Temat ten na łamach portalu wp.pl pojawia się już po raz kolejny. Raz był to wywiad z jakimś archeologiem, innym razem artykuł, tym razem głos w tej sprawie postanowił zająć Michał Wójcik. Swoje „przemyślenia” opatrzył tytułem: „Gospodarczy poczet Piastów. Mieszko I – handlarz niewolników.
Już sam tytuł budzi wątpliwości. Kim bowiem jest handlarz niewolników? Profesja taka obecnie oficjalnie już nie istnieje. W 1823 niewolnictwo zniesiono w Chile, w 1829 w Meksyku. W 1833 Wielka Brytania uchwaliła zniesienie niewolnictwa w imperium brytyjskim. Następnie uczyniła to Francja (1848) i Peru (1854). W Stanach Zjednoczonych nastąpiło to w wyniku wojny secesyjnej (1863 Proklamacja Emancypacji, 1865 13. poprawka do konstytucji). ostatnim państwem Ameryki Łacińskiej znoszącym niewolnictwo była Brazylia (1888). Oczywiście nie oznacza to tego, że jeszcze w XXI wieku są ludzie, którzy trudnią się tym „zawodem”. Słowo zawód napisałem w cudzysłowie, niemniej jednak określa ono człowieka czyniącego sobie z tego zajęcia główne źródło dochodów. Człowieka, który nabywał niewolników i później sprzedawał ich z zyskiem. Niewolników pozyskiwano z różnych źródeł. Stawali się nimi jeńcy wojenni (czasami różni władcy organizowali wyprawy tylko w celu ich pozyskania), w niektórych społecznościach ojcowie sprzedawali w niewolę część swego potomstwa (zwyczaj taki panował na przykład w niektórych społeczeństwach nomadów-hodowców, wiązał się z kwestią możliwości utrzymania określonej populacji na danym obszarze. Tacyt opisywał, że bywało i tak, że ludzie (Germanie) przegrywali swą wolność w grze w kości. Pojawiało się też niewolnictwo za długi. Tak pozyskani niewolnicy trafiali np. do haremów, byli wykorzystywani jako służba dworska, bywali wcielani do armii różnych władców – np. egipscy mamelucy, często robiąc wielkie kariery). Zdobytych jeńców nie tylko sprzedawano w niewolę, ale czasami zgadzano się na ich wykup, lub zatrudniano do posług dworskich oraz osadzano na roli. Skrajne pojmowanie niewolników przedmiotowo uważano za coś oczywistego. Poczucie obcości długo było bardzo znaczne.
Pozyskiwanie ludzi w niewolę sięga tysięcy lat, jeszcze czasów przed państwowych. Ponad pięć tysięcy lat temu dochodziło już do przypadków, że niektórych jeńców wykorzystywano do ciężkich prac przy żarnach, wcześniej oślepiając ich, by w ten sposób zapobiec próbom ich ucieczki. Handel niewolnikami pojawił się jednak dopiero wraz z powstaniem państw, wraz z podziałem istniejących w nich społeczeństw pod względem przynależności stanowej i zawodowej i wraz z pojawieniem się gospodarki towarowej. Pierwsze państwa powstawały w wyniku podboju, narzucenia władztwa jednym społeczeństwom przez drugie. Podboje towarzyszyły dziejom pierwszych państw od zarania. To w wyniku podboju dochodziło do ich powstania, a następnie władcy powstałych państw najeżdżali tereny ościenne, by grabić istniejące w ich sąsiedztwie plemiona, by pokonanych zniewalać i osadzać na terytorium swego państwa, początkowo w charakterze niewolników, czasami również by ich sprzedawać. Z czasem status wziętych w niewolę ulegał zmianie. Niektórzy z jeńców stawali się żołnierzami, inni zależnymi chłopami. Niewolników różni władcy czasami darowali władcom państw ościennych (czasami w formie posagu swych dzieci, czasem tylko wśród wielu innych „podarków” mających przyczynić się do pozyskania przychylności swych sąsiadów). Z czasem pojawili się pierwsi handlarze niewolnikami.
