Daga / Marta Kot

0
4946

Tam, gdzie mieszka moja matka psy nie szczekają dupami, bo już je tam zjedli. Rytm życia. Krzyk, gdy się rodzisz, krzyk, gdy pierwszy raz dostajesz po mordzie, krzyk, gdy matkę zapina się w czarnym worku. Na głównej ulicy dwie apteki, bank i bar Smakosz. Uśmiechnij się maleńka, to Józek postawi Ci piwo. Rytm pór roku. Całujesz babcie przy życzeniach bożonarodzeniowych, całujesz figurkę bozi na Wielkanoc, całujesz nieznanego typa na piątkowej dyskotece w Piramidzie. Lato śmierdzi uryną i potem roboli, którzy łapczywie spoglądają w nastoletnie dekolty. Rytm dnia. Nie ma nawet o czym gadać. 

Daga dostała okres jako pierwsza z klasy, a potem starsza siostra pożyczała jej staniki. W szóstej klasie bała się, że zaszła w ciąże z Piotrkiem, bo przytulali się na przerwie w kantorku woźnego. Gdyby nie okres, Daga byłaby szkolnym pośmiewiskiem. Miała sześć palców u stóp, bo matka nie pozwoliła uciąć go po porodzie. „Jak jeszcze raz ktoś powie o mojej bejb „sześćopalczasta” to dostanie lepę na ryj” krzyczał Piotrek w szatni na wf. Nikt nie ma już odwagi przezywać dziewczyny, tym bardziej że oprócz bóli menstruacyjnych, ma też włosy pod pachami. Szkoła. Podstawówka ocieka potem dorastających dzieciaków i zapachem gotowanej kapusty. Nigdzie indziej, nikt nie każe Ci pozdrowić babci i wujka Jacka. Wszyscy się znają. Piekło zstąpiło na ziemię i nosi imię Jana Pawła II. Kto wyklei ładniejszą gazetkę na ścianie, dostanie plusa z aktywności.

„Chrystusa Pana spotkałam dziś” miesza się z małomelodyjnym refrenem „Kolorowe sny, kiedy ja dotykam Ciebie”, gdy parafialna pielgrzymka wyrusza do Częstochowy o czwartej rano, a osiedlowy klub dopiero rozkręca imprezę. Daga w liceum pali już szlugi i każe na siebie mówić „Kicia”. Piotrek za to nie mówi do niej „bejb”. W tej dziurze albo jesteś ministrantem, albo ćpunem. Tak ministranci mówią na tych, którzy siedzą w Piramidzie, choć goście klubu mieli w nosie co najwyżej tabakę, ukradzioną z kiosku. Na nic innego ich nie stać. „Żeby zostać ćpunem trzeba być w chuj bogatym” stwierdza Piotrek, zapijając żal cierpkim, chmielowym płynem. Piramida, bo Grzesiek, właściciel był kiedyś z ciotką z Niemiec w Egipcie i przywiózł stamtąd podróbkę papirusa z podobizną jakieś baby. W Piramidzie mówią, że wygląda jak Elwira. Tylko, że ona ma mniejsze cycki, ale widział je tylko Sławek. 

Daga zostanie fryzjerką i wyjedzie do Niemiec na praktyki, a potem pozna tam męża i urodzi mu dwójkę jasnowłosych dzieci. Taki jest plan, kiedy odbiera świadectwo ukończenia gimnazjum i zanosi papiery do zawodówki. Papiery, nie dokumenty. Jest już prawie dorosła i odgarnia sobie rozjaśnione na żółto, włosy z czoła, kiedy mówi o planach na wakacje. „Za barem w Piramidzie albo w Smakoszu na kelnerce, a potem gdzieś na wakacje”. ”Papierosy na całym świecie pachną tak samo” mówi jej ojciec, kiedy dziewczyna opowiada, że marzy o tygodniu w Turcji. Rodzice Dagi mieszkają w mieszkaniu „kuchnia i salon”. Daga śpi z siostrą w kuchni, a rodzice w salonie. Kanapa przywieziona z rajchu się rozkłada.

