Siedem największych mitów o zmianach klimatu – Polemika / Piotr Kotlarz

0
686

Na tekst Jakuba Wiechy[1] pod tym tytułem trafiłem na portalu energetyka24.com. Podjął się on próby polemiki z jego zdaniem „mitami” na temat zachodzących na Ziemi zmian klimatycznych. Takich mitów znalazł aż 7 (choć dwa z nich właściwie są sobie pokrewne). Postanowiłem się przyjrzeć tym, jego zdaniem, „mitom” i jego argumentacji mającej je rzekomo obalić.

Zdaniem Jakuba Wiechy według pierwszego mitu dwutlenek węgla nie przyczynia się do zmian klimatu. Ja wolę raczej używać określenia hipoteza. Czy zawartość dwutlenku węgla przyczynia się do zmian klimatycznych? Jakub Wiecha przytacza następujące argumenty mające bronić jego hipotezy: Jak wynika z badań, dwutlenek węgla jest głównym spośród wielu czynników przyczyniających się do zmian klimatu. Dalej autor ten przytacza ogólne, powszechnie znane informacje na temat efektu cieplarnianego. Argumentów mających obalić ten „mit” w jego wypowiedzi nie znalazłem. Określenie, że coś „wynika z badań” argumentem nie jest.  

Kilka wyjaśnień. Nie istnieją jeszcze żadne ostateczne badania dowodzące, że zawartość CO2 przyczynia się do zmian klimatycznych. Moim zdaniem, być może i ma na nie jakiś śladowy wpływ, ale nie jest ich główną przyczyną. Dla porównania skład atmosfery Marsa to głównie dwutlenek węgla (95,32%), azot (2,7%) i argon (1,6%). Pozostałe 0,38% stanowią pierwiastki śladowe, wśród których znajduje się także tlen, zaś średnia temperatura na marsie to -600C; Atmosfera Wenus składa się w 96,5% z dwutlenku węgla, 3,5% azotu oraz śladowych ilości innych gazów, przede wszystkim dwutlenku siarki, a średnia temperatura Wenus dochodzi do 4500C; wreszcie atmosfera Ziemi składa się z azotu (78%), tlenu 21% oraz 1% argonu, neonu, helu, metanu, kryptonu, wodoru i dwutlenku węgla (0,04%).  Na Księżycu nie ma wody oraz atmosfery i w związku z tym zmiany pogody przebiegają tam inaczej, temperatura powierzchni Księżyca zmienia się od +110°C w środku dnia księżycowego do −180°C w środku nocy. Na Marsie w ciepłe dni temperatura może dochodzić do 20-30 stopni na plusie, to w ciągu kilku godzin diametralnie się ona zmienia i spada w nocy nawet o 100 stopni i więcej. Tu warto zauważyć, że Wenus ma najwolniejszy obrót spośród wszystkich planet w Układzie Słonecznym, przez co każdy jej dzień i noc trwają około 120 ziemskich dni.

W tym wypadku łatwo dostrzec, że o temperaturze na poszczególnych planetach decyduje głównie ich odległość od Słońca oraz ich w stosunku do niego ustawienie. Zawartość dwutlenku węgla w ich (planet) atmosferach na pewno nie jest tu czynnikiem decydującym.

 Średnia temperatura Ziemi w czasie jej istnienia (istnienia jej skorupy) ulegała zmianom. Zmienia się nawet rok do roku. Dziś badając rdzenie lodowców jesteśmy w stanie poznać w miarę dokładnie te zmiany w milionach, może nawet setkach milionów lat, badając rdzenie drzew tysięcy lat, możemy też badać różne kopaliny.

Pisze Jakub Wiech: Część promieniowania ziemskiego zostaje „przetrzymana” w atmosferze, dzięki czemu nasza planeta nadaje się do zamieszkania – bez atmosfery, średnie temperatury na jej powierzchni sięgałyby od -27 do -18 stopni Celsjusza.

Cóż uczeni są od tego, by stawiać hipotezy. Przypuszczam, że wyliczenie takie wynika z uwzględnienia odległości Ziemi od Słońca i porównania średniej temperatury na powierzchni Marsa i Wenus. Hipoteza taka wydaje się prawdopodobna. Teorii efektu cieplarnianego nikt dziś w zasadzie nie kwestionuje. Nie wynika z niej jednak nijak to, że to CO2 jest głównym czynnikiem mającym wpływ na takie zależności oraz na panującą na powierzchni Ziemi temperaturę w różnych okresach jej istnienia i jej zmiany w krótszych okresach.

