Dlaczego Łukaszenka zaprosił na Białoruś buntowników Wagnera? / Igor Iljasz

0
255
Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka na spotkaniu z zagranicznymi mediami 6 lipca|Aleksander Niemenow / APF / Getty Images

 

Rola Łukaszenki jako mało prawdopodobnego pośrednika pokojowego podczas nieudanej rebelii Wagnera przyniosła mu zarówno nadzieję, jak i niebezpieczeństwo.

Nieudany „marsz na Moskwę” grupy Wagnera w zeszłym miesiącu dał białoruskiemu przywódcy Aleksandrowi Łukaszence niepowtarzalną okazję do wzmocnienia swojej pozycji wobec Kremla i poprawy wizerunku.

Ale jeśli Białoruś rzeczywiście ma stać się nową bazą dla rosyjskich najemników, jak poinformowało 11 lipca białoruskie ministerstwo obrony, może to zniszczyć monopol dyktatury na przemoc. Mogłoby to również spowodować kolosalne ryzyko dla całej Białorusi.

Odkąd dyktatura na Białorusi przetrwała dramatyczne protesty 2020 r. – w dużej mierze dzięki wsparciu Kremla – Łukaszenka wielokrotnie powtarzał swoim zwolennikom, że ich przyszłość jest teraz nierozerwalnie związana z losem Władimira Putina. Uważa on, że upadek Rosji doprowadziłby do tego, że „[jego rządu] jutro tam nie będzie”, co sugeruje, że postrzegał powstanie Wagnera jako bezpośrednie zagrożenie dla jego własnych rządów.

24 czerwca, nazajutrz po rozpoczęciu buntu przez przywódcę Wagnera Jewgienija Prigożyna, Łukaszenka wydał rozkaz doprowadzenia armii białoruskiej do pełnej gotowości bojowej. „To zamieszanie natychmiast rozszerzyłoby się na Białoruś” – wyjaśnił później Łukaszenka.

Równolegle wydaje się, że białoruski przywódca zaoferował Putinowi swoje usługi pośrednictwa w negocjacjach z Prigożynem, choć prezydent Rosji wydawał się nie bardzo wierzyć w ich powodzenie. „Słuchaj, Sasza [pseudonim Łukaszenki], to bezużyteczne” – powiedział Łukaszenka , który powiedział mu wówczas Putin. „[Prigozhin] nawet nie odbiera telefonu, nie chce z nikim rozmawiać”.

Kiedy 24 czerwca samochody opancerzone zbuntowanych najemników Prigożyna zbliżały się do Moskwy, doprowadzając Rosję do niepokoju, białoruskie władze nie spieszyły się z informowaniem o rozwoju wydarzeń. Jedyne oficjalne oświadczenie ukazało się tego dnia po południu i zostało wydane w imieniu Rady Bezpieczeństwa Białorusi.

Wiadomość była bardzo neutralna; Rada nie poparła publicznie Putina i nie potępiła działań rebeliantów, ale podkreśliła, że ​​wewnętrzna konfrontacja jest niedopuszczalna i wezwała do przewagi „głosu rozsądku”. Najwyraźniej Łukaszenkę nie interesowało, kto ma rację, a kto nie, ale zależało mu na tym, by Rosja pozostała na tyle silna, by zagwarantować bezpieczeństwo jego reżimowi na Białorusi.

Trudno byłoby znaleźć lepszego pośrednika. Negocjacje między Kremlem a Prigożynem trwały prawie cały dzień. Wieczorem 24 czerwca poinformowano, że osiągnięto porozumienie w sprawie powstrzymania ruchu rebeliantów przeciwko Moskwie i „dalszych kroków w kierunku deeskalacji”.

Triumf PRu

Przemawiając 27 czerwca do wojskowej audiencji, Łukaszenka przedstawił się jako zbawca Rosji, ktoś, kto zapobiegł niepokojom i wojnie domowej. Według tej wersji wydarzeń najpierw przekonał Putina, by nie zabijał Prigożyna, a następnie przekonał szefa Grupy Wagnera, by przerwał marsz na Moskwę.

Rzeczywiście, jeśli wziąć Łukaszenkę za słowo, został de facto głową państwa Rosji podczas buntu, wydając bezpośrednie rozkazy szefowi Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Aleksandrowi Bortnikowowi, grożąc wysłaniem brygady Białoruskich Sił Zbrojnych do Moskwy, by rozprawić się z Prigożynem, a następnie dać rebeliantom osobiste gwarancje bezpieczeństwa. „W ten sposób uniknięto kłopotów” — podsumował.

Rzekoma rola białoruskiego przywódcy w powstrzymaniu „marszu na Moskwę” Prigożyna naprawdę pomogła jego wizerunkowi

Trudno powiedzieć, na ile relacja Łukaszenki odpowiada rzeczywistości. Niektórzy analitycy wyrażali sceptycyzm co do tego, że odegrał on tak dużą rolę w negocjacjach z Wagnerem, jak twierdzono w wypowiedziach z Mińska i Moskwy. Niezależnie od tego, deklarowana rola białoruskiego przywódcy w powstrzymaniu „marszu na Moskwę” Prigożyna naprawdę pomogła jego wizerunkowi.

W ciągu półtora roku od rozpoczęcia przez Rosję inwazji na Ukrainę na pełną skalę pojawiły się wątpliwości co do niepodległości Białorusi w stosunku do jej potężnego sąsiada. Kiedy obietnica wsparcia policji przez Putina uratowała Łukaszenkę przed powszechnym powstaniem w związku ze sfałszowanymi wynikami wyborów w zeszłym roku, Łukaszenka musiał niejednokrotnie tłumaczyć zwolennikom, że nadal rządzi Białorusią, a nie Putin. Powstanie Prigożyna dało mu okazję do pokazania, że ​​nie tylko rządzi Białorusią, ale nawet potrafi wpływać na sytuację w Rosji.

Fakt, że ani Putin, ani Prigożyn nie wypowiadali się na temat faktycznego przebiegu negocjacji, pozwolił Łukaszence przedstawić własną wersję tego, co się wydarzyło – i wygrać na froncie propagandowym. Podczas gdy przemówienie Putina po buncie koncentrowało się na „najwyższej konsolidacji” rosyjskiego społeczeństwa i fakcie, że bunt nieuchronnie zakończy się niepowodzeniem, retoryka Łukaszenki wyglądała bardziej przekonująco i lepiej pasowała do tego konkretnego momentu.

Jedziesz na Białoruś?

Warto zauważyć, że rola Łukaszenki w całej aferze Wagnera nie ograniczała się tylko do roli pośrednika.

Wieczorem 24 czerwca rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że Prigożyn, założyciel Grupy Wagnera, teraz „wyjedzie [z Rosji] na Białoruś”. Dwa dni później w przemówieniu Putina do narodu rosyjskiego stało się jasne, że najemnikom Wagnera również zaproponowano możliwość wyjazdu na Białoruś. Dostali też możliwość podpisania kontraktu z rosyjskim ministerstwem obrony lub powrotu do domu.

GettyImages-1250821049 (1)

Łukaszenka (z prawej) wielokrotnie powtarzał, że przyszłość Białorusi jest związana z losem Putina (z lewej)|Obrazy Getty’ego

Tego samego dnia, 26 czerwca, rosyjskie niezależne media „Wierstka” poinformowały, że białoruskie władze budują bazę wojskową dla najemników wagnerowskich w pobliżu miejscowości Osipowicze, oddalonej o około 100 km od Mińska. Asipowicze posiadały już nieużywaną bazę wojskową, a nowa miała powstać dla 8 tys. osób.

Potwierdził to Łukaszenka następnego dnia, informując, że Prigożyn przyleciał do stolicy Białorusi Mińska i zaprosił najemników wagnerowskich, by „pobyli z nami”.

Powiedział: „Zaproponowaliśmy im te opuszczone bazy wojskowe. Poczuj się jak w domu… Rozbij namioty. Pomożemy w każdy możliwy sposób. Dopóki nie zdecydują, co będą robić tutaj [na Białorusi]”. Zdjęcia satelitarne z 30 czerwca dodatkowo potwierdziły, że w pobliżu Asipowiczów budowane jest miasto namiotowe.

Później Łukaszenka zasugerował, że najemnicy Wagnera zrobią na Białorusi więcej niż odpoczynek: „Podchodzimy do tego pragmatycznie. Jeśli ich dowódcy przyjdą do nas i [zaproponują] nam pomoc… Doświadczenie jest nieocenione. To właśnie musimy wziąć od wagnerowców” – powiedział 11 lipca białoruskie Ministerstwo Obrony poinformowało, że grupa Wagnera będzie teraz szkolić siły białoruskie.

