Wychowany w społeczeństwie, w państwie, tak dotkniętym wojną jak nasze, niemal od dziecka byłem jej przeciwny. W latach 70-tych, gdy wojny wciąż toczyły się na Dalekim Wschodzie znalazłem się w gronie pacyfistów. Robiłem wszystko, by propagować ten program, choć z czasem zdałem sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach nie jest on w pełni możliwy. Wciąż bowiem jest wielu, którym bliższe są idee podboju i imperializmu. Gdy odzyskaliśmy (jako kraj) wreszcie pełnię suwerenności popierałem zarówno to, że Polska powinna posiadać siły zbrojne mogące zapewnić jej obronę, jak i zawierane przez nasz kraj również w celach obrony sojusze. Nasze wstąpienie do NATO oraz nasz dział w Unii Europejskiej. Oczywiście czyniłem to tylko w takim zakresie, na jaki mógł sobie pozwolić tak skromny i niewiele znaczący w świecie politycznym i społecznym człowiek, jakim jestem i byłem. Koncentrowałem swe działania głównie na polu kultury i nauki. Zdawałem sobie bowiem sprawę, że wojny nie są w stanie rozwiązać żadnych problemów. Jako nieuzasadnione, wręcz błędne uważałem próby „budowania za ich pomocą demokracji” w Iraku, czy Afganistanie. Moje studia historyczne, jej znajomość, wskazywały na coś w pełni przeciwnego. Wojna może przynieść tylko zniszczenie i czasową po niej dyktaturę. Budowa demokracji wymaga czasu, wyrównywania różnic społecznych, rozwoju edukacji…
Swą walkę w wojną i ideami imperializmu prowadziłem wciąż na polu, które jest mi najbliższe, drogą propagowania antywojennych i antyimperialnych idei w sztuce i nauce (dziedzinach, które wybrałem jako formy swej życiowej aktywności). Wynikiem tej aktywności jest mój dramat „Imperator”, w którym ukazuję tę prostą prawdę, że żaden z imperatorów nie zyskał w swym życiu, tego, co dla większości ludzi jest ważne – szczęścia. Przeciwnie, życie wszelkich dyktatorów, imperatorów, to pasmo bezsensownych, prowadzących donikąd walk i wyrzeczeń. Taki był los żyjących bardzo lub stosunkowo krótko większości imperatorów: Aleksandra Macedońskiego, Cezara, Napoleona, Hitlera, czy Stalina. Wszyscy oni żyli też w nieustannym, często graniczącym z paranoją strachu. Swe dążenie do władzy realizowali drogą zbrodni, zdrady, zakłamania. Środkiem do tego celu były przede wszystkim wojny. Tym zacząłem przyglądać się od ich zarania. Ślady najstarszej z walk międzyplemiennych pochodzą sprzed około 10 tysięcy lat. Zostały odkryte w wyniku badań archeologicznych na terenie Kenii, w Nataruk, koło jeziora Turkana. Znaleziono tam 27 szkieletów, w tym dzieci. Ostrza osadzone w kościach, złamane czaszki i inne obrażenia wykazały, że była to masakra. Ciała pozostawiono bez pochówku obok laguny na dawnym zachodnim brzegu jeziora. Wojny, mordy, a później również idea niewolnictwa towarzyszyły odtąd nam ludziom prawie zawsze. To one legły u podstawy pierwszych państw około 5 tys. lat temu, a i później towarzyszyły tworzeniu kolejnych.
Moje studia historyczne ukazały, że wojny przynosiły tylko zniszczenie, często wbrew temu czego mnie wcześniej uczono, jakoby miały przyczyniać się do postępu i rozwoju kultury (to odnosiło się np. do hellenizmu, w którym to przypadku historycy zapomnieli, że czasy po śmierci Aleksandra Macedońskiego, to okres nieustannych wojen i zniszczenia, który przyniósł w konsekwencji upadek państwowości i kultury greckiej)… moja wiedza wskazała więc na coś przeciwnego. Wojny przynosiły tylko zniszczenie i straty. I to nie tylko pokonanym, ale i zwycięzcom. Wystarczy bowiem zadać sobie pytanie: z jakiego powodu Rzymianie przez ponad tysiąc lat osiągnęli w rozwoju kultury i nauki aż tak mało? Jak żartuje jeden z moich kolegów, zaczęli wojny w sandałkach i tunikach z mieczykami z brązu i na podobnym etapie je zakończyli. Podbijając kolejne ludy i je zniewalając, niszcząc ich dorobek jednocześnie niszczyli swe potencjalne rynki zbytu, swych handlowych partnerów. Kolejni imperatorowie rzymscy jak ćmy zmierzali do władzy, by średnio sprawować ją około dwóch-trzech lat. Żyjąc od czasu uzyskania „purpury” w ciągłym strachu o swe życie. Czy rzeczywiście warto było je dla tego wątpliwego zaszczytu poświęcać?
