Idziemy. Sztuka w jednym akcie / Piotr Kotlarz

0
775
Odrzucając (za Nietzschem) Boga, egzystencjaliści nie potrafili, pojmując człowieka jednostkowo, znaleźć sensu życia. Stąd stwierdzili, że jest ono właściwie tylko egzystencją, trwaniem.
Tak jak większość ludzi wychowanych w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, tak i ja byłem pod wpływem egzystencjalizmu. Sartre, Becket, Camus, uznawani byli przez nasze pokolenie za czołowych intelektualistów. Wokół Sartre’a w Paryżu skupiała się cała grupa jego zwolenników. Czarne swetry były ich swego rodzaju wizytówką. I ja nosiłem wówczas długi, czarny sweter, uległem też choć w niewielkim stopniu idei hipisów, miałem długie włosy, brodę. To wówczas napisałem swój pierwszy dramat, jednoaktówkę „Idziemy”. Widać w niej wyraźne wpływy tamtych ideologii. Ideologii, bo jednak nie filozofii.
Dopiero później zauważyłem, że w twórczości pisarzy egzystencjalnych nie występują dzieci, nie mają takowych bohaterowie Becketa, Estragon i Vladimir, beznadziejnie czekający na Godota. To wówczas zrozumiałem na czym polegał „błąd” egzystencjalistów. Nie mogli dostrzec sensu życia postrzegając człowieka jednostkowo, ten możemy spróbować dostrzec tylko wówczas, gdy zaczniemy go postrzegać gatunkowo. Człowiek jako gatunek. Jego zachowanie, rozwój cywilizacji, w tym możemy dostrzec sens. Taki jest też, o ile jest jakikolwiek, i zamysł Boga, jakkolwiek będziemy rozumieć jego desygnat…

Idziemy. Sztuka w jednym akcie

Osoby:
Mężczyzna A,
Mężczyzna B,
Mężczyzna C,
 Dziewczyna.
Akcja sztuki rozgrywa się na prawie pustej scenie, tylko gdzieniegdzie rozrzucone szmaty i kawałki papieru. Z tyłu i z boków zasłony brudnoszare. Przez scenę, z lewej na prawą stronę, przechodzi powoli bardzo zmęczony A. Ubrany jest w obszarpane, brązowe spodnie oraz zniszczoną marynarkę. Gdy jest już w dwóch trzecich sali, z tego samego miejsca wychodzi B. Ubranie podobnie zniszczone, zamiast marynarki sweter. B. Słania się na nogach i mówi bardzo cicho, głos jego jakby zanikał.
B – Stój. Zatrzymaj się. Dokąd tak pędzimy?
A – (Idąc dalej.) Pośpiesz się, mamy coraz mniej czasu (Robi jeszcze parę kroków. Staje, odwraca się. B upadł).
B – Ja już nie mogę. Ja muszę odpocząć, nie mam sił iść dalej.
A – Przestań się wygłupiać. Wstawaj. Do diabła, możemy nie zdążyć. Wstawaj, baranie jeden. (Wraca. Idzie w stronę B bardzo energicznie., zatrzymuje się przy jego nogach).
B – Wiesz, ja już nawet zapomniałem od kiedy tak idziemy (wyjmuje chusteczkę). Idziemy, idziemy, gonimy raczej, a ty nawet nie wiesz, przecież nie możesz wiedzieć (wyciera czoło), tak samo jak i ja, czy on tam jest? Dajmy spokój. Popatrz jak tu pięknie. Pamiętasz wczoraj, ten wodospad. Jakiż wspaniały widok.
A – Baran. Romantyk się znalazł. (Przedrzeźnia) Jaki wspaniały widok, jak tu pięknie. (Krzycząc.) Ty leniu jeden, ty maminsynku, ty durniu. Nie rozumiesz, że za nami idą następni, że musimy się śpieszyć? I tak już jesteśmy spóźnieni. Tylu było przed nami. Wstawaj. Do diabła, po co ja się z tobą tak cackam. Chcesz to zostań tu. Podziwiaj swoje widoczki. A nich cię diabli. Gnij tu, albo lepiej wróć nad ten swój zasrany wodospad. Może tam będzie ci przyjemniej gnić? Baran (Odwraca się i próbuje iść dalej.)
