Ostatni wernisaż
Malarstwo w Stoczni
Jarosław Bauć, Mikołaj Harmoza
Pracownia artystyczna – B 90
Gdańsk, tereny postoczniowe
Kontekst
Na wystawę prac Mikołaja Harmozy wybierałem się od lat. Zawsze coś nie wychodziło –
ostatnio oczywiście była to zaraza i obostrzenia sanitarne. Na szczęście w końcu się udało.
Droga do wolności
Zabrzmi patetycznie, ale do pracowni Mikołaja Harmozy wiedzie Droga do wolności. To znaczy można iść inaczej, ale ja akurat tak miałem najbliżej. Droga do wolności to stary projekt, o którym mało chyba już kto pamięta. Był nawet projekt obsadzenia jej jabłoniami,
ale bohaterowie Sierpnia 1980 zaprotestowali – nie było w czasie Strajku, to po co je sadzić
teraz?
Niemniej – żeby dotrzeć do pracowni przeszedłem przez historyczną bramę i wkroczyłem na
niedostępny niegdyś teren Stoczni Gdańskiej. Dzisiaj ta przestrzeń wygląda inaczej, niewiele zachowało się artefaktów pamiętających tamte historyczne wydarzenia. Hala B- 90 jest jednym z takich miejsc.
Miejsce, w którym maluję , stocznia, to miejsce słusznie kojarzone z wolnością. Jako artyści jesteśmy niezależnymi, wolnymi ludźmi. Nie zależymy od żadnej instytucji, która mogłaby wpłynąć na naszą sztukę. Dzięki temu jest ona naszym językiem, którym komunikujemy się z odbiorcami bez pośredników. Stocznia mogłaby być takim miejscem, gdzie artyści, wykorzystując historię tego miejsca, pokazują, że dziś można być wolnym artystą i dzielić się z ludźmi współczesnymi rozwiązaniami w zakresie malarstwa i nie tylko. Trójmiasto mogłoby na tym skorzystać wizerunkowo.
Mikołaj Harmoza
Kładzenie werniksu
Ideę zaproszenia widzów do pracowni Mikołaj Harmoza najlepiej ujął w swojej krótkiej
wypowiedzi, którą pozwolę sobie przytoczyć:
Zapraszamy do pracowni gości, którzy oglądają obrazy w kontekście naszego warsztatu pracy. Podobnie jak to miało miejsce za czasów Picassa czy Modiglianiego. Stąd właśnie wzięła się nazwa wernisaż- w czasie prezentacji obrazu kładziono werniks końcowy na obraz w towarzystwie gości i dyskutowano o tym, czy to odpowiedni moment na taki krok. Na tych spotkaniach rozpoczynały się ważne dyskusje na temat sztuki współczesnej. Miało to ogromne znaczenie dla naszej kultury plastycznej. Dopiero później marszandzi, czyli sprzedawcy sztuki, zaczęli zabierać obrazy do tzw. galerii sztuki i tam, w sterylnych warunkach sprzedawać. Galeria Sztuki jest tworem zatem komercyjnym a pracownia jest wyjątkowym miejscem, gdzie artysta pokazuje pewną prawdę o sobie, swoim warsztacie, pokazuje jak to jest zrobione podobnie jak w piekarni rzemieślniczej chleb. Warto przypomnieć, jak ciekawie wyeksponowano pracownie Bacona przenosząc ją w całości jako niepowtarzalne dzieło sztuki pokazujące cenny proces tworzenia dzieł sztuki. Mikołaj Harmoza
Coś się kończy
Wernisaż był ostatnim etapem funkcjonowania pracowni Harmozy. Teraz będzie ona służyć
klubowi bokserskiemu. Innymi słowy: sztuka wysoka symbolicznie ustępuje miejsca igrzyskom na najbardziej brutalnym poziomie. Artysta nie podchodzi do tego w tak radykalny sposób – jest pogodzony, a nawet ma już plany związane z przeprowadzką w inne miejsce. Trudno się dziwić, bo miejsce, w którym funkcjonowała jego pracownia nie jest przestrzenią przyjazną – duża przestrzeń jest zapewne trudna do ogrzania zimą, a duże okna latem są zapewne przyczyną wysokiej temperatury dając efekt szklarni.
To dla nas – odwiedzających przestrzeń Stoczni – jest to miejsce magiczne, historyczne, symboliczne. Względy praktyczne nie są przez nas brane pod uwagę.
Nie mam żadnej nostalgii. Mamy z prof. Bauciem taką tradycję, ingerowania w przestrzenie bardzo nietypowe, opuszczone. Mamy w swojej historii przygody z takimi lokalizacjami jak Szpital Zakaźny przy Kieturakisa w Gdańsku, gdzie malowałem w opuszczonej Sali operacyjnej, czy pracownia przy ul. Sandomierskiej w Gdańsku Oruni, gdzie oprócz codziennej agresji na ulicy można było stracić samochód, który często płonął nieopodal i nigdy nie wiadomo było co przyniesie następny dzień. Prowadziłem tam zajęcia dla dzieci, które szwendały się po okolicy zbierając złom. Oczywiście nieodpłatnie. Co najmniej jedno z nich dzisiaj jest już po studiach plastycznych. To dla mnie wielki sukces. Z profesorem tworzymy swoisty tandem artystyczny.. Szanujemy się, inspirujemy i tworzymy swoje”.
Mikołaj Harmoza
Coś się zaczyna
Z rozmowy z artystą odniosłem wrażenie, że ma już upatrzone konkretne miejsce na nową
pracownię. Gdzie ona będzie – to tajemnica. Nie warto o tym mówić, żeby nie zapeszyć. W
Gdańsku artyści są co chwilę przeganiani z różnych przestrzeni czego przykładami jest chociażby kultowe już miejsce – WL 4. Wypada życzyć artyście, żeby nowe miejsce było dla
niego co najmniej tak przyjazne jak obecne.
To jest bardzo ważne, że zapraszamy do pracowni , w której akurat jesteśmy. Jest ona związana zawsze z konkretnym miejscem. Jeśli jesteśmy w stoczni nasze prace mają coś ze stoczni. Jest pewna relacja z miejscem i ludźmi, którzy odwiedzają naszą pracownię, którzy mieszkają nieopodal oraz z architekturą, klimatem miejsca, w którym jesteśmy. To bardzo ciekawe.
Mikołaj Harmoza
Pracownia
Wszyscy mamy wyobrażenie pracowni malarza. Widzieliśmy je sfotografowane, a nawet namalowane (choćby u Vincenta van Gogha). W pracowni powinien być: stół i łóżko. Takie też elementy są w pracowni Mikołaja Harmozy.
Stół
Stół to element wystroju, który robi duże wrażenie. Są na nim farby i różne płyny, których przeznaczenia nie sposób odgadnąć. To znaczy – ja nie potrafiłem, a właściwie nie podjąłem
nawet próby zrozumienia. Najbardziej interesujące były niedokończone prace, które na nim
zostały zaprezentowane. Były niedokończone i prowokowały do dotknięcia. To nieprawdopodobne doświadczenie móc dotknąć czegoś, co za chwilę będzie powieszone na
ścianie, a pani w galerii skarci nas za zbyt bliskie do nich podejście (bojąc się, że je zniszczymy). Prace leżące na stole robią przez ich bliskość niesamowite wrażenie obcowania z nimi. Bardzo to ciekawy i odważny ruch ze strony artysty. Odważny i jednocześnie pełen zaufania do nas, widzów (że nie zniszczymy).
Stołów w pracowni było więcej. Z powodów ekspozycyjnych zostawiłem jeden. Dwie prace, leżące na nim, są jeszcze nie skończone, ale postanowiłem pokazać je na tym etapie aby był widoczny ciąg pracy nad nimi, od zabrudzonego płótna lub deski aż do dzieła sztuki, które uznaję za skończone. Proces twórczy jest również tematem tej wystawy”.
Mikołaj Harmoza
Łóżko
Ten element wygląda malarsko – jak scenografia teatralna. Nie zachęca do siadania. Przypomina część ekspozycji. Ciekawą część, gdyż nad nim wiszą dwie prace artysty.
Jednak nie sądzę, że on sam korzysta z łóżka – nie ma pościeli a pod kocykiem trudno byłoby przetrwać jesienną albo wiosenną noc (o zimowej nawet nie wspominając).
