Od Redakcji
Zakładając nasz miesięcznik określiłem z góry jego charakter. Miało to być pismo społeczno-kulturalne, sądziłem, że uda mi się uniknąć tematów sticte politycznych. Nawet gdy wypowiadałem się tu w kwestiach reformy oświaty, czy pewnych zagadnień gospodarczych, to starałem się unikać bezpośrednich odniesień do polityki. Wydawało mi się, że odejście od niej jest możliwe.
Myliłem się, dziś polityka dotyka wszelkich sfer życia, nie da się od niej uciec. Nie jest to możliwe nawet gdy ograniczymy zakres naszych zainteresowań wyłącznie do spraw kultury. W bieżącym numerze piszę o przedstawieniu „Śmierć białej pończochy” wystawianym przez Teatr Wybrzeże w Gdańsku. Chciałem napisać recenzję sztuki, jak się okazało, nie mogłem jednak nie dotknąć zagadnień właśnie politycznych. Nie mogłem również nie podnieść kwestii finansowania teatrów, ich polityki repertuarowej. Okazało się ponadto, że w bieżącą walkę polityczną włączył się tym przedstawieniem i jego reżyser, że do takiej walki wykorzystują je recenzenci.
Polska stała się trenem walki ideologicznej. Choć od czasu, gdy wkroczyliśmy na drogę demokracji minęło prawie trzydzieści lat, wielu nie potrafi zrozumieć, że kwestie wartości, postaw moralnych, stosunku do historii powinny być od polityki niezależne, że są to kwestie na tyle skomplikowane, że nie rozwiąże ich żadna nawet najdłużej dyskutowana ustawa, nie da się ich rozwiązać żadną uliczną manifestacją. To pole aktywności dla intelektualistów, naukowców, dziennikarzy, artystów – nie polityków. Niestety, to właśnie ci ostatni postanowili na tym polu szukać możliwości swego zaistnienia. Mając zazwyczaj tylko potoczną wiedzę w kwestiach często bardzo złożonych zagadnień, to właśnie oni postanowili wypowiadać się na każdy temat, mało tego, uznali, że wszystkie te kwestie można rozwiązać za pomocą stanowionego przez nich prawa. Zresztą po głębszym zastanowieniu zauważymy, że inicjatorom tych debat, czy manifestacji wcale nie chodzi o rozwiązanie głoszonych spraw, im chodzi tylko o aktywizację swojego elektoratu. Z drugiej strony i artyści dali się zwieść, przestali dostrzegać w sztuce jej wartości uniwersalne, włączyli się w bieżącą walkę polityczną, w niej szukając drogi do uznania i popularności.
Podobnie nie można odejść od polityki podejmując zagadnienia nauki. Dotyczy to kwestii jej organizacji i finansowania, ale też – zwłaszcza w dziedzinie nauk humanistycznych – zakresu podejmowanych badań. W tym roku dowiadujemy się, że najlepsza z polskich uczelni – Uniwersytet Warszawski, w światowym rankingu obejmującym siedemdziesiąt rozwiniętych państw świata został umieszczony dopiero w szóstej setce. To porażająca informacja, wiedziałem, że jest źle, nie sądziłem jednak, że jest aż tak źle. Dochodzą nas wieści o próbach reformy polskich szkół wyższych. Od samego mieszania herbata słodsza nie będzie. Skracanie drogi awansu zawodowego pracowników nauki, przesuwanie kompetencji organów zarządzających uczelniami, podobne działania administracyjne same w sobie nie spowodują podniesienia poziomu polskich uczelni. Konieczne są działania znacznie szersze. Konieczne jest podniesienie prestiżu polskich naukowców, także twórców kultury i nauczycieli.
Podobnie jak w zakresie kultury, tak i w nauce obserwuję, że państwo nasze dysponuje ogromnymi środkami. Te jednak dystrybuowane są w sposób urągający wręcz zdrowemu rozsądkowi. Kierującym oświatą, nauką i kulturą tak na szczeblu centralnym, jak i samorządowym najczęściej wydaje się, że w kierowanych przez nich resortach najważniejsze są inwestycje w infrastrukturę (budynki) i administrację. Budowa tych i utrzymywanie rozrastającej się administracji kosztują krocie, do twórców nauki, kultury trafiają ze środków przeznaczonych na te resorty kwoty niezwykle małe. Rynek książki wciąż się zawęża, a polityka ich zakupów nie podlega merytorycznej ocenie. Otrzymujące ogromne dotacje polskie teatry wystawiają rocznie bardzo niewiele premier, właściwie nie ma zapotrzebowania na współczesną polską dramaturgię. Bardzo wiele zagadnień i wszystkie mieszczą się w zakresie założonego przeze mnie profilu naszego pisma. Wszystkie też w jakiś sposób łączą się z polityką. Tej nie da się całkowicie pominąć. Jedyne co mogę w tym zakresie obiecać to pewien obiektywizm.
Pismo nasze istnieje już cztery lata, od dwóch lat jego wydawcą jest Fundacja Kultury WOBEC. Fundacja stara się prowadzić dość szeroką działalność w sferze kultury. W pewnym sensie aktywności naszego Miesięcznika i Fundacji się pokrywają, dlatego też na prawym marginesie naszego pisma od tego numeru zamieszczamy linki do strony Fundacji Kultury WOBEC i jednego z jej sztandarowych projektów „Odrzućmy maski zła”, wkrótce pojawi się tu też odnośnik do kolejnego projektu naszej Fundacji „Życie za życiem”.
Na prawym marginesie pojawia się też w bieżącym numerze nowy dział – Galeria Fotografii, autorski projekt pani Zofii Lenczewskiej-Samotyj, której pragnę tu podziękować za bardziej aktywne włączenie się w proces tworzenia naszego pisma.
Piotr Kotlarz