B – A żebyś wiedział, że wrócę. Wrócę i nad wodospad i w góry. Wrócę, mam dość tej beznadziejnej wędrówki. (Chowa chusteczkę.) Zobacz, jak tu ładnie. Łazisz wokół i tylko depczesz. A idź. Myślisz, że cię potrzebuję. (Zgarnia szmaty i gazety, jakby sobie przygotowywał poduszkę, udaje, że układa się do snu.) No, czemu nie idziesz?
A – Przestań mnie drażnić. Co ty sobie wyobrażasz? Myślisz, że jak będziesz leżał to niczego nie pognieciesz? A jak będziesz szedł wolniej, to pognieciesz mniej? Może mniej, ale dokładniej. (Szuka czegoś po kieszeniach i wyjmuje z marynarki papierosy i zapałki.) Przestań się wydurniać. Wstawaj (Zapala papierosa.) Idziemy. Przecież wiesz, że za nami idą następni. (B ciągle przygotowuje posłanie.) A zresztą. (Macha ręką, znów się odwraca. Idzie).
B – Poczekaj, proszę cię. (Płaczliwie.) Ja naprawdę byłem zmęczony. Jeszcze chwilę i pójdziemy razem. Przecież wiesz, że jesteś ode mnie silniejszy. Poczekaj, ja naprawdę potrzebuję twojej pomocy.
A – (Wraca.) No, tak to już lepiej. Możemy odpocząć, tylko po co te dyrdymały. No, tak to elegancko. Mogę chwilę poczekać. Gdzieś ty się taki uchował? Zapalisz?
B – Nie, dziękuję.
A – Słabeusz, aż dziw, żeś dotąd nie padł pod jakimś krzakiem (Siada obok B.) Zresztą wiesz, mnie też podobał się ten wodospad, ale zobaczysz, nie takie jeszcze wodospady zobaczymy. Zobaczysz. (Kładzie się na plecach, ręce pod głowę) Popatrz jak tu pięknie. Dawno nie było tak pięknej pogody. A czy niebo nie jest piękne? Wszędzie jest pięknie, tylko trzeba umieć patrzeć. Co za wspaniały dzień. (Ziewa.) Co za … wsp… (Zasnął- chrapie.)
B – Śpisz? (Brak odpowiedzi. A cicho chrapie.) Śpij. Rzeczywiście piękny dzień. (Światło przygasa.)
(Na scenę wchodzi C… Światło rozjaśnia się. C ubrany jest w dobrze skrojony, prawie nowy, granatowy garnitur. Podchodzi do A i B, szarpie za ramię to jednego, to drugiego.)
C – Wstawajcie. Pierwszy raz mi się to zdarza. Wstawajcie. Trzeba iść. Wstawać!
A – O! Do diabła! Zasnąłem (Szarpie B.) Wstawaj. Nie widzisz, mówiłem ci. Popatrz, doganiają nas następni.
B – Nie wstaję. Ja chcę spać. Nigdzie nie idę, odczepcie się. Nie możecie iść sami? Dajcie mi święty spokój. (Poprawia „poduszkę” i układa się do snu.)
A – (Do C.) Chcesz iść?
C – Chcę.
A – Ja też. Więc i ty (Szarpie B.) musisz iść z nami.
(A i C ruszają przodem, B podnosi się i z ociąganiem idzie za nimi.)
B – Zaraz, zaraz, chwileczkę… Co to znaczy, że muszę? (Ciągle idąc.) Co to znaczy?  (Zwalnia) Będę chciał, zostanę. Nie ma żadnego muszę. Nie macie prawa mnie zmuszać. (Mówiąc to, podąża cały czas za A i C, którzy idąc przodem wokół sceny opowiadają sobie kawały i śmieją się głośno – treść kawałów dla widzów prawie nieczytelna, tylko od czasu do czasu można wyłowić słowa: a ten znasz… a o Icku itp.)
B – (Kontynuuje.) Stójcie, tak nie można. Zobaczycie, że ja nie dam rady. Na Boga, przestańcie tak pędzić. Patrzcie, jak tu pięknie. Zatrzymajcie się. Dokąd tak gonicie? A jak go tam nie będzie? (Po chwili) Co to znaczy muszę? Niech sobie idą, barany jedne. Mam tego dość. Siądę sobie, odpocznę. Będę chciał, to jutro pójdę dalej.
