GENESIS
Lepiłem człowieka z piasku
co chwilę podnosiłem
w obu dłoniach sypką substancję
Na porywistym wietrze
drobne kamienne nasiona
nie wiązały się w całość
Nie pomogła nawet woda
z pobliskiego źródła
Człowiek którego stworzyłem
nie posiada stałego ciała
jest podobny
do burzy piaskowej
widma karawany
ŁZY PANA BOGA
Mówią
że deszcz
to łzy Pana Boga
A to przecież banał –
zwykła woda
Łzy Pana Boga
mamy w oczach
kiedy nasze dziecko
robi pierwszy krok
dotykając ziemi
i kiedy widzimy
jak ta sama ziemia
staje się dla bliskich
wieczności
dachem
DROGA
Przeciskam się
przez wieczór
Sklepowe witryny
chcą mi podarować
całe swoje dobro –
dziękuję im
Idę dalej
Mijam ludzi
których za rękę prowadzi
mały ekran
wirtualnego świata
Liczę latarnie
przyciągając do nogi
wierny cień
Na końcu ulicy
zaczyna się noc
Wchodzę na nią
po schodach
Tak mogłaby wyglądać
zwykła droga
do Nieba
JESZCZE NIE CZAS
Górski szczyt
przykryła chmura –
wiatr mocuje się
z siwym warkoczem
chcąc rozjaśnić
zgarbiony wierzchołek
co niczym wdowa
na ławce
Niebo się wydaje
tak przezroczyste –
jakby w zaświaty
otwarta
droga
lecz kiedy Słońce
rozpala horyzont
wspomnienie
polnych kwiatów
nie pozwala
odejść
DOBRE ZDANIE
Pamięci ukochanej siostry
Zamieszkała
na końcu
szpitalnego korytarza
Razem z nią –
oczy opisane
widokiem z okna
i słowa modlitwy
którą wymyśliła
sama
Kiedy
przytuliła się do mnie
ostatni raz –
prosiła
żebym pisał
jak najmniej
smutnych wierszy
Zanim zabrał ją
posłaniec
w białym fartuchu
mówiła
że w jego pokoju
jest czyściec
a później już tylko
prosta droga do Nieba
i że będzie pięknie
Później dodała
że jeśli jednak
napiszę o tym wiersz
to żeby on się skończył
jakimś dobrym zdaniem
Na przykład:
Śmierć też
potrafi kochać
DEPRESJA METAFOR
Metafory
też tracą równowagę –
wypełniają wtedy wiersze
matowym zmierzchem
a znaczenia rozrzuca
niespokojny wiatr
Niewiele mówią
Przyciskane piórem
zbierają się w sobie
na deszcz
Czasami
zamieniają kartkę
na grudkę ziemi
w dłoni
***
Jest we mnie
tyle samo smutku
co wschodu słońca
tyle pokory
co błyskawicy
tyle samo zgody
co ogromnej fali
bijącej o skały
Ale jest też
czegoś za dużo –
piasku
na dnie
Marek Wołyński