Woda dla Pekinu (Polemika) / Piotr Kotlarz

0
482

Zagadnienie bardzo ważne, krytyka przyjętego rozwiązania z wszech miar słuszna, sposób podejścia i proponowane rozwiązania chybione. Piszę o artykule, na który natrafiłem dziś na wp.pl  „Chiny osuszają kontynent. Państwo Środka przeciw siłom natury”, autorstwa Katarzyny Łapczyńskiej.

Problem niedoboru wody pitnej, który wydawał się jeszcze nie tak dawno nie do rozwiązania, rzeczywiście zasługuje na uwagę. Dotyczy bardzo wielu społeczeństw, występuje praktycznie na wszystkich kontynentach, oczywiście również i w Chinach. Państwie, zamieszkałym przez prawie 20% ludności Świata, w którym – jak pisze pani Łapczyńska, wody gruntowe (…) są na tyle zanieczyszczone, że w przeważającej części nie nadają się do spożycia. Co więcej, część z nich jest tak skażona, że nie może być wykorzystywana nawet w rolnictwie. Sytuacji nie poprawiają również wody rzeczne, które także pozostawiają wiele do życzenia. Moja wiedza na temat Chin jest stosunkowo niewielka, przyjmuję jednak powyższe twierdzenia na wiarę, choć od razu dodam, że sytuacja w tym zakresie wszędzie zmienia się niemal z dnia na dzień. Programy rozwoju sieci kanalizacyjnych są realizowane nie tylko w Europie, ale dziś w większości państw cywilizowanego Świata[1].

Niedobór wody pitnej wynika jednak nie tylko z powodów zanieczyszczenia i działalności człowieka. Wynikają z przyczyn obiektywnych, zapotrzebowanie na wodę wzrasta wraz ze wzrostem liczby ludności, a także powodują go zmiany klimatyczne, których wynikiem są ogromne susze. Przed koniecznością znalezienia nowych źródeł dostaw wody pitnej znalazła się stolica Chin – Pekin, przez który  nie przepływa żadna duża rzeka, a zasoby wodne czerpie się jedynie z dwóch ogromnych zbiorników zlokalizowanych poza obszarem miejskim. Ilość wody przepadającą na jednego mieszkańca wciąż spada.

Przed podobną sytuacją, jak wspomniałem znajduje się coraz więcej miast w Świecie, również w Polsce. Wskazywanie, a także poszukiwanie rozwiązań tego problemu jest z wszech miar wskazane. Podjęcie tego zagadnienia przez Katarzynę Łapczyńską jest więc bardzo zasadne. Moim zdaniem jednak, autorka ta niepotrzebnie miesza ten problem z zagadnieniami geopolityki. Pisze bowiem: Chiny już jakiś czas temu wyraźnie zasygnalizowały, że wtopienie się w schemat światowego porządku nie leży w kręgu zainteresowań Państwa Środka. Chińczycy desperacko  bronią się więc przed jakimikolwiek formami uzależnienia od światowych mocarstw. Tymczasem dalszy rozwój kraju nie będzie możliwy bez słodkiej wody, której od dawna brakuje.

Jaki związek ma kwestia zaopatrzenia mieszkańców Pekinu w dostęp do wody pitnej, z ich obroną przed jakimikolwiek formami uzależnienia od światowych mocarstw, tego pojąć nie potrafię. Pominę tu zresztą to, że to właśnie Chiny są dziś jednym z największych, o ile nie największym „światowym mocarstwem” (mam nadzieję, że nadejdzie czas, gdy przestaniemy myśleć o różnych społeczeństwach i ich państwach w tych kategoriach). Walka o poszerzenie granic niezależności wszelkich społeczeństw i tworzonych przez nie państw jest zresztą z wszech miar wartą wsparcia. Do kwestii tej wrócę jeszcze poniżej, tu wspomnę jednak o wielkim projekcie, który w celu rozwiązania problemu wody pitnej dla Pekinu chcą realizować władze Chin. To projekt „Transfer wody z południa na północ”, nazywany współczesnym Wielkim Murem Chińskim. Docelowo do 2050 roku z rzeki Jangcy w stronę Pekinu ma popłynąć rocznie nawet 45 mld metrów sześciennych wody. Wszystko dzięki sieci kanałów, stacji pomp i zbiorników.

