Na Wyspie nie ma nikogo. Jałowa, pusta przestrzeń. Nieczłowiecza w swojej naturalności. W jej otchłaniach trwa jednak postać, której koloryt roztapia się w miażdżącej nieruchomości miejsca. To jej ostatnie chwile, które ciągnąc się od lat, zapowiadają bezlitosną wieczność. Świat dosłownej beznadziei, klatkę szarego, bezcelowego dryfu. Wraz z nią na pustkowiu trwają ci, których niewoli. Ich dziś będzie jutrem. Ich wczoraj stało się teraźniejszością. Czym jest dla nich Wyspa?
Burza odarta ze znacznej części swej fabuły, oddzielona od głębi problemu winy i przebaczenia, pozwala na wyciągnięcie spod znaczeniowej warstwy wierzchniej, intrygujących wniosków, co do sensu szekspirowskiego przedsięwzięcia. Przyjmijmy sytuację hipotetyczną: Prospero nie wywołuje sztormu, okręt królewski bez uszczerbku przepływa obok wyspy, nie wyrzuciwszy na jej brzeg ni Ferdynanda, ni Alonza, ni Sebastiana, ni Antonia. Sytuacja jej mieszkańców utrzymuje się w ramach wykreowanego na niej lata wcześniej ładu, trwa wciąż w stagnacji, zmierza donikąd i popada w narastający marazm. Wyobraźmy sobie jednak, iż dziwnym trafem wyłączeni z królewskiego orszaku Stefano i Trinkulo znajdują schronienie właśnie na wyspie, z dala od cywilizacji, postępu i rozwoju. Nie wykluczamy tym samym ich niekonwencjonalnego spotkania z Kalibanem, który tak jak i w szekspirowskim oryginale, staje się dla nich przewodnikiem. Na tym etapie zaczyna krystalizować się relacja między przybyszami, a tubylcem.
Marginalność osób dramatu, które autor zdaje się przyjmować za główne (Alonzo wraz z najbliższym otoczeniem), staje się osiągalna w chwili wydestylowania z Burzy ciężkiej, tajemniczej relacji, która zachodzi na uboczu. Mowa o procesie, który najwygodniej ująć w trzech sformułowaniach: ubezwłasnowolnienie, kontrola oraz zniewolenie. Te trzy poziomy natężenia niepokojącego zjawiska, o którym mowa, mogą przeobrazić się w swoisty Klucz. Klucz, który otworzy drzwi do przestrzeni interpretacyjnych dotychczas zamkniętych. Cofnąwszy się do materii pierwotnej i wielkiej inspiracji dla twórców epok następujących po starożytności, przyjrzyjmy się z uwagą konwencji deus ex machina. Eurypides, w swojej spuściźnie tragicznej, ucina jednostkom ludzkim możliwość swobody wyrażania swej woli. Obnażona bieda człowieczeństwa, któremu odebrano narzędzia do postępowania według własnej woli, obrazuje kwestię kluczową dla rozważania aparatu ludzkich potencjałów. Antyk eksponuje wydatnie zależność między istotą słabą a istotą silną, złamanym i upadłym a realną potęgą. Pragnę widzieć człowieka takim, jakim winien się on jawić zgodnie z prawdą – mówię to będąc świadomym ryzyka użycia tego słowa – nieustannie związanego, przykutego łańcuchem do skały, która obezwładnia, bezlitośnie krępuje ruchy. Lecz i siła, która więzi, nieobejmowalna niekiedy przez ubogą percepcję naszego umysłu, ma związane ręce, okazuje się być krucha, wobec kolejnej instancji, obejmującej kuratelą wszystkie poprzednie. Kastor i Polideukes – deus ