O historii bez emocji

0
780

O historii bez emocji

Bezpośrednią inspiracją podjęcia tu przeze mnie zagadnienia historii, a właściwie tylko kwestii jej nauczania w dzisiejszych szkołach była lektura artykułu Tomasza Borejzy „Stańczyk. Jego pracą było mówienie prawdy” . Problem ten jednak nurtuje mnie już od dawna. W swoim dość długim już życiu przez ponad dwadzieścia lat byłem również nauczycielem tego przedmiotu.

Uczyłem się w dość trudnych czasach tzw. realnego socjalizmu, gdy w naukach humanistycznych w naszym obszarze obowiązywała metodologia marksistowska. Studiowałem też na KUL (cztery lata), gdzie na dzieje spoglądano w znacznej mierze z perspektywy Kościoła.

Później sam zostałem nauczycielem. Wydaje mi się, że mimo wszystko – jako nauczyciel – jakoś sobie radziłem. Z rozrzewnieniem wspominam sytuację, gdy pięć lat temu spotkana przypadkowo na ulicy moja była uczennica (wówczas już dojrzała kobieta, byłem jej nauczycielem historii w 1985 roku, a więc było to spotkanie po 30. latach) będąc z rodzicami zatrzymała się i po przywitaniu zwróciła się do nich. „Ten pan nauczył mnie myślenia przyczynowo – skutkowego”. Takie myślenie, próba rozumienia procesów dziejowych, spoglądanie na dzieje nie tylko z perspektywy Polski, ale procesów dziejowych w świecie, w tym upatrywałem swoje zadanie, jako nauczyciela. Przez cały ten czas musiałem jednak wciąż samemu się uczyć. Dopiero w początkach lat dziewięćdziesiątych odrzuciłem całkowicie marksizm. Odrzuciłem też wiele innych historiozofii.

Historia jest nauką stosunkowo młodą. Podstawy jej metodologii powstawały dopiero w początkach XIX wieku. Wcześniej była raczej historią różnych dynastii, służyła polityce dynastycznej różnych władców. Były wprawdzie próby jej obiektywizacji (np. w antycznej Grecji), ale przecież tylko próby. Zostawmy jednak to zagadnienie. Trzymajmy się szkoły.

Po tzw. przemianach 1989 roku metodologia nauczania historii w naszych szkołach nie uległa w zasadzie zmianie. Marksiści wciąż czuli i czują się w niej do dziś dobrze.

Wprowadzono wprawdzie do podręczników zagadnienia mające „uczyć patriotyzmu”, położono większy akcent na wydarzenia po II wojnie światowej, więcej uwagi poświęca się zagadnieniom tzw. „kultury chrześcijańskiej”… wciąż jednak większość nauczycieli w procesie nauczania nie wychodzi poza uczenie pamięciowe, poza przekazywanie pewnych schematów.

Nie mam już bezpośredniego kontaktu ze szkołą od ponad dwunastu lat. Zanim odszedłem z bólem obserwowałem spustoszenie jakie w nauczaniu historii spowodowało wprowadzenie gimnazjów i skrócenie czasu jej nauczania w liceach. Zazwyczaj w trzeciej klasie gimnazjum i trzeciej klasie liceum w realizacji programu nie dochodzono do czasów II wojny światowej, więc zamiar zwrócenia większej uwagi młodzieży na powojenne wydarzenia w Polsce okazał się tylko „pobożnym życzeniem”.

To, że proces nauczania historii w naszym kraju wymaga głębokiego zastanowienia, długich dyskusji, wypracowania metodologii i programów, moim zdaniem, nie podlega dyskusji.

Wrócę tu do wspomnianego artykułu Tomasza Borejzy. To dość znany publicysta i socjolog. Tym razem jednak odnosi się do zagadnień historycznych, choć jego celem jest odwołanie się do aktualnej sytuacji w Polsce. Kończy bowiem swój tekst o Stańczyku, jego zdaniem tym, który przewidział w 1525 roku przyszły tragiczny los Rzeczypospolitej, słowami: dziś niestety, mam wrażenie, świadomość tego, że nie da się podejmować dobrych decyzji, kiedy człowiek otacza się jedynie klakierami, zamarła. Przynajmniej w kręgach władzy, gdzie przestano lubić tych, którzy szczerze mówią co myślą. Zastępując ich tymi, którzy potwierdzają, że ma się rację.