(B siada w rogu sceny. A i C w przeciwnym rogu, ciągle idąc, odwracają się, machają zniechęcająco ręką i schodzą ze sceny. Światło przygasa. B zaczyna gwizdać kilka taktów, wesołej, obiegowej melodii. Z przeciwnej strony na scenę wchodzi Dziewczyna.20-27 lat, wysoka zgrabna. B pogwizduje. Światło rozjaśnia się.)
Dziewczyna – Cześć. Długo tu siedzisz? O jak tu ładnie. Co gwiżdżesz? Chyba znam tę melodię.
B – Cześć. Siadaj. Nie pamiętam, przypałętała się i pogwizduję od rana kilka taktów. Może wiesz, jak to było dalej (Gwiżdże od początku, dziewczyna nucąc podrzuca dalsze takty, B podejmuje wątek. Dziewczyna próbuje gwizdać razem z nim, w pewnym momencie fałszuje, zaczyna się śmiać. B również się śmieje.)
Dziewczyna – Jak tu pięknie. Co za wspaniały dzień. (Kładzie się, patrzy w niebo) Mogłabym tak leżeć przez całe życie. Nic tylko leżeć. Jakie wspaniałe słońce. Ach, jak wspaniałe życie.
(Przez chwilę leżą milcząc.)
Dziewczyna – Długo już tu jesteś?
B – Nie. Zatrzymałem się wczoraj. Czułem się zmęczony. Wiesz, nic mi się już nie chciało, myślałem, że już tu zostanę, chciałem nawet wrócić nad wodospad. Byłaś tam? (Dziewczyna kiwa głową) Prawda, że trudno o piękniejsze miejsce? Zresztą i tu jest ładnie. Jak ci się tu podoba?
Dziewczyna – Trudno o wspanialsze miejsce, ale przecież trzeba iść. Musimy go znaleźć. Zresztą wszędzie jest pięknie. Zobaczysz przez jak piękne okolice będziemy jeszcze przechodzić. Chodźmy. Już czas.
B – Chodźmy. Rzeczywiście już czas. Inni wyprzedzili nas znacznie. Chodźmy. (Ruszają. Po chwili Dziewczyna bierze B pod rękę, on patrzy na nią. Potem zaczyna gwizdać znaną melodię. Obejmuje ją.)
Dziewczyna – Wszędzie jest pięknie. Wszędzie tam, gdzie ty.
B – Nigdy nie myślałem, że przeżyję coś tak wspaniałego. Czuję się nie ten sam. Teraz mógłbym iść i iść. Choćby go nawet tam nie było, ale teraz wiem, że jest. Musi być. Pokonamy, zobaczysz, że pokonamy wszystkie przeszkody. (Wesoło) Jak trzeba będzie, to cię nawet przeniosę. I pomyśleć, że mogliśmy  nigdy się nie spotkać. Co za bzdury. I tak byśmy się spotkali. Przecież jesteśmy dla siebie. (Znów gwiżdże.)
(Dziewczyna z B są w połowie sceny, gdy z miejsca, w którym wcześniej zniknęli, wracają A i C.)
C – Hej, hejże! Gdzie tak pędzicie? To nie ma sensu. Byliśmy tam przed południem. Właśnie stamtąd wracamy. Tamtędy nie przejdziecie.
B – A, to wy. Myślałem, że się już  nigdy nie spotkamy. Nie udało się wam? (Pogardliwie.) Jaka szkoda. No cóż, może nam się uda. Niektórzy przecież przechodzili tamtędy.
A – Tak, ale kiedy? Wiele się zmieniło. Dajcie sobie spokój. Próbowaliśmy na wszelkie sposoby, mówię wam, to  nie ma sensu. Tamtędy nie przejdziecie.
B – Nie udało się wam, może nam się uda. Nigdy… (Dziewczyna przerywa mu w pół zdania.)
Dziewczyna – Czemu się dąsasz? Może rzeczywiście nie ma sensu, możemy spróbować pójść inną drogą. Razem przecież łatwiej. Dlaczego  nie mamy iść razem. Jest nas czterech… czworo. Nie rozumiem, dlaczego nie mamy żyć w zgodzie?
B – (Głośno) Dlaczego się wtrącasz? A może ja nie chcę iść z nimi? Może mam swoje powody? Dlaczego się wtrącasz?
