Co się komu śni?

0
533

Co się komu śni?

  Postanowiłem tę polemikę rozpocząć od zdania w formie pytającej. Taką formę przyjął również w tytule swojego artykułu Jan Wawrzyńczyk, dostawiając znak zapytania do zdania, tezy, planu wyrażonego przez przedstawicieli partii rządzącej – „Polska sercem Europy”. Pisząc o tym artykule pomijam tytuł naukowy prof. Wawrzyńczyka, gdyż jego tekst nie ma żadnego związku z jego specjalizacją  naukową (językoznawstwo, rusycystyka, polonistyka), mało tego tekst ten jest od strony metodologicznej co najmniej dyskusyjny.  To tylko publicystyka.

Stawiając znak zapytania w zdaniu „Polska sercem Europy” Jan Wawrzyńczyk pragnie zapewne poddać założenie partii rządzącej w wątpliwość. Tak sformułowane zdanie rzeczywiście na nią zasługuje, ale z powodu niedookreślenia jego sensu. Polska jest państwem położonym w sercu (centrum Europy), z tym zgodzić się nie sposób, chociaż wyodrębnienie naszego kontynentu, jego granice, to kwestia zupełnie umowna. To, że Polska może i powinna w Europie odgrywać dzięki swemu potencjałowi (również temu wynikającemu z naszego geograficznego położenia) ważną rolę, z tym też każdy przedstawiciel naszego społeczeństwa zarówno z lewej, jak i prawej strony powinien się zgodzić. Wyciąganie jednak wniosków, że Polska jako „serce Europy” może i powinna komukolwiek coś narzucać to już kompletne nieporozumienie. Cóż, wypadałoby zwrócić uwagę politykom na to, by swoje myśli formułowali bardziej precyzyjnie. Inaczej dają możliwość różnym demagogom na ich interpretację, zgodną z ich – a nie wygłaszających dane hasła – poglądami. Użycie słowa „serce” może przywoływać u niektórych pozytywne emocje. Robiła tak np. „kawiarowa lewica”, mówiąc o swym „sercu po lewej stronie” i likwidując przy okazji wiele przywilejów socjalnych i z związkowych. Nadużywanie tego odwołania może przynieść również odwrotny od oczekiwanego skutek.

Przejdźmy jednak do wspomnianego artykułu. Pan Wawrzyńczyk pisze: Europę, jej potęgę, światową potęgę, tworzyło i scalało chrześcijaństwo. Odrzucenie go przez konstruktorów (i zarazem dyktatorów, którym to słowem nawiązuję wprost do rewolucji francuskiej, jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w dziejach świata) Unii Europejskiej w traktacie reformującym, czyli konstytucji, spowodowało – najzwyklejsza konsekwencja logiczna – że dziś główna część Europy, Europa unijna, to organizm polityczno-społeczny ciężko chory, właściwie w stadium agonii.

Ileż bzdur w zaledwie dwóch zdaniach. Co pan Wawrzyńczyk ma na myśli używając określenia „potęgę Europy”? Czy potęgę europejskich imperiów: Cesarstwa Rosji, Cesarstwa Austrii (później Austro-Węgier), imperium brytyjskiego,  Francji… przecież o jedności politycznej, gospodarczej, społecznej, czy kulturowej społeczeństw naszego kontynentu aż do drugiej połowy XX wieku mówić nie sposób. Zresztą i dziś ta dopiero się kształtuje. Chrześcijaństwo zaś, od swego zarania prowadziło do podziałów. Tak zwane „herezje” dzieliły jego wyznawców jeszcze przed uznaniem tej religii za państwową w ramach Imperium Rzymu. Kolejny wielki podział to rozpoczęta w 1054 roku Wielka schizma wschodnia, następny, rozpoczęta wystąpieniem Lutra w 1517 roku, reformacja, której późniejszą konsekwencją były określane jako „religijne” wojny. Wśród nich największa i najokrutniejsza „wojna trzydziestoletnia”, której jednym z ważnych skutków był powrót wielu państw do polityki imperialnej. Władcy, odwołując się również do religii przywrócili w nich swą władzę absolutną. Jednym z jej filarów był kościół chrześcijański. Prawosławny, katolicki, różne protestanckie…, anglikański.

Chrześcijaństwo nie tworzyło „potęgi światowej”, ani też nie było czynnikiem „scalającym” Europę. Religia, takim czynnikiem być nie może, jest bowiem tylko częścią życia społecznego. Bardzo osobistą. Sferą życia, w którą nikt ingerować nie powinien. Dorobkiem różnych państw europejskich (w tym Rzeczypospolitej), a i światowych jest idea wolności religijnej.

Dalej  pan Wawrzyńczyk pisze, że konstruktorzy (i zarazem dyktatorzy, którym to słowem nawiązuję wprost do rewolucji francuskiej, jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w dziejach świata) Unii Europejskiej odrzucili chrześcijaństwo.

Tu jeszcze więcej bzdur, demagogii, politykierstwa.

Po pierwsze, nikt nie odrzucił chrześcijaństwa, bo takowy proces w sensie ponadjednostkowym jest niemożliwy. Projekt konstytucji, również jej preambuły,  Unii Europejskiej ma zapewne kilku autorów, później był procedowany w demokratycznie wybranym parlamencie… aż wreszcie został zatwierdzony w demokratycznych referendach przez społeczeństwa wszystkich państw członkowskich. Państw, których obywatelami są nie tylko chrześcijanie (katolicy, prawosławni, grekokatolicy, prawosławni i inni.), ale też i wyznawcy islamu, judaizmu, buddyzmu, agnostycy, ateiści, czy po prostu ludzie nie przywiązujący większej uwagi kwestiom wyznania.

Nie wiem, kogo pan Wawrzyńczyk uważa za „dyktatorów” politycznych Unii Europejskiej? Jeśli porównuje ich do liderów rewolucji francuskiej, którym takowa być może się marzyła (Danton, Robespierre), to ich dyktatury obawiano się nawet w czasie tamtej rewolucji (również uważam ją za wielkie zło) i wiemy jaki był ich los. Do ich dyktatur nie doszło, tę wprowadził dopiero Napoleon (sposobów umocnienia swej władzy szukał również w chrześcijaństwie) i wiemy, jak tragiczne dla Europy i świata były tego skutki.

Dziwne jednak, że pan Wawrzyńczyk sięgając do słowa „dyktatorzy” nie sięgnął do czasów mu bliższych, do dyktatorów sowieckiej Rosji, w której to, w czasie ich panowania, kończył studia. To wzór dyktatury, który powinien znać bliżej, bo z autopsji.

Nie wiem też, z jakiego powodu pan Wawrzyńczyk uważa, że Unia Europejska „jest w agonii”? Cóż, to jego subiektywne odczucie. Ma do niego prawo. Nie jestem psychologiem i nie mam zamiaru zajmować się czyimiś odczuciami. Dziwi mnie tylko to, że redakcja jakiejś gazety je publikuje, nadając im znaczenie ponadjednostkowe. Taka opinia wymagałaby choć kilkuzdaniowego uzasadnienia. Inaczej jest tylko propagandowym hasłem, demagogią.

Nie wskazując na symptomy tzw. „agonii Europy” pan Wawrzyńczyk wskazuje jednak wspaniałe lekarstwo mające – jego zdaniem – pozwolić nam, na wyjście z tego kryzysu. Mają nim być… no właśnie – dyktatorzy chrześcijańscy.

I jacyż to mają być dyktatorzy. Pisze Wawrzyńczyk:  Nie byłoby tej agonii, gdyby na początku XXI w. pojawili się  mężowie stanu, którzy przyjęliby jako dyrektywę w swych politycznych działaniach zdanie papieża, późniejszego świętego, Jana Pawła II: „Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi”, wypowiedziane przez niego 22 października 1978 r. podczas inauguracji pontyfikatu.

Cytowane słowa papieża, jak rozumiem, odnosiły się do kwestii wiary. Otwórzcie drzwi Chrystusowi. Bogu, nie zaś tym, którzy posługując się jego imieniem chcą sięgnąć po władzę. Królestwo Chrystusa, bowiem „nie z tego jest świata”. Dla chrześcijan wezwanie to – tak przypuszczam – oznacza tylko i aż tyle: „zacznijcie żyć według zasad wiary”, „przestrzegajcie praw dekalogu”, szanujcie „bliźniego swego”.

To przesłanie do wiernych, również – tak sądzę – do będących wśród nich polityków chrześcijańskich. Kościół wkroczył na drogę ekumenizmu, postanowił zakończyć wewnętrzną walkę, więc myślę, że papież zwracał się nie tylko do katolików. Może był i to głos skierowany również do niewierzących, agnostyków, ateistów. Może wzywał ich do tego, by przyjęli wartości chrześcijańskie. Może wzywał też do tego przedstawicieli innych religii. Miał do tego prawo. Wzywać każdy może, narzucać swego świata wartości innym jednak nie powinniśmy pozwolić nikomu.

Wszelkie inne interpretacje tej wypowiedzi Jana Pawła II są nadużyciem, w najlepszym wypadku tylko daleko posuniętym domysłem.

Pan Wawrzyńczyk uważa również, że w dzisiejszej Polsce: Polsce dzisiejszej, A.D. 2020, potrzebny jest dyktator chrześcijański. Mało tego, wyznacza postulowanemu przez siebie dyktatorowi kierunek działań:

Oczekiwany dyktator chrześcijański znad Wisły – o mentalności biblijnego Dawida – powinien zacząć oczywiście od własnej ojczyzny, zająć się nieporządkiem panującym w III RP. (…) Nie śmiem kreślić planu i kalendarza działań dla niego. Zacząć należy jednak od radykalnej zmiany statusu Polski w UE, od wasalnej do podmiotowej, podmiotowej na poziomie Niemiec – nie Francji, lecz właśnie Niemiec. Wbrew niektórym wypowiedziom polityków i europolityków z partii rządzącej dotychczasowe próby przejścia na szczebel podmiotowości w Brukseli mają charakter czysto deklaratywny, są to słowne manifestacje, za którymi nie następują konieczne czyny. Jeden z byłych polskich europosłów miał odwagę powiedzieć z trybuny w Brukseli, że należy wszystkich unijnych komisarzy powsadzać do więzienia; co najmniej takiej odwagi i głębi myślenia należy życzyć kandydatowi na nadwiślańskiego dyktatora chrześcijańskiego.

Widać, że panu Wawrzyńczykowi marzy się dyktatura, wsadzanie swych przeciwników, zwolenników innej niż jego wizji świata,  do więzień. Cóż, jakie poglądy, takie i marzenia.

Czy powyższe poglądy są reprezentatywne dla całej redakcji „Warszawskiej Gazety”? Czy są zgodne z jej linią?  Redakcja nie zamieszcza przy tekście żadnego komentarza…

Cóż, wypowiedź Jana Wawrzyńczyka mogę uznać za przejaw demencji starczej, wynik niskiego poziomu kształcenia (zwłaszcza historycznego) na moskiewskim uniwersytecie.

Polityki wydawniczej „Warszawskiej Gazety” jednak usprawiedliwić nie sposób. Chyba, że ma być to gazeta zamieszczająca wszelkie bzdury, nawet idiotyzmy. Trudno mi uwierzyć jednak, że zamieszczając tego typu wypowiedzi redakcja „Warszawskiej Gazety” nie ma świadomości, że przynosi tym naszemu państwu, naszemu  społeczeństwu wielką szkodę.

                                                                         Piotr Kotlarz