Teraz, prawie miesiąc po nieudanym powstaniu Wagnera, nikt na Białorusi nie widział najemników Prigożyna. Ani niezależne media, ani autorytatywna białoruska grupa monitorująca Gayun nie znalazły dowodów na przemieszczanie się jednostek Wagnera do kraju lub wokół niego. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg uważa, że ​​jak dotąd na Białoruś przeniosła się tylko niewielka liczba najemników Wagnera.

6 lipca sam Łukaszenka przyznał, że najemnicy nie zgodzili się na rozmieszczenie w pobliżu Asipowiczów. Mają „ inną wizję ”, powiedział, dodając, że są w tych samych obozach, co przed rebelią – czyli poza Białorusią.

Wydaje się, że Prigożyn też nie spieszy się z osiedleniem się w nowym miejscu. Jego prywatny odrzutowiec był śledzony, latając po Rosji od czasu nieudanego zamachu stanu. Wygląda na to, że 27 czerwca poleciał do bazy wojskowej Maczuliszcze pod Mińskiem, być może nawet spotkał się z Łukaszenką, ale nic nie wskazuje na to, by przebywał na Białorusi. 6 lipca sam Łukaszenka powiedział, że Prigożyn jest teraz w Petersburgu.

Zagadka Wagnera

Pozostaje wiele pytań dotyczących samej grupy Wagnera. Jeśli ma pozostać jedną formacją zbrojną, kto miałby ją finansować? Putin twierdził, że Wagner był w pełni wspierany przez państwo rosyjskie, które, jak powiedział, wydało w ubiegłym roku prawie miliard dolarów na same pensje najemników. Białoruskich władz nie stać na wydawanie takich sum na prywatnych kontrahentów wojskowych – to więcej niż ich cały budżet obronny. W każdym razie Łukaszenka nieustannie podkreśla, że ​​Wagnerowcy pozostaną na Białorusi na własny koszt.

Jeśli chodzi o Prigożyna, jest również mało prawdopodobne, aby był w stanie finansować grupę Wagnera przez jakikolwiek znaczący okres: przyszłość jego ogromnego imperium biznesowego w Rosji wygląda na niepewną, chociaż od czasu buntu jego firmy nadal otrzymują nowe kontrakty państwowe .

A jakiekolwiek plany białoruskich władz, by w jakiś sposób włączyć ludzi Wagnera do struktur władzy w ich kraju (na przykład poprzez wykorzystanie niektórych z nich jako instruktorów wojskowych), oznaczałyby zatrudnienie tylko dla bardzo nielicznych najemników. Biorąc pod uwagę, że cała armia białoruska, z wyłączeniem personelu cywilnego, liczy około 45–50 tys. Ludzi, nie byłoby możliwe posiadanie 25 tys. Instruktorów, co stanowi łączną siłę grupy Wagnera, według Prigożyna.

Cokolwiek się stanie, Białoruś może stanąć przed testowym wyzwaniem: obecnością, choćby czasową, zbuntowanych najemników na swojej ziemi.

Siedziba Grupy Wagnera w Sankt Petersburgu

Siedziba Grupy Wagnera w Sankt Petersburgu| VCG/Getty Images

Niebezpieczna gra

Rozmieszczenie najemników Wagnera na Białorusi nie pasuje do zwykłego zachowania Łukaszenki, co sugeruje, że decyzja mogła zostać mu narzucona.

Reżim Łukaszenki zawsze był znacznie bardziej scentralizowany niż reżim Putina. W przeciwieństwie do Kremla nigdy nie eksperymentował z delegowaniem prawa do użycia przemocy i nie ma doświadczenia w kontaktach z autonomicznymi graczami, takimi jak Wagner. Łukaszenka od dawna postrzegał jako zagrożenie każdego, kto mógłby zachwiać państwowym monopolem na przemoc, i jest znany ze swojej paranoi oraz skłonności do dostrzegania wszędzie intryg i spisków.

Łukaszenka może próbować wkraść się w przychylność najemników Wagnera, być może po to, by zapobiec przyszłemu konfliktowi

Na przykład w ostatnich latach Łukaszenka przestał organizować defilady wojskowe, prawdopodobnie dlatego, że wierzy, że może zostać zamordowany. Trudno sobie wyobrazić, by powstanie Wagnera w Rosji nie skłoniło go do zastanowienia się nad niebezpieczeństwem „marszu na Mińsk” w przyszłości.