Czy jednak jakikolwiek historyk mógłby określić któregoś z egipskich władców „handlarzem niewolników”. Czy za takich uznamy cesarzy rzymskich, którzy również przekazywali jeńców w ręce handlarzy. Słowa – powinniśmy zwracać na nie uwagę. Cesarze rzymscy nie „przekazywali”, lecz sprzedawali handlarzom zdobytych jeńców. Oczywiście cesarze ci nie byli handlarzami, tak jak handlarzem nie jest rolnik sprzedający swe plony, rzemieślnik swe wyroby, ani też każda inna osoba, która sprzedaje swe dobra. Handlarz jest osobą, która nabywa od kogoś pewne dobra po to, by po narzuceniu swych kosztów i oczekiwanego zysku zbyć je komuś innemu. Handlarz, kupiec zawody jak każdy inny. Ludzie ci sprzedają swe usługi w ramach społecznego podziału zajęć. Proceder handlu niewolnikami dziś uznajemy za niegodny, był taki z moralnego punktu widzenia zawsze, ale – jak wiemy – w czasach wcześniejszych moralność pojmowano inaczej.
Oczywiście w przedstawionym wyżej sensie Mieszko I handlarzem niewolników nigdy nie był. Nie był nim też Cezar, który sprzedawał handlarzom niewolników jeńców pozyskanych w czasie gdy był konsulem w Hiszpanii i później w czasach podboju Galii. Sprzedawał handlarzom, a nie handlował, to zupełnie inne słowa, o odmiennym znaczeniu. Cezar był niewątpliwie zbrodniarzem, zapewne wiele zbrodni popełniał w tworzeniu zrębów państwowości na ziemiach dzisiejszej Polski Mieszko I. Zbrodnie towarzyszyły powstawaniu prawie wszystkich państw, a później ich rozbudowie (poszerzania władztwa terytorialnego). By poszerzyć granice swych państw ich władcy dokonywali kolejnych zbrodni – podbojów. Bywało, że (zwłaszcza w początkowym okresie) podboje te wynikały z konieczności obrony już zajętego terytorium przed rabunkowymi działaniami ludów ościennych. To bardzo złożone zagadnienia, w każdym razie nasza przeszłość (wszystkich ludzi, wszelkich społeczeństw) to nie czasy sielanki. To okres nieustannych walk.
Piszę o procesach powszechnych, dotyczących wszelkich społeczeństw. Próbuję ukazać pewne procesy, w każdym razie nie uprawiam polityki historycznej. Taką uprawia Michał Wójcik, uprawia ją też wielu innych polskich historyków i archeologów usiłując wykorzystać szczątkowe informacje w celu deprecjonowania początków własnego państwa, być może nawet próbując podważyć polski „mit założycielski”, a nawet – z czego być może nie zdają sobie sprawy – dają argumenty innym, tym którzy dążą do podważania naszej państwowości.
Odnoszących się do czasów Mieszka I posiadamy bardzo niewiele źródeł pisanych. Czasy poprzedzające jego panowanie giną w jeszcze większym mroku. Wiemy jednak, że to Mieszko I przy pomocy swej drużyny narzucił władztwo na obszarze (przynajmniej czasowo) większym od terytorium dzisiejszej Polski. Niewiele jednak wiemy o zasadach zależności wszystkich obszarów, o sposobie ich „przyłączania” (w cudzysłowie, bo zapewne czasami był to podbój, a może i posag pierwszych żon). W każdym razie wiemy, że powstałe państwo stało się, tak jak prawie wszystkie nowo powstałe państwa (od III tysiąclecia p.n.e.), monarchią patrymonialną. Wszystko co znajdowało się na terytorium państwa było własnością władcy (wiking będący np. namiestnikiem władcy w jakimś grodzie pełnił tylko funkcję zarządcy, funkcja ta nie była dziedziczna). Mieszko pozyskanych jeńców (niewolników) osadzał w swych włościach i raczej nie sprzedawał. Myślę, że w tym okresie kupcy raczej niechętnie zapuszczali się na te niebezpieczne obszary. Zresztą sprzedawać nie mógł, gdyż w jego państwie nie bito jeszcze monety. Bogactwa, którymi opłacał wojów, brał z podbojów, grabieży. Władcy Polski nie różnili się w tym procederze w żaden sposób od swych sąsiadów, tak bliskich, jak i bardzo odległych. Tak postępowali wszyscy władcy, aż do II wojny światowej, a i później (z tym, że później, już w czasach gospodarki towarowo-pieniężnej, większą rolę zaczął odgrywać i pieniądz).