Zostawmy jednak z boku publicystyczny zapał pana Tomasza Borejzy. Ma on do takowego pełne prawo, ma też prawo tak, a nie inaczej oceniać aktualną sytuację w naszym kraju. Nie mam zamiaru z taką oceną podejmować polemiki, nie jest moim celem również polemika z kolejnym – nieco dłuższym – cytatem z jego artykułu. Chcę tylko zwrócić uwagę na kilka z zawartych w nim sformułowań.

Tomasz Borejza pisze: Ze szkoły wyszedłem z przekonaniem – co mogło być efektem braku pilności, a nie pracy nauczycieli – że hołd pruski był wielkim sukcesem jagiellońskiej Rzeczypospolitej. Rywal, który przez ponad 100 lat był jednym z największych problemów naszego kraju, został pokonany. Do tego wziął udział w spektakularnym, symbolicznym przedstawieniu, w czasie którego klękał przez polskim królem i przysięgał posłuszeństwo Rzeczypospolitej.

Brzmi jak sukces, prawda? Wiemy, że na pewno tak myślała większość współczesnych. Jest jednak też inne, mądrzejsze spojrzenie na całą sprawę. W nim zgoda na hołd pruski była jednym z największych z politycznych błędów popełnionych przez Jagiellonów.
Zygmunt Stary miał okazję zakończyć żywot państwa niemieckiego w Prusach Wschodnich. Po wojnie z Zakonem Krzyżackim, którą wygrał w 1521 roku, sytuacja polityczna była taka, że jego pozostałości znajdowały się na jego łasce i niełasce. Mógł zdecydować o wcieleniu Prus Książęcych do Polski i całe terytorium należące do rywala podporządkować Krakowowi.

Nic przeciwko temu nie mieliby mieszkańcy Prus. Ci, zniechęceni przez twarde rządy Krzyżaków, często domagali się przyłączenia do Krakowa, choć bywało, że płacili za to głową. Król jednak, zamiast wykorzystać okazję, by pozbyć się śmiertelnego wroga, zgodził się na sekularyzację państwa i to, by Prusy stały się lennikiem Korony. Decyzja była tym gorsza, że oddał je w zarząd rodzinie Hohenzollernów, którzy… władali także w Brandenburgii i wiadomo było, że będą dążyć do zjednoczenia włości pod zarządem jednego władcy. A kiedy to się stanie polskie Pomorze znajdzie się między dwoma krajami niemieckimi. Co zresztą zrealizowali dość szybko.

Pomijam w przytoczony tekście „drobny”, w mojej ocenie, błąd, jakim jest stwierdzenie, że „rywal” – Krzyżacy zagrażali „naszemu krajowi” od ponad 100 lat. Pan Tomasz Borejza wie przecież, że przybyli oni na ziemie polskie w 1226 roku. To tylko przejęzyczenie, a może nieprecyzyjne sformułowanie. Każdemu może się zdarzyć. Ważniejsze są, moim zdaniem, inne wypowiedzi. Ponownie, nie będące jakimkolwiek błędem pana Borejzy, powtarza on po prostu przyjęte prawie powszechnie stereotypy. Te wypowiedzi postanowiłem podkreślić.

Rzeczypospolita jagiellońska – słowo rzeczpospolita (Res Publica) ma rodowód rzymski. W Polsce Jagiellonów miała jednak znaczenie nieco inne. Nie była to rzecz publiczna w powszechnym znaczeniu. Jeśli już, to „rzecz” szlachty (ok. 6-8% ogółu społeczeństwa). Użyłem określenia jeśli już, gdyż nazwa niekoniecznie musi oznaczać stan faktyczny. Był to okres przechodzenia na ziemiach polskich ustroju politycznego od monarchii do arystokracji, czasy kształtowania się ustroju feudalnego (opartego na posiadaniu wielkich własności ziemi) i przechodzenia do dalszego rozdrobnienia własności feudalnej. Przez cały ten okres, tak jak we wszystkich społeczeństwach na tym etapie rozwoju toczyła się walka między monarchą, a innymi feudałami. Walka o własność i dominację.

Bez zrozumienia, że w owym okresie, w Polsce Jagiellonów, ci kierowali się w swych działaniach polityką dynastyczną, a nie narodową nigdy nie zrozumiemy historii. Oczywiście racja dynastyczna bardzo często była sprzeczna z racją narodową (o ile tego pojęcia dla czasów panujących i poddanych możemy użyć). Granice państw w wyniku tej polityki często ulegały zmianom i w związku z tym ulegała również zmianie struktura kulturowa ich ludności, w związku z tym również dość trudno określić tzw. interesy „narodowe”. Pojęcie naród, w dzisiejszym sensie, pojmowany jako grupa społeczna zajmująca określone terytorium mająca poczucie wspólnoty, zostało ukształtowane dopiero w XIX-XX wieku.

Tu przejdźmy do kolejnego sformułowania: politycznych błędów popełnionych przez Jagiellonów. Z czyjego punktu widzenia? Wyrażając zgodę na sekularyzację Zakonu Krzyżackiego i powstania Księstwa Prus Zygmunt I Stary kierował się w znacznej mierze polityką dynastyczną Jagiellonów.

Albrecht Hohenzollern był siostrzeńcem Zygmunta Starego, synem jego o trzy lata starszej siostry Zofii Jagiellonki. Warto tu poświęcić tej relacji nieco więcej uwagi, gdyż dostrzeżemy tu wiele faktów wskazujących, że to polityka dynastyczna dominowała w działaniach ówczesnych władców Rzeczypospolitej.

Co do politycznych motywów tego małżeństwa Zofii Jagiellonki z Fryderyka Hohenzollerna, to Kazimierz IV Jagiellończyk szukał wśród książąt Rzeszy sojuszników, którzy wywarliby nacisk na cesarza Fryderyka III, by ten uznał nowego króla Czech – Władysława, najstarszego syna polskiego władcy. Z kolei Albrecht III Achilles, zaniepokojony ekspansją węgierskiego króla Macieja Korwina na Śląsk i Łużyce, szukał porozumienia z jego przeciwnikami – Jagiellonami. Posag polskiej królewny miał wynosić 32 tysiące florenów. 11 listopada 1475 Albrecht III Achilles przyznał przyszłej synowej oprawę (wartą 64 tysiące florenów). Pojawiły się pewne problemy z wypłatą posagu Zofii. 25 grudnia 1479 roku Kazimierz Jagiellończyk miał wypłacić pierwszą ratę (6 tysięcy guldenów); polski król poprosił o przesunięcie terminu, na co Albrecht Achilles wyraził zgodę. Wobec niewypłacenia posagu Zofia nie mogła wejść w posiadanie dóbr oprawnych. 11 marca 1486 roku zmarł Albrecht III Achilles, margrabia brandenburski, teść Zofii. Jej mąż Fryderyk Starszy wraz z bratem Zygmuntem odziedziczyli Frankonię; pierwszy objął Ansbach, drugi Bayreuth. Wdowa po Albrechcie, Anna, usunęła się do swoich dóbr oprawnych, a Zofia została panią na Ansbach. Cały czas istniał problem z wypłatą posagu Zofii. W 1489 roku Władysław II Jagiellończyk obiecywał Fryderykowi Starszemu, że wymusi na ojcu jego wypłatę (Fryderyk miał z kolei za uzyskane pieniądze wydzierżawić od Władysława czeskie lenna, znajdujące się we Frankonii). W 1493 roku Fryderyk wysłał poselstwo do Jana Olbrachta w sprawie wypłaty posagu; 30 września 1495 roku Zofia osobiście pisała do brata, prosząc o wypłatę obiecanych jej pieniędzy. Ostatecznie posag został wypłacony synom Zofii w kilku ratach – odpowiednio w 1533, 1535 i w 1537 roku, a więc już po Hołdzie Pruskim!

Mąż Zofii utrzymywał kontakty z jej braćmi – wiosną 1494 roku brał udział w zjeździe w Lewoczy, w którym brali udział Władysław II Jagiellończyk, Jan Olbracht, Zygmunt Jagiellończyk (późniejszy król Zygmunt I Stary) oraz kardynał Fryderyk Jagiellończyk. Fryderyk Starszy planował także zacieśnić związki rodzinne między Hohenzollernami a Jagiellonami – Barbara, młodsza siostra Zofii, miała poślubić Joachima, bratanka Fryderyka i następcę tronu brandenburskiego, z kolei Władysław II Jagiellończyk miał ożenić się z Anną, siostrą Fryderyka. Ostatecznie nie doszło do realizacji tych planów. W marcu 1509 roku Zofia Jagiellonka wraz z mężem i synem Jerzym była obecna w Pradze, gdzie bawiła na koronacji swojego bratanka Ludwika II Jagiellończyka.

Nie chcę udawać mądrzejszego niż jestem, powyższe informacje są w Wikipedii, warto jednak do niej sięgać. Przecież śledząc losy majątku Jagiellonów możemy dostrzec jakie były cele ich polityki.