Buty
Koło okna na postumencie wyeksponowano buty. Wyglądają jak zwykłe buty człowieka, który wykorzystywał je do ciężkiej pracy albo malarza, któremu co jakiś czas spadła jakaś farba na podłogę. Mogę sobie wyobrazić, że są to buty artysty, który chciał nam pokazać ten mały aspekt swojej pracy.
Wkrętarka i obcęgi
Do czego służyły te dwa rekwizyty niech pozostanie tajemnicą znaną obecnym na wernisażu. I pewnie gościom artysty. Napomknę tylko, że były to sprzęty bardzo przydatne, chociaż wykorzystywane w niekonwencjonalny sposób.
Nic do ukrycia, czyli artystyczne tajemnice
Pokazanie stołu z niedokończonymi pracami sugeruje, że artysta nie ma nic do ukrycia. Nic
bardziej mylnego. Jego najbardziej charakterystyczne realizacje są tworzone w pewien niepowtarzalny sposób, który artysta chce zachować w tajemnicy. Nam, widzom, wystarcza
zachwyt – przecież nie musimy wiedzieć jak wszystko jest zrobione. O ile możemy sobie wyobrazić jak maluje się obrazy – o tyle sposób w jaki swoje indywidualne obrazy tworzy Harmoza pozostaje jego tajemnicą.
Przestrzeń Dolnego Miasta została w podobny sposób wypełniona jak Stocznia. Wtedy inaczej malowaliśmy. Mieliśmy inne inspiracje, Moje obrazy inspirowane były wtedy ludźmi, którzy byli stróżami w tym szpitalu na Dolnym Mieście. Robiłem specyficzne, mięsiste portrety starszych ludzi w dużych zbliżeniach. Starałem się pokazać jak bardzo przesiąkli oni miejscem, w którym są. To była magia tamtego malowania aby w portrecie oddać atmosferę panujących tam relacji, osobowości , które jak duchy przemierzały opustoszałe przestrzenie opuszczonego szpitala. Tamten etap pracy zamknął się w momencie wyprowadzki podobnie jak zamyka się właśnie ten etap malowania. Czas pokaże co będzie dalej.
Mikołaj Harmoza
Jarosław Bauć
Pisząc o tej wystawie koncentruję się głownie na Mikołaju Harmozie mimo, że jest to wystawa dwóch artystów. Niestety prace prof. Baucia gdzieś zniknęły – ich mały format spowodował, że wszyscy skupialiśmy wzrok na tych większych i dominujących. Na dobrą sprawę dokładnie przyjrzałem się pracom Baucia dopiero w domu analizując moją dokumentację fotograficzną. A zasługują one na uwagę. Wyróżniały się one (poza mniejszym rozmiarem) charakterystycznymi złotymi ramami i biało-czerwonymi akcentami kompozycyjnymi. Rozróżnienia prac obu artystów nie ułatwiał brak podpisów, ani zgrupowanie ich w różnych miejscach. Przenikały one bowiem całą ekspozycję dając poczucie spójności i uzupełniania się. Dało to dobry efekt harmonii, ale uniemożliwiało identyfikacje.
Analizy
Zwykle w tym miejscu analizuję jeden wybrany obraz. W związku z tym, że artystów było dwóch dokonam tego podwójnie.
Po pierwsze Harmoza
Wybór, tym razem był trudny. Chciałem napisać o tych mięsistych, świeżo zrobionych, jeszcze leżących na stole pracach. Z drugiej strony – moją uwagę zwrócił zwykły obraz, który nazwałem „Morze” (autor nie nadał swoim pracom tytułów). Jednak zdecydowałem się na pracę, którą zobaczyłem na końcu, trochę przez przypadek pokazałem znajomym „z Face’a” i w końcu ta ostatnia praca zwyciężyła.
