Prawdziwi przyjaciele na wagę złota / Antonina Bielecka

0
25186
Znowu się przeprowadzamy… Nie lubię tego robić, a niestety przeprowadzam się bardzo często. Nie mogę znaleźć sobie stałych przyjaciół, mam problem z kontaktem z innymi ludźmi, zwłaszcza rówieśnikami. Powodem jest praca moich rodziców. Są częścią dużej korporacji i cały czas są wysyłani w inne miejsca. Teraz jedziemy do niewielkiego miasta pod Krakowem – Kamienia Górnego. 
Dojechaliśmy. Z początku wydawało mi się, że miasto jest małe, ale gdy przejeżdżaliśmy główną ulicą robiło się coraz dłuższe. W końcu dotarliśmy do niewielkiego domku, wyglądającego na dość stary. Spodobał mi się. Poczułam, że to będzie mój dom. Budynek ma parter i piętro, a obok stoi niewielki garaż. Przed domem rosły drzewa, a za nim dostrzegłam drewniany taras. Cały dom obłożony był drewnianymi belkami. W oknach można było zauważyć wiszące w środku zasłony i firanki. 
Wzięłam do ręki moją walizkę oraz plecak i weszłam do środka zaraz za mamą. Gdy tylko przeszłam przez próg, poczułam charakterystyczny zapach drewna. 
– Florciu, twój pokój jest na pierwszym piętrze – powiedziała mama i poszła w stronę kuchni.
Wzięłam swoje rzeczy i poszłam schodami na górę. Były tam tylko dwie pary drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, a drugie do mojego pokoju. Podeszłam do tych, które były całe brązowe i pociągnęłam za klamkę. Otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. Cały dom jest już umeblowany, mój pokój też. Pomieszczenie posiada skos, duże okno, średniej wielkości szafę, regał na książki, łóżko i biurko. Dopiero, gdy weszłam głębiej dostrzegłam niewielką komodę. Nad nią wisiało kilka półek. Część moich książek stała już poukładana w równych rzędach na półkach. Uwielbiam porządek, więc lekko uśmiechnęłam się widząc go tutaj. 
Od razu wzięłam się do rozpakowywania rzeczy. Ubrania położyłam równo na swoich miejscach, przybory do nowej szkoły ułożyłam w szafce w biurku. Gdy to zrobiłam, zeszłam na dół by pomóc rodzicom. 
Na drugi dzień wstałam bardzo wcześnie. Była niedziela, ale ja musiałam dobrze przygotować się do dzisiejszego dnia. Szybko się ubrałam i umyłam. Zeszłam zrobić śniadanie sobie i moim rodzicom. Byłam przyzwyczajona do wczesnego wstawania, więc nie czułam zmęczenia. Mogę to zawdzięczyć mojej mamie, która robi mi codziennie rozkład dnia. Z góry jest ustalone co mam robić, i o której godzinie. Jest bardzo wymagająca. Tata nie. On zawsze mi we wszystkim pomaga i raczej wspiera niż wymaga. 
Zjadłam śniadanie i pozmywałam swoje naczynia. Rodzice jeszcze spali, a ja usiadłam w swoim pokoju i zaczęłam czytać lekturę, którą jutro będę omawiać w nowej szkole z nowymi znajomymi i nauczycielami… Nie bałam się tej nowej szkoły. Bałam się tylko, że znowu szybko się wyprowadzimy i nie znajdę przyjaciół. Po chwili wahania wróciłam do lektury. Uważam, że jest bardzo ciekawa. Byłam w połowie, gdy usłyszałam wołanie mojego taty. Wołał mnie na obiad. Nie czułam głodu, ale zeszłam na dół. 
Dzień minął bardzo szybko. Rano spakowałam do plecaka śniadaniówkę i wyszłam z domu. Szkoła znajdowała się za rogiem, więc nie miałam do niej daleko. Doszłam na miejsce dziesięć minut przed dzwonkiem. 