Mit drugi, z jakim polemizuje Jakub Wiech, odnosi się do kwestii antropogeniczności zmian klimatu. Jak wskazują badania rdzeni lodowców, stężenie COw atmosferze ziemskiej odnotowało poważny skok po tzw. rewolucji przemysłowej, czyli po roku 1800, a więc wtedy, gdy najbardziej uprzemysłowione państwa świata zaczęły spalać na potęgę paliwa kopalne, co uwalniało m.in. CO2 do atmosfery. Potwierdza to spadek zawartości tlenu w atmosferze (ten pierwiastek jest przecież wykorzystywany przy spalaniu) oraz badania tzw. sygnatury izotopowej węgla, czyli – w prostych słowach mówiąc – analizy umożliwiające ustalenie, czy dana cząsteczka CO2 powstała wskutek spalania paliw. Na zmiany klimatu wpływają też inne rodzaje ludzkiej aktywności, m.in. wylesianie (które, według szacunków, odpowiada za ok. 15% globalnych emisji dwutlenku węgla). Człowiek, poprzez swoją działalność, „dodaje więc” odpowiednie ilości m.in. dwutlenku węgla do naturalnego obiegu tej substancji (w którym naturalne absorpcje równoważą naturalne emisje). Innymi słowy mówiąc: człowiek „dorzuca” do pudełka zwanego atmosferą dodatkowe ilości substancji, które przekładają się na wzrost temperatury.

To, że do poważnego wzrostu COw atmosferze ziemskiej doszło po roku 1800 wcale nie musi być dowodem na to, że jest to jest to wynikiem działalności człowieka. Ponad dwieście lat temu ludzie wytwarzali CO2 tylko w ilościach śladowych, w każdym razie w żaden sposób nieporównywalnych do obecnych. Warto też zauważyć, że według danych szwajcarskiego instytutu IPCC natura produkuje ponad 770 mld ton dwutlenku węgla rocznie, z czego około 57 proc. to emisja lądowa (lasy, zwierzęta, wegetacja), a 43 proc. oceany. Emisja człowieka 42,1 mld ton daje więc około 5,2 proc. [Zwracam uwagę 5,2% z 0,04% dwutlenku węgla stanowiącego zawartość atmosfery.]

W XXI wieku proces regeneracji lasów i zalesiania znacznie przyśpieszył. W ciągu ostatnich 20 lat na świecie odrosły lasy, których powierzchnia jest równa Francji. Analiza danych satelitarnych przeprowadzona przez zespół naukowców pod kierownictwem WWF wykazała, że od 2000 roku zregenerowało się prawie 59 milionów hektarów lasów. Według badania takie lasy mogą pochłonąć prawie 5,9 gigatony dwutlenku węgla – to więcej niż wynosi roczna emisja w Stanach Zjednoczonych. Przyśpiesza też proces zalesiania. Warto jednak zauważyć, że lasy nie tylko pochłaniają CO2, ale również wytwarzają. Oszacowano, że drzewa, roślinność i gleba na jednym hektarze lasu wiążą rocznie ok. 43 tys. kg CO2. Z tego ok. 33 tys. jest uwalnianych z powrotem do atmosfery.

Dwutlenek węgla krąży w atmosferze. Czy ten produkowany przez człowieka ma wpływ na klimat. Jeśli nawet, to musiałby on być minimalny. Przez dłuższy czas od początku neogenu stężenie wahało się wokół 280 ppm. W związku z antropopresją stężenie CO2 w atmosferze wzrosło o ponad 45%, z poziomu 280 ppm utrzymującego się w ciągu 10 000 lat aż do połowy XVIII wieku do 415 ppm w maju 2019 r.. Informacje te podaję za Internetem, który wspomina o antropopresji.  W jakim procencie na wzrost CO2 w atmosferze Ziemi wpłynął człowiek? Czy tylko, czy zwłaszcza on? Tego nie wiemy. Jakub Wiech nie przedstawia żadnych dowodów na prawdziwość swojej hipotezy. Przecież samo wskazanie, że do przyśpieszenia tego wzrostu doszło po 1800 roku takim dowodem nie jest.

Przy tym zauważmy, że wzrost naszej, ludzkiej, „produkcji” CO2 jest w miarę linearny, stały. Natomiast zmiany klimatyczne (zmiany temperatur) takiego charakteru nie mają. Moim zdaniem, dowodzi to tego, że zależność w tym wypadku nie istnieje, lub że jest bardzo nieznaczna.

