To jest wyjątkowa wystawa, jedna z najlepszych jaką widziałem w Galerii Punkt od dawna. Wielki eksperyment GTPS- u jakim było oddanie przestrzeni wystawienniczej młodym twórcom ma swoje zalety, ale wiąże się z tym, że mamy do czynienia ze sztuką niedojrzałą, poszukująca, czasami nie do końca przemyślaną. W przypadku prac Steca widzimy przemyślane do końca prace, a sposób ich prezentacji jest perfekcyjnie zrealizowany.
„W czasie promocji poszczególnych tomów – zabieraliśmy z żoną dwie, trzy figury jako tło do dysputy. Stały gdzieś z tyłu. Organizatorzy konferencji poszli dalej. Zobaczyli, co ja maluję i zaproponowali, żeby pokazać nie tylko Figury, ale i inne moje obrazy. Ta wystawa narodziła się w zdumiewająco naturalny sposób”.
Grzegorz Stec
„Przywróćmy Przybyszewskiego polskiej kulturze”
To tytuł jednego z wykładów mających za zadanie przypomnienie o wielkim polskim twórcy. Wykład wygłosiła dr hab. Gabriela Matuszek-Stec, która w ostatnim czasie pracuje nad edycją jedenastotomowego wydania dzieł Stanisława Przybyszewskiego. Obrazy Grzegorza Steca są reprodukowane jako części okładek tej edycji.
„Chodzi o budzenie skojarzeń, nowych ścieżek myślowych. Mogę spokojnie te wystawę nazwać Listem do Przybyszewskiego”.
Grzegorz Stec
Pierwsze spojrzenie – znaczenia, symbole i porównania
W czasie wernisażu wystawy „Rentgenogramy duszy…” miałem możliwość po raz pierwszy spotkać się ze Sztuką Grzegorza Steca. Wernisaż i wystawa była wpisana w cykl wydarzeń organizowanych razem z Gdańskim Towarzystwie Naukowym i była częścią dwudniowej konferencji naukowej „Przybyszewski i inni” odbywającej się w Gdańsku.
Pierwsze spojenie na wystawę była dla mnie próbą uporządkowania dzieł o bardzo różnej kolorystyce i stylistyce. Prace powstawały w różnym czasie i należą do różnych cykli. Ciemnie epifanie mocno różnią się od obrazów powstałych w cyklu „Głowy i figury”, a obrazy z cyklu „Czarne metafory” są jakby z całkiem innego, artystycznego świata.
Przede wszystkim moja uwagę zwrócił obraz „Wóz krzyku III” z cyklu „Ciemne epifanie”. Był on w centralnym punkcie wystawy. Nawiązanie do Edwarda Muncha dostrzegłem od razu. Jego zwielokrotnienie miało mieć znaczenie, które zrozumiałem dopiero po rozmowie z artystą i szczegółowej analizie obrazu.
W blasku południa – kolor i nastrój
Miałem możliwość obejrzenia wystawy kilka dni później. Już bez podniosłych emocji związanych z wernisażem. W małym gronie gdańskich artystów dostrzegliśmy, że obrazy Grzegorza Steca jeszcze lepiej prezentują się w świetle dziennym. Bez kontrolowanego światła galerii i opuszczonych rolet nabrały pełniejszych barw. Stały się bardziej kolorowe, jakby bardziej optymistyczne. Wszyscy zgodziliśmy się, że wernisaż tej wystawy nie odbył się w najbardziej korzystnej porze dnia, kiedy można dostrzec wszystkie niuanse malarstwa Steca. Niestety – światło dzienne jest kapryśne, a popołudniowe pory dnia bardziej dogodne dla gości wernisażowych.
Figury Przybyszewskiego
Z cyklu „Głowy i figury” na gdańskiej wystawie zobaczyliśmy figury – cykl, który posłużył dla zilustrowania wydania dzieł Przybyszewskiego. Mają one charakterystyczny, wertykalny format. Jakby dostosowany do ludzkiej sylwetki. Można odczytać w tej proporcji sugestie artysty, że ludzka figura jest najważniejszą treścią obrazów z tej części cyklu. Z przedstawionych w Galerii Punkt prac to nie wynika, ale powstawał on głownie w latach 2001 – 2004. Wyjątek stanowi „Figura schwytana”, która powstała w roku 1987, czyli jest prekursorką całej serii, do której artysta powrócił po latach. Ta figura burzy też schemat interpretacyjny całego cyklu. Poza tym wyjątkiem – artysta zaczynał od obrazów niemalże monochromatycznych, przechodząc z czasem do większej skali barwnej. Ta pierwsza Figura jest utrzymana w stylistyce i kolorystyce Klimta, co również nadaje jej wyjątkowy dla całego cyklu charakter. Warto zauważyć, że zwykle artyści podążają od dużej palety barw do coraz skromniejszej – od koloru do odcieni szarości. W przypadku Figur Steca kierunek jest odwrotny.
