Buddha of War
Tego ranka słońce wzeszło wyjątkowo nisko,
niżej, niż zwykle, umocowane na głowie ulicy
jak górnicza latarka. Wyszedłem z domu
na kolejną szychtę do kombinatu żyznego
od ludzkiego nawozu, ze złożami węgla
pod paznokciami platform. Płacono mi obolami,
układając je na moich powiekach,
dbano o mnie, podnosząc z ruin obozowe
krematoria, z kominów buchał dym.
Jego kolor wieścił wystrój świata.
Uśmiech o jakim zawsze marzyłeś
Witam was zjeżony jak ryżowa szczotka
do szorowania podłóg, po których stąpają
VIP-y, jak wieść gminna niesie rozplenione
po całej krainie. A mogłem być szmatą,
można by mną do czysta zmyć brud
ze wszystkich pałaców, rezydencji, ministerstw
i urzędów świata, a potem do oporu wykręcić,
żeby to, co z niej wycieknie, płynęło jak z rogu obfitości.
Sens tego aktu zamieniłby się w treść leadu,
którego przekaz to uśmiechnięty emotikon
bez zęba na przedzie. Gdybym miał wypełnić
tę nienaturalną diastemę jakimś kompozytem,
najlepszy byłby przytknięty do podniebienia
smartphone thinky. Mówiłbym,
że ssąc mokry palec niby błyskawicznie
schnącą masę krytyczną nie ocaliłem
płynności artykulacji.
Raj utracony. Dokumentacja
Istnieje nagranie przedstawiające
ostatniego znanego wilkowora
tasmańskiego. To 21 cennych
sekund uwiecznionych na taśmie.
Film z zoo w Hobart z 1935 roku
jest najpóźniej znanym dokumentem
trzymanego w niewoli osobnika,
którego śmierć przypieczętowała
los całego gatunku. Widoczny
na tym samym filmie mężczyzna
uderza w siatkę małego wybiegu,
po którym zwierzę krąży,
nie odnajdując drogi ucieczki.
To pracownik zoo, który drażniąc
w ten sposób największego,
współczesnego, drapieżnego
torbacza i ostatniego przedstawiciela
rodzaju Thylacinus, chciał go
skłonić do wydania słynnego
„ziewnięcia ostrzegawczego”.
Niestety dźwięk na taśmie się
nie zachował, więc jak ono brzmi
pozostaje sekretem, choć w literaturze
znaleźć można sporo jego opisów.
Opis to jeden z komponentów
monologu lirycznego. A szloch?
Pieskie popołudnia
Raport okazał się miażdżący, dlatego
jego biurowe oprzyrządowanie (spinacze,
zszywki, klipy) przetopiono na gąsienice.
Ryzę papieru, na którym został
wydrukowany wyniósł cieć-cyborg,
dojeżdżający do biura analiz
chińskim skuterem wyprodukowanym
na Tajwanie, złożonym w jednym
z europejskich państw w skuter właściwy,
moszcząc kartkami przestrzeń pomiędzy
t-shirtem, a podszewką wiatrówki
(oba artykuły to bazarowe podróbki).
My natomiast korzystajmy z wypożyczeń
bibliotecznych (póki nie spłonęły woluminy),
orientujmy się w elektronicznym obiegu
dokumentów, inaczej umkną naszej uwadze
bezwartościowe strategie, których front
diagnoz i rozpoznań nie przesunął się
ani o milimetr za postawioną kropkę,
za to być może (jeżeli ze wschodu zacznie
sunąć lądolód) zechcą nas wysłać na pole
bitwy w imię idei spisanych na roboczych
fiszkach. Krótko mówiąc (stroną tytułową
wspomnianego raportu), lepiej już było,
lepiej nie wspominać, kto znowu się
wyżywi, a kto raczej nie, gdy wszystko,
co zostanie jeszcze napisane przypominać
będzie wyciskanie larw, które zalęgły się
w gnijącym ciele bezpańskiego psa,
bo znaczenie ma tylko to, kto jest psem,
a kto larwą i czy to larwa kręci psem.
Piotr Gajda