brakuje nam…
wiele wódek wypitych do lustra
szarość słów niewypowiedzianych
na styku realności
i ulotnych doznań
bez ciepłego oddechu
kiedy krew się ścina
policzone drzewa i balkony
usypane kopczyki wędrujących planet
odległe echa
cisza
i kolczaste róże
ścięte macką chłodu
brakuje nam siebie
by wyszeptać
nawet to czego nie da się odwrócić
nie zza krat konfesjonału
ale wprost
patrząc sobie w oczy
potem zacząć
jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy
dyptyk posępny
1
bywalcy knajpek i salonów
uganiający z siatką na motyle
i budowniczy własnych obwałowań
widzimy w gąszczu komunikatów
i obrazów
że płoną domy
w wykrwawionych miastach
lecz zapomnieliśmy
już nie czujemy swądu zgliszczy
zetliła się w nas
pamięć ognia
nie dostrzegamy
czerniejących dymów
bo z naszych wielobarwnych
pastelowych zakamarków
jest widok na błękitne niebo
a gdzieś blisko brzegu
ziemi obiecanej
na której coraz sprawniejsze komputery
w sekundę obliczą procenty i zyski
na wstecznej fali
gdzie kamery wstydliwie kończą zasięg
mizerny ludzki drobiazg
zdążył wykrzyczeć –
tatusiu
ja nigdy o nic nie prosiłem
i zawsze będę grzeczny
2
które świątynie do remontu
bo w nich już murszejące stropy
a których światła porozpraszać
kto pierwszy rzucił kamieniem
kto nas od siebie poodsuwał
i się różnimy
coraz wstrętniej
kto nas nauczył
kto poucza
bo ci na krótkiej smyczy
dla których myślenie bywa niebezpieczne
przegłosowali nieomylność
jest tyle prostych odpowiedzi –
i chociaż większość tych
którzy wiedzą
a jednak
niespójność
niekiedy słyszę –
bądźmy sobą
to znaczy kim
czy może tym który doświadczył
że wszystko płynie
więc wpław
na oślep
łagodnym nurtem
do wysp szczęśliwych
wpadając w wir
w wylotach własnych ścieków
a potem tylko dryf bez steru
a może ćmą
lgnącą do blasku cudzych twarzy
gdy chce się wyrwać
z teatru cieni
może łagodnym
cichym
świadkiem iluzji
z mało czytelnym własnym szkicem
milczącym
gdy potrzebny krzyk
bo wyłamują drzwi
a może w prawo
w lewo
w dół i w górę
w prądach wznoszących
na urojonych skrzydłach
być może
po serii wkurwień
przeciwko sobie
to właśnie wtedy jesteśmy sobą
poszukiwania
świat nie zatrzymał się
nie stygnie
tylko nasze sprawy
ogarniane naprędce
weszły w cztery ściany
choć nadal potrafimy
zasadzić drzewo
w naszym skrawku ziemi
kochać
opłakiwać co warte jest żalu
sięgać dalej niż jutro
i pytania nie tracą sensu
a dni się kłębią
jest przebudzenie
wydeptywanie nowych ścieżek
w labiryncie codzienności
z którego chcemy znaleźć wyjście
właściwa droga bywa kręta
niekiedy trzeba przebić mur
wędrówka
pojawiamy się z wyrokiem
odroczonym na życie
coraz bardziej nasze
i ta nieustanna tymczasowość
z jedną twarzą
ale w różnych maskach
w ciągle zmieniających się dekoracjach
uszminkowani wśród gapiów
to w todze sędziego
to z piętnem ofiary
szukamy zakazanej drogi
na której wszystko dozwolone
i można uwięzić własnego kata
lub postawić kapliczkę
milczącemu niebu
z odroczonym wykonaniem wyroku
po majowych konwaliach
chcemy wyjąć z czasu
wszystkie sady
gdzie dobre owoce obok lepszych
aż po jesienne zbiory
a potem szron
i szarość prochu
tylko cmentarze
są zawsze pełne kwiatów
Ryszard Wasilewski
Ryszard Wasilewski – poeta, satyryk – Rocznik 1938. Ukończył Wydział Prawa i Administracji U.Ł. Swoje utwory publikuje w krajowych pismach literackich i na na portalach internetowych. Zawarte są również w kilkudziesięciu antologiach. Jego wiersze i aforyzmy były przekładane na język serbski, kirgiski i słowacki, zaś w Rumunii (pod auspicjami Biblioteki Narodowej) ukazał się wybór wierszy i aforyzmów. Zdobywał nagrody w wielu konkursach poetyckich i satyrycznych. Bywa jurorem. Liryka, satyra i aforyzmy, zebrane w 16 dotychczas wydanych książkach. Jest także autorem tekstów piosenek – Członek Związku Literatów Polskich i Gdańskiego Klubu Poetów.