Przemoczona
Walczę o tę godzinę dłużej
W czasie przygaszonego słońca
Odsuwając od siebie archetyp
Polskiego szczęścia
Chowam parasol
Patrzę przed siebie
Wiosna mi dżdży
Ogród sensoryczny na Żabiance
Istnieje pewna powtarzalność
W niej wybudzamy się i zamieramy
Przy długich sekwencjach tworzymy
Orkiestrę niesterowanych mrówek
Zrodzoną z matki wszystkich lalek
Lubimy wrzosy z matecznika i
Pchać się w gips
Gdy rozmówca nie ma racji – a
Wiemy że nie ma – bo my mamy
Bo Solidarność bo grudzień 70
I jak tu nie próbować wiary w siebie
Kiedy ta smakuje krwią?
Lub kurczakiem z rożna
Tylko Julianne Moore usłyszała
Jak skosztować człowieka
Przyznajmy się
Próbowaliśmy po tym filmie własnego ciała
Jak Jezus wydzielaliśmy je sobie
Żeby rodzice nie wiedzieli
Park Schopenhauera
Paliłam jointy przed obserwatorium
W Toruniu
Doświadczałam świata poza ciałem
Z koleżankami
Ukryłam się
Na klatce schodowej
Całowałyśmy się
Gdy Katarzyna Zillmann zdobywała
Złoto
Namiętnie przyciskałyśmy do siebie
Nasze ciała
Tonęły w pocałunkach
Gdy wyszłyśmy z klatki
Chłopcy nie gwizdali
Park matriarchatu z 19 VII 1969 roku
Wiersz dedykuję śp. Mamie
W pożółkłych listach odnalazłam Ciebie
W brązowych śladach po kawie
Oglądałam katedrę jakieś parki wąskie uliczki i
To wcale nie w zasobnej biblioteczce cioci Heli
Poszukiwałam tego czym jest wszystko
Niedługo odpust
Ani na czas nie zjesz ani się nie wyśpisz
Ojczyzno moja
Wrażliwość
Więdnie
W ojczyźnie mojej
W telewizji widzę
Dzięcielina pała
Rumieńcem kolczastym
Jankiel nie zagra
Poloneza nie zatańczą
Nie chcą wpuścić Zosi