Ma rację pani Katarzyna łącząc ten projekt z wcześniejszymi realizowanymi w porewolucyjnej Rosji. Pisze: (taki) transfer wody to jednak bez wątpienia działanie wbrew siłom natury, nie pierwszy raz w historii świata. Swego czasu na podobny krok zdecydował się już Związek Radziecki. Nietrudno znaleźć analogię pomiędzy obiema sytuacjami, a właściwie mocarstwowym podejściem obu państw. Ocena i porównanie z wszech miar słuszne. Słusznie też pani redaktor wskazuje na to, że działania takie są bardzo ryzykowne i niosą za sobą ogromne koszty społeczne i gospodarcze (przesiedlenia, wysiedlanie, zajmowanie pod kanały obszarów rolnych). Od czasów ZSRR podejmowane były jednak i w wielu innych państwach. Czym innym jak nie ingerencja w siły natury jest np. budowanie rzecznych tam, niekiedy nawet ogromnych (np. Tama Asuańska)?

Cóż, żyjemy we w miarę wolnym świecie, wszelka krytyka jest dozwolona. Jakież jednak nie mocarstwowe rozwiązania sugeruje pani Katarzyna Łapczyńska? Pisze: Jak inaczej można walczyć z niedoborem wody? Na pewno poprzez promowanie racjonalnego korzystania z niej. W Pekinie nie brakuje cieknących kranów, marnej jakości instalacji oraz lekkomyślnych Chińczyków, którzy w ogóle nie dbają o narodowe dobro. Wydaje się jednak, że poprawa efektywności wykorzystania cennego zasobu to już zbyt mało, by uratować Chiny przed potężnym kryzysem. Działania takie, to zbyt mało dziś i byłyby zbyt małe, gdyby podjęto je już dawno. Wbrew temu, do czego próbują nas przekonać różne organizacje ekologiczne, nie w wyniku większej dbałości o szczelność instalacji sanitarnych zwiększymy naszą dostępność do wody pitnej[2]. Powinniśmy o nią dbać, tak jak i o higienę, powinniśmy też w sposób bardziej racjonalny nią gospodarować, choćby z przyczyn ekonomicznych, ale to już inne zagadnienia, luźno tylko wiążące się a problemem dostępności.

Istnieją jednak już dziś inne rozwiązania. Szkoda, że pani redaktor do nich nie dotarła. Rozwiązania wprowadzane nie tyle przez mocarstwa, co przez państwa, które podążają za rozwojem techniki. Wprawdzie około 71 procent powierzchni Ziemi jest pokryte wodą, ale aż ponad 96% tej wody występuje w oceanach jako woda słona. To jednak dla wielu społeczeństw przestaje być już dziś problemem. O ile się orientuję przoduje w tych działaniach Izrael, w którym już dziś około 50% używanej wody jest produkowane z zasobów morskich, a do 2050 r. odsalanie ma zaspokoić 70% zapotrzebowania tego państwa na wodę. Symbolem efektywnego podejścia do wykorzystywania zasobów wody jest opracowana przez Izraelczyków technologia nawadniania kropelkowego. Znalazłem też informację, że Izraelskie konsorcjum H2ID uruchomiło największą na świecie stacje odsalania wody pracująca w trybie odwróconej osmozy. Zakład o wydajności 127 milionów metrów sześciennych rocznie zlokalizowany jest w Haderze, mieście położonym w dystrykcie Hajfa na wybrzeżu Morza Śródziemnego. Projekt zaspokoi w 20% zapotrzebowanie na wodę pitną Izraela. Budowę i uruchomienie stacji przeprowadziło konsorcjum firm IDE Technologies, Shikun oraz Binui. Wartość projektu to 425 mln USD. Źródłem finansowania były kredyty zaciągnięte w europejskich bankach inwestycyjnych[3].