Michał Wójcik próbuje udowadniać jednak coś innego. Zresztą jego „dowody” odnoszą się do okresu już późniejszego. Dla udowodnienia swej z góry postawionej tezy „odkrywa” sceny z drzwi gnieźnieńskich ufundowanych przez prapraprawnuka Mieszka I – Mieszka III. Zostały wykonane dla budowli romańskiej, konsekrowanej w 1097 roku, ponad sto lat po śmierci Mieszka I.
Swych czytelników dziennikarz portalu wp.pl epatuje jedną ze scen drzwi gnieźnieńskich, która przedstawia biskupa Wojciecha uwalniającego z niewoli rodaków. Upomina przy tym władcę, tak jakby to on był sprawcą całego zamieszania. Oczywiście scena ta dotyczy Pragi, Czech i czasów już Bolesława Chrobrego, ale jak widać Michałowi Wójcikowi to w niczym nie przeszkadza. Ma dowodzić, że Mieszko był handlarzem niewolników. Obrzydzić polskiemu czytelnikowi piastowskich władców mają też inne pojawiające się w jego artykule tezy. Nie dowody, takich tam nie znajdziemy.
Nie będę tu dalej zajmować się wynurzeniami uważającego się za dziennikarza i historyka, w właściwie będącego w tym wypadku tylko politykierem, ideowego szkodnika, Michała Wójcika. Spuśćmy zasłonę milczenia na ten dziennikarski bełkot.
Swe wywody podsumowuje on słowami: mamy zatem problem. U naszych południowych sąsiadów, a także – niestety – w Polsce sprzed tysiąca lat, kwitł handel niewolnikami i trudno nad tym przejść do porządku dziennego. Obok niebiańskich zasług jednostek, są sprawy doczesne. To piastowska ekonomia. Problem być może ma, ale tylko pan Wójcik. Jego problem to brak wiedzy i brak umiejętności kojarzenia faktów.
Uważam takie dziennikarstwo za skandal. Zamieszczanie tego typu artykułów w portalu wp.pl wskazuje na to, że państwo nasze powinno jeszcze bardziej zatroszczyć się o repolonizację naszych mediów, gdyż te w obcych rękach – jak widać – służą nie tylko obcym interesom, ale również propagowaniu antypolskich, kłamliwych tez, a właściwie tylko haseł.
Niestety, nie mam czasu wystarczającego na to, by szerzej zajmować się teraz zagadnieniem średniowiecznego niewolnictwa. Ze swoich wcześniejszych notatek wybrałem jednak kilka cytatów, które – mam taką nadzieję – choć odrobinę pomogą panu Wójcikowi poznać szerzej zagadnienie, które opisuje. Być może wyzbędzie się wówczas poglądów, które można uznać za antysemickie i antysłowiańskie.
Piotr Kotlarz
Cytaty:
Niewolnictwo nie było w Europie średniowiecznej zjawiskiem nadzwyczajnym. Wikingowie jak i inne ludy zamieszkujące kontynent europejski, wiele zawdzięczało niewolnictwu.
Korzenie niewolnictwa w społeczności Wikingów sięgają co najmniej początków IX wieku. Gdy w 837 roku złupiono Walcharen jak mówią relacje: „uprowadzono wiele kobiet”, podobnie brzmi przekaz nieznanego autorstwa z IX wiecznej Irlandii. Bardziej obrazowo przedstawia sprawę Francuz – Abbo: „porywają ludzi tego kraju, wiążą i wysyłają za morze”. Wikingom zdarzało się także pojmać osoby kościelne – w 917 roku pojmano biskupa Cyfeiloga z Archenfieldu, a za jego głowę musiał zapłacić król Edward z Wessexu wysoką wówczas sumę 40 funtów. Autor historii islandzkiej pod tytułem „Wojna Gaedhila z Gaillem” pisze relacjonując złupienie Limericku w 967 roku, pisał: „Każdy z pojmanych, który nadawał się do walki był zabijany, a który nadawał się na niewolnika szedł w niewolę”. Po wzięciu Dublina tak pisał: „Żaden z synów oficerów lub żołnierzy Gaedhila nie raczył tknąć cepa ani żadnej w świecie pracy; także żadna z kobiet nie raczyła wziąć się do obracania żaren ani do ugniatania ciasta ani do prania odzieży, mieli oni cudzoziemców i cudzoziemki, którzy na nich pracowali.
Przed erą wikingów liczba niewolników w Skandynawii była stosunkowo niewielka, jednak podczas jej trwania nastąpiło znaczne zwiększenie liczby zniewolonych. Wyprawy wikingów pozwalały na zdobycie bogactw wszelkiego rodzaju, których poważną część stanowili również ludzie.
Autor Rigspuli opisuje następująco niewolnika: „Szybko rósł i dobrze się rozwijał, lecz szorstkie miał ręce i z pomarszczoną skórą, z kłykciami węźlastymi i grubymi paluchami, twarz jego była szpetna, grzbiet przygarbiony, a stopy długie”.
Niewolnicy stanowili spory odsetek w społeczeństwie skandynawskim. W Norwegii powszechnie uważano, iż prowadzenie niewielkiego gospodarstwa, w którym trzymano 12 krów i 2 konie, potrzeba było trzech niewolników, częste są także relacje o kilkunastu niewolnikach w jednym dużym gospodarstwie.
Odwieczną zasadą panującą wśród ludów skandynawskich było, iż za zabicie niewolnika przypadkowo lub celowo płacono odszkodowanie dla jego pana. Niewolnik zazwyczaj nie posiadał niczego, nie mógł dziedziczyć i niczego pozostawić po sobie. Małżeństwo, które zawarł z niewolnica nie miało mocy prawnej, nie miał również władzy rodzicielskiej nad swoimi dziećmi. Nie mógł brać udziału w wiecach ani w pospolitym ruszeniu. Jego właściciel miał nad nim całkowitą, gwarantowaną przez prawo, władzę.
W Islandii człowiek, który zabił niewolnika, nie należącego do niego, mógł być wyjęty spod prawa. Prawa szwedzkie dla niektórych niewolnych pozwalały prowadzić małe, przydomowe gospodarstwa. Uzyskane zaś nadwyżki mogli sprzedawać na targu.
W Norwegii „Thrall nie mógł handlować, poza możliwością kupna noża, ale inne prawa wskazują, iż mógł posiadać mały kawałek ziemi.
Prawo norweskie pozwalało niewolnikom walczyć z najeźdźcami. A ten, który zabił wroga otrzymywał wolność. Ponadto norweski „thrall” miał prawo do natychmiastowej zemsty za uwiedzenie żony lub córki. Tekst Prawa Borgathingu mówi, iż jeśli „thrall” przyłapie mężczyznę w łóżku ze swoją kobietą „ma pójść do strumienia, zaczerpnąć pełen kubeł wody i oblać ich życząc uwodzicielowi przyjemnych snów”.
Każdy „thrall” miał szansę na wyzwolenie. Mogło się to stać na wiele sposobów, najczęściej spotykanymi były wykup przez zwrócenie sumy zapłaconej za niewolnika właścicielowi tak przez innego człowieka, jak i przez samego niewolnika. Sytuacja materialna niewolnika zależała w głównej mierze od jego właściciela. W tzw. „Najstarszej Sadze o św. Olafie” napisanej około 1180 r. napisane jest, ze wielmożny Rogalandu Erling Skjallgeson „posiadał wielu niewolników i kazał im pracować póki nie dał im wolności. Wskazywał im ile pracy maja wykonać a potem brał innych na ich miejsce. Ludzie ci zarabiali mnóstwo pieniędzy i często mieli dużo zboża”.
Wyzwolenie niewolnika wiązało się z formalnościami prawnymi oraz ceremonią publiczną. W Jutlandii prawo nakazywało tylko publiczne obwieszczenie nadania wolności „thrallowi”, do czego zobowiązany był jego właściciel, w Skanii natomiast wyzwoleniec musiał związać się z którymś z rodów. Praktyka taka znajduje swoje potwierdzenie w szwedzkich prawach jako formalność wyrażana czasownikiem aetlepas czyli ‘Być wprowadzonym do rodziny”. Na Islandii ceremonia ta obejmowała prezentacje na wiecu i nie miało miejsce wprowadzenie do rodziny lecz logleiddr czyli „wprowadzenie w prawo”. Wyzwoleniec stawał się więc członkiem wspólnoty prawnej społeczeństwa a forma ceremonii odzwierciedlała niebyt prawny niewolnika.
Odmienny przypadek stanowiło nadanie wolności dziecku wolnego człowieka z niewolnicą. Bogatsi ludzie posiadali konkubiny i wiele z nich było niewolnicami, ponadto wolny człowiek mógł posiadać dzieci z niewolnicą nie należącą do niego. Wszędzie za wyjątkiem Szwecji panowała zasada, iż dziecko otrzymuje pozycję prawną matki. Ojciec mógł jednak wyzwolić swojego potomka przez wykup jeśli matka należała do innego właściciela. Jeśli zaś niewolnica należała do niego, kwestia wyzwolenia uzależniona była od jego woli[1].
Handel niewolnikami słowiańskim, który doprowadził do tego, że nazwa „Slavus”, przemieniona w „sclavus”, weszła do innych języków (slave – w języku angielskim, esclave – w języku francuskim) na oznaczenie niewolnika, zagnieździł się od dawna na ziemiach słowiańskich i tu ustaliły się główne rynki zakupu. „Żywot św. Wojciecha”, zapisany w parę lat po jego męczeństwie na początku XI w. przez św. Bruna, utyskuje, że Czesi „mancipia christiana perfidis et Iudeis vendebant” (Codex dyplomaticus et epistolaris Regni Bohemiae, wyd. G. Friedrich, t. I, Praha 1904, nr 31), przy czym właśnie niemożność zapobieżenia temu sromotnemu procederowi i brak funduszów na wykupno niewolników był jednym z powodów, dla których św. Wojciech miał porzucić Pragę i swój urząd biskupi. Bawarska taryfa graniczna od strony ziem słowiańskich, spisana w r. 906, zawiera wśród pozycji celnych „manicipia”, czyli niewolników, a jako handlarzy wymienia Żydów, oznaczając cały ten handel jako idący od wschodu, tj. od ziem słowiańskich. Kronika niemiecka biskupa merseburskiego Thietmara poświadcza dla czasów Bolesława Chrobrego (1009 r.) żywy handel niewolnikami w Miśni, prowadzony był też przez kupców żydowskich, a Miśnia była krajem, o którego posiadanie prowadził usilne i bohaterskie boje Bolesław Chrobry i czasowo zdołał ja dla swego królestwa zdobyć. W Polsce rdzennej dokumenty XII w. wspominają o „servi empticii”, czyli o niewolnikach zakupionych w dobrach Piotra Własta, nadanych pewnemu klasztorowi, taryfy celne dla Pomiechowa z XII w. (Kodeks dyplomatyczny mazowiecki, wyd. J. Kochanowski, Warszawa 1919, nr 88 i 464) oraz dla Olesna i Siewierza z 1226 r. wymieniają niewolników jako artykuł handlowy (Kod. dypl. Śląska, t. III, nr 309), a jeszcze około 1270 r. zabytek prawa zwyczajowego polskiego wspomina o tym, ze żony rycerzy polskich kupują na targu parobków i dziewczęta do roboty domowej (Najstarszy zwód prawa polskiego, wyd. J. Matuszewski, Warszawa 1958, art. 2, & 2). Zatem handel niewolnikami przetrwał w Polsce do schyłku XIII wieku, choć wspomniane źródła nie wymieniają już Żydów jako przedsiębiorców tej gałęzi handlu[2].
W VIII, IX i X wieku źródłem pozyskiwania niewolników z terenów Europy Środkowo-wschodniej były częste wojny i najazdy na ludność miejscową. Między innymi Awarów, Waregów, Franków, Sasów, Wikingów. Później pozyskiwano ich również w wyniku wojen pierwszych państw powstałych na tym obszarze. Pozyskanych w czasie walk jeńców sprzedawano pojawiającym się w ich obozach kupcom. Innym źródłem pozyskiwania niewolników było kupowanie ich od rodziców niektórych poddanych, którzy w czasach klęsk żywiołowych, nieurodzaju lub spowodowanych najazdem uciekali się do tego procederu, by ratować byt pozostałej rodziny. Bywało też, ze przyczyną tego procederu (podobnie jak wśród ludności tutko-tatarskiej w XIII wieku) były nadmierne świadczenia nakładane na poddanych przez feudałów.
Od VIII, a najpóźniej do IX wieku, szlaki wywozu niewolników wiodły w Europie bądź w kierunku ze wschodu na zachód do Hiszpanii arabskiej, bądź z północy na południe lub na południowy wschód przez terytorium obecnej Rosji i Ukrainy do Bizancjum, względnie do kraju Chazarów nad Wołgą i stamtąd do Azji Środkowej. Ważnym etapem na wielkim szlaku handlowym, biegnącym w IX i X wieku z Dalekiego Wschodu do Europy, był Kijów, sadząc według kroniki Thietmara pisanej w początkach XI w. – duże skupisko ludności niewolniczej, być może koncentrowanej tam przez panującą grupę Warego-Rusów. Stamtąd Rusowie i inni kupcy pędzili niewolników przez Przemyśl i Kraków do Pragi, która była wielkim targowiskiem niewolników w ciągu X i chyba jeszcze XI wieku. Do Pragi docierali także kupcy z Węgier, również dostarczający niewolników lub w razie potrzeby nabywający ich w tym mieście.
Z Czech biegły szlaki handlowe do Austrii i Włoch lub do Ratyzbony w Bawarii. Pierwsze prowadziły przez przełęcze alpejskie do Wenecji, w IX wieku wielkiego centrum wywozu niewolników do Bizancjum i krajów islamu. Według C. Verlindena ten ostatni szlak stracił znaczenie w następnym stuleciu, gdy Wenecja pod naciskiem władców niemieckich zaczęła wycofywać się z eksportu niewolników.
Wspomniany szlak handlowy prowadził z Ratyzbony także na zachód do Lyonu, skaz żywy towar transportowano do Arles lub Narbonny, wówczas portów morskich, a następnie już na statkach do Hiszpanii arabskiej.
Z ostatnich badań wynika, ze w X w., może w związku z naporem Niemców i ich najazdami na obszary słowiańskie zaszły pewne zmiany. Zresztą już w IX wieku jednym z ważnych punktów handlu frankijskiego ze Słowianami był Magdeburg nad Łabą i wówczas pędzono tamtędy niewolników słowiańskich na zachód. W X wieku wzrosło znaczenie szlaków niewolniczych prowadzących przez północne i zachodnie Niemcy. Ważnym punktem etapowym była tam Moguncja. Przechodzili tamtędy handlarze prowadzący niewolników ze wschodu przez dolinę Renu, Mozeli i Mozy do Verdun. Był to bardzo ważny ośrodek handlu niewolnikami, tam zarazem obracano wielu z nich, głównie oczywiście młodych chłopców w rzezańców, tak poszukiwanych w krajach islamu i w Bizancjum. Z Verdun pędzono niewolników do Lyonu, a następnie w Arles lub w Narbonnie ładowano na statki, które płynęły do Hiszpanii arabskiej[3]. Niekiedy prowadzono ich do tego samego celu lądem przez zachodnie tereny państwa frankijskiego. Liczba niewolników słowiańskich w hiszpańskim kalifacie była na pewno dość znaczna, przy czym powierzano im tam rozmaite zadania. (…) Dość znaczna grupa młodych Słowian trafiała do gwardii władców. Formacje to określano jako Saqaliba (Słowianie), przy czym na początku X wieku, za panowania potężnego kalifa Abderrahmana III liczba ich w samej stolicy – Kordobie, wahała się według wiarygodnych danych od 3 do 13 tyś. ludzi. Nie jest wykluczone, że oddziały te składały się częściowo i z innych niewolników, a nie tylko słowiańskich, zapewne jednak liczebnie przeważali w nich Słowianie [wzmianki o słowiańskich niewolnikach w Hiszpanii zanikają ze źródeł w XI wieku][4].
Inny szlak handlu niewolników wiódł z Kijowa do chazarskiego Itilu nad Wołgą, przez Morze Kaspijskie do Iranu i dalej na wschód[5].
Arabowie nabywali chętnie niewolników z północy do różnych celów, począwszy od służby w haremie (rzezańcy) aż do służby wojskowej w specjalnych gwardiach poszczególnych władców. Wśród tego „towaru” szczególnie wielki odsetek stanowili Słowianie; polowali na nich zarówno chrześcijańscy sąsiedzi, jak i współbracia z sąsiednich plemion, którzy podejmowali specjalne wojny dla chwytania niewolników, z chwilą, gdy poznali zyski, jakie mogli osiągnąć z takiego procederu. Śladem tego procederu jest używanie nazwy Słowian (sclawus) jako synonimu niewolnika, co przetrwało w większości języków zachodnioeuropejskich. Jednakże nie tylko Słowianie zapełniali rynki niewolnicze; drugie miejsce zajmowali Anglo-sasi. Walki między licznymi królestwami Brytanii sprzyjały łowieniu ludzi i sprzedawaniu ich przez zwycięzców[6].
Hiszpania arabska wchłaniała dużą liczbę niewolników europejskich ale nie stanowiła dla wielu z nich kresu wędrówki. Pisze o tym Ibn Hurdadbeh, świetnie poinformowany naczelnik poczty w kalifacie wschodnim w połowie X w., przy czym z urzędem tym były związane najwyższe funkcje wywiadowcze. Podaje on wiele informacji o handlu uprawianym przez kupców żydowskich, zwanych Radanitami, między Hiszpanią, wschodnim światem islamu, Indiami i Chinami. Autor ten podaje, że Kupcy żydowscy udawali się z południowej Hiszpanii w głąb Maroka do prowincji Sus, a następnie transportowali niewolników oraz luksusowe tkaniny i trochę innych towarów arabskich i europejskich wzdłuż wybrzeży Afryki Północnej do Egiptu, skąd udawali się dalej na wschód[7].
Handlem słowiańskimi niewolnikami trudnili się zarówno kupcy słowiańscy, jak frankijscy prowadzący niewolników przez Magdeburg i inne komory celne na wschodnim pograniczu państwa Franków na przełomie VIII i IX wieku. Zapewne ruch ten wzmógł się jeszcze bardziej, gdy w X wieku Niemcy zaczęli energicznie napierać na ziemie Słowian Połabskich i chwytać jeńców na tamtym terenie. Informacje o działalności frankijskiej komory celnej w IX i X wieku w Raffelstätten nad średnim Dunajem wskazują, że docierali tam i niewątpliwie udawali się dalej na zachód ruscy handlarze niewolników ciągnący od strony Kijowa. Najwięcej informacji dotyczy handlarzy żydowskich uprawiających handel niewolnikami na wszystkich wymienionych szlakach komunikacyjnych i pędzących niewolników z obszarów słowiańskich do Verdun, gdzie było podobno dość duże skupisko Żydów. Tam dokonywano na wielu niewolnikach kastracji, by później pędzić ich na sprzedaż do Hiszpanii arabskiej. Całą ta sprawa budziła duży niepokój Kościoła. Nie kwestionował on samej instytucji niewolnictwa ani handlu niewolnikami, żywił jednak obawy, że zarówno Żydzi, jak ich arabscy odbiorcy mogą spowodować apostazję niewolników-chrześcijan, jak również nawrócenia na islam tych, którzy byli jeszcze poganami. Były to niepokoje w pełni uzasadnione, które kojarzyły się zresztą z niechęcią do Żydów i wszelakich kupców, a wiec elementu całkowicie odmiennego od reszty ludności Europy Zachodniej. Na synodzie w Meaux w 845 roku nakazano kupcom chrześcijańskim i żydowskim, przechodzącym z niewolnikami przez państwo Franków, by sprzedawali niewolników w ich obrębie, a nie pędzili ich do niewiernych. Rozporządzenie to nie przyniosło zapewne żadnych rezultatów, albowiem transport żywego towaru do Arabów nie osłabł[8].
Przypisy:
[1] Por.: Foote P.G., Wilson D. M., Wikingowie, Warszawa 1975.
[2] R. Grodecki, Polska Piastowska, Warszawa 1969, s. 608-609.
[3] I. Bieżuńska-Małowist, M. Małowist, Niewolnictwo, Warszawa 1987, s. 269-270.
[4] I. Bieżuńska-Małowist, M. Małowist, dz. cyt., s. 270.
[5] I. Bieżuńska-Małowist, M. Małowist, dz. cyt., s. 272.
[6] B. Zientara, Historia powszechna średniowiecza, Warszawa 1968, s. 67-68.
[7] I. Bieżuńska-Małowist, M. Małowist, dz. cyt., s. 272.
[8] I. Bieżuńska-Małowist, M. Małowist, dz. cyt., s. 272.
Obraz wyróżniający: Święty Wojciech napomina księcia czeskiego Bolesława II Pobożnego by zakazał kupcom żydowskim handlu niewolnikami chrześcijańskimi, fragment Drzwi Gnieźnieńskich około 1170 roku. Autorstwa Mathiasrex, Maciej Szczepańczyk – Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=82514998