Zdanie odrębne: Ostrzeżenie / Christian Kobluk

0
100

W ubiegły piątek (2.08) obchodziliśmy 100. rocznicę urodzin wybitnego amerykańskiego pisarza Jamesa Baldwina (1924-1987). Z tej okazji zapraszam do lektury recenzji polskiego tłumaczenia jego zbioru esejów Następnym razem pożar, który ukazał się w tym roku nakładem Wydawnictwa Karakter.

Przed dwoma laty, oglądając jeden z filmów dokumentalnych poświęconych Jamesowi Baldwinowi, zobaczyłem Mayę Angelou czytającą fragmenty jego książki. Byłem wówczas przekonany, że to część wiersza – pewna rytmiczność, liryczne piękno, wciągająca, stanowcza siła bijąca z tego urywka, to wszystko mówiło mi, że mam do czynienia z poezją. Nie mogłemsię jednak bardziej mylić – Angelou czytała ostatni akapit eseju U stóp krzyża.

Wydawnictwo Karakter, które przed pięcioma laty opublikowało Zapiski syna tego kraju, debiutancki zbiór esejów Baldwina, rozpoczęło w tym roku cykl wydawniczy – przez dwa lata ma ukazać się pięć książek tego giganta amerykańskiej literatury. Trudno znaleźć lepszy ku temu pretekst niż stulecie narodzin Baldwina przypadające na sierpień tego roku. Podobnie nie wyobrażam sobie lepszego rozpoczęcia tegoż cyklu niż poprzez wydanie Następnym razem pożar. Ta króciutka książeczka – bo licząca zaledwie 108 stron, nie licząc posłowia – dedykowana trzem Jamesom składa się z dwóch esejów.

Pierwszy, Zatrząsł się mój loch. List do bratanka w setną rocznicę wyzwolenia, opublikowany pierwotnie w 1962 r. w „The Progressive”, to sześciostronicowy, dość osobisty list, którego adresatem jest „Duży James”, jak mówiła na niego rodzina. Autor próbuje wyjaśnić swojemu piętnastoletniemu bratankowi, co to znaczy być czarnym w Stanach Zjednoczonych Ameryki sto lat po podpisaniu przez Abrahama Lincolna ustawy znoszącej niewolnictwo. Ponieważ Baldwin widzi w swoim imienniku twarz swojego brata, a ojca adresata, zupełnie naturalnie przychodzą do niego wspomnienia. I właśnie w ten sposób – za pośrednictwem własnego doświadczenia oraz obserwacji życia swojego brata – rysuje, cokolwiek skrótowo, pejzaż amerykańskiego społeczeństwa. Robi to jednocześnie z troską i miłością, mówi: „wiem, co przeżywasz, ponieważ ja też tego zaznałem”.

Drugi esej, U stóp krzyża, ukazał się w „New Yorkerze” na początku 1963 r. jako List z pewnego miejsca, które w sobie noszę. Można by podzielić go na dwie części. Najpierw otrzymujemy opowieść o posłudze Baldwina jako kaznodziei, którą rozpoczął w wieku czternastu lat – o jej przyczynach, początkach, a także powodach odejścia z Kościoła. Poznajemy „dziwki, alfonsów i zbirów z Alei” oraz dorastającą młodzież z Harlemu. Ta ostatnia, twierdzi Baldwin, miała przed sobą tylko dwie możliwości: stać się jedną z ciemnych gwiazd Alei bądź przeżyć nawrócenie – a przynajmniej wówczas w to wierzyli. Baldwin wybrał to drugie; nie bez znaczenia był zapewne fakt, że jego ojciec także był kaznodzieją. Baldwin piętnuje hipokryzję, jaką spotkał w protestanckich wspólnotach, i odnosi się krytycznie do Kościoła katolickiego. Wskazuje również na specyficzną formę antysemityzmu, która stała się dla niego oczywista, gdy uczył się w liceum, gdzie większość uczniów stanowili Żydzi.

Potem wzrok kieruje ku islamowi, a refleksję buduje wokół swojego spotkania z Eliją Muhammadem, prorokiem Narodu Islamu, głoszącym czarny separatyzm. Z jednej strony tłumaczy, skąd w ogóle wziął się ten ruch i dlaczego zdobywa popularność (prominentnym jego członkiem był Muhammad Ali). Z drugiej zaś, pokazuje, że jego założenia („wszyscy biali są diabłami”) nie różni się zbytnio od rasizmu obecnego w chrześcijaństwie. Twierdzi, że biały Chrystus został zastąpiony przez czarnego Allaha.

Zawarte w książce eseje łączą kilka rzeczy. Po pierwsze, autobiografizm. Baldwin nie tworzy czysto teoretycznego wywodu, jego filozofia jest mocno zakorzeniona w jego własnym doświadczeniu, w tym, co widział, co słyszał i co czuł, zarówno jako dziecko i młody kaznodzieja, jak i dojrzały pisarz. To powoduje, że lektura nie sprawia większych trudności (jak w wypadku, dajmy na to, Fanona), ale jednocześnie może być ona trudna do zrozumienia z powodu przepaści, jaka rozciąga się pomiędzy „białym światem” a światem, w jakim żył Baldwin.

Smaga w nich amerykańskie imperium – ale również i Europę – za nędzę, w jaką wpędziło Czarnego. Nazywa postępowanie Stanów i ich obywateli „zbrodnią”. Pokazuje koszmar, jakim było życie milionów Amerykanów, których winą pierwotną był kolor skóry. Wzywa równocześnie do odrzucenia tej kategorii. Doświadczywszy rasizmu ze strony białych, nie zgadza się na to, by w każdym białym widzieć diabła. Jedynie poprzez uzmysłowienie, że potrzebujemy się nawzajem – pisze – możemy wyzwolić się z tego koszmaru. I wreszcie: obydwa eseje są wręcz profetycznym ostrzeżeniem. David Leeming, biograf i przyjaciel Baldwina, którego słowa przytacza Katarzyna Jakubiak w Posłowiu, stwierdził w

The Price of the Ticket (dokumencie o Baldwinie z 1989 r.): „Baldwin odszedł od kościoła po to, by głosić ewangelię równości”. Bez wątpienia, to zdanie odnosi się przede wszystkim do Następnym razem pożar. O ile w Zatrząsł się mój loch przestroga dotyczy głównie Czarnych, by nie wierzyli, że są naprawdę tym, „co biały świat nazywa czarnuchem”, o tyle U stóp krzyża oferuje ostrzeżenie nie tylko dla Amerykanów, ale i – w pewnym sensie – całego świata. Nad całym tekstem unosi się bowiem widmo „biblijnego proroctwa, sparafrazowanego w pieśni niewolnika: Ostrzegł Bóg Noego tęczą na przestworzach:/Koniec z potopem, następnym razem pożar!”.

Nie sposób się więc dziwić, że po tej właśnie książce Baldwin został obwołany „prorokiem”, a ona sama stała się „Biblią ruchu praw obywatelskich”. Wpisuje się ona w bogatą tradycję literatury, która jest elokwentna, porywająca, a zarazem wstrząsająca. Nie oznaczała wcale popadnięcia w pesymizm – wręcz przeciwnie, Baldwin uparcie twierdził, że możemy stać się lepszymi niż jesteśmy. Następnym razem pożar jest potężnym głosem człowieka, który nie godzi się, by go zgaszono. Muszę również wspomnieć o pięknym wydaniu i okładce, którą zaprojektował Przemek Dębowski. Mikołaj Denderski, odpowiadający także za tłumaczenie Zapisków syna tego kraju (debiutanckiego zbioru esejów Baldwina z 1955 r.), oddał, jeśli wolno mi to oceniać, całą urodę, siłę i szlachetną prostotę stylu Baldwinowskiego. Posłowie autorstwa Katarzyny Jakubiak dostarcza czytelnikowi – nieobeznanemu z historią ruchu praw obywatelskich czy z pisarstwem Baldwina – niezbędnych kontekstów historycznych i literackich, ułatwiających zrozumienie książki. To wszystko sprawia, że polskie wydanie Następnym razem pożar jest nie tylko książką, którą warto mieć. To lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce lepiej zrozumieć niebywały skandal, jakim była – i wciąż jest – sytuacja czarnej społeczności w superimperium świata zachodniego, a także dla każdego, kto interesuje się literaturą amerykańską.

     Christian Kobluk

Obraz wyróżniający: James Baldwin taken Hyde Park, London. Autorstwa Allan warren – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=69961794

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5100078/nastepnym-razem-pozar