Myślę, że zapomniałam. Wpatruję się w wypchany plecak i myślę… Nic tam nie ma. Nic, co ważne i potrzebne. Co miałam w głowie, gdy go pakowałam? Wszystko zostało, gdzie było. Wyhaftowany przez ciocię święty obrazek dalej wisi na ścianie w salonie, albumy rodzinne leżą pod stertą pudeł w szafie, moje ulubione książki tkwią dalej na półkach, lalka, którą kupiłam małej na urodziny… Szczoteczki. Nie wzięłam nawet szczoteczek z łazienki.
Co miałam w głowie?
Wszędzie są ludzie. Tłoczą się jak mrówki. Tacy jak ja, z plecakami oraz foliowymi torbami pakowanymi w pośpiechu, i ci zupełnie inni, którzy uśmiechają się życzliwie i robią, co mogą, żebym nie myślała, że wszystko straciłam. Chcą dobrze i wiem, że to dobrzy ludzie, ale kiedy pytają mnie, czego potrzebuję, co mam, a czego mi brakuje, otwieram tylko usta i wskazuję czteroletnią córkę. Oni na to kiwają głowami i pokazują mi… Rajstopki? Buciki? Nawilżane chusteczki?
Mała walczy ze sreberkiem z Jajka Niespodzianki.
Nie wiem. Może buciki by się przydały. Kobieta każe mi poczekać i po chwili wraca nie tylko z butami, ale i z dwiema bluzami, ciepłymi skarpetami i butelkami wody. Pokazuje, że bluza jest też dla mnie. Moja bluza. Teraz mam bluzę.
Łzy stają mi w oczach, kiedy uśmiecham się do niej i przejmuję torbę.
Jest moja. Teraz mam jedną bluzę, jeden sweter, dwie koszulki i siedem par majtek.
Dwa życia.
Przyciągam do siebie córkę. Jej paluszki lepią się już od czekolady, więc szybko je oblizuję, ale mój wzrok pada na wychylające się z torby opakowanie wilgotnych chusteczek. Pociągam nosem i szybko uspokajam się, kiedy moje ramiona zaczynają drżeć.
Nie wolno mi się rozklejać. Muszę być silna. Wszystkie musimy.
– Mamusiu… – stęka malutka z buzią pełną czekolady. – Jest noc. Gdzie moja piżamka?
Zamieram. Jedną ręką nadal trzymam jej dłoń, a w drugiej dzierżę chusteczkę.
– Została w domu – odpowiadam cicho, ale i tak mnie słyszy.
W domu. W naszym małym mieszkanku, na które tak długo odkładaliśmy. W tym samym, w którym samodzielnie malowaliśmy ściany, kładliśmy w łazience kafelki i składaliśmy mebelki w pokoju Niny.
– A kiedy wrócimy do domku?
Wyhaftowany przez ciocię obrazek na pewno nie wisi już na ścianie. Albumy rodzinne leżą pod stertą, lecz nie tylko pudeł. Książki nie stoją już poukładane kolorami na półkach, a lalka, którą kupiłam córce na urodziny… Szczoteczki. Nawet szczoteczki przepadły.
Bomba. Huk. Gruzowisko.
Nie ma domku, Nino, ale jak ci to powiedzieć? Nie ma twojego łóżeczka, nosidełka dla lalek, wozu strażackiego i przeklętej różowej piżamki. Nie ma ich.
Tak samo jak twojego tatusia. Został, bo jest bohaterem. Walczy za nas i za to, żebyśmy pewnego dnia wsiadły w autobus, który zawiezie nas tam, gdzie teoretycznie nie czeka na nas już nic.
– Niedługo – odpowiadam z wymuszonym uśmiechem. – Niedługo wrócimy.
Justyna Luszyńska
Obraz wyróżniający za: pexels-matti-11284549