*
Wiśniowa poświata odbijała się w jej oczach. W końcu zstępowała na usta i powoli przenikała na piersi, uda, aż nastała ciemność. Był udawany krzyk. Po wszystkim.
Pierwszy raz
drugi raz
no i trzeci
(ostatni)
*
Nigdy nie zanotowała pierwszego momentu pożądania.
Kiedy w ogóle człowiek przestaje spoglądać na ciało i widzieć w nim jedynie żyły, przeprosty i mięśnie? W którym momencie człowiek się budzi i dostrzega w tym chęć muśnięcia, styknięcia.
Czasami był to zwykły dotyk. Innym razem nie. Zastanawiała się, z czego wynikał ten podział. Dlaczego to zwykłe pociągnięcie palcem po strukturze dłoni bywało niekiedy odrażające, innym razem pociągające a jeszcze innym razem przypadkowe. Pamiętała ulotny dotyk nieznajomych, którzy chwilę później przestali być nieznajomymi, bo czy można kogoś tknąć i jeszcze się nie znać.
*
Przypatrywała się sobie dosyć często. Nigdy jednak nie spoglądała w lustro. Za każdym razem obserwowała siebie w oczach innego. We wpatrujących się na nią ślepiach można było zauważyć znacznie więcej niż w jakimkolwiek innym zwierciadle. Pamiętała młodego bruneta, który prawdopodobnie robił to po raz pierwszy, być może po raz drugi w życiu. Wpatrywał się w jej ciało z nutą odrazy, być może zawodu. Jednocześnie wstydził się jej dotykać, a z drugiej strony gdy już ocierał się twarzą o jej uda, zaczynał ją gryźć aniżeli całować. Pozostawiał mocne ślady. Nawet na nie nie spoglądał. Po prostu schodził z góry na dół i na odwrót. W tamtym momencie zdawała sobie sprawę, że się starzeje.
Inaczej było w przypadku starszych mężczyzn. Wpatrywali się w nią jak w obrazek. Była niczym rzeźba, od której nie sposób odwrócić wzroku, a nawet to nie przystoi. Za każdym razem umiała zobaczyć swoją nową fałdkę odbijającą się w ślepiach jednego, drugiego i także gdy ta fałdka już znikała w oczach trzeciego. Wiedziała i czuła, gdy sutki sterczały jej w odpowiedni sposób. Jeśli nie, były one natychmiast poprawiane. Znała swoje ciało od podszewki i nie musiała nawet spoglądać na siebie. Nie chciała też tego. Wyrzuciła ze swojego mieszkania wszelkie lustra.
*
Dłonie przebiegały po fakturze ścian. Były zimne i chropowate. Najczęściej ludzie mieli bardzo rozgrzane do czerwoności dłonie, lepkie, spocone. Były nieprzyjemne, często ciężkie. Po jednym dotyku dłoni była w stanie wyczuć, czy dzisiaj będzie się pieprzyć czy może jednak kochać. Bywali tacy, którzy już na samym początku zgniatali jej dłoń, próbując pokazać, że mają o wiele więcej siły. Byli też tacy, co czekali, aż zgniecie się im tę dłoń. Jedno i drugie było niekompatybilnie podobne.
*
Pachniesz kokosem.
Nie
Wanilią
Pachniesz latem, takim młodzieńczym marzeniem.
Pachniesz słońcem, rześkim powietrzem po deszczu
Pachniesz maliną, truskawką, dojrzewającymi wiśniami
A może perfumami, ciągle tymi samymi. Niekiedy to po prostu wyprana pościel. Innym razem pot wymieszany ze świecami. Pachniesz. Jak właściwie pachnie skóra po seksie?
*
Bywało tak, że niektórzy nie znajdowali wejścia, a gdy już je znaleźli, to byli dość powolni. Kobieta myślała wtedy o tym, ile kosztuje dotyk, jak cenny jest. Nie rozpatrywała tego na złotówki. Ten przelicznik dobrze znała. Myślała bardziej o tych wszystkich mężczyznach dookoła niej. Ile dla nich znaczy to jedno muśnięcie. Bała się pytać, czy mają dziewczyny, żony, dzieci.
Niektórzy mówili.
Inni nie
Masz znacznie lepszy tyłek niż moja żona. Gdyby tylko ona potrafiła tak jak ty.
Pewnie teraz spoglądały na siebie w lustrze i martwiły się, że ich piersi są za małe.
Dziewczyna w domu i w łóżku to dwie różne rzeczy, tłumaczyli niekiedy. Gdybym tylko zauważył cię z mopem w ręce, nie mógłbym cię rżnąć, rozumiesz?
Kiwała głową. Tak jej kazano.
Dopiero gdy wtargnął między jej uda, był w stanie wycedzić, że jest piękna. Jest cudowna, zniewalająca.
Nikt tak dobrze nie potrafi jak ty.
Jesteś wyjątkowa, fascynująca. Rób tak dalej.
Co dziwne, wcześniej milczał. Nie wiedział, co powiedzieć, gdy wchodził. Wychodząc, był równie bezgłośny.
**
Dawali jej głos. Ściskali ją mocno za szyję i kazali patrzeć sobie głęboko w oczy. Spoglądała w ich puste ślepia. Zwykle odbijała się w nich wiśniowa poświata światła. Ściskali wtedy mocniej i dyszeli potem.
Masz się mnie słuchać.
Mów, gdy ci pozwolę.
Jesteś moja.
Była ich.
**
-
kocham cię – powiedział jeden z Michałów czy Marcinów, gdy naciągała na siebie zakolanówki.
Nie pamiętała słowa kocham cię. Nie pamiętała kochania. Było to raczej pieprzenie.
-
Kocham się z tobą pieprzyć. Kocham twoje cycki. Kocham wchodzić w ciebie i przesuwać palcami w tobie tam na dole.
Tam na dole. Nigdy nie ma na to odpowiedniej nazwy. Kocham pada może w takich wariantach. Zwykle jednak trwała cisza. Mężczyznom wystarczało uśmiechanie się. Nie potrzebowali oni głosu. Potrzebowali jęku, nie rozmowy
**
Wiśniowa poświata odbijała się w jej oczach. W końcu zstępowała i zamieniała się w blask sztucznego światła. Widziała swoje odbicie i nie potrafiła na siebie spojrzeć. To nie była ona. Istniała tylko w jednej barwie. W końcu była ciemność. Było głuche milczenie i cisza. Żadnego raz, dwa ani nawet trzy.
Natalia Grudzień