Dziewczyna – (Bierze B pod rękę.) Przestań się wygłupiać. Przecież razem łatwiej, przecież możemy iść wspólnie. Kocham cię, ale możemy iść razem. Nie bądź nierozsądny.
B – (Wyrywa rękę.) Daj spokój. (Po chwili.) Dobrze. (Przejmuje inicjatywę, bojąc się utracić Dziewczynę.) Dobrze, chodźmy. (Bierze Dziewczynę pod rękę i ruszają w przeciwną stronę. B zaczyna gwizdać. A i C idą za nimi.)
A – (Do C.) Zobacz jaki zakochany.
C – (Ironicznie.) Co też miłość potrafi zrobić z człowieka. (A i C podejmują melodię B, po chwili dołącza dziewczyna. Idą gwiżdżąc. Po chwili C zatrzymuje się.)
C – Hola, proszę państwa. Przerwa. Czas na piknik. Po co się śpieszyć? Co się odwlecze, to nie uciecze. Piknik moi państwo. Piknik to jest to, musimy odpocząć. Jutro czeka nas ciężka przeprawa.
Dziewczyna – zapalmy ognisko. Proszę Was, zapalmy ognisko.
B – Przecież przed chwilą bardzo się śpieszyliście. Przecież musimy iść.
Dziewczyna – Nie rozumiem cię. Dlaczego nie chcesz z nami wypocząć przy ognisku? Nie bój się, zdążymy. A może nie o to ci chodzi, może jesteś zazdrosny? Przyznaj się, jesteś zazdrosny?
B – Ty niczego nie rozumiesz. Jak mało rozumiesz? Chcesz ognisko… (Zaczyna zbierać papiery i szmaty.) Będzie ognisko. (Dalej zbiera papiery i szmaty, układając je sobie na ręce jak kłody drzew. Z sarkazmem.) Będzie ognisko. A już  myślałem, że będę miał z kim wędrować. Jak ty mało rozumiesz.
C – szybko zbierajmy chrust. Robi się ciemno. (Do A.) Dlaczego nie zbierasz? Pośpieszmy się.
(A, B i C zbierają „chrust”. Dziewczyna siada przy ognisku i pogwizduje.)
B – No, chyba wystarczy.
A – Wystarczy.
C – Aleśmy się napracowali. Odwaliliśmy kawał roboty.
B – Może coś zaśpiewamy? (Siada obok Dziewczyny, próbuje ją objąć, ale ona się odsuwa.) Panowie, czemu stoicie? Siadajmy. Co zaśpiewamy?
A – (Do B.) Bardzo się zmieniłeś. Ileż w tobie chęci do walki? (Ironicznie.) Co za zmiana. (Zmienia ton.) Cholerna przeprawa. Kto by przypuszczał, że nam się nie uda? Wszyscy przechodzili tamtędy, a nam musiało się nie udać. Niech to diabli.
C – Skąd wiesz? (Po chwili.) Skąd wiesz, że wszyscy przechodzili? Daj spokój, pójdziemy północnym przejściem. Słyszałem zresztą, że jest o wiele łatwiejsze. Jedno niepowodzenie i już się zniechęcasz. Teraz zresztą idziemy większą grupą. Wspólnie łatwiej Muszę przy tym powiedzieć, że iść z tak piękną dziewczyną  (Uśmiecha się do niej.) to wielka przyjemność.
A – Niech to diabli. Śpiewajcie sobie co chcecie. Jestem zmęczony. Śpiewajcie. Ja śpię. Cholerna przeprawa. (Kładzie się biorąc ręce  pod głowę.)
B – Jutro musi się udać. Teraz jest nas czworo. Może rzeczywiście lepiej prześpijmy się. Musimy nabrać sił. (Kładzie się, kładąc głowę na kolanach dziewczyny.)
Dziewczyna – Nie śpijcie. Taki ładny wieczór. (Podnosi głowę B.) zaśpiewajmy coś.
C – Jeszcze wcześnie. Zdążymy się wyspać. (Do dziewczyny.) Popatrz, gwiazda spada. Musi się udać. To na szczęście. Musi się udać.
