Czy Rosja może wygrać wojnę z Ukrainą? / Piotr Kotlarz

0
478
Antonow An-225 Mriya, największy samolot, jaki kiedykolwiek zbudowano, został zniszczony podczas bitwy o lotnisko Antonow. Z Wikimedia Commons, bezpłatnego repozytorium multimediów.

Powyższe pytanie postawiłem dość przewrotnie i świadomie polemicznie.

Przewrotnie dlatego, że dziś na łamach wielu czasopism i Stron internetowych stawiane jest pytanie odmienne, rozmaici komentatorzy, czy tzw. „eksperci” zastanawiają się nad tym, czy to Ukraina może tę wojnę wygrać? Coraz też częściej pojawiają się pytania o to jaka będzie cena tej wojny dla Ukrainy i czy będzie ona w stanie lub nie pogodzić się jednak z utratą części swoich terytoriów, co w takim wypadku rzekomo miałoby być zwycięstwem Rosji.

Wojna, to oczywiste zakończy się jakimś traktatem pokojowym. Tak kończyły się wszystkie wojny, nawet najdłuższe (a bywało, że trwały i sto lat). Podpisanie takiego traktatu można odkładać, nawet na bardzo długo (np. między Rosją a Japonią), ale w końcu taki będzie musiał być zawarty.

Czy jednak jakiekolwiek zdobycze terytorialne mogą dziś stanowić o zwycięstwie w wojnie? Być może tak było w czasach feudalnych, gdy zdobyte terytoria można było przyłączyć do królewszczyzn, a część z nich oddać w ręce rycerstwa, później arystokracji, czy szlachcie. Monarchowie i arystokracja bogacili się, mogli przedłużyć swe panowanie, z ich punktu widzenia wojny te były więc zwycięskie. O cenie jaką za te wojny płaciły wciągnięte w nie społeczeństwa starano się zapomnieć. Elity zaślepione propagandą „wygranych” nie dostrzegali faktycznej ceny toczonych wojen, ich wpływu na cywilizacyjny regres. To jednak znacznie szersze zagadnienie, dziś pozostańmy przy postawionym pytaniu, choć w odpowiedzi szersze odniesienia historiozoficzne będą musiały się i tu pojawić.

Wojny bowiem, dodam, że żadnej wojny, nikt wygrać nie może. Owszem wygrywają w jakimś sensie kraje postronne, bezpośrednio w nich nie uczestniczące, ale przegrywają wszelkie strony walczące (mam tu na myśli społeczeństwa biorące w nich udział). Wojny bowiem kosztują.

Przez chwilę przyszła mi na myśl teza, którą koś mógłby postawić, że II Wojnę Światową wygrały jednak USA i ZSRR. Czy jednak rzeczywiście?

Pomińmy nawet ogromną liczbę ofiar, cenę krwi, które społeczeństwa tych państw za te tzw. „zwycięstwo” zapłaciły. Państwa te przez kilka lat, a nawet ich dekady, musiały utrzymywać ponad dziesięciomilionowe armie, przez lata borykać się z problemami ich demobilizacji. Pomyślmy przez chwilę o tym, jak wielkich budów, ile odkryć mogliby dokonać zmobilizowani na front żołnierze. Część z nich trafiłaby na uczelnie, inni do zakładów pracy… może idea start up’ów pojawiłaby się już kilka dekad temu… Pytanie o to, co by było gdyby, jest dość ciekawe. Pozostawmy je jednak do zabawy pisarzom political fiction. Choć ci najczęściej bawią się historią szukając w niej odpowiedzi na pytanie o to, jak wyglądałby świat w wyniku zwycięstwa innej strony. Sama myśl o tym, że mógłby istnieć świat bez przywództwa kogokolwiek z trudem przychodzi im do głowy.

