Upadek cywilizacji zachodniej?

0
1301

Upadek cywilizacji zachodniej?

  Inspiracją do poniższej polemiki jest wywiad, rozmowa, na jaką trafiłem dziś na portalu „dziennik pl.”. Dziennikarz i publicysta Łukasz Warzecha rozmawiał z prof. Wojciechem Roszkowskim.

To w sumie niedługi tekst , a tak wiele pojawia się w nim schematów, błędnych uproszczeń, odniesień. Przyjrzyjmy się im w porządku przyjętym przez uczestników rozmowy.

Pyta Łukasz Warzecha: Czy cywilizacja zachodnia już upadła czy też jest w trakcie upadku? A może jest jak w Cesarstwie Zachodniorzymskim w V wieku – upadek następuje, ale nikt go nie dostrzega, bo sprawy wydają się toczyć dawnym biegiem?

Obaj panowie zakładają więc, że obserwujemy dziś jakiś „upadek cywilizacji zachodniej”. Teza bardzo śmiała, czy tylko prowokacyjna? Czemu ma służyć, czy tylko przyciągnięciu uwagi czytelników, czy też obaj panowie rzeczywiście tak sądzą? W jednym i drugim wypadku ich kasandryczne przesłanie wydaje się co najmniej niezrozumiałe.

Upadek cywilizacji? By jednak mogła ona upaść, najpierw musiała się wznieść. Czy „cywilizacja” w przeszłości  przeżywała czasy swego rozkwitu? Rzeczywiście obaj panowie odnoszą się do historii. W niej widząc przykłady „cywilizacji” i w niej szukając wcześniejszych śladów regresu.

Swoje rozważania na temat upadku (kryzysu) cywilizacji panowie rozpoczynają od czasów Cesarstwa Rzymskiego. Nie wiem, z jakiego powodu właśnie Rzym wybrali na przykład zmierzchu jakiejś „cywilizacji”? Przecież w poprzednich tysiącleciach upadały i inne imperia, państwa. Zostawmy to jednak, pozostańmy przy Rzymie.  

Mówi prof. Roszkowski: Oczywiście dekoracje historyczne są inne, ale odzywały się wówczas podobne wątpliwości jak dziś. Święty Augustyn w Hipponie oblężonej przez Wandalów w 430 r. chyba wiedział dobrze, o czym mowa, podobnie jak święty Hieronim. Natomiast generalnie ówczesne elity społeczno-polityczne albo nie zauważały powagi sytuacji, albo były wobec niej bezradne.

 Profesor Roszkowski odwołuje się św. Augusta z Hippony oraz św. Hieronima, którzy– jego zdaniem – w 430 r.  w przeciwieństwie do elit społeczno-politycznych cesarstwa, dostrzegali jakoby jego zmierzch. „Elity społeczno-polityczne”, kogóż to prof. Roszkowski ma na myśli. Wywodzących się często z legionowych wodzów cesarzy i ich dwory? Dzisiejsze pojęcia naprawdę trudno odnosić do czasów zamierzchłych.

Z przytoczonej wypowiedzi wynika, że prof. Roszkowski zakłada, chce nam powiedzieć, że do czasów Augustyna Cesarstwo podążało wspaniałą drogą. Kwitło.

Coś mi w tej narracji nie odpowiadało. Pamięć ludzka jest zawodna, dziś możemy ją jednak szybko wesprzeć.  Postanowiłem co nieco sprawdzić.

Św. Augustyn w „Wyznaniach” odnosząc się do czasów swej młodości, gdy obracał się wśród manichejczyków pisał: nurzałem się głęboko w bagnie i ciemności fałszu. Nieraz usiłowałem się z niego wydobyć, miotałem się, ale wtedy błoto jeszcze gęściej mnie oblepiało i głębiej zapadałem

Z biografii św. Hieronima przytoczę za Wikipedią nieco dłuższe fragmenty:  „Wykazywana przez te kobiety chęć prowadzenia życia zakonnego oraz bezlitosna krytyka skierowana przez Hieronima przeciwko trybowi życia świeckich duchownych wywołały narastającą wrogość wśród kleru i jego popleczników. Niedługo po śmierci Damazego (10 grudnia 384 r.) i utracie niezbędnego poparcia, w następstwie przeprowadzonego przez rzymskie duchowieństwo dochodzenia i oskarżeniach o niestosowne relacje z wdową Paulą, Hieronim został zmuszony do porzucenia stanowiska, które zajmował w Rzymie”. (…) W sierpniu 385 roku Hieronim wraz ze swoim bratem Paulinem i kilkoma przyjaciółmi wrócił do Antiochii. Nieco później dołączyły do niego Paula i Eustochia, które zdecydowały się opuścić swoje arystokratyczne otoczenie i resztę życia spędzić w Ziemi Świętej. Hieronim towarzyszył im zimą 385 roku, przyjmując rolę duchowego doradcy. Pielgrzymi, do których przyłączył się biskup Paulin z Antiochii (patriarcha Antiochii 362–388), zwiedzili Jerozolimę, Betlejem i święte miejsca w Galilei, po czym udali się do Egiptu, gdzie przebywali wielcy mistrzowie ascetycznego życia. W aleksandryjskiej szkole katechetycznej Hieronim słuchał nauk niewidomego katechety Dydyma Ślepego, który objaśniał proroka Ozeasza i wspominał Antoniego Wielkiego, zmarłego 30 lat wcześniej. Przez pewien czas przebywał także w Nitrii, gdzie podziwiał zdyscyplinowane życie we wspólnocie prowadzone przez mieszkańców tego „miasta Pana”, jednak nawet tam znalazł „ukryte węże” (tj. wpływy teologii Orygenesa). Późnym latem 388 roku Hieronim wrócił do Palestyny i resztę swojego życia spędził w pustelni w pobliżu Betlejem. Tam pozostawał w otoczeniu kilku swoich przyjaciół, zarówno kobiet, jak i mężczyzn (m.in. Pauli i Eustochii), dla których był duchowym przewodnikiem i nauczycielem. Hieronim stale pogłębiał swój dorobek literacki, podczas gdy Paula zapewniała mu utrzymanie oraz dostarczała środki na powiększanie kolekcji książek. W okresie ostatnich trzydziestu czterech lat jego działalności powstały najważniejsze dzieła: wersja Starego Testamentu przetłumaczona z oryginału, najlepsze z komentarzy Hieronima do Ksiąg Pisma Świętego, katalog pisarzy katolickich oraz dialog przeciwko pelagianom, którego doskonałość literacką dostrzegali nawet jego przeciwnicy. Do tego okresu należy również większość płomiennych polemik, które wyróżniały go spośród ortodoksyjnych Ojców Kościoła. Zaliczane są do nich w szczególności traktaty przeciwko biskupowi Janowi Jerozolimskiemu – Orygenesowi oraz przyjacielowi Hieronima z czasów młodości – Rufinowi. Na skutek pism Hieronima, skierowanych przeciwko pelagianizmowi, w 416 roku włamano się do jego klasztoru, podpalono go, a także zaatakowano przebywające w nim mniszki i zabito diakona, zmuszając Hieronima do schronienia się w pobliskiej fortecy.

Nie reformy gospodarcze, społeczne, zniesienie niewolnictwa, prawa Człowieka, inne wartości były dla tych świętych Kościoła ważne, lecz kwestie wiary. Nie kryzys Cesarstwa, lecz kryzys w Kościele ich zajmował. Warto to zdanie podkreślić. Wrócę do niego pod koniec tego tekstu. Odnosi się bowiem również do red. Warzechy i prof. Rostowskiego.

Czy możemy zresztą mówić o kryzysie Cesarstwa? Doszło ono do kresu swych możliwości podboju. Dalsze egzystowanie oparte na brutalnej eksploatacji, niszczeniu społeczeństw sąsiednich okazało się niemożliwe.

Naprawdę uznają wspomniani rozmówcy, że czas podboju, niszczenia wielu kultur ościennych, nieustannych wojen, niewolnictwa, prawa silniejszego, powinniśmy uznać za okres rozkwitu.

Przyjmijmy jednak przedstawioną narrację. Cesarstwo Zachodnie upadło. Czy było i czy jest nad czym płakać? Jakież to osiągnięcia cywilizacyjne zostały w związku z tym „upadkiem” zaprzepaszczone. Wspaniale rozwinięty system oświaty? Doskonale funkcjonująca służba zdrowia?  Wysoko rozwinięta kultura wyższa? Rozbudowane prawa człowieka? Około tysiąca lat budowy imperium rzymskiego to czas stracony. Czas nieustannych wojen i podbojów. Możemy próbować zrozumieć z jakich powodów ludzkość na ówczesnym etapie nie potrafiła wypracować innego modelu organizacji, powodów do zachwytu jednak nie ma. Koloseum nie powinno nikomu imponować. To miejsce okrutnych igrzysk, kaźni.

Może upadek Cesarstwa, takiej formy organizacji społeczeństwa, był konieczny, by na gruzach mógł zacząć powoli kształtować się nowy ład. Zanim jednak do tego doszło ludzkość (w każdym razie mieszkańcy naszego kręgu kulturowego, a i wielu innych obszarów świata) przeżyła znacznie większy kryzys. Zarazę Justyniana, która przyniosła z sobą znaczny spadek populacji (do 50%), zarazę która trwała prawie dwa stulecia uniemożliwiając przez ten czas jej odbudowę. Obok zarazy ludzkość dotknął też wówczas (VI-VII wiek) ogromny kryzys gospodarczy. Jego przyczyną było spowodowane wybuchem trzech stratowulkanów ochłodzenie klimatu.

Na te kataklizmy Cesarstwo nie było przygotowane. Dla cesarza i jego dworu ważniejsze były kwestie polityczne i próby przywrócenia zwierzchnictwa nad całym obszarem basenu Morza Śródziemnego. Poziom medycyny był wciąż żenująco niski, a „reformy gospodarcze” w świadomości ówczesnych sprowadzały się w zasadzie do reform fiskalnych. Kościół, jego instytucja, zajmował się sam sobą. Zresztą nie tylko w kręgu kultury chrześcijańskiej, podobnie w islamie (po 622 roku), podobnie w Indiach, w Chinach. Wszędzie do VI wieku dominowała idea imperializmu, wszędzie też okazało się, że społeczeństwa ją przyjmujące nie są w stanie rozwiązywać ważnych dla ich egzystencji problemów.

Różnice między podejściem do kataklizmów w różnych kulturach sprowadzała się ich interpretacji. Wśród chrześcijan zaraza była „karą za grzechy” w świecie islamu plaga była formą boskiego miłosierdzia lub męczeństwa dla muzułmańskich wiernych i karą dla niewierzących.  

Na zakończenie rozważań o tzw. starożytności warto jednak dodać, że cały czas mówimy o różnych państwach, nie zaś o cywilizacjach. Społeczeństwa rozwijają się w ramach określonych struktur (np. państw) nie zaś w ramach cywilizacji. To państwa upadają, a nie cywilizacje. Ta bowiem upaść nie może, gdyż dorobek ludzkości tak w zakresie kultury, nauki, czy techniki, pozostaje. Możemy tylko żałować, że w przyjętym przez różne społeczeństwa systemie imperialnym był aż tak niewielki.

Przejdźmy do czasów nam współczesnych. Wojciech Roszkowski dostrzega zmierzch naszej, europejskiej cywilizacji… chociaż nie… dla niego i Łukasza Warzechy  kryzysu świata. Warzecha cytuje słowa z „Wydrążonych” Tomasa Stearnsa Eliota: „Oto jak kończy się świat / Nie z hukiem ale skomleniem” (przekład Antoniego Libery).

Do Eliota odwołuje się i Roszkowski. Wcześniej św. Augustyn, św. Hieronim, teraz Eliot… jakby  ich opinie musiały być miarodajne. Przytaczane zdania są subiektywnymi ocenami. Cóż z tego, że Augustyna, Eliota…? Każdy ma prawo do ocen. Zdania subiektywne, oceniające, nie są jednak żadnym argumentem.

Nie jest też żadnym argumentem ocena Wojciecha Roszkowskiego: To nie jest zmierzch, to już coś więcej. Nie jest to jeszcze także koniec, żyjemy bowiem wciąż wśród instytucji stworzonych przez zachodnią cywilizację. One co prawda zmarniały – choćby demokratyczne państwo prawa, które uznajemy za fundamentalne. Dzisiaj można by zasadnie pytać, czym właściwie jest ta demokracja, to państwo i to prawo.

Państwo jest organizacją społeczną, jedną z jego form. W ostateczności można uznać je za instytucję. Demokracja zaś to forma organizacji w ramach państwa, forma ustroju politycznego. Nie jest instytucją. Podobnie nie jest nią prawo. Oczywiście ani państwo jako organizacji społeczeństw na określonym obszarze, ani też demokracja – jedna z form organizacji społeczeństw na określonym etapie ich rozwoju (określonych w nim struktur: zaludnienia, zamieszkania, zatrudnienia, wykształcenia itd.) – ani też prawo nie zostały stworzone przez „zachodnią cywilizację”. To dorobek cywilizacyjny wszystkich społeczeństw.

Autorzy wspomnianej rozmowy wciąż odnoszą się do historii Europy. W dalszym też ciągu przywołują „autorytety”.

Prof. Roszkowski mówi: Myślę, że owszem, XIII wiek można by uznać za apogeum kultury chrześcijańskiej w Europie – z gotykiem, z uniwersytetami, ze świętymi: Dominikiem, Tomaszem z Akwinu, Franciszkiem z Asyżu, świętym Ludwikiem – wielkie postacie.

Ponownie widzimy, że rozkwit cywilizacji wiąże prof. Roszkowski z – jego zdaniem – czasami „świetności Kościoła”. Kiedyś uznawano czasy średniowiecza za „wieki ciemnie”, tu pojawia się schemat przeciwny, to czasy świetności, apogeum kultury chrześcijańskiej. Jedno i drugie uproszczenie jest wyłącznie subiektywną oceną. Tak samo subiektywnym jest uznawanie kogoś za tzw. wielkie postacie.  

Warto przy okazji zauważyć, że Ludwik z Tuluzy pochodził z bocznej linii dynastii Kapetyngów i że w swej działalności włączał się również w obronę interesów swej dynastii. Przytaczani święci zajmowali się jak i wcześniej cytowani święci z okresu rzymskiego, sprawami wiary, nie zaś reform społecznych. 

Czasy średniowiecza, to okres kształtowania się zrębów współczesnych państwowości. Niestety, również czasy nieustannych wojen, zniszczeń. Nauka dopiero stawiała pierwsze kroki. Powstawały pierwsze uniwersytety, ale nie mylmy ich z dzisiejszymi uczelniami. To jednak ważne instytucje i ich dalszy rozwój przyczyni się do rozwoju cywilizacji. W czasach średniowiecza powstały też zalążki innych instytucji: sejmu, sądów. Niestety, egoizm władców, ich walka o interesy dynastyczne były głównym czynnikiem regresu. Po kilkuset latach istnienia już nowych państwowości okazało się, że nie były one przygotowane w żaden sposób na ewentualny kryzys. Ten przyszedł w XIV wieku. Znów wraz ze zmianami klimatycznymi (początkiem tzw. „małej epoki lodowcowej”) nastał czas kryzysu gospodarczego, gwałtownych przemieszczeń wielu populacji, wojen, głodu i chorób zakaźnych.  W wyniku dżumy zginęło od 30% do 50% ludności Europy.

Czy – jak pisze prof. Roszkowski – kryzys ten umocnił cywilizację zachodnią? To naprawdę ryzykowna i trudna do udowodnienia hipoteza. Ja bym się takiego dowodu nie podjął. Podobnie i kryzys w Kościele, jakim była reformacja, również trudno uznać za czas  świetności. Zwłaszcza, że jej konsekwencją były jak sam prof. Roszkowski wspomina: wojny chłopskie, później będąca skutkiem konfliktu religijnego wojna trzydziestoletnia z niewyobrażalnym dzisiaj okrucieństwem.

Zdaniem prof. Rozkowskiego: To były momenty, które owszem, cywilizacją zachodnią zachwiewały, ale ona wychodziła z tego za każdym razem nie tracąc swojej podstawowej tożsamości. Nie bardzo rozumiem, co ma na myśli prof. Roszkowski mówiąc o tzw. podstawowej tożsamości.

Warto jednak zauważyć, że wojna trzydziestoletnia, wprowadzone w jej czasie reformy armii, wykorzystywanie armii zaciężnej na żołdzie monarchów, umożliwiły powrót do idei imperializmu. Powstrzymało to proces przemian demokratycznych w większości społeczeństw europejskich. Od XVII wieku nastąpił okres budowania imperiów, uzależniania wielu narodów (ludów) europejskich i w świecie, przez różne dwory. Aż do początków XX wieku dwory te dążyły do zniszczenia podstawowej tożsamości wielu narodów (zwłaszcza ich tożsamości narodowej).

Zostawmy jednak uproszczenia historyczne prof. Roszkowskiego. Wyrażane przez niego opinie są zbyt ogólnikowe, by móc się do nich szerzej odnieść. Warto jednak zastanowić się nad konkluzją jego rozważań. Stwierdza on bowiem:  zatem, podsumowując, do XIX wieku cywilizacja zachodnia rozwijała się, ale z potężnymi konfliktami wewnętrznymi i problemami, opanowała świat.

Opanowała, czy Podbiła? Świat? Czy „opanowanie” świata ma być świadectwem rozwoju „cywilizacji”?

Ta jednak zdaniem prof. Roszkowskiego jest w kryzysie. Jakież to widzi jej symptomy? Próbowałem je z cytowanego tu wywiadu wyłuskać.

Są nimi zdaniem profesora: na przykład współczesne totalitaryzmy, oparte na masowych społeczeństwach i nowych technologiach manipulacji ludźmi.

W czym i gdzie profesor dostrzega te totalitaryzmy – nie mówi. Czy jego tekstu nie można również uznać za swego rodzaju manipulację. Tyle w nim zdań oceniających, demagogii… Przecież to on sięga to własnych technologii manipulacji ludźmi. Czy tylko zwolennicy, wyznawcy jego wizji świata mają prawo do tego, by ją prezentować?

W innym miejscu pisze profesor: Bo czy jeszcze 30 lat temu można było na przykład przewidzieć, że 16-latka będzie pouczała międzynarodowe gremia, które legną przed nią na kolana uznając, że jest prorokiem przyszłości świata? Czy można było przypuszczać, że całkiem serio będzie się postulowało uznanie, że zwierzęta są właściwie równe ludziom i powinny mieć niemal te same prawa?

Pewne lewackie środowiska rzeczywiście próbowały – tak to odbieram – posłużyć się w celu propagowania swych wartości opinią jakieś 16-latki. Była to jednak sprawa zupełnie marginalna, niewarta większej uwagi. Wyciąganie na jej podstawie wniosku o kryzysie cywilizacji jest grubą przesadą. Tak samo, jak i uznawanie za jego przejaw postulatu niektórych środowisk domagających się większego szacunku do przyrody, do świata zwierząt. W rozmowie profesora z redaktorem Warzechą sam przecież wspomina o świętym Franciszku. Czyżby nie zrozumiał przesłania tego, którego uważa za świętego.

Kolejnym przejawem ma być istnienie tzw. demokracji liberalnej. Przecież profesor sam stwierdza, że takowej nie ma. I słusznie, bo nie może być. Demokracja, to demokracja. Nie jednak rządy tak zwanego ludu (jak pisze Roszkowski) lecz obywateli. Czy jednak istnienie w pewnych liberalnych kręgach – moim zdaniem, a i prof., Roszkowskiego jak rozumiem również – błędnego przekonania o istnieniu tzw. liberalnej demokracji jest zagrożeniem cywilizacyjnym? Raczej nie, bo przecież takowej wprowadzić – skoro jej nie ma – nie sposób.

Kryzys cywilizacji ma przejawiać się w stosunku niektórych od kwestii aborcji, eutanazji. To głębokie problemy moralne. Tu i tak nastąpiły w historii wielkie zmiany. O ile sobie przypominam, to w czasach tak wysoko ocenianego przez profesora Rzymu,  prawo rzymskie zezwalało ojcu rodziny na zabicie córki do pierwszego roku jej życia. Scytowie starców wsadzali na wóz z sianem, podpalali i wyganiali w step. W innych społeczeństwach ojciec miał prawo sprzedawać synów w niewolę. Problem przyrostu demograficznego różne społeczeństwa próbowały rozwiązywać w rozmaite sposoby. Myślę, że popełniano i być może popełniamy w tej sferze wciąż jakieś błędy. Dziś uznajemy, że kiedyś wręcz ogromne. Rozwój cywilizacji pozwala nam dziś te problemy rozwiązywać inaczej. Zgadzam się z tym, że niektóre lewackie środowiska chcą zbyt szybkich rewolucyjnych zmian. Są one jednak zbyt nieliczne, by mogły takowe narzucić. Ani lewactwo, ani też skrajna prawica nie ma wystarczającego wpływu, by swoje idee narzucić innym. Są skrajni, a więc nieliczni. Problemy aborcji prędzej, czy później rozwiąże nauka. Badania prenatalne doprowadzą do tego, że będzie rodzić się coraz mniej dzieci z wadami wrodzonymi. Inne dzieci na pewno mogą znaleźć – jeśli nie chce ich własna matka lub jej rodzina – rodzinę zastępczą. Tak wiele jest pragnących mieć dzieci bezdzietnych małżeństw. Coraz częściej spotykam przypadki ludzi opiekujących się nawet kalekimi zwierzętami. Rozwój empatii, wrażliwości dzisiejszego społeczeństwa trudno porównać do tego z epok wcześniejszych. Choć bywa, zwłaszcza w krajach ogarniętych wojną lub rewolucją, a także wśród ludzi z państw „wolnych”, którzy w nich brali udział, że wartości te znów zostają odsunięte. To jednak w wojnach i rewolucjach powinniśmy dostrzegać zło, a nie w kryzysie cywilizacji.

Kolejnym przejawem kryzysu cywilizacji mają być ataki lewackich środowisk na Kościół. Należy je potępić. Wolność wyznania jest dorobkiem cywilizacyjnym. Tu jednak dotykamy kolejnego problemu, kryzysu Kościoła. Kościoła pojmowanego tu nie jako zrzeszenia wiernych, lecz instytucji. Profesor Roszkowski pisząc o tzw. kryzysie cywilizacji o kryzysie Kościoła nie wspomina. A przecież ten rzeczywiście istnieje. I to nie świat zewnętrzny jest jego przyczyną. Jest on wynikiem braku reakcji na wewnętrzne Kościoła choroby. Oderwanie się od własnego zaplecza, nierozliczanie nadużyć – w tym strasznych nadużyć moralnych. Zbyt wolne dostosowywanie się do przemian społecznych (np. kwestia roli kobiet w Kościele), anachronizm. To jednak problemy Kościoła, niech je rozwiązuje we własnym zakresie. Zarówno jednak ataki lewaków na Kościół, ani też kryzys w Kościele nie są przejawami kryzysu cywilizacji. Teza taka – moim zdaniem – jest po prostu zbyt histeryczna.

Profesor Roszkowski uważa również, że zagrożeniem dla naszej cywilizacji jest islam. Wtóruje mu w tym Łukasz Warzecha, który pyta: Czy nam nie grozi podobna sytuacja – zachodnią cywilizację „przejmie” ktoś inny, a my się nawet nie spostrzeżemy? Może ci barbarzyńcy z tytułu pana najnowszej książki?

Odpowiedź profesora brzmi: Najczęściej w tym kontekście wymienia się islam. Mówi się wówczas o wojnie kultur, ale jeśli to jest wojna, to pytam, kto jest po przeciwnej stronie. Tożsamość islamu niewątpliwie istnieje i można ją opisać. Ale tożsamość Europejczyków, którzy ją tracą, praktycznie już nie istnieje.

Pominę kwestię słowa „barbarzyńcy”, poczucie nieuzasadnionej „wyższości swego świata”, wyrażane w cytowanym tekście. Szkoda na to czasu. Czy istnieje jednak tożsamość islamu? Tożsamość religijna – zgoda, ale w takim razie należało by ją na przykład porównywać z tożsamością chrześcijan. A może w węższym zakresie tożsamość sunnitów, czy szyitów porównać z tożsamością katolików lub prawosławnych. Czy jednak słowo tożsamość jest tu odpowiednie, może lepszym słowem byłoby słowo wiara, wyznanie. Obok – załóżmy, że tak to określimy – tożsamości religijnej mamy przecież i wiele innych, narodową, regionalną, wynikającą z pozycji społecznej, płciową. Tożsamość europejska? Ta będzie się rozwijać wraz z rozwojem struktury Unii Europejskiej. Proces ten będzie trwał zapewne dziesiątki a może setki lat.

W ramach państw narodowych i w ramach Unii Europejskiej my, a w ramach innych struktur inne społeczeństwa, w ramach (przy pomocy) Organizacji Narodów Zjednoczonych i innych organizacji o zasięgu światowym cała ludzkość, będziemy wciąż rozwiązywać pojawiające się przed nami problemy. Powstaną zapewne nowe instytucje, będzie rozwijać się nauka, technika. Będzie też zmieniać się kultura, na nowo różnicować. Ludzie wciąż będą migrować. Świat tak jak zmieniał się dotąd, tak zmieniać będzie się nadal. Będzie rozwijać się cywilizacja (pojmowana jako nasz dorobek we wszystkich tych sferach życia).

Gdzie w takim razie ten kryzys, nie, nie kryzys, wręcz upadek cywilizacji, którym straszą nas pan Łukasz Warzecha i prof. Wojciech Roszkowski? Nie wiem? Ja go nie dostrzegam. A Państwo?

                                                                         Piotr Kotlarz