Po przegranej wojnie z Zakonem Krzyżackim Albrecht Hohenzollern (1490–1568) ostatni wielki mistrz Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (krzyżackiego) sprawujący władzę świecką nad Państwem Zakonnym, w wyniku negocjacji z Zygmuntem I Starym (przez posłów) i za jego zgodą przyjął wyznanie luterańskie i przekształcił państwo zakonu krzyżackiego w świeckie państwo (Prusy Książęce), stając się jego władcą (księciem w Prusach), wyznaczonym przez zwierzchniego pana lennego – czyli Króla Polski (księcia całych Prus). Książę w Prusach miał otrzymać pierwsze miejsce wśród dostojników świeckich senatu Królestwa Polskiego. Jednocześnie złożył hołd lenny swojemu wujowi Zygmuntowi Staremu, królowi Polski. W wyniku zawartego traktatu prawo do dziedziczenia Prus Książęcych otrzymali męscy potomkowie Albrechta, a w razie jego bezpotomnej śmierci – jego bracia Jerzy, Kazimierz i Jan z potomstwem męskim. Po wygaśnięciu tych linii rodu Prusy miało przejąć bezpośrednio Królestwo Polskie (czyli w zamyśle Jagiellonowie).

O samym akcie sekularyzacji i przekształceniu Państwa Zakonnego w księstwo (Prusy Książęce) jeszcze wspomnę. Na razie przejdę do kolejnego podkreślenia: państwo niemieckie w Prusach Wschodnich przed sekularyzacją. Takowe oczywiście nie istniało! Nie było nim bowiem powstałe na darowanych Krzyżakom ziemiach (Dobrzyńskiej i Chełmińskiej), a później przez nich podbitych ziemiach Prusów oraz należącego wcześniej do Królestwa Polskiego Pomorza Gdańskiego, Państwo Zakonne. Państwo w którym Krzyżacy, zakonnicy Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, o różnym pochodzeniu byli kimś w rodzaju „zbiorowej głowy państwa”. Wybrany na wielkiego mistrza ostatni ich przywódca był „po kądzieli” Jagiellonem. U Żydów i np. u Kaszubów pochodzenie dziedziczy się właśnie po matce. To bardzo umowne zasady. W dzisiejszych Niemczech pochodzenie uznaje się po ojcu, a w Wielkiej Brytanii obowiązuje w tej zasadzie „prawo ziemi” (zasada urodzenia się na ziemiach Wielkiej Brytanii).

Sama więc sekularyzacja Państwa Zakonnego w Prusach wschodnich była wielkim sukcesem, gdyż doszło do likwidacji tego modelu państwa.

Problem modelu państwa zakonnego, kwestia wyjaśnienia – kim tak naprawdę byli Krzyżacy, to jedno z ważnych zagadnień, które powinno być wyjaśniane już na etapie programu nauczania historii w polskich liceach.

Kolejne podkreślenie, to tzw. kraje niemieckie. To oczywiście dla owych czasów uproszczenie, tak jak w wypadku państwa polskiego nazwa umowna. Naród niemiecki, tak jak i polski w nowożytnym sensie został ukształtowany dopiero w XIX/ XX wieku, a proces ten został zakończony dopiero w czasie II wojny światowej.

Problem kształtowania się poczucia tożsamości narodowej (a nawet powstawania narodów – migracji itd.), definicji narodu, przejmowania tożsamości, to kolejne zagadnienia istotne w procesie nauczania historii.

Pisze dalej Tomasz Borejza: Negatywne skutki tej decyzji (Hołdu Pruskiego) ciążyły nad krajem jeszcze w XX wieku. Niektórzy uważają, że gdyby nie hołd pruski nie byłoby rozbiorów. I na poparcie tej tezy mają argumenty. Zobaczcie sami. Zakon Krzyżacki, który odcisnął bardzo duże piętno na naszej historii XIV i XV wieku, skolonizował tereny zapewniające Niemcom dwie granice z Polską: od naszego zachodu oraz wschodu. To powodowało, że w razie jakiejkolwiek unii lub związku politycznego Prus zakonnych na przykład z Brandenburgią, którą także rządzili Hohenzollernowie, każdy konflikt groził nam walką na dwóch frontach.

Warto, więc wspomnieć tu o drugim państwie zakonnym w Inflantach. To przetrwało nieco dłużej bo aż do lat sześćdziesiątych XVI wieku. Ostatnim jego mistrzem krajowym inflanckim był pochodzący z rodu westfalskich rycerzy Gotthard Kettler. Zwyczajem wielu ówczesnych rodów rycerskich został oddany do stanu duchownego. Do zakonu Inflanckiego wstąpił w 1538 r. Był zwolennikiem współpracy z królem Zygmuntem II Augustem. W 1559 roku został wybrany na urząd mistrza zakonu.

Autorzy poświęconemu jego osobie hasła w Wikipedii piszą, że: okres jego regencji i rządów przypadł na wojnę domową w Inflantach, ciągłe ingerencje państw ościennych oraz szerzącą się w zakonie reformację, która spowodowała zachwianie dyscypliny w zakonie i jego powolny rozkład.. W 1560 roku Rosjanie ponownie najechali Inflanty jeszcze raz je pustosząc. Wybuchło powstanie Estończyków, które wykorzystały Dania i Szwecja do zagarnięcia dla siebie Estonii. W tych trudnych warunkach nie mogąc samemu dać sobie rady z najeźdźcami 31 sierpnia 1559 roku Gotthard Kettler postanowił podporządkować się jednej ze stron walczących o Dominium Maris Baltici. Powrócił do sojuszu z królem polskim i oddał rządzone przez siebie ziemie pod opiekę Wielkiego Księstwa Litewskiego. 2 sierpnia 1560 roku po klęsce w bitwie pod Ermes która była dla niego katastrofą przystąpił do rozwiązywania struktur zakonnych i zrezygnował z dalszego przewodzenia zgromadzeniu krzyżackiemu w Inflantach. Wobec przewagi wojsk moskiewskich jako zwierzchnik zakonu zawarł 28 listopada 1561 roku układ w Wilnie, na mocy którego zgodził się na sekularyzację Inflant i ich inkorporację do Korony i Litwy. Przeszedł na luteranizm. 5 marca 1562 roku w Rydze złożył hołd lenny Zygmuntowi II Augustowi, który w zastępstwie króla przyjął Mikołaj Radziwiłł Czarny. W zamian otrzymał w dziedziczne posiadanie Kurlandię i Semigalię oraz urząd gubernatora Inflant. W 1565 roku nie będąc w stanie podołać powierzonej mu funkcji przekazał gubernatorstwo inflanckie Janowi Chodkiewiczowi. 24 lutego 1566 roku zerwał z celibatem i ożenił się. Od 1575 roku uczestniczył jako lennik króla polskiego w kolejnej wojnie z Rosją. 5 sierpnia 1579 roku, w czasie trwania zwycięskiej kampanii połockiej, w obozie pod Dzisną (okolice Połocka) złożył hołd lenny Stefanowi Batoremu. W Kurlandii i Semigalii dążył do rządów absolutnych. Zapewnił sobie dominację ekonomiczną. Przejął w posiadanie większość sekularyzowanych dóbr ziemskich. Był mecenasem rozwoju handlu i przemysłu. Pozostawał w ustawicznym konflikcie z miejscową szlachtą żądająca dla siebie przywilejów.

Proszę zwrócić szczególną uwagę na ostatnie podkreślone zdanie: Przejął w posiadanie większość sekularyzowanych dóbr ziemskich. Proces sekularyzacji, likwidacji państwa zakonnego, zarówno w Prusach Książęcych, jak i w Inflantach był przede wszystkim procesem uwłaszczenia się jego elit na majątku państwa zakonnego. Państwa te stawały się podobne do innych państw feudalnych tego okresu. Ich władcy w swych działaniach kierowali się polityką dynastyczną, rywalizując z mniejszymi feudałami o władzę. Narzędziami ich polityki były wojny i mariaże. Odnośnie tych drugich Jagiellonowie mieli mniej szczęścia niż np. Hohenzollernowie, czy ród Habsburgów. Z chwilą, gdy po wojnie trzydziestoletniej niektóre z państw europejskich wkroczyły na drogę budowania monarchii absolutnych, a później budowania imperiów, nie posiadająca stałej dynastii Rzeczypospolita przegrała.

Czy jednak inni byli wygrani? Ród Habsburgów, Romanowów, Hohenzollernów i ich imperia upadły. Społeczeństwa, którym chcieli narzucić model panujących i poddanych uzyskały suwerenność i przyjęły demokrację. Nieco różna była droga w tym kierunku w różnych państwach, dziś jednak np. Austria i Polska pod względem ustroju różnią się bardzo nieznacznie.

Na historię można patrzeć z różnego punktu widzenia, można w niej też szukać pewnych analogii, porównań. Może być ciekawą zabawą intelektualną.

Jak jej uczyć naszą młodzież, to jednak już poważna sprawa. Warto na ten temat rozpocząć poważną dyskusję.

Piotr Kotlarz

Obraz za: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/d/d2/Prussian_Homage.PNG/800px-Prussian_Homage.PNG