Nie, cena jaką zapłaciły za tamtą wojnę USA i ZSRR była tak wielka, że w żaden sposób nie mogły jej zrównoważyć jakiekolwiek zdobycze. I te państwa przegrały, choćby nie wiem jak podniecały nas obrazy zagarniętych w czasie wojny zdobyczy (sztab złota, dóbr kultury). Te zresztą gromadzono wcześniej w czasie pokoju. To, że w USA i ZRSS, później w Rosji wzbogaciły się na wojnie jakieś grupy elit (stosunkowo wąskich) nie oznacza wcale tego, że państwa te (ich społeczeństwa) tamtą wojnę wygrały.

Wróćmy jednak do obecnej wojny Rosji z Ukrainą. Mając dość obszerną wiedzę i świadomość historyczną odpowiedzi na postawione pytanie udzieliłem już 24 lutego 2022 roku, prawie dwa lata temu. Rosja przegrała te wojnę z chwilą jej rozpoczęcia.

Wiedziałem, że wojen się nie wygrywa. Wiedziałem też, że dziś jest już rzeczą niemożliwą narzucenie zwierzchnictwa jednemu społeczeństwu przez drugie. Dowodem wycofanie się z tego powodu Francuzów z Indochin, później z innych kolonii, cały proces dekolonizacji, wojna USA i NATO z Irakiem, klęska ZSRR, a później całego NATO w Afganistanie. Wiedziałem więc, że Rosja tę wojnę przegrała już z chwilą jej rozpoczęcia.

Po agresji Rosji na Ukrainę, jedyną wątpliwość jaką miałem dotyczyła czasu. Czy wojna ta potrwa lat kilkanaście, kilkadziesiąt (gdyby Rosji udało się zająć terytorium Ukrainy), czy też pół roku, rok, może tylko nieco dłużej? Tak, dziś już wiemy, że raczej dłużej i to nie tylko nieco, może potrwać nawet dłużej niż dwa lata.

Czy jednak może ją wygrać Rosja? Stawiam tylko takie pytanie, nie pytam o możliwe zwycięstwo Ukrainy, gdyż w wyniku rosyjskiej agresji Ukraina tak czy inaczej jest już stroną przegraną. Celem Ukrainy, społeczeństwa ukraińskiego jest bowiem obrona własnego terytorium, odzyskanie zajętych i okupowanych przez Rosję terytoriów. Cena, jaką Ukraina za to płaci jest tak wielka, że nie sposób nawet ewentualnego wyparcia Rosjan z okupowanych ziem (ich wycofania się) uznać za zwycięstwo. Takie zapewne zostanie ogłoszone, ale cena krwi, utrata czasu, z konieczności nieproduktywne wykorzystywanie potencjału tego społeczeństwa przez wiele lat, emigracja i wiele innych skutków… Tak, to ogromna cena, nie ma jednak takiej, jakiej nie powinno się zapłacić za rzecz najważniejszą, wolność i prawo o decydowaniu o sobie we własnym kraju. Z tego powodu już w średniowieczu uznano, że wojny obronne są „sprawiedliwe”. Dodam, że już dziś za zwycięstwo Ukrainy uznać możemy to, że w wyniku tej wojny uległ przyśpieszeniu proces budowania przez Ukraińców ich tożsamości narodowej (wolałbym tu, tak jak i w przypadku społeczeństwa polskiego użyć słowa „obywatelskiej”, gdyż wszelkie społeczeństwa zorganizowane w państwa mają charakter wielokulturowy). Proces ten nastąpiłby i bez wojny, może potrwałby tylko nieco dłużej… Cóż stało się, jak się stało. Ukraińcy uzyskali swój kolejny mit założycielski.

Powtarzam, Rosja wojnę z Ukrainą przegrała. Na czym polega jej przegrana? To przecież proste. Prowadzenie wojny kosztuje. Znamy zresztą już z historii maksymę „pyrrusowe zwycięstwo”.