„Figur namalowałem około pięćdziesiąt. Jedenaście z nich posłuży jako ilustracja wielkiej publikacja, którą opiekuje się moja żona – krytyczne wydanie dzieł wszystkich Stanisława Przybyszewskiego. Ten cykl potrzebował oprawy graficznej. Wydawnictwo urządziło konkurs – prace, które spłynęły mogły pasować i do powieści kryminalnej i do książki przygodowej. Wszystko okazało się nietrafione. Nie wiadomo było z czego zbudować spójną szatę graficzną dla jedenastu książek. Okazało się, że mieliśmy rozwiązanie pod ręką, ponieważ tych figur namalowałem już wystarczająco dużo. Mój przyjaciel, który pisał rys krytyczny do mojej wystawy, na której pokazałem Figury nazwał je Rentgenomy duszy. One były wówczas wszystkie monochromatyczne. Siedliśmy i zaczęliśmy wybierać co może pasować do poszczególnych tomów jako okładka. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. Na przedniej stronie okładki Figury są rozerwane przez liternictwo – one są prawie nieczytelne. Obraz jest powtórzony z tyłu okładki. Udało się dobrze skojarzyć literaturę i obraz, mimo, że to jest zawsze delikatna sprawa – istotą jest bowiem czy to oddaje ducha zawartości książki. Żonie udało się wybrać jedenaście figur. Uzyskaliśmy piękną konsekwencję graficzną wszystkich książek- każda książka ma swój kolor, swoją Figurę”.
Grzegorz Stec
Ciekawa byłaby prezentacja okładek, w których wykorzystane zostały Figury. Mały format zapewne daje całkiem inne doznania estetyczne niż oryginalne obrazy w naturalnych rozmiarach. Chyba tego akcentu zabrakło mi na wystawie Grzegorza Steca w GTPS-ie.
Obraz w szczególe
Zwykle na analizę jednego obrazu nie wybieram tego najbardziej eksponowanego. Tym razem „Wóz krzyku III” zrobił na mnie takie wrażenie, że zmieniłem mój dotychczasowy zwyczaj.
Pierwszym elementem, który dostrzegamy patrząc na ten obraz jest czterokrotnie zwielokrotniony krzyk. Wygląda to jak animacja coraz głośniejszego krzyku dobywającego się z coraz bardziej otwartych ust. Rysy twarze są niewidoczne – nie jesteśmy w stanie rozpoznać krzyczącej osoby. Zresztą – jest ona zredukowana do samej głowy. Będąc w centrum obrazu – to właśnie zwielokrotniony krzyk przykuwa naszą uwagę. Dzieje się tej dlatego, że przerażające, czerwone gardła kontrastują z niebiesko-szarą kolorystyką całej kompozycji obrazu.
Podejście do obrazu na „odległość ręki malarza” pozwala zrozumieć tytuł obrazu – krzyk jest usytuowany na wozie, którego delikatne kontury giną przy pierwszym spojrzeniu na obraz.
Drugim zdziwieniem są inne postacie ludzkie, po których jedzie wóz. Ich też nie można dostrzec z dalszej odległości – są zdominowane przez centralny punkt.
W perspektywie możemy dostrzec „żelazne” niebo, które tworzy mroczny klimat całej kompozycji.
Warto zwrócić uwagę, że główny motyw obrazu – poczwórny krzyk – jest „oświetlony” z prawej strony, prawa strona jest w jego cieniu. Co dziwne – tylne koła wozu są większe niż przednie, co kłóci się z klasycznymi zasadami perspektywy. Jest to zapewne celowy zabieg artysty, który bawi się z widzami tym paradoksem- nie dostrzegamy „błędu”, bo jest on ukryty w cieniu.
Co może symbolizować ten Krzyk? Dla mnie jest to metafora agresywnych, krzykliwych, ludzi, którzy są w stanie bez względu na pozostawiane na swej drodze ofiary podążać do wytyczonych sobie celów. Mrok, cień to ich sprzymierzeńcy. Wóz odgradza tych ambitnych ludzi od społeczeństwa, które jest nieme wobec ich przebojowości i parcia do przodu. Zatarte rysy twarzy można zinterpretować jako pozbawioną cech indywidualnych jednostkę, której cele są najważniejsze. Podporządkowanie i bierność tłumu jest przyzwoleniem na agresję i realizowanie potrzeb zdegenerowanej jednostki. Czy jest to symboliczne przedstawienie lidera naszych czasów – lidera pozbawionego subtelnych emocji? Chyba tak.
A jaka jest interpretacja autora? Zapytałem i prezentuję ją oddając głos artyście:
„Ten obraz zrodził się ze zdumiewającego skojarzenia. Istnieje obraz Hieronima Boscha – „Wóz z sianem”: w pełni naładowany wóz jest otoczony tłumem ludzi, którzy to siano wykradają dla siebie. Siano jest symbolem zamożności, posiadania. Obraz opowiada o chciwości. Z drugiej strony jest obraz Muncha – interesowały mnie cztery głowy – jedna zaczyna krzyczeć, druga i trzecia krzyczy coraz bardziej. Czwarta wręcz rozrywa się od tego krzyku. U Muncha obraz dotyczy pojedynczej egzystencji – rozpaczy, lęku jednego człowieka dotkniętego bólem życia. Może to jest krzyk do kosmosu. Wyobraziłem sobie przełożenie tego krzyku na tłum, na społeczeństwo, które może być w równie tragicznej sytuacji. Wiersz Eliota chodził mi po głowie jak malowałem ten obraz. Obraz stał się niebywale aktualny, kiedy pomyślimy o Ukrainie, gdzie cierpi wielka liczba ludzi. Obraz jest rozpaczliwy. Jest twardo malowany – bez czułości na formę”.
Wolność interpretacji dzieła
Jak widać mamy inną interpretację dzieła. Czy to dobrze? Moim zdaniem tak. Co więcej – mam nadzieję, że skłoni on do całkiem różnych od naszych interpretacji kolejnych jego widzów. Do tego zachęca sam mistrz:
„Nie moją jest rzeczą oceniać na ile ten obraz oddziałuje”.
Grzegorz Stec
Wiersze
Wystawie w Galerii Punkt towarzyszyła prezentacja wierszy Grzegorza Steca, ale to jest temat na całkiem inny artykuł.
Autor tekstu: Marian Walczak