Moja znajomość z Piotrem Kawieckim (wówczas używał imienia Paweł) sięga pierwszej połowy lat siedemdziesiątych. Tak, to już prawie pięćdziesiąt lat. Piotr wybierał się na studia, ja wówczas przeniosłem się ze studiów w Lublinie do Gdańska. Spotkaliśmy się po raz pierwszy w mieszkaniu Jurka Henryka (Hejnała) Kamrowskiego, wówczas jednym z głównych punktów spotkań młodych, a i starszych twórców, gdańskich artystów. Przy ul. Św. Ducha, nieopodal tętniącej wówczas artystycznym życiem Kawiarni „Literacka”. W tej bywaliśmy również prawie codziennie. Spotykali się w niej nie tylko artyści – naszym miejscem była salka na parterze i piwnica; na tarasie, choć również na parterze urzędowali też „cinkciarze”. Trzecim miejscem spotkań była pracownia Buniego (Bronisława Tuska) przy ul. Kaletniczej.
Młodzieńcze spory, dyskusje bywały bardzo burzliwe. Zaowocowały nawet opublikowanym przez Piotra, a dedykowanym mnie wierszem „Dobrze mieć własnego wroga”1. O ile pamiętam zaczynał się od słów:
Każdy wroga mieć powinien papużkę nierozłączkę z krzywym dziobem argumentów…
Pamiętam też, że żartowałem wówczas z Piotra, mówiąc, że nie zgadzam się na to by był on moim wrogiem? Z jakiego powodu, spytał? Cóż jest takie powiedzenie, twój wróg podobno świadczy o tobie, nie chcę takiego świadectwa – odpowiedziałem. Nasze wzajemne złośliwości bywały okrutne. Nie przeszkadzało to nam oczywiście być dobrymi kolegami, tym bardziej, że bardzo blisko przyjaźniły się nasze żony. Wówczas koleżanki. Piotr z Marylą ożenił się jeszcze w czasie studiów, Wiesia została moją żoną dopiero w połowie lat osiemdziesiątych.
Piotr studiował w Poznaniu, ja skończyłem studia w Gdańsku. Siłą rzeczy, więc nasze drogi przecinały się coraz mniej często. Również po jego powrocie do Gdańska. Zamieszkał wówczas wraz z żoną i dwójką małych dzieci w akademiku dla pracowników UG na Polankach. W dwóch maleńkich pokoikach było jeszcze miejsce i dla psa. Zwierzętom Piotr pozostał wierny do końca życia. Został filozofem, zajmował się estetyką. Z tego co wiem, odszedł od poezji. Bywało, że pomagaliśmy sobie w kwestiach bytowych, czasami odwiedzaliśmy się wzajemnie. Długo jednak pozostawał między nami duch jakiejś nieuzasadnionej niczym rywalizacji. Nieuzasadnionej, gdyż Paweł, przepraszam – Piotr, został filozofem, zajmował się teorią estetyki, a moja droga była zupełnie inna. Odwiedzaliśmy się niekiedy (Piotr z Marylą budował dom w Otominie, ja z Wiesią zamieszkaliśmy w Łęgowie), ale były to wizyty nieczęste.
Później spotykałem się z Piotrem w czasie istnienia tzw. Szkoły Multimedialnej. Dziś mało kto już o tej szkole pamięta, trudno znaleźć o niej informacje w Internecie. Ot, jedna z prób podejmowanych w czasach, „gdy otworzyła się wolność”. Projekt przerósł oczekiwania założycieli. Szkoła Multimedialna przestała istnieć.
Piotr obronił doktorat, później zrobił habilitację, został profesorem. Jedna z ciekawszych karier naukowych. Promotorem jego doktoratu był Zygmunt Bauman. Ponownie, dla wielu wybitny autorytet, ja jakoś nie mogę do jego „myśli” się przekonać, tzw. „ponowoczesność” wydaje mi tylko intelektualną zabawą. Dla mnie Bauman pozostał marksistą, zmienił tylko tzw. „narrację”. Wciąż posługuje się niedefiniowalnymi pojęciami „kapitalizm”, „socjalizm”, „komunizm” łącząc pojęcia z zakresu ideologii z tymi określającymi ustrój polityczny. Dla mnie pojęcia z tego drugiego zakresu są proste: monarchia patrymonialna, monarchia stanowa, dyktatura, demokracja. Pojęcia „kapitalizm” nie potrafię zdefiniować, nie wiem też do jakiej kategorii pojęć je przypisać.
Znacznie częściej zacząłem spotykać się z Piotrem w latach 2005-2007. Prowadziłem wówczas kawiarnię u Literatów. Często wówczas dyskutowaliśmy i jak się okazało nasze drogi intelektualne w niektórych punktach połączyły się. Tak Piotr, jak i ja dostrzegliśmy pełną klęskę marksistów. Piotr był tu nawet bardziej radykalny niż ja. Uważał, że marksiści powinni zrzec się swych tytułów, odejść z uczelni. Może nasze ówczesne spotkanie zaowocowałoby jakąś współpracą, niestety los ponownie pokrzyżował wszystko. Ja poniosłem klęskę w swoim biznesie, przez co straciłem żonę, później i dom, podobnie i Piotr. Owszem spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, ale tylko jakby przypadkiem, w interesach. Sięgałem niekiedy do jego książek. Chciałem w jakiejś mierze wrócić do naszych dyskusji… Piotr jednak zniknął, wyprowadził się z Gdańska.
Nie mamtelewizora, Internetu, ale za to adres gminny znad Nogatu. Jestem członkiem Rady Sołeckiej wsi, w której mieszkam z psami i kotami i bardzo życzliwymi sąsiadami. Z natury jestem mizantropem prowadzącym niehigieniczny tryb życia. Tak się określił i taki model życia wybrał. Nie wiem, czy coś pisał?
Dziś już Go nie ma. Odszedł. Nasze drogi już się nie przetną, a szkoda. Piotr należał do ludzi, którzy oddziaływali na innych, zostawiali w swym życiu ważne ślady. Był też pedagogiem. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze pochyli się nad jego przemyśleniami. Pozostało po nim kilka ważnych książek, prawie osiemdziesiąt różnych publikacji. Za nim bogate i wartościowe życie.
Jego bliskim, Rodzinie i Przyjaciołom, składam wyrazy współczucia.
Piotr Kotlarz
1 Kawiecki Piotr, Dobrze mieć własnego wroga (Piotrowi Kotlarzowi) [wiersz] // Poezja. – 1976, nr 9, s. 20