Po pierwsze: cena krwi. Już ponad 300 000 ofiar. Zabitych i rannych. Dziesiątki tysięcy tych drugich społeczeństwo rosyjskie będzie musiało utrzymywać jeszcze przez co najmniej dwa pokolenia (leczenie, opieka psychologiczna, renty, zasiłki)

Po drugie: straty finansowe. Do dziś na prowadzenie wojny Rosja wydała dziesiątki miliardów dolarów (pozostawmy dla przeliczeń tę walutę). Tu straty uzbrojenia, okrętów, samolotów, śmigłowców, czołgów, pojazdów opancerzonych, dronów, rakiet itd. itp. bo przecież i mundury, inny sprzęt, oczywiście i koszty utrzymania powiększonej armii.

Straty finansowe dotyczą zresztą nie tylko działań wojennych. To na przykład utrata gazociągów Nord Stream (wzięte na nie kredyty trzeba przecież płacić) i skutki sankcji. Owszem w pierwszym okresie wojny (w wyniku jej wybuchu) na rynkach światowych znacznie wzrosły ceny ropy, co pozwoliło Rosji częściowo pokrywać koszty wojny, ale przecież musimy uznać te inwestycje za zmarnowane, nie przyniosły niczego społeczeństwu rosyjskiemu. Trudno wiec nie uznać tego za stratę. Inaczej niż w przypadku USA, które dzięki wzrostowi cen ropy mogły uratować się po kryzysie spowodowanym wojną w Afganistanie (Amerykanie po zawyżonych cenach wyprzedali nawet swoje rezerwy, uzupełniając je później po znacznie niższych cenach).

Po trzecie: straty polityczne. Nawet jeśli założymy, że celem Rosji było zabezpieczenie się przed przyłączeniem Ukrainy do NATO i obrona swego bezpieczeństwa, to na tym polu Rosja poniosła już dziś druzgocącą klęskę. Do NATO już przystąpiła Finlandia, a wkrótce przystąpi i Szwecja (nawet gdyby do tego nie doszło, to już samo wyrażenie na to zgody przez Szwecję świadczy o tym, że stała się ona już dziś faktycznym partnerem NATO). Dodam tu jednak, że argument Rosji odnośnie swego zagrożenia był i jest fałszywy. Żadne z mocarstw atomowych nie jest zagrożone, gdyż dysponuje możliwością odwetu. Mam nadzieję, że kiedyś broń atomowa zniknie, niemniej jednak dopóki całkowicie nie odrzucimy idei wojen, jej istnienie chroni nawet najokrutniejsze i najgłupsze dyktatury (np. Korea Północna).

Po czwarte: utrata rynków zbytu. I to utrata długoterminowa. Warto przy tym dodać, że właściwie nie do odrobienia. Wyparcie Rosji z europejskiego rynku ropy i gazu jest dla niej stratą bezpowrotną. Na świecie odkrywamy coraz więcej nowych złóż ropy i gazu (np. we Francji odkryto ostatnio największe w świecie złoża czystego wodoru), a z drugiej strony postęp w dziedzinie alternatywnych źródeł energii jest tak wielki, że popyt na rosyjską ropę i gaz, przy malejących cenach tych surowców, będzie coraz mniejszy. O ropie i gazie wspomniałem tu na początku, ale rzecz dotyczy i innych rynków. Np. przemysł zbrojeniowy (choć ten wbrew powszechnej opinii ma coraz mniejsze znaczenie, np. w USA przynosi mniej niż 2 % PKB). Straty Rosji na tym rynku okazały się ogromne, ich broń nie sprawdziła się na polu walki, przy tym właśnie wojna, utrata dostępu do ukraińskiej myśli technicznej (w ramach ZSRR to właśnie tam budowano wiele zakładów zbrojeniowych, np. silników do śmigłowców) spowodowała, że Rosja stanęła przed koniecznością rozbudowy tego przemysłu u siebie, ale uniemożliwiają to sankcje i brak dostępu do światowych technologii.

Po czwarte: ograniczenie napływu obecnego kapitału. W jakiejś mierze napływa, ale przecież to oczywiste, że wielu przedsiębiorców na świecie zastanawia się nad tym, czy warto inwestować w kraj, który jest zaangażowany w wojnę, w którym w jej wyniku może dojść do przewrotu. Historia przecież nie całkiem, ale choć w części uczy. Ileż to funduszy emerytalnych, koncernów, firm, czy indywidualnych inwestorów potraciło swe wkłady w rozwój przemysłu carskiej Rosji.