A jednak wciąż pojawiają się następcy. Ostatnio zajmuję się np. Napoleonem. Wpływ na jego ambicje odgrywały lektury… to w oparciu o nie chciał zostać następcą Aleksandra, Cezara…. W swym życiu kierował się też egoizmem, planem swojej rodziny. W walce o władzę, a i później ją sprawując posługiwał się „białą” i „czarną” propagandą. Można powiedzieć, że był jednym z pierwszych jej nowożytnych twórców [napiszę o tym wkrótce w „WOBEC”] Niestety i po jego śmierci, z chwilą gdy jego plany okazały się mrzonkami większość historyków nie potrafiła dotrzeć do prawdy. Zgubili wiedzę o jego interesowności, egoizmie… a przecież wystarczy przyjrzeć się powstawaniu majątku osobistego jego i jego bliskich. To z tego powodu dążył do władzy…
Początek XX wieku wydawał się kresem idei imperializmu. W wyniku I wojny światowej upadły imperia carskiej Rosji, cesarsko-królewskich Austro-Węgier, cesarskich Prus, osmańskiej Turcji, wojna ta zachwiała potęgą Królestwa Wielkiej Brytanii. Wydawało się, że mogą zwyciężyć demokracje, że wraz z nimi jak przewidywał Immanuel Kant zakończą się wojny. A jednak idea imperializmu nie upadła, podnieśli ją podpierając się nowymi tzw. socjalnymi i narodowymi ideami w Niemczech Hitler w Rosji Lenin, a później Stalin. Podniesione idee imperializmu musiały zakończyć się wojną. Doszło do najstraszniejszej w dziejach. Nie tylko idea imperializmu została przywrócona, wraz z nią przywrócono idee niewolnictwa i ludobójstwa. II wojna światowa zakończyła się zwycięstwem demokracji. Wprawdzie zmobilizowanie w jej wyniku ponad 11 milionowych armii w ZSRR i USA musiało jeszcze przez jakiś czas utrzymać idee imperializmu i prób siłowych rozwiązań problemów Świata, wydawało mi się jednak, że czas imperializmu i podbojów minęły już bezpowrotnie. Występując przeciwko idei wojny napisałem w 2006 roku libretto teatru tańca „Odrzućmy maski zła”. Z czasem zaczęło mi się nawet wydawać, że mój apel jest spóźniony, że utwór ten powstał zbyt późno, że idea wojny przechodzi do przeszłości.. Mimo tego realizowałem ten projekt (jest na stronie https://maskizla.pl/), powstała do tego libretta symfonia Piotra Słopeckiego, graphic novel Kyryla Tymoshchenko.
Dożyłem prawie 71 lat, jak każdy mam świadomość przemijania. Dziś otrzymałem na adres portalu WOBEC od jednego z moich przyjaciół poświęcone tej świadomości dwa wiersze (jego – Darka Wasielewskiego i Mietka Czychowskiego). Myślałem, że świadomość taką powinien mieć każdy. Myliłem się ponownie. Ponownie, gdyż oczywiście pomyliłem się też odnośnie do idei wojny i imperializmu, te wciąż trwają. Dziś rano, o godz. 4.00 Rosja bez wypowiedzenia wojny uderzyła na niepodległą Ukrainę. Jedno społeczeństwo postanowiło narzucić swą zwierzchność drugiemu.