Gdy tylko weszłam do budynku, poczułam znajomy chłód. Zawsze go czułam, gdy wchodziłam do nowej szkoły. Każdy uczeń, którego mijałam, przyglądał mi się dziwnie. To nie mogło być spowodowane moim ubiorem, bo wyglądał normalnie. Miałam na sobie luźny, brązowy sweter i jasne, szerokie spodnie. Pierwszy raz widzę tych wszystkich ludzi. 
Nagle spostrzegłam troje uczniów stojących obok siebie. Rozmawiali, śmiali się. Dziewczyna miała brązowe włosy, ten sam kolor skóry. Miała neonową bluzę w kolorze zieleni z czarnymi dodatkami i spodnie dość podobne do górnej części ubioru. Obok niej stali dwaj chłopacy, z pewnością bliźniacy. Obaj mieli blond włosy, byli tego samego wzrostu. Nawet stali tak samo. Uśmiechnęłam się sama do siebie i powoli do nich podeszłam. 
– Cześć… – powiedziałam niepewnie. Dziewczyna odwróciła się do mnie i uśmiechnęła. Gdy to zrobiła, poczułam się pewna siebie i również się uśmiechnęłam. 
– Hej. Jestem Arianna, mów mi Aria – przywitała się Aria – To są Arek i Eryk. 
Przywitali się ze mną i trochę porozmawialiśmy. Już wiedziałam, że nie zapamiętam, który z nich to Arek, a który Eryk. Okazało się, że jesteśmy w jednej klasie – 8d.
– Jak chcesz to możesz usiąść ze mną w ławce – zaproponowała dziewczyna. Zgodziłam się i razem weszłyśmy do klasy. 
Na początku nauczycielka, pani Krzyżowska, kazała mi się przedstawić. Jest naszą wychowawczynią, uczy języka polskiego i wydaje się być bardzo miła. Potem rozmawialiśmy o lekturze, którą wczoraj czytałam i zdobyłam ocenę za aktywność. Cały dzień minął mi dość przyjemnie. Dużo rozmawiałam z moimi nowymi znajomymi. Arek i Eryk nie są zbyt rozmowni, za to Aria mówi bez przerwy. Cały czas ma coś ciekawego do opowiedzenia. 
Tydzień później staliśmy się przyjaciółmi. Aria zaprosiła mnie do siebie. Jej rodzice są bardzo mili i gościnni. Mama Arii jest wspaniałą kucharką, a tata lubi robótki ręczne. Razem z Arią mamy wiele wspólnych pasji, o których do tej pory nie wiedziałyśmy. Obie lubimy grać w tenisa i jeździć na rolkach. Uwielbiamy czytać książki, rysować. Słuchamy podobnej muzyki. Te wspólne cechy bardzo nas do siebie zbliżyły. 
Z Arkiem i Erykiem nie mieliśmy zbyt wiele wspólnego, ale lubiliśmy razem rozmawiać o wszystkim co nas otacza. Bracia nie lubili tenisa, ale uwielbiali koszykówkę. Nie przepadali za czytaniem książek czy rysowaniem, woleli grać w gry komputerowe. Mimo tej rozbieżności przyjaźniliśmy się, z czego byłam szczęśliwa. 
Minęły dwa tygodnie od naszego przyjazdu do Kamienia Górnego. Moi rodzice mieli bardzo dużo pracy i nie spędzałam z nimi dużo czasu. W szkole nauki również było bardzo dużo. Mimo tego lubiłam tę szkołę. Chociaż to uczucie czasem wisiało na granicy zaniknięcia. Niektórzy uczniowie wyśmiewali się z Arii, czego nie mogłam zrozumieć. Ludzie mają często wiele pomysłów, których celu nie rozumiem. Moja przyjaciółka to bardzo miła, sympatyczna i optymistyczna osoba. Dlaczego to robili? Nie znałam nie tylko celu, ale również powodu takiego zachowania. Nie widziałam co jest w takiego śmiesznego. Ubranie? Kolor skóry? Zainteresowania? Starałam się stawać w jej obronie, ale tak naprawdę nie miałam w tej szkole wpływów, ponieważ nie znałam wielu uczniów. A wiele osób śmieje się też ze mnie, bo mają nową osobę, która, w ich mniemaniu, nie ma nikogo komu może się zwierzyć. 
