się do zmniejszania polskiego stanu posiadania.
Podobnie i reforma rolna na Ukrainie, Wołyniu i Podolu prowadzona była przez rząd rosyjski z myślą o zjednaniu sobie włościan i spowodowaniu rozdziału chłopów i właścicieli ziemskich. Chłopi płacili za ziemię po 20 rsr., gdy istotna jej wartość sięgała niekiedy 500 rsr. W Królestwie Polskim podobnie. Konfiskowano ziemię uczestników powstania. Myślę, ze warto tu przytoczyć fragment listu Jana Zamojskiego do jego brata Augusta z 9 maja 1864 roku. (…) Wiadomości o tworzonych jakoby przez samąż władzę moskiewską małych oddziałów niby powstańczych, a w istocie składanych ze zbrodniarzy, jest, wyznam, ciosem na który nie widzę ratunku, a środkiem za pomocą, którego może Moskwa każdego właściciela na wsi naznaczyć na wywiezienie w ciągu 24 godzin. Bez przemocy ulce musi, a nazajutrz za uległość chwytany…
Rząd carski nie dotrzymał oczywiście danej wcześniej obietnicy dotyczącej rozdania bezrolnej ludności Królestwa dóbr narodowych. Część z nich przyznano właścicielom carskich majoratów, tytułem odszkodowania za straty poniesione przy uwłaszczeniu. Ponad 170 tys. ha przeszło zaś na utworzenie nowych majoratów dla 112 dygnitarzy i dowódców „zasłużonych” w tłumieniu powstania. Tylko resztki dóbr narodowych przydzielono ok 130 tys, rodzin bezrolnych, tworząc dla nich działki po 1,5 hektara. Dobra kościelne zaś, skonfiskowane po 1864 roku podzielono w sposób następujący: 27% otrzymali chłopi, natomiast 60% przeznaczono na majoraty dla dygnitarzy rosyjskich, pozostałe 13 % sprzedano osobom prywatnym pochodzenia rosyjskiego.
Również i w Królestwie reforma służyła władzy carskiej jako narzędzie służące do pozyskania chłopów. W Królestwie Polskim właściciele ziemscy, obszarnicy (niestety słowo to ma dziś, zupełnie niewłaściwie wydźwięk pejoratywny) uzyskiwali za ziemię od 15 do 20 rb. Odszkodowania, realizowane przez 42 lata przez coroczne losowania. Tylko w okręgu białostockim przeprowadzono reformę wg norm rosyjskich. W 1861 roku zniesiono tam poddaństwo, w 1863 zlikwidowano pańszczyznę, a uwłaszczenie odbyło się okupem. Właściciele otrzymywali odszkodowanie w papierach procentowych, chłopi zaś mieli spłacać należności przez 49 lat. Do chwili spłaty ziemia należała prawnie do gromady.
Biorąc pod uwagę walkę o ziemię i rozumiejąc jakie znaczenie dla zachowania polskości miał polski stan posiadania, musimy zupełnie inaczej ocenić powstania listopadowe i styczniowe. Zupełnie nie rozumiem też tak pozytywnej w naszej historiografii oceny R. Traugutta. Jego działania zmierzające do przedłużenia powstania doprowadziły po prostu do ujawnienia patriotycznego elementu wśród chłopstwa, który został dzięki temu spacyfikowany. Najaktywniejszy, patriotyczny i uświadomiony element chłopski, który brał udział w ostatniej walce, wyginął lub poszedł na zesłanie. Reszta odwracała się od walki zbrojnej, myśląc o pozyskaniu przychylności władz carskich, o czym pisał też St. Kieniewicz.
Na zakończenie pragnę zwrócić uwagę na fakt, że rozwój cywilizacyjny terenów Litwy, Ukrainy i Białorusi spowodował, że na tych ziemiach ukształtowały się odrębne narody. Na ich wcześniejszy rozwój miały wpływ wcześniejsza polonizacja, później rusyfikacja, procesy te odcisnęły na tych narodach swoje piętno, dziś jednak narody te utworzyły własne państwa narodowe i nie ma siły, by proces taki odwrócić. Nie ma zresztą takiej potrzeby, dziś społeczeństwa organizują się już według innych (nie feudalnych) zasad. Może kiedyś powstaną Stany Zjednoczone Narodów Europy, ale to za lat jeszcze bardzo wiele, wszystko wskazuje powiem, że w epoce kolejnego kryzysu cywilizacyjnego będziemy musieli przejść przez okres wzmocnionych nacjonalizmów. Procesy integracyjne w Europie i w Świecie i próby dezintegracji będą przebiegać często obok siebie.
Piotr Kotlarz
Artykuł powyższy publikowałem po raz pierwszy w 1996 roku w „Autografie” nr 1 (29).