Odsalanie jest metodą uzyskiwania wody pitnej na jednostkach pływających. Na większą skalę jest stosowane na bogatych obszarach ubogich w wodę, szczególnie w Arabii Saudyjskiej, na Karaibach i w Izraelu (Aszkelon, Palmachim). Coraz częściej jest też stosowane w USA, Chinach, Singapurze, Hiszpanii i Australii. Największe na świecie zakłady odsalające znajdują się w Jebel Ali w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Uzyskują one 300 milionów metrów sześciennych wody rocznie.

Pekin do 2050 roku będzie potrzebować aż 45 mld metrów sześciennych wody. To ok. 150 razy więcej niż dziś uzyskuje w procesie odsalania Jemen. Techniki pozyskiwania i uzdatniania wody są jednak coraz doskonalsze, maleją też koszty, choćby dzięki użyciu energii słonecznej. Warto też zauważyć (o czym pisałem wyżej), że instalacje umożliwiające pozyskanie 127 milionów metrów sześciennych rocznie mają kosztować 425 mln USD. Myślę, że tak bogate państwo, jakim są dziś Chiny stać już dziś na zbudowanie instalacji dostarczających 45 mld sześciennych odsolonej wody. Można te koszty porównać z tymi jakie trzeba będzie ponieść na transfer wody z południa Chin. Przy tym koszty społeczne będą w wypadku odsalania znacznie mniejsze. Uważam ponadto, że wykorzystanie już obecnego potencjał naukowo-badawczego może wpłynąć na obniżenie kosztów odsalania, a prowadzenie intensywnych działań w tym kierunku z pewnością umożliwi dalsze ich zmniejszenie. W kosztach tych znaczną rolę odgrywa energia solarna (tę w instalacjach odsalania wody wykorzystuje już np. Arabia Saudyjska), a i na tym polu postęp jest bardzo znaczny.

Myślę, że to ciekawsze i bardziej racjonalne rozwiązanie od proponowanego chińskiego projektu „South to North Water Transfer Project”. Pozwólmy jednak Chińczykom samodzielnie poszukiwać rozwiązań ich problemów. Mam nadzieję, że ich władze wybiorą najkorzystniejszą z punktu widzenia ich społeczeństwa opcję.

                              Piotr Kotlarz

Przypisy

[1] Odsetek ludności na świecie korzystającej z bezpiecznie zarządzanych usług sanitarnych, w tym stanowisk do mycia rąk z dostępem do bieżącej wody i mydła wzrósł z 32% w 2005 r. do 45%. Oznacza to jednak, że nadal tego dostępu pozbawiona jest większa część populacji świata (ok. 4,1 mld ludzi). Na brak możliwości korzystania z sanitariatów najbardziej narażeni są mieszkańcy krajów afrykańskich, w szczególności Afryki Subsaharyjskiej, gdzie dostęp do bezpiecznie zarządzanych usług kanalizacyjnych posiada jedynie 18% mieszkańców, tj. niewiele więcej niż w 2005 r. (16%). W Ameryce Północnej i Europie, gdzie usługi sanitarne są najbardziej rozbudowane, do sieci kanalizacyjnych przyłączonych jest blisko 80% ludności (podczas gdy w 2005 r. odsetek ten w Ameryce Północnej wynosił 78%, a w Europie 66%).

[2] Warszawa np. potrzebuje dziennie 300 (350) milionów litrów wody. Średnie zużycie wody na jedną osobę to około 100 litrów dziennie.

[3] https://inzynieria.com/wodkan/wiadomosci/19793,izrael-otworzyl-najwieksza-stacje-odsalania-wody © inzynieria.com

Obraz wyróżniający: Tutaj się zaczyna wielki projekt Chin ws. transferu wody  Źródło: Wikimedia Commons, fot: Nsbdgc.