– Nie musisz tego robić – zaczęła Aria, gdy siedziałyśmy razem na huśtawce w parku. Na początku nie wiedziałam o co chodzi. Myślałam o tym co zrobiłam nie tak. Dopiero po chwili zrozumiałam o czym mówi.  
– I tak będę. Nie ważne  co powiesz. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? 
– Tak, ale… 
Nie dałam jej skończyć. Powiedziałam jej wszystko co myślę. Powiedziałam, że to co robią inne osoby w naszej szkole wobec niej, dotyczy też mnie. Powiedziałam, że nigdy jej nie zawiodę. Aria tylko uśmiechnęła się do mnie. 
– Dziękuję. 
– Nie ma za co – również się do niej uśmiechnęłam. 
– Co tu się dzieje? – usłyszałam nagle za sobą głos. Gdybym nie trzymała się huśtawki, leżałabym na ziemi. To Arek i Eryk. Oni uwielbiają robić żarty. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. 
– Więc? Co tu się dzieje? – zapytał Eryk. 
– Rozmawiamy o szkole – powiedziała Aria. Bardzo skróciła naszą rozmowę. Najwyraźniej nie chciała o tym rozmawiać, bo zazwyczaj jest dość wylewna i lubi wszystko opowiadać innym. 
– Jasne… – Arek usiadł na wolnej huśtawce obok mnie i kazał bliźniakowi bujać go na niej. Razem z moją przyjaciółką patrzyłyśmy na nich i śmiałyśmy prawie do łez. 
Gdy bracia skończyli się wygłupiać, odprowadziliśmy Arię do domu. Gdy staliśmy pod drzwiami dziewczyna mocno nas wszystkich przytuliła. Wiedziałam, że jest nam wdzięczna za to, że jesteśmy dla niej cały czas. Zastanawiałam się, czy Arek i Eryk to widzą, bo tylko uśmiechali się do niej. 
– Ziemia do Florki – usłyszałam nagle cichy szept. To jeden z bliźniaków, który najwyraźniej zauważył moje chwilowe zamyślenie. Uśmiechnęłam się do niego i, po ostatnich słowach pożegnania, poszłam w stronę furtki. 
Miałam spuszczoną głowę przez ponad połowę drogi do mojego nowego domu. Ani śmiech braci, ani ich zaczepki, ani przelatujące ptaki nie interesowały mnie tak bardzo jak to co działo się w mojej głowie. 
Nagle ktoś szarpnął mnie za ramię. Czułam jak ktoś oplata mnie ramionami i cofa się wraz ze mną. 
– Uważaj, jak chodzisz! – krzyknął Eryk. Spostrzegłam, że prawie weszłam na jezdnię pod koła rozpędzonego samochodu. To on trzymał mnie za ramiona, ja w lekkim szoku nawet nie próbowałam się wyrwać z jego uchwytu. Chłopaki wciąż bardzo powoli odciągali mnie od drogi i posadzili na ławce, która nagle pojawiła się obok krawężnika. 
– Nad czym ty tak myślisz? 
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Jedyne słowo o jakim myślałam to „ Przepraszam”, ale język przylgnął mi do gardła ze strachu. 
– Myślałam nad Arią – powiedziałam po dłuższej chwili. Arek i Eryk popatrzyli na siebie zdziwieni. – Nie zauważyliście, że pod jej uśmiechem kryje się ból? Nie wiem, jak jej pomóc, a wiem, że ona tego potrzebuje. Oni cały czas się z niej śmieją, drwią, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Nie umiem, nie wiem jak. 
