Dzień jak całe życie. Linoryt
Jackowi Solińskiemu
Nadstawiam uszu
Empuzy
zwijają języki
cofam podbródek
wychylam
pełny kieliszek
ciągle powracają
po zaległy fragment
z uniwersum prawd
kołowrotkiem pragnień
i tak całe dnie
i tak całe dnie
wysysają mnie
w empuzjonie myśli
odtwarzane traumy
równa jest
noc
wszędzie taka sama
Utożsamienie
Jestem sama
tańczę
jak baletnica
przez mgłę widzę Annę Boleyn
która łapie mnie za gardło
i każe połykać perły
uśmiecham się
wyszczerbiona
najlepsza w Great Britain
przełykam w tańcu siebie
wykrztuszam w niewierność
wenflon słów dożylnie pobieram – ukryta
przed światem
to mój sposób
by być w końcu inną
razi błysk korony
całe święte trivium
w smukłym Land Loverze
ona
on
i Boleyn
na tylnym siedzeniu
nie może już wysiąść
Czarownica
jestem
szukam rejestrów
wszystkie za wysokie
tłumię
ukryty wdzięk
energia rozkazuje mi przestać
wiem
że ta lawa mi szkodzi
ten ogień
rozbłysły na drodze
jest świadkiem przymierza rozumu
z pogardą – inkwizytorem
im mocniej odsłaniam szyję
tym szybciej zdaję się słabnąć
ten gorąc roznieca mi gardło
rozstraja wielopiętrowo
powietrze zasycha mi w ustach
zaklinam
na każde przełknięcie:
odgrodzę swój przełyk kamieniem
uciszę go unisono
nie pojmę jak można jak często
częstować rozmyślnie sumienie
bezmyślnym trawiącym na popiół
słomianą żałobę wytrzebić
za wiarą za sobą w utracie
za Ewą – w dzień
w noc za Hekate
za wygnanymi z ogrodów
za cieniem
i urodzajem
nie pozwól zagłuszyć w odmętach
gdy głos mój goreje
na strawę
tej lutni
im na pohybel
chociażby mnie miano ocalić
Daję się oceniać
jak na egzaminie:
dlaczego tu jesteś
czemu nie migoczesz?
Jedenaście procent
rzymskich podniesionych
wyłamuję kciukom
kostki
w los rzucone.
Challange
Odejdziesz
nic się nie stanie
kropla
dźwięk
jakby echo po skórze
jak membrana wezbrana odetnę
dopływ przy krawacie
włożę między drzwi powleczone palce
gęstniejącą ciszą
potem będzie łatwiej
Joanna Gładykowska-Rosińska