B – (Zdenerwowany.) Odczep się. Wczoraj też namawiałeś, by iść. I co? Wróciliście. Tamtędy nie można. (Przedrzeźnia.) Czemu wczoraj nie byłeś taki mądry? Przewodnik się znalazł. Nie znasz drogi, tak samo jak i my, wiec przestań się mądrzyć. Przewodnik. Mądrala. Dlaczego dziś się nie śpieszysz? Dlaczego czekasz? Wczoraj zostawiłeś w drodze kolegę, bo trzeba było szybko, bo inni gonią, a dziś co? Mądrala. Jeszcze wcześnie? To dlaczego tu siedzisz. Idź swoją drogą i daj nam święty spokój. Damy sobie radę i bez ciebie.
C – Przestań. Przecież to nie tak. Sam nie chciałeś iść. A gdyby nam się udało? Gdybyśmy tamtędy przeszli? I tak poszedłbyś za nami. Jesteś niesprawiedliwy. W grupie łatwiej. (Z ociąganiem.) No, ale jeśli mnie wyganiasz…
B – Nie bądź demagogiem. Nie o to chodzi. Możesz zostać. Zdenerwowałeś mnie. Ledwo się pojawiłeś i już rządzisz. Kto ci dał prawo komenderować nami?
C – Ktoś musi przewodzić. Chcesz, to ty zostań przewodnikiem. Ja zawsze mogę się podporządkować.
B – Kto powiedział, ze ktoś musi rządzić? Znów wprowadzasz swoje porządki. Dlaczego nie możemy naradzić się wspólnie?
C – Nad czym się naradzać? Wczorajsza droga okazała się nie do przebycia. Wracać nie ma sensu. Musimy spróbować przejść przez północną przełęcz. Nad czym chcesz się naradzać?
B – To po co rządzić.
C – Ty ciągle swoje. Rządzić i rządzić. A może to ty chcesz nami kierować? Daj spokój z tą rozmową.
Dziewczyna – O co się kłócicie? Boże, co za ludzie. Lepiej rzeczywiście się prześpijmy. (Kładzie się. Podobnie C i B biorąc ręce pod głowę. Światło przygasa.
Po chwili znów się rozjaśnia. C podnosi się pierwszy.)
C – Hej, wstajemy. Już świt.
(B, A i Dziewczyna podnoszą się. Przeciągają się.)
A – Kości mnie bolą. Wczorajsza przeprawa, niech ją diabli. (Do C.) Może spróbujemy jeszcze raz tamtędy… Teraz, większą grupą.
C – Wieczny optymista. Mówiłem już, że łatwiejsza będzie północna przełęcz. (Do B.) A ty jak myślisz? Którędy pójść?
B – wam się nie udało, może nam się uda. (Do dziewczyny, pokazując kierunek, z którego wrócili A i C.) Pójdziemy tamtędy.
C – A ja idę tam. Pokazuje przeciwny kierunek. (Zwraca się do Dziewczyny.) Pójdziesz ze mną?
B – Tylko bez takich numerów.
C – Nie ciebie pytam.
Dziewczyna – (Do B.) Przecież mogę decydować za siebie sama. Im się nie udało, a nam ma się udać? Chodźmy lepiej razem. Nie kłóćcie się, proszę was.
B – Ja idę tędy. (Pokazuje w tym samym, co poprzednio kierunku.)
Dziewczyna – ( Pokazuje przeciwny kierunek.) To ja tamtędy.
B – Przecież obiecałaś. Przecież mieliśmy iść razem.
Dziewczyna – Nie jestem niczyją własnością. Nie myślałam, ze jesteś taki uparty. Idę tamtędy. (Pokazuje, ten sam co poprzednio kierunek.) Chcesz, to możesz iść ze mną, nie, to droga wolna.
B – I tobie wolna droga. (Do A.) Próbujemy jeszcze raz?
A – Próbujemy.
C – (Do dziewczyny.) Idziemy?
(C z Dziewczyną odchodzą. A i B ruszają w przeciwnym kierunku.)
B – Pośpiesz się, mamy mało czasu.
A – Wiesz, jestem już zmęczony. (Zatrzymuje się, poprawia sznurowadło.) Może odpoczniemy chwilę. Zobacz, jak tu ładnie.
B – Przestań się wygłupiać. Mamy cholernie mało czasu. Następni pewnie już nas doganiają. Chodźmy.
A – idziemy.
A i B – Idziemy.
(Światło przygasa, gdy są jeszcze na scenie. Kurtyna opada.)
Obraz wyróżniający: Obraz Khrom z Pixabay