Mit trzeci, z jakim pan Wiech uznał za konieczne polemizować, to ten mówiący o tym, że wulkany emitują więcej dwutlenku węgla niż ludzkość. Jak podają statystyki amerykańskiej Energy Information Administration globalna gospodarka wyemitowała w 2016 roku ok. 35 miliardów ton dwutlenku węgla. Sama Azja i Oceania odpowiadały aż za 17 miliardów ton tego gazu. Według danych EIA, polskie emisje sięgnęły poziomu 302 milionów ton. Tymczasem, jak donosi portal Skeptical Science, całkowite roczne emisje wulkanów wahają się od 65 do 319 milionów ton. Oznacza to, że maksymalna aktywność wulkaniczna „pompuje” do ziemskiej atmosfery niewiele więcej CO2 niż polska gospodarka.

Wydaje się, że nie warto z tym polemizować. Pełna zgoda – wulkany wytwarzają znacznie mniej CO2 niż my. Jednak istnieje wyraźny związek między erupcją wulkanów a klimatem. Ochłodzenia powodowane erupcjami tych największych są niemal udowodnione. Problem leży nie w tym jakie ilości CO2 emitują wulkany, lecz w tym, że to tylko one mogą dostarczyć tak CO2, jak i inne zanieczyszczenia do stratosfery i w ten sposób spowodować ograniczenie dostępu energii słonecznej do Ziemi. Podkreśla się w tym wypadku rolę zwłaszcza związków siarki, ale i para wodna i inne pyły też mają znaczenie.

Kolejnymi mitami mają być te mówiące o tzw. „zielonej” Grenlandii i cieplejszym klimacie w okresie średniowiecza. Pisze Jakub Wiech, że: Grenlandia to największa wyspa świata, która w 80% pokryta jest lodem. Gdyby naprawdę w średniowieczu była zielona, a więc wolna od czapy lodowej, oznaczałoby to, że zgromadzona na niej woda w stanie stałym musiała spłynąć do wód oceanicznych. Jak podkreśla portal naukaoklimacie.pl, taki scenariusz, czyli rozmrożenie i uwolnienie grenlandzkiej wody, doprowadziłby do wzrostu poziomów oceanów o ok. 7 metrów. Gdyby tak było w istocie, miasta takie jak Wenecja, Gdańsk czy Aleksandria znalazłyby się pod wodą. Tymczasem, jak wynika z analiz dostępnych na portalu skepticalscience.com, południe Grenlandii zostało dotknięte zjawiskiem średniowiecznego optimum klimatycznego. Oznacza to, że temperatura na tym obszarze była nieco wyższa od współczesnej. Prawdą jest zatem, że pas zieleni mógł rozciągać się na południu wyspy, ale nie zniknął z niej całkowicie – przynajmniej nie w ciągu ery ludzi.

To dziwna dyskusja. Jakub Wiecha wyraźnie jest tu nieuczciwy. Nikt nie twierdzi, że Grenlandia w całości była zielona. Zwolennicy naturalnych zmian klimatycznych twierdzą tylko, że około tysiąca lat temu klimat był na tyle cieplejszy, że mogli ją zasiedlać osadnicy i że z czasem klimat uległ ochłodzeniu, co przyczyniło się do powstrzymania procesu kolonizacji tej wyspy. Oczywiście w średniowieczu klimat był tylko nieco cieplejszy niż dziś. „Nieco”, czyli ile? 1-1,5oC? Dziś średnie temperatura są też „nieco” wyższe niż sto lat temu, ale tylko „nieco” i to tylko średnie temperatury. Jak będą się kształtować w ciągu kolejnych dziesiątek i setek lat tego nie wiemy.

Jakub Wiech polemizuje też z teorią, według której  wzrost zawartości CO2 w atmosferze może przyczynić się do zazielenia Ziemi. Uważa, że choć faktycznie rośliny korzystają na zwiększeniu ilości CO2 (co widać m.in. w badaniach NASA), to jednak wysunięcie wniosków o zazielenieniu Ziemi jest nieuprawnione. Powodem ma być to, że wraz ze zmianami klimatycznymi spowodowanymi m.in. wzrostem zawartości dwutlenku węgla w atmosferze, flora świata będzie narażona choćby na gwałtowne zjawiska pogodowe oraz niedobory wody. Zwiększanie się średniej temperatury powierzchni Ziemi wpłynie negatywnie m.in. na zbiory zbóż, czyli roślin kluczowych dla ludzkiej gospodarki żywnościowej. Patrząc całościowo, ewentualne zyski z bujniejszego wzrostu roślin zostaną szybko skonsumowane przez straty spowodowane innymi aspektami globalnego ocieplenia. Zazieleniania nie można bowiem postrzegać w oderwaniu od reszty zjawisk składających się na kompleksowość zmian klimatu.

Nie można też jej postrzegać w oderwaniu od działalności człowieka. Polecam, by Jakub Wiech przyjrzał się aktualnie realizowanym programom zalesiania i nawadniania pustyń i innych obszarów, programom rozwoju nawadniania, retencji…. Projekty te należy wspierać i pogłębiać niezależnie od tego w czym upatrujemy przyczyny dzisiejszego ocieplenia.