Bracia milczeli, a ja patrzyłam przed siebie. Z punktu obserwatora można by było stwierdzić, że nic się nie stało. Zwykła, zamyślona dziewczyna, która prawie weszła na jezdnię. Dla mnie było to traumatyczne zderzenie z rzeczywistością, a to wydarzenie jeszcze bardziej przypieczętowało całą sytuację. Eryk i Arek usiedli koło mnie i razem ze mną patrzyli na budynek po przeciwnej stronie ulicy. Była to biblioteka miejska. Byłam tutaj raz. Przyszłyśmy z Arią wypożyczyć wtedy jakąś książkę. Nie pamiętam jaką. Pamiętam, że bardzo jej się podobała. 
– Idziemy? Moi rodzice będą się martwić – powiedziałam, po czym szybko wstałam. Podałam chłopakom ręce i pomogłam wstać. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo są wysocy. Wydawali mi się mniejsi. 
Bez żadnych problemów przeszliśmy przez ulicę i szliśmy już prostą drogą do mojego domu. Widziałam samochód moich rodziców, tuję rosnącą przy płocie i czerwony hydrant, na który często wpadali rowerzyści. Uśmiechnęłam się na tę myśl, ale zaraz znów wróciłam do poprzedniego wyrazu twarzy – obojętnego.
– Musimy wyjść razem na rowery – zaproponował Arek, jakby czytając moje myśli.
– To wspaniały pomysł! – ucieszył się Eryk – Czasami masz dobre pomysły braciszku. 
– Czasami? – chłopak udawał oburzenie – Wszystkie moje pomysły są wspaniałe! 
Pokręciłam na boki głową, ale mimowolnie jeden z kącików moich ust poszedł do góry. 
Nawet nie zauważyłam, kiedy stanęliśmy pod moją furtką. Podziękowałam chłopakom za pomoc, pożegnałam się z nimi i weszłam do domu. 
Od progu przywitał mnie zapach kolacji. Weszłam do kuchni, usiadłam przy stole i zobaczyłam przyszykowane danie. Rodzice siedzieli naprzeciwko stygnącej na talerzu parówki. Wyraz ich twarzy wyrażał jakby zakłopotanie i smutek. 
Z przestraszoną miną powoli usiadłam przy stole. Jadłam powoli, każdy kęs żułam długo, tak jakbym żuła gumę. Miałam dziwne przeczucie, że stało się, albo zaraz stanie, coś złego. Gdy w końcu zjadłam, wypiłam herbatę, schowałam talerz i usiadłam z powrotem naprzeciwko moich rodziców. Nie mówili nic przez cały czas, jakby czekali aż ja wykonam ruch, ale nie wiedziałam jaki. 
– Czy stało się coś poważnego? – zapytałam w końcu. Pierwszy odpowiedział mi tata. 
– Wiemy, jak ważni są dla ciebie twoi nowi przyjaciele kochanie…
– Ale dostaliśmy informację, że musimy znów się przenieść – dokończyła moja mama. Spuściłam głowę i na chwilę zamknęłam oczy. Znowu? Nie mogłam przełknąć tej wiadomości. 
– Daleko? – zapytałam po chwili ciszy. 
– Do Gdańska – odrzekł szybko mój tata. Do Gdańska? To na drugim końcu Polski! Zwiedziłam już wiele miast, w Gdańsku jeszcze nie byłam, ale nie chciałam się tam przeprowadzać. Znalazłam nareszcie prawdziwych przyjaciół. Takich, których jeszcze nigdy nie miałam. Nagle okazało się, że muszę ich zostawić. Może to dziwne, że tak szybko się do nich przywiązałam. Ja bardzo szybko przywiązuję się do ludzi i nic nie mogę na to poradzić.
– Może ja… pójdę spać? – zaproponowałam. Miałam na to szczerą ochotę. Życzyliśmy sobie dobranoc i rozeszliśmy się. Moi rodzice do salonu, ja do łazienki. 
Położyłam się do łóżka, przykryłam ciepłą pierzyną i zgasiłam światło. Wpatrując się w sufit, rozmyślałam nad tym, jak przekażę moim nowym przyjaciołom to, że już niedługo mnie tu nie będzie. Przecież Aria mnie potrzebuje. Eryk i Arek nie bardzo rozumieją o co chodzi, a beze mnie ona sobie nie poradzi. Będą się z niej wyśmiewać, aż ona nie da rady. Wtedy to ja nie będę mogła wybaczyć sobie, że do tego dopuściłam. Chciałam wstać i powiedzieć rodzicom, że nie jadę z nimi. Muszę zostać tutaj i pomóc mojej przyjaciółce. Na odległość będzie to niemożliwe. 
Zbliżała się godzina trzecia nad ranem, gdy się obudziłam. Nie mogłam spać. Na zmianę było mi zimno i gorąco. Moją głową wstrząsały różne pomysły i myśli. Niestety wszystkie były tylko dziwnymi przebłyskami głupoty i naiwności. Włączyłam lampkę, wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer Arii. Napisałam jej, że rano będę musiała do niej zadzwonić oraz, że najlepiej byłoby się jutro spotkać. „Może pojechalibyśmy na rowerach na obrzeża Krakowa i z powrotem? To tylko kilka kilometrów” zaproponowałam w drugiej wiadomości. Po wysłaniu jej odłożyłam urządzenie na szafkę nocną i położyłam się. Nie zgasiłam światła. Zdziwiłam się, gdy dostałam od Arii odpowiedź. Zgodziła się na wyjazd oraz wyraziła swoje zaniepokojenie powagą sprawy. Postawiłam się na jej miejscu i zrozumiałam, że miała prawo do zaniepokojenia. Gdyby ona napisała do mnie o trzeciej w nocy też bym to odczuwała.
Rano obudziłam się z bólem głowy. Ciężko było mi wstać. Wstałam o ósmej rano, późno patrząc na moje przyzwyczajenia. Schodząc na dół, potknęłam się o ostatni stopień schodów i jak długa runęłam na podłogę. Szybko wstałam i, upewniwszy się, że nie narobiłam hałasu, udałam się do kuchni. Po drodze rozmasowywałam sobie żebra, które zabolały mnie przy upadku. W kuchni zrobiłam śniadanie sobie i rodzicom. 
Gdy usiadłam przy stole, by w spokoju spożyć posiłek, zadzwoniła do mnie Aria. Odebrałam zdziwiona, bo moja przyjaciółka nigdy nie wstawała tak wcześnie. Odebrałam. 
– Mogłabyś spróbować zadzwonić do Arka i Eryka? – usłyszałam głos Arii. Bez słowa przywitania, poprosiła mnie o przysługę, ale ja nie wiedziałam w jakiej sprawie mam do nich zadzwonić. 
– Cześć Aria. A w jakim celu mam do nich zadzwonić?
– Przecież mamy jechać na rowerach do Krakowa, prawda? Umówiłyśmy się tak, zapomniałaś?
Nie zapomniałam, ale nie wiedziałam, że o to jej chodzi. W głosie mojej przyjaciółki słyszałam coś, czego w jej głosie jeszcze nie wyczułam. Była to wściekłość, sarkazm i coś, czego nie mogłam zidentyfikować. 
– Pamiętam, że miałyśmy jechać. Nie wiedziałam po prostu, w jakiej sprawie mam do nich dzwonić o tak wczesnej godzinie – starałam się mówić spokojnie, ale gdy ona była niemiła, czułam, że muszę jej się odpłacić. Nie wiem dlaczego, ale miałam taką potrzebę. 
– To dobrze. Napisz do mnie, gdy skończysz z nimi rozmawiać.
  Rozłączyła się. Odłożyłam telefon na stół. Nie miałam ochoty dalej jeść, ale dokończyłam śniadanie. Zastanawiałam się czemu Aria sama nie mogła zadzwonić do braci i dlaczego była oschła i wściekła. 
Po rozmowie z Arkiem i Erykiem, którzy byli uradowani pomysłem, napisałam do Arii, że bracia się zgadzają. Umówiliśmy się na dziesiątą rano pod domem mojej przyjaciółki. Gdy umyłam i schowałam talerz, zeszli moi rodzice. Przywitaliśmy się, po czym oni usiedli do śniadania, a ja zapytałam, czy mogę dzisiaj pojechać na rowery z przyjaciółmi. Wiedziałam, że się zgodzą, więc nie zdziwiła mnie odpowiedź twierdząca. 
Kilka minut przed ustaloną godziną wsiadłam na rower i ruszyłam w stronę domu Arii. Dojazd zajął mi kilka minut. Nie było tam jeszcze nikogo, więc zaczęłam się z zaciekawieniem rozglądać po okolicy. Nie zauważyłam nadjeżdżających braci, więc wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam za sobą dwa głosy. 
– Coś się stało? – zapytał Eryk, gdy zobaczył brak entuzjazmu na mojej twarzy. Uśmiechnęłam się do niego, bo zazwyczaj ludzie tego nie zauważają. 
– I tak, i nie. Opowiem wam, gdy przyjdzie Aria i dojedziemy do Krakowa. 
– Jasne… Mam nadzieję, że to nic złego – Arek zrobił przestraszoną minę. Uśmiech, skierowany wcześniej do Eryka, zszedł mi z twarzy. To było właśnie coś złego. Coś czego dalej nie mogę przełknąć. 
Aria wyszła z garażu, prowadząc rower, kwadrans po dziesiątej. Uśmiechnęliśmy się do niej, ona tego nie odwzajemniła. 
– Cześć Aria – przywitali się uradowani bracia. Ta popatrzyła na nich spode łba i wsiadła na rower. 
– Jedziemy? – zapytała tylko. Kiwnęłam głową. Dziewczyna ruszyła pierwsza, potem ja, a za nami Eryk i Arek. 
Przez całą drogę Aria nie odpowiedziała na żadne nasze pytanie, ani sama nic do nas nie powiedziała. Jechaliśmy przez ponad godzinę, bo moja przyjaciółka wybrała dłuższą drogę. W końcu dotarliśmy na duży pagórek na obrzeżach Krakowa. Wprowadziliśmy rowery na szczyt i siedliśmy na trawie. Patrzyliśmy na piękny Wawel, odbijający się w Wiśle. Na ten krajobraz mogłabym patrzeć cały dzień. 
– Muszę wam coś powiedzieć – zaczęłam po kilkunastu minutach ciszy. 
– Jeśli to coś złego, to powiedz jak najszybciej – rzekł Eryk. Popatrzyłam na niego, wypuściłam powietrze z ust i zaczęłam mówić:
– Jak wiecie, ja i moi rodzice co jakiś czas musimy zmieniać miejsce zamieszkania. Wcześniej mieszkałam w wielu miejscach, w dużych miastach i małych wsiach. Nigdy nie miałam prawdziwego domu. Takiego stałego. Gdy przeprowadziłam się tutaj pomyślałam, że to jest moje miejsce na Ziemi. Wczoraj dowiedziałam się, że… znowu musimy się przeprowadzić. 
Oczy braci skierowały się na mnie, a Aria siedziała wpatrzona w krajobraz. 
– To co złe miałaś powiedzieć szybko, a specjalnie to przeciągnęłaś – poskarżył się Eryk.
– Daleko wyjeżdżasz? 
– Do Gdańska – Aria dopiero teraz się odwróciła w naszą stronę, ale nic nie powiedziała. Arek spuścił głowę, a Eryk wstał i chodził w kółko. Ja siedziałam na trawie, bo nie wiedziałam co mam robić. Było mi bardzo przykro, oni wiedzieli, że to nie jest zależne ode mnie, od moich rodziców również. 
– Nie mogę nic z tym zrobić. Chciałabym, ale… nie umiem. 
Siedzieliśmy w milczeniu. Erykowi zakręciło się w głowie, więc opadł na ziemię obok mnie, a Arek zapatrzył się w widok. 
– A może dobrze, że wyjeżdżasz? – zapytała nagle Aria. Popatrzyłam w jej oczy z przerażeniem. 
– Dlaczego…? – zdziwiłam się. Nie rozumiałam, o co jej chodzi. Bracia wpatrywali się teraz w Arię z równym zaskoczeniem i przerażeniem co ja. 