Tym razem ruszając na wojnę przywódca Rosji nie potrzebował żadnej idei. Teorii przestrzeni życiowej, do której odwoływali się Grecy czasów Aleksandra, czy hitlerowskie Niemcy[1], haseł o możliwych do zyskania bogactwach (Cezar, Napoleon), czy wyższości jednego narodu (pojmowanego rasowo) nad pozostałymi (Hitler, Japończycy). Nie, tym razem idea imperializmu ma bronić się sama. Sprowadzić się tylko do jej istoty, narzucenia innym posłuszeństwa. Społeczeństwo mające w swym posiadaniu największe terytorialnie państwo, ogromne bogactwa naturalne, których samo nie jest w stanie zagospodarować choćby z powody stosunkowo szczupłej liczby swych obywateli, uznało (jego przywódcy uznali), że ich celem nie powinno być korzystanie z tych bogactw, ale właśnie zwiększenie swego terytorium. Powiększenie go drogą agresji, narzucając swą zwierzchność innym.
W tym celu putinowska (bo przecież nie demokratyczna) Rosja uderzyła na liczące prawie czterdzieści pięć milionów społeczeństwo Ukrainy, które chciało żyć w swoim suwerennym kraju. Z dnia na dzień przekreślono plany milionów ludzi, wielu już dziś pozbawiono życia, wielu zostanie pozbawionych majątku (najczęściej bardzo skromnego), wielu zostało lub zostanie zmuszonych do emigracji. Mam nadzieję, wciąż ją mam, że Rosja (jej władze. wojska) jednak się wycofają. Jeśli jednak nie, to jaka przyszłość czeka Rosję i Ukrainę. Okupacja będzie niezwykle kosztowna. Zapłacą za nią tak Rosjanie, jak i Ukraińcy. Dziś tak społeczeństwo Rosji, jak i Ukrainy nie należą do najbogatszych, większość majątku rozkradają tzw. oligarchowie (współczesna arystokracja). To być może właśnie im zależy na tej wojnie. Dzięki niej chcą być jeszcze bogatsi… Wojna umożliwi dalszą eksploatację społeczeństwa Rosji u Ukrainy….
Pomyślałem teraz, że polityka putinowskiej Rosji i napoleońskiej Francji wcale się nie różnią. Chodzi dziś (a wówczas chodziło) o egoizm, osobiste ambicje i majątek innych, tych, którym będzie można zabrać go drogą wojny, podboju. Drogą zbrodni. Nie boję się, jestem już dość stary, ale choć nie uniknąłem pewnych błędów, wiele spraw mi się nie powiodło, to przeżyłem ciekawe i godne życie… Mam nadzieje, że ci, którzy wzbogacą się na tej wojnie, choć umrą może nieco później niż ja, ale przecież umrą (taka to już kolej rzeczy), wspomniani wyżej oligarchowie, a i Putin (oby żyli jak najdłużej), jeszcze przed śmiercią zrozumieją, że cena, którą za te ich „cele” płacą inni jest zbyt wysoka, że też będą chcieli stwierdzić, że „żyli godnie”. To lepsze, niż umrzeć bogaczem. Niech wiedzą też o tym, bo to nie jest żadna tajemnica…, to łatwo zrozumieć…, ich egoizm prędzej, czy później zostanie ujawniony… tak jak egoizm Napoleona, Cezara. Cena ich egoizmu jest zbyt wysoka, tym bardziej, że stają przed nami (jako ludzkością) dziś znacznie poważniejsze wyzwania, jak np.: (zasadzanie pustyń, dostarczanie odsolonej i uzdatnionej wody do wielkich metropolii… a przede wszystkim zapewnienie godnego i w miarę spokojnego życia innym.
Kończąc, dodam, że jestem historykiem, na życie patrzę z nieco innej perspektywy. Wiem, że za dwa trzy pokolenia takie jak dziś okradanie społeczeństw będzie już niemożliwe (rozwój informatyki pozwoli na większą kontrolę przepływu kapitałów). Ukraina, Rosja, wejdą kiedyś do społeczności demokratycznych państw (tu Kant się nie mylił). Systemy podatkowe powstrzymają rozwój oligarchii…. Świat będzie lepszy….
Piotr Kotlarz
[1] Warto tu przypomnieć, że pierwszym, który pisał o tzw. „przestrzeni życiowej” był Isokrates. Miałoby ją zapewnić Grekom zwycięstwo nad Persami. Na ziemiach Azji Mniejszej widziałby Isokrates osadzenie mas bezdomnych najemników i innych tułaczy, którzy stali się w drugiej połowie IV wieku p.n.e. zjawiskiem masowym w Grecji. Jedną z ważniejszych, choć nie nazwanych wówczas wprost, przyczyn ówczesnych wojen był wzrost populacji, z którym ówczesne społeczeństwa nie potrafiły sobie poradzić inaczej.