Nazwałem ten obraz „Okładka”. Dlaczego? Bo to było moje pierwsze skojarzenie. Faktycznie
wygląda jak odłożona książka z charakterystycznym grzbietem z prawej strony. W pracy dominuje zieleń, a właściwie jej odcienie. Prawy górny róg wygląda jak okucie starodawnych ksiąg. Patrząc na ten obraz wydaje nam się, że widzimy jakiś leśny krajobraz. Krajobraz nietypowy, bo w odwrotnych proporcjach. Można odnieść wrażenie, że wieszając go na „grzbiecie” odzyskamy właściwy ogląd. Jednak bez tego zabiegu interpretacja jest ciekawsza. Przyglądając się z bliższej perspektywy dostrzeżemy grube pociągnięcia pędzla, który wcale nie musiał być pędzlem. Ta gruba, „mięsista” warstwa to znak rozpoznawczy większości prac na wystawie. Grubo, zdecydowanie, mocno – to chyba najlepsze określenia dla tej wystawy.
Ten obraz (obiekt) wyróżnia się spośród innych prezentowanych i być może dlatego wybrałem go do szczegółowej analizy. On jest jakby nie wypolerowany, bez wspomnianego wcześniej werniksu. Przy dotknięciu zapewne można wyczuć nierówności. Ta cecha właśnie go wyróżnia. Również bez większego problemy dostrzeżemy rysy układające się w przemyślane wzory. To taki specjalny element, którego nie widać od razu. Taki efekt można
zaobserwować na starych okładkach płyt winylowych zespołu Genesis. Im dłużej się wpatrujemy, tym więcej zaskakujących szczegółów dostrzegamy. Taka nagroda za poświęcony czas i uwagę. Po pewnej chwili obraz przestaje być takim jakim widzieliśmy go na początku i to jest najciekawsze w tak artystycznej przygodzie. Przygodzie będącej dialogiem artysty z widzem.
Po drugie Bauć
Prace Jarosława Baucia są mniejszego formatu i przez to są mniej widoczne. Należałby je analizować razem, ale ja skupię się na jednym. Pierwsze co przyciąga naszą uwagę to … rama. Wydaje się to być jakimś żartem albo kpiną ale nią nie jest. Jest złocona, wykonana według klasycznych wzorców. Do tego widoczny haczyk, jakby artysta chciał podkreślić, że
celowo wkłada swój obraz w drogocenną ramę. Wewnątrz kompozycja kwiatowa w stylowym wazonie. Kompozycja kwiatowa składa się głównie z bukietu biało-czerwonych róż
ułożonych w stereotypowym porządku, czyli białym kolorem na górze. Wśród czerwonych kwiatów dostrzegłem biały bez, który niszczy porządek dolnej części kompozycji. Kwiatom towarzyszą liście, łodygi i pąki niezidentyfikowanych kwiatów. Cała kompozycja jest jakby zanurzona w czerwieni przypominającej polską flagę powiewającą na wietrze (albo znak towarowy Teraz Polska). Obrazu tego nie można interpretować inaczej niż jakąś formę wypowiedzi artysty na temat polskości, patriotyzmu. Złota rama może symbolizować wielką
wartość jaka przedstawiają dla nas te symbole. Uporządkowany bukiet z podziałem na dwa kolory to oznaka podziału społeczeństwa na pół. Bez zakłócający porządek czerwonych kwiatów to symbol niejednoznaczności postaw niektórych członków uporządkowanej społeczności. Kwiaty nietypowe, których nie potrafię nazwać są dla mnie symbolem indywidualności, które wkradają się w nasz uporządkowany świat.
Painting’s not dead
Takie hasło ubrał na swój wernisaż Mikołaj Harmoza. Jest to też tytuł jednej z poprzednich jego wystaw. Na jednej ze ścian pracowni można zobaczyć plakaty ze wszystkich wystaw zorganizowanych w Stoczni. Dla artysty jest to ściana chwały, dla mnie wstydu. Wstydu, że tak późno trafiłem do jego pracowni, że tyle przegapiłem. Zostaje mi tylko mi mieć nadzieję, że artyści znajdą nowe, równie dobre miejsce i że zechcą mnie zaprosić do niego na kolejny wspaniały wernisaż.
Marian Walczak
–
Autoryzowane przez artystę cytaty pochodzą z mojej rozmowy z Mikołajem Harmozą w
czasie wernisażu.
Obraz wyróżniający i pozostałe zdjęcia – Marian Walczak