– Jesteś nadopiekuńcza, egoistyczna i pesymistyczna. Jesteś ciężarem. Nie umiesz sama sobie poradzić, a myślisz, że pomożesz wszystkim. Nie pomożesz. Widzę, że chcesz pomóc mi, ale ja sobie dam radę. To tobie trzeba pomóc, nie mi! 
Ostatnie zdanie krzyknęła tak głośno, że się cofnęłam. 
– Aria, uspokój się – powiedział spokojnie Arek, starając się załagodzić sytuację. Nie rozumiałam już niczego. Wmawiałam sobie, że nie ma racji. Czułam, że łzy zbierają się w moich oczach. 
– Nadszedł czas, żebyś poznała prawdę, Flora – Aria patrzyła na mnie ze wzrokiem dominującym. Dlaczego tak wybuchła? Co się stało? Gdzie popełniłam błąd? Czułam się okropnie. 
– Wracam do domu. Zastanów się, czy na pewno nie chcesz jechać do Gdańska. Może nie zasługujesz na tych „przyjaciół”, których i tak nigdy nie miałaś? – i odeszła. Wsiadła na rower i pojechała. Ja też wstałam. Arek i Eryk przytulili mnie mocno. Zaczęłam płakać. Byłyśmy przyjaciółkami, a może nie…? Była dla mnie ważna, ale czy ja dla niej też…? Czy za szybko jej zaufałam? Może ona zbyt dobrze odegrała swoją rolę?
– My też wracajmy. Jeszcze nasi rodzice się zdenerwują – rzekł Arek, wypuszczając mnie z objęć. Wytarłam łzy i wsiadłam na rower. Był nowy, przyozdobiony moimi ulubionymi kolorami – brązowym i białym. Rodzice kupili mi go, gdy mój poprzedni rower stracił koło. Najechałam na krawężnik i pękła mu jedna opona. Uśmiechnęłam się i pojechałam. 
Do mojego domu dotarliśmy po trzydziestu minutach. Zanim pożegnałam się z Arkiem i Erykiem, zapytałam:
– Pytam na poważnie. Jesteście moimi przyjaciółmi? 
– Oczywiście! Dlaczego mielibyśmy nie być? – Arek uśmiechnął się do mnie. 
– Tacy przyjaciele jak wy są w tych czasach na wagę złota – powiedziałam i pożegnałam się z braćmi. Ci pojechali w swoją stronę, a ja odprowadziłam rower do szopy obok domu. 
Weszłam do domu i od razu skierowałam się do salonu. Tam pracowali moi rodzice. Bez przywitania usiadłam na kanapę i zamknęłam oczy. Dorośli popatrzyli na moje czerwone oczy i zapytali, co się stało. Nie chciałam im mówić, więc powiedziałam, że nie chcę o tym rozmawiać, bo jestem zmęczona. 
– Musimy ci coś powiedzieć Florciu – zaczęła mama i podeszła do mnie. Usiadła obok mnie i objęła ramieniem. 
– Zostajemy tutaj – rzekł mój tata, zamykając komputer. 
– Jak to? Dlaczego? Gdzie będziecie pracować? 
– Zerwaliśmy umowę z korporacją i znaleźliśmy nową pracę tutaj. Ja będę pracowała w sklepie warzywnym na rogu, a twój tata podpisał umowę i będzie pracował jako nauczyciel wiedzy o społeczeństwie w twojej szkole. 
Nie mogłam uwierzyć. Ze szczęścia uścisnęłam rodziców bardzo mocno. Na chwilę zapomniałam o tym, co wydarzyło się pół godziny wcześniej. Od razu zadzwoniłam do braci, aby o wszystkim im opowiedzieć. Do Arii wysłałam wiadomość, że zostaję w Kamieniu Górnym. 
Doszłam do wniosku, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, i że nie można ufać ludziom od razu. 
                                        Antonina Bielecka

 

Obraz wyróżniający: Obraz Dim Hou z Pixabay