Po piąte: utrata części elit. Mam tu na myśli tę wykształconą część rosyjskiego społeczeństwa (np. młodych informatyków, lekarzy), która w obawie przed poborem do wojska lub tylko z tego powodu, że przestali dostrzegać szansę na swój rozwój w skorumpowanym, toczącym wojnę w kraju, podjęła decyzję o emigracji.

Strat, dowodów klęski Rosji można wymieniać znacznie więcej. Spójrzmy jednak również w przyszłość, bo wojna będzie musiała się zakończyć. Co będzie dalej? Jakie szanse na dalszy rozwój ma Rosja?

Rosją jest to największym obszarowo państwem na Świecie, prawie tak wielkim jak USA i Kanada łącznie, prawie o połowę większym od obszaru Chin. Podaję te informacje, gdyż w jakiejś mierze są ważne. Tym bardziej w zestawieniu z liczbą ludności. Powinniśmy również zwrócić uwagę na to, że rozwój gospodarek różnych państw świata współcześnie jest niemożliwy bez pozyskiwania dodatkowych rąk do pracy. Nasz rynek pracy w ostatnich latach uratowała w znacznej mierze imigracja z Ukrainy, nie ma jednak dziś żadnego rozwijającego się państwa, które nie potrzebowałoby imigrantów. Oczywiście śledząc media, czy wypowiedzi niektórych polityków możemy wyrobić sobie opinie przeciwną, ci bowiem na bazie jednostkowych przecież incydentów próbują nas ewentualną imigracją wręcz straszyć. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji (mam nadzieję, że do takiej nigdy nie dojdzie, że nasz rynek pracy opuści nagle choćby kilkaset tysięcy zagranicznych pracowników. Kryzys byłby niewyobrażalny. Dlaczego o tym piszę właśnie w związku z wojną w Ukrainie? To również jasne i oczywiste. Po zakończeniu wojny Rosja będzie musiała odbudować swój potencjał, postawić na wykorzystanie swych zasobów? Czy jest w stanie zrobić to dziś dysponując już tylko niespełna 140 milionami obywateli. Zasoby USA i Kanady zagospodarowuje 380 milionów ludzi, Chin prawie 1 miliard 400 milionów.

Użyłem wyżej odnośnie do społeczeństwa Rosji określenia obywateli. Niestety to błąd, Rosjanie nie są jeszcze społeczeństwem obywatelskim. By móc się rozwijać Rosjanie musieliby takimi się stać, musi i w Rosji ulec zmianie struktura własności i władzy…. Przede wszystkim jednak, by wykorzystać swe zasoby Rosja będzie musiała również przyjmować imigrantów, im wcześniej podejmie działania w tym kierunku, tym dla niej lepiej. Wojna jednak i ten proces opóźnia.

Społeczeństwo Rosji godząc się na politykę imperialno-nacjonalistycznego reżimu w swym kraju traci czas, opóźnia szansę na swój rozwój oraz rozwój swych dzieci i wnuków.

Szkoda, że nie potrafią tego dostrzec, szkoda też, że aż tak wielu ludzi w całym świecie (niestety i w naszym kraju) nie chce i nie potrafi się uczyć. Nie dostrzega w jakim kierunku zmierza świat. Może lekcja z wojny Rosji z Ukrainą stanie się dla nich, zresztą dla nas wszystkich ważną, może zrozumiemy, że nie warto słuchać głupców.

                                    Piotr Kotlarz

Ten utwór objęty jest licencją Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 4.0 Międzynarodowe.

Obraz wyróżniający: Antonow An-225 Mriya, największy samolot, jaki kiedykolwiek zbudowano, został zniszczony podczas bitwy o lotnisko Antonow. Z Wikimedia Commons, bezpłatnego repozytorium multimediów.