Ostatni mit z jakim polemizuje Jakub Wiech odnosi się do pojawiających się w XX wieku hipotez mówiących o „globalnym ochłodzeniu”. Pisze on: Nie jest to prawda, że  w latach 60-tych naukowcy prognozowali globalnie ochłodzenie – w latach 60-tych XX wieku większość naukowców uważała, że klimat się ociepli. Jak podaje serwis naukaoklimacie.pl, przytłaczająca większość recenzowanych artykułów z lat 1965-1979 prognozowała wzrost średnich globalnych temperatur (stosunek 42:7), a sprawa ochłodzenia żyła głównie dzięki mediom (m.in. artykule z czasopisma Time pt. „Another Ice Age?”). Tak więc, choć większość uczonych stała na stanowisku zbieżnym ze współczesnymi prognozami, to mniejszość badaczy o przeciwnych poglądach mogła liczyć na zainteresowanie mediów, co zniekształcało odbiór stanowiska nauki. Obecnie, miażdżąca większość klimatologów (ok. 97%) stoi na stanowisku, że klimat będzie się ocieplał.

Tu Jakub Wiech nieco się myli lub mówiąc bardziej oględnie, częściowo mija się z prawdą. Sam pamiętam o hipotezach mówiących o „powrocie epoki lodowej”, takie teorie niektórzy naukowcy stawiali nawet w XXI wieku. Wystarczy do sprawdzenia tego nawet pobieżna analiza wpisów w Internecie. Większość recenzowanych artykułów z lat 1965-1979. A 1964-1965? Przy tym jaka większość? Dziś „miażdżąca większość” (ja też) mówi o „procesie ocieplenia”. Ten można zresztą wykazać, ale oczywiście tylko na przestrzeni dziesiątek, może nawet setek lat. W dłuższej perspektywie zmiany szły w obu kierunkach, zresztą i na przestrzeni ostatnich stu lat też były krótkotrwałe okresy ochłodzenia. Przypuszczam, że w związku z obecnym ochłodzeniem, które zaczęło się nieco ponad rok temu, ponownie pojawią się naukowcy, którzy znów zaczną mówić o „epoce lodowcowej”. Po to by zaistnieć, by zdobyć granty na badania… Zresztą wszelkie hipotezy warte są kolejnych badań. Warto też zauważyć, że aż o XVIII wieku „miażdżąca większość” badaczy opowiadała się za teorią „samorództwa”. Czy wynika z tego coś więcej, poza stwierdzeniem, że my, ludzie, jesteśmy omylni?

Nie wykluczam też całkowicie hipotezy, że to właśnie ilość CO2 w atmosferze Ziemi (choć śladowa) odpowiada w większej mierze niż myślę za obecne ocieplenie klimatu. Uważam jednak, że jest to tylko jedna z możliwych hipotez.  Sam jestem zwolennikiem innej (związanej z wulkanizmem)j, zapewne też dyskusyjnej, choć na jej uzasadnienie przytaczam dowody bardziej prawdopodobne od tych jakie na te związaną z CO2 przedstawia Jakub Wiech. To jednak tylko hipotezy, wysuwanie w związku z nimi jednak zbyt daleko posuniętych wniosków, mało tego restrykcji, choćby takich jak nakładanie kar klimatycznych, to zbyt daleko posunięte działania. Przy tym rozwój nauki, badań, w tym wypadku nawet powiązanych z tzw. teorią kryzysu klimatycznego, spowodują, że już wkrótce będziemy produkować znacznie mniej CO2. Wskutek jednak wzrostu tempa zalesiania, topnienia lodowców, a nawet tylko samego wzrostu liczby ludności, ilość krążącego w atmosferze CO2 i tak jeszcze wzrośnie. Moim zdaniem, jeśli nie dojdzie do kolejnego wielkiego kataklizmu (np. erupcji wulkanu od 7 VEI wzwyż), to proces ocieplenia będzie dalej postępować. Mniejsze erupcje, nawet te wielkości 6 VEI, mogą spowodować czasowe ochłodzenia, proces ocieplenia nieco powstrzymać, ale tylko „nieco”.

                                                                               Piotr Kotlarz

[1]Jakub Wiech, Siedem największych mitów o zmianach klimatu – Komentarz https://energetyka24.com/siedem-najwiekszych-mitow-o-zmianach-klimatu-komentarz 12.07.2019 17:21

Obraz wyróżniający: 2015 – Najcieplejszy zarejestrowany globalny rok (od 1880 r.) – kolory wskazują anomalie temperatury. Z Wikimedia Commons, wolnego repozytorium multimediów