Reżim Łukaszenki od tak dawna straszy ludność doniesieniami o zagranicznych najemnikach i bojownikach, że czasem trudno zrozumieć, co jest tylko propagandą, a co władze postrzegają jako realne zagrożenie. Latem 2020 roku grupa 33 najemników Wagnera lecących do Stambułu przez Mińsk została aresztowana i oskarżona o przygotowywanie zamachów terrorystycznych na Białorusi.

Ale wydaje się, że teraz Łukaszenka może próbować wkraść się w przychylność najemników Wagnera, być może po to, by zapobiec przyszłemu konfliktowi. Podczas gdy Kreml ogłosił rebeliantów zdrajcami i rzucił się do obalenia „mitu ” o sprawności wojskowej najemników, Łukaszenka wypowiadał się o Wagnerze z szacunkiem i pochlebstwem. Uważa Prigożyna za „autorytatywną osobę”, a najemników za obrońców „ prawdziwej cywilizacji ”.

Szantaż wojskowy

Sąsiadujące kraje bałtyckie wyraziły zaniepokojenie stacjonowaniem na Białorusi członków organizacji uznawanej za terrorystyczną w wielu krajach. Prezydent Litwy Gitanas Nausėda powiedział, że obecność najemników Wagnera jest „czynnikiem, który pogarsza naszą sytuację bezpieczeństwa”. Prezydent RP Andrzej Duda uważa te wydarzenia za „negatywny sygnał”, który należy przedyskutować z sojusznikami z NATO. Warszawa zapowiedziała już wysłanie dodatkowych sił policyjnych na granicę z Białorusią.

Były szef brytyjskiej armii, generał Richard Dannatt, zasugerował, że Rosja może wykorzystać rozmieszczenie Wagnera na Białorusi do kolejnego ataku na Kijów. Chociaż prezydent Zełenski twierdzi , że najemnicy Prigożyna „nie są już w stanie zrobić nic poważnego przeciwko Ukrainie”, armia ukraińska otrzymała instrukcje wzmocnienia północnej granicy.

Być może głośne wypowiedzi o „wyjeździe na Białoruś” najemników Wagnera mają zupełnie inny cel niż użyte słowa. Stacjonująca na Białorusi Grupa Wagnera mogłaby, podobnie jak wzmianki o taktycznej broni jądrowej, zostać wykorzystana do odwrócenia uwagi od tego, co dzieje się na linii frontu. Rosja jest bezpośrednio zainteresowana tym, aby siły zbrojne Ukrainy nie mogły wycofać swoich jednostek z białoruskiej granicy i przerzucić ich na front, a Europa musiałaby zadbać o własne bezpieczeństwo i mniej myśleć o pomocy Ukrainie.

Dla Łukaszenki korzystne może być również trzymanie sąsiadów w niepewności. Na spotkaniu z okazji Święta Niepodległości Białorusi 3 lipca stwierdził , że otrzymał „nową falę telefonów” od tych, „którzy nas nie rozpoznają”. Na razie nic nie wskazuje na to, by po kryzysie Wagnera zachodni politycy ustawiali się w kolejkach, by umówić się na rozmowy telefoniczne z Łukaszenką, ale chyba właśnie to chciałby osiągnąć: żeby Zachód z nim rozmawiał i liczył się z nim.

Rzeczywistość może być jednak zupełnie inna, jeśli Grupa Wagnera faktycznie wykorzysta terytorium Białorusi do agresywnych działań przeciwko Ukrainie lub krajom NATO. W takim przypadku wszystko mogłoby bardzo szybko wymknąć się spod kontroli i Łukaszenka ryzykowałby, że zostanie wciągnięty w eskalację militarną, być może wbrew swojej woli.

Igor Iljasz
13 lipca 2023, godz. 14.05
Wersja tej historii została po raz pierwszy opublikowana w rosyjskojęzycznym wydaniu oDR.
Link do artykułu: https://www.opendemocracy.net/en/odr/belarus-lukashenka-deal-wagner-putin-prigozhin/

 

Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne 4.0

Ten artykuł został opublikowany na licencji Creative Commons Attribution-NonCommercial 4.0 International . Jeśli masz jakiekolwiek pytania dotyczące ponownej publikacji, skontaktuj się z nami . Sprawdź poszczególne obrazy, aby uzyskać szczegółowe informacje na temat licencji.