Dzieci blokorzy nie chodzą na pielgrzymki ani na Mszę Szkolną. Mają za to dwa trzepaki i klepisko do grania w gałę. Gorzej od młodych piłkarzy klną tylko ministranci. Tak mówią sąsiadki, wołając do siebie z okna do okna. Janina. Tam, gdzie mieszka moja matka, każda starsza baba nazywa się Janina. Janina Borowiec, Janina Makowiecka, Janina Myśliwiec. Wszystkie mieszkają na jednym piętrze. Teraz wśród młodych rodziców popularne są bardziej zagraniczne imiona. Twoja ulica, Twój blok, Twoja klatka. Twoje królestwo. Nie masz nic oprócz tożsamości stworzonej na podstawie dzielnicy, w której mieszkasz. Dzwonek do domofonu, dzwonek do drzwi i ostatni dzwonek. Wyklikiwanie sobie rzeczywistości. 

Biżuteria musi być duża i widoczna z daleka, najlepiej złota, albo z jakimś kryształem. W dzieciństwie mienią się mydlane bańki, a potem już tylko kolczyk w pępku. Każda dziewczyna marzy o zaręczynach i pierwszych świętach we własnym mieszkaniu albo chociaż pokoju. Daga zrywa z Piotrkiem jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego. „Nas różnią priorytety. Ja idę do zawodówki, a Ty chcesz rzucić szkołę. Nie ma dla nas przyszłości”. Piotrek pije jeszcze więcej piwa i staje się jakby buraczany na twarzy. Daga nosi biodrówki jeszcze niżej, ale za to koszulki kończą jej się nieco wyżej niż zazwyczaj. Za pierwsze zarobione pieniądze na czesaniu dzieci do Pierwszej Komunii, idzie do solarium i kupuje konturówkę do ust w kolorze trupiego różu. Na oczy nakłada niebieski cień i podkreśla brwi czarną kredką. 

Na osiedlu nie ma chodników. Urząd gminy tłumaczy, że to na zachodnią modłę, że chodniki buduje się dopiero w miejscach, które wydeptają mieszańcy. Więc od trzydziestu lat chodzi się tu po trawnikach i psich gównach. „Życie w tej dziurze jest usłane gównem” przebąkuje Piotrek, pomiędzy jednym petem a drugim. W czwartki chłopaki z osiedla spotykają się w piwnicy u Marka i robią bit. Piotrek krzyczy do butelki teksty Grubsona i czuje, że jest mu jakoś tak lżej. Chciał Dadze wybudować dom albo przynajmniej zapisać się do kolejki we współdzielni na mieszkanie. Całe lato kładł kostkę w firmie wujka, żeby wziąć dziewczynę do Wisły i się jej oświadczyć. „Gdzieś na szczycie góry wszyscy razem spotkamy się” pluje w mikrofon, chwilę przed tym, jak straż miejska zapuka do drzwi piwnicy i każe gówniakom wypierdalać. 

Na osiemnaste urodziny Daga dostaje od rodziców czerwone rybaczki i okulary przeciwsłoneczne z diamencikami na bokach. Mama przygotowała tymbaliki i sałatkę jarzynową, a ojciec przyniósł z roboty trzy butelki żołądkowej. „Nie ma starości bez łez” mówi babcia Janina, pocieszając zaryczaną Dagę. Gluty spływają jej wprost na nowe rybaczki. Śmierdzący piwskiem Piotrek wybił okno w salonie Dagi, kamieniem. Krzyczał, że tęskni i że wszystkie piosenki pisze o niej. Chwilę później, Dadze łzy wyciera babcia, a krew z nosa Piotrkowi, jego mama. Stary Dagi nie wytrzymał. Na razie, zamiast szkła musi wystarczyć dykta. Teraz w mieszkaniu rodziny Dagi zostało już tylko jedno okno. 

W osiedlowym kiosku Pani Basia sprzedaje gazety. Gazety codzienne, gazety „tygodniówki” i gazety rzadkie. Dziadkowie kupują SuperExpress i Fakt, żeby zaczynać od ostatniej strony i pooglądać roznegliżowane panie. Babcie czasem wejdą do Pani Basi po jakieś magazyny o kwiatkach. Starsze siostry idą po Bravo Girl, a starsi bracia w ukryciu przeglądają Playboya i CKM. Oprócz gazet, Pani Basia ma w sklepie szamponetki w kolorze śliwki, wiśni i jagody. Doradza dziewczynom, w którym kolorze będzie im najlepiej. Na ladzie ma pomadki o olejkowej konsystencji, których używają wszystkie kobiety na osiedlu. Najważniejsze są jednak lakiery. Klasyczne, brokatowe i neonowe. W małych pojemnościach i większych i normalnych. Daga co piątek kupuje nowy kolor. Nie doczeka czasów żelowych paznokci, wypiłowanych w tandetne trumienki. Szkoda, na pewno bardzo by się jej spodobały. 

„Dorota to imię, które rodzice dali mi za karę, bo byłam wpadką” tłumaczy Daga, kiedy przy wyrabianiu dowodu pyta o możliwość zmiany imienia. Matka urodziła ją, kiedy miała szesnaście lat. Imienia Dorota nie da się zdrobnić w nowoczesny sposób. Dorotka, Dora, Doris, zawsze brzmi jak imię dla ciotki w trakcie menopauzy, która nosi zbyt krótkie spódnice i zbyt bardzo polubiła się z motywem panterki. Wszyscy myślą, że Daga to skrót od Dagmary. Mariusz też. 

Do miasta można dojechać autobusem linii 542. Podróż trwa czterdzieści pięć minut i obejmuje piętnaście przystanków na linii miasto – nie miasto. Ostatni autobus do nie miasta jedzie o 22:13, pierwszy o 4:30. W ostatniej klasie Piramida jest już miejscem dla dzieciuchów albo frajerów, dlatego Daga co piątek jedzie na imprezę do Egipteki. Wie, że klub zamyka się o 3, dlatego dobrze jest złapać jakiegoś gościa, który pogada z nią przed klubem i odprowadzi na dworzec. Mariusz jest inny niż wszyscy. Jeździ seatem z czerwonymi felgami i pachnie czarnym adidasem. Mało jest chłopaków, którzy nie łapią dziewczyny za dupę na pierwszym spotkaniu. To Dadze imponuje.

Daga odbiera świadectwo w za dużej o dwa rozmiary sukience. Koleżanki z klasy pytają, dlaczego przyszła na zakończenie szkoły w koszuli nocnej. Wie tylko pielęgniarka szkolna, bo Daga zemdlała na wf-ie w maju. Siódmy miesiąc. Lato jest zimne, więc Daga ubiera porozciągane swetry i mówi, że chce zostać hipiską. Ukrywanie ciąży w mieszkaniu kuchnia + salon nie jest trudne, gdy ojciec, tylko pije, a matka ciągle siedzi na probostwie. Mariusz wyjechał do Holandii dzień po tym, gdy Daga wyznała mu, że od dwóch miesięcy codziennie rano wymiotuje. Ona jeszcze wtedy nie wiedziała. On tak. Daga codziennie w nocy bije się po brzuchu, a rano biega. W piątki pije piwo, ale do Egipteki nie wpuszczają jej w tych szerokich ciuchach. 

Mama Dagi nigdy nie płacze. Lucyna. „Lucyna nie ma duszy, tylko ciało” mówi Janina Makowska, matka proboszcza. Daga uważa, że matki mogłoby nie być. Koszulka z napisem „córusia tatusia”, którą Daga kupiła w lumpeksie, nie jest raczej przypadkowa. W trzydziestym siódmym tygodniu Daga się zapomina i myśląc, że nikogo nie ma w domu, wychodzi z łazienki w samym staniku. Zapomniała piżamy z pokoju. Od Lucyny dostaje w policzek trzy razy. „A teraz dziwko idź, a teraz defiluj, a teraz wypierdalaj” krzyczy, gdy dowiaduje się, że zostanie babcią. Rytm życia. Krzyk, gdy się rodzisz, krzyk, gdy masz rodzić, krzyk, gdy wybiegasz z domu i biegniesz przed siebie.

Nikt nic nie słyszał, chociaż Janina Myśliwska mówiła, że krzyczeć musiała, bo ściany w piwnicy są obdrapane, tak jakby wbijała w nie pazury. Piotrek nie chciał. On ją bardzo, bardzo kochał, jako jedyny, nie jak ten zjeb, ten pituś, ten glancuś co uciekł do rajchu. Na przesłuchaniu prosi o włączenie piosenki Rh+ „Po prostu miłość”. „Zabiłeś kurwiu dziewczynę w ciąży, będziesz ruchany w dupę w kiciu” krzyczy policjant. Trumna jest zamknięta, ale matka Dagi zapewnia, że wygląda bardzo dobrze i że włożyli jej do środka przeciwsłoneczne okulary z diamentami po boku. Lucyna nie płacze, a Daga nie idzie, Daga nie defiluje, nie wypierdala. Nie ma o czym gadać. 

Marta Kot

 

Obraz wyróżniający: Obraz blizniak z Pixabay

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj