„Burza: początek” / Agata Kaliszewska

0
1148

  Każda porządnie napisana historia powinna zaczynać się od przedstawienia postaci, tak żeby czytelnik wiedział z kim ma do czynienia. Przynajmniej ja tak uważam, a że to moja historia to nie mogę zrobić inaczej. Tak więc: Cześć, nazywam się Agata, mam 25 lat i mieszkam w Łodzi. Wiem, wiem, brzmi to jakbym przedstawiała się komuś na portalu randkowym i pewnie jest to tak banalne, że jeżeli jakakolwiek książka by się tak zaczęła to nigdy nie zostałaby wydana. Akurat tym nie muszę się przejmować, bo historia która zostanie zaraz przelana na papier, trafi na dno najgłębszej szuflady jaką posiadam w moim wynajmowanym mieszkaniu. Zresztą, gdyby ktoś postanowił ją przeczytać to przypisałby ją do gatunku fantastyki, której szczerze nie cierpię. Aczkolwiek, od razu zaznaczę, że mimo iż moje życie faktycznie ma w sobie coś z fantasy to jednak bardziej określiłabym je jako dramat. Na pewno jednak nie można uznać tego za fikcję.  Po co więc piszę? I to jeszcze o swoim życiu, zamiast ckliwej historii miłosnej? A dlatego, że chciałabym, aby był to jakiś rodzaj uzewnętrznienia, spojrzenia na całokształt z innej perspektywy, poszukiwanie odpowiedzi i prawdy o samej sobie, ale też rodzaj terapii i oczyszczenia. Jestem burzą. W każdym znaczeniu tego słowa – emocjonalnym, przyrodniczym, fizycznym, fantastycznym i jakiekolwiek jeszcze istnieją. Jestem burzą.

Czy wiecie, że istnieje paręnaście rodzajów burz meteorologicznych? Jest burza „zwyczajna”, burza lodowa, burza ogniowa, burza śnieżna, burza piaskowa i  mogłabym wymieniać tak dalej, ale nie w tym rzecz. Definicja burzy mówi, że jest to, cytuję: „gigantyczna wytwornica chmur, która w wielu przypadkach może stanowić zagrożenie dla ludzi, zwierząt, przyrody oraz infrastruktury”[1]. Świetne prawda? Szczególnie przypadł mi do gustu fragment o zagrożeniu. Idealnie się wpasowuje. Ludzie już od niepamiętnych czasów bali się burzy i uważali ją za coś złego. W dawnych wierzeniach symbolizowała walkę dobra ze złem. W każdej z mitologii, ludzie czcili jakiegoś boga burzy i piorunów. W mitologii słowiańskiej – Peruna, greckiej – Zeusa, nordyckiej – Thora, rzymskiej – Jowisza, a w mitologii egipskiej – Seta. Nawet w X-Menach był ktoś, kto władał burzą. Zawsze, w każdym czasie i w każdych wierzeniach, był ktoś odpowiedzialny za to zjawisko meteorologiczne. W tradycji chrześcijańskiej, burza sygnalizowała ludziom gniew Boga. Stawiano wtedy w oknach gromnice i modlono się do św. Agaty, by ustrzegła przed ogniem, piorunami i  zapewniła bezpieczeństwo w czasie burzy.

O IRONIO.

Ktoś miał chyba świetne poczucie humoru. Naprawdę, ten kto wymyślił ten absurd jest mistrzem. Takie połączenie Jima Careya, Stephana Kinga i Stevena Spielberga.

Burza potrafi nadejść niespodziewanie. Pomimo najnowszych radarów i starań łowców burz, nie zawsze da się ją wyśledzić. Ot, może przyjść zgodnie z zapowiedzią, ale nie musi. Burza jest zagadką. Raz przyniesie ze sobą lekki deszczyk, zaś następnym razem grad i pioruny. Nie da się jej okiełznać. Ma niszczycielski charakter i to czego się dotknie, może obrócić w pył. Jest dzika. Nie raz ludzie tracili mieszkania czy życie, bo w starciu z jej siłą nie mieli szans.  Jeżeli miałabym to zjawisko określić trzema słowami, użyłabym: nieprzewidywalne, porywcze, śmiercionośne. Najgorsze jest jednak to, że nie jestem przekonana czy opisuje jeszcze burzę czy już siebie. Też jestem dzika i nieprzewidywalna. Ciężko mnie okiełznać. Wśród ludzi, mam opinię raczej osoby grzecznej i kulturalnej, ale impulsywnej. Jednak, każdy musi, raz na jakiś czas, okazać swoje emocje i „wybuchnąć”. Te emocje, tak rzadko publicznie są przeze mnie okazywane, że jest to społecznie akceptowalne. Jednak, to co dzieje się w moim wnętrzu, w mojej głowie jest zupełnie inne. Tornado myśli i emocji, towarzyszy mi cały czas. Wpływa na to niska samoocena, ból fizyczny, który odczuwam, strach, lęk i przede wszystkim gniew. Boje się, że zostanę wykryta. Boję się, że nie zostanę zaakceptowana. Kiedyś usłyszałam, bardzo mądre zdanie: „nie jesteś zupą pomidorową, żeby każdy musiał Cię lubić”. Jednak ten strach i lęk, przed tym, że nie zostanę zaakceptowana, że się nie dopasuje i nie spodobam jest irracjonalnie wysoki. Rządzi mną też złość i chęć zemsty. Próbowałam codziennie mówić afirmację i myśleć pozytywne rzeczy. Próbowałam medytować. Niestety, nic nie jest w stanie, okiełznać moich emocji. Tak jak burza – muszą wygrzmieć.

Jedną z moich najgorszych wad jest tzw. zaczynanie od złej strony. Na początku napisałam jak irytuje mnie fakt, że historia może nie zaczynać się od przedstawienia postaci. Nie poznaje się człowieka po tym jak ma na imię i ile ma lat. Owszem, powierzchownie dowiedzieliście się czegoś o mnie. Jednak ważniejsza niż personalia osoby, jest jej dusza. Emocje. A we mnie buzuje gniew. Jestem wściekła i zła. Na wszystko i na wszystkich. Tak jak napisałam powyżej – nieprzewidywalna, porywcza i śmiercionośna. Wszystko przez co jestem rozgniewana zaczęło się przez jedną decyzję. Przyznam od razu, że nierozważną i spontaniczną, ale nadal jestem z niej poniekąd dumna, bo decyzja ta wymagała wszystkich pokładów odwagi, jakie w sobie noszę. Kojarzycie definicję zjawiska zwanego „efektem motyla”? Pewnie tak, bo kto nie oglądał tego filmu, ale jeżeli ktoś mieszka w jaskini czy na Marsie i jakimś cudem film jest mu obcy, to wyjaśnię. Każda historia zaczyna się od na pozór nic nie znaczącego zdarzenia. Każda decyzja i każde zdarzenie wywołuje kolejne. Nasze decyzję wpływają na dalsze wydarzenia, nie tylko nasze.

Tak więc jedno błahe wydarzenie wpływa na kolejne i ciągnie się to w łańcuchu wydarzeń. Wszystko ma swoje konsekwencję. Moje nowe życie rozpoczęło się 19 czerwca 2019 r. Ta data będzie prześladować mnie do końca życia. Był środowy wieczór, a ja jak co tydzień, byłam na zajęciach w szkole fitness. Zawsze wychodzę na końcu i tym razem nie było inaczej. Mimo, że było już ciemno to postanowiłam, że do domu wrócę pieszo. Wiecie, adrenalina podskoczyła po zajęciach, była ciepła czerwcowa noc, a do mieszkania miałam iść około 20 minut. To była pierwsza zła decyzja. Jednak radośnie i beztrosko szłam ze słuchawkami na uszach, słuchając jakiejś popowej muzyki. Krzyku jaki dotarł do moich uszu, nie zagłuszyłby nawet najnowsze JBL. W jednej z bałuckich bram klęczała dziewczyna. Pochylona do przodu wspierała się na dłoniach. Nie można było dostrzec jej miny, bo rude loki zakrywały całą twarz. Drugą złą decyzją, a jednocześnie tą z której jestem dumna było podejście do niej i spytanie czy wszystko dobrze.

– Nie.

Jedno słowo, trzy litery. Tylko tyle od niej usłyszałam. Następnie wszystko się rozmyło. Najpierw, dosłownie na sekundę wszystko pociemniało. Zakręciło mi się w głowie, a następnie widziałam już tylko ciemność. Usłyszałam jeszcze grzmot, a potem zemdlałam.

Do tej pory nie wiem kim była i co robiła tam ta dziewczyna. Nie mam też pojęcia jak dotarłam do domu, ale obudziłam się w czwartek rano w swoim mieszkaniu, w swoim łóżku, przykryta swoją kołdrą. Pamiętam, że czułam się jednocześnie inaczej i zwyczajnie. Zwykle i niezwykle. Ciężko wytłumaczyć uczucie, którego doświadcza się po raz pierwszy. Towarzyszy mi ono do dziś i już tak do niego przywykłam, że kompletnie nie zwracam na nie uwagi. Jednak wtedy było to dla mnie coś niespodziewanego i nowego. Teraz wiem, że poniekąd były to moje narodziny. Dosłownie i w przenośni. Właśnie wtedy narodziła się burza.                                                                                                               Najgorsze i najtrudniejsze jest ukrywanie. Nie mogę przyznać się rodzinie. Tak samo znajomym. Mam wrażenie, że by nie zrozumieli. Zresztą, może zabrzmi to dziwnie i poniekąd smutno, ale nie mam takiej osoby, której mogłabym bezgranicznie zaufać i powierzyć wszystko, co czuje. Boje się otworzyć, boję się niezrozumienia i odrzucenia. Dlatego łatwiej i bezpieczniej jest zamknąć się w swojej skorupce. I obserwować.

Nie jestem Supermenem czy Flashem. Moją misją nie jest ratowanie ludzi. Nie gram i nie bawię się w żadnego bohatera. Jednocześnie, staram się nie być czarnym charakterem w tym szarym świecie. Nie robię nic złego, nie okradam banków i nie zabijam niewinnych. Po prostu jestem. Nie jestem również X-Menem, który posiada moce od dnia narodzin poprzez DNA inne niż normalnego człowieka. Nie jestem półbogiem, herosem czy Percym Jacksonem. Żaden z moich rodziców nie jest ukrytym bogiem, ani nie mają w sobie nic nadzwyczajnego. Moja mama jest księgową, a ojciec kucharzem. Zresztą, jeżeli odziedziczyłabym po rodzicach jakiś cudowny gen to moje umiejętności miałabym od zawsze, a nie od 19 czerwca. Nie wiem jak, ale ta dziewczyna coś mi zrobiła, w jakiś sposób dała mi to przekleństwo. To przez nią jestem Burzą. I szukam zemsty.

Domyślam się, że dla wielu, posiadanie nadprzyrodzonych umiejętności to byłby dar. Przecież władanie burzą, tworzenie piorunów i sprowadzanie ulewnych deszczów, musi być takie fajnie, prawda? Nie dla mnie. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiałam filmy i książki w której działo się coś nadnaturalnego. Byli bohaterowie? Super! Mieli moc z kosmosu? Jeszcze lepiej! Po świecie Marvela i DC mogłabym pisać przewodniki. Z wiedzy o mitologii słowiańskiej, greckiej czy nordyckiej mogłabym brać udział w testach i przypuszczam, że na spokojnie byłabym w czołówce. Lubiłam te klimaty i w normalnych okolicznościach, moce jakie dostałam byłyby cudem i cieszyłabym się z nich na maxa. Jednak po spotkaniu z rudą dziewczyną, oprócz umiejętności, dostałam jeszcze gniew. Tak jak wspomniałam, uczucie to towarzyszy mi ciągle. Nie mam konkretnego powodu czy człowieka, oprócz niej, na którego jestem zła. Jednak jest. Zawsze. Na wszystko. Stąd też pomysł na spisanie historii na kartkę. Przelanie myśli, emocji i uczuć. Odczytanie i zrozumienie. Może w ten sposób się go pozbędę. Nawet kosztem Burzy. Bez wahania oddam dar wraz z przekleństwem. Jeżeli jednak nie uda się w sposób, nazwijmy go psychologicznym, pozbyć tej negatywnej emocji, będę zmuszona odnaleźć dziewczynę z bramy. To ostateczność, ale liczba prób, które podjęłam, wzmaga tylko złość, która rośnie we mnie. Staram się powstrzymać, jednak z każdym dniem i każdym niepowodzeniem to coraz trudniejsze. Boję się, że gdy nic nie pomoże i odszukam moją nemezis, nie uda mi się zatrzymać tego gniewu w sobie. I uderzę. Niczym piorun.

                                                                                      Agata Kaliszewska

[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Burzapixaby free

[I nagroda w Konkursie na opowiadanie im. Bolesława Prusa]

Obraz wyróżniający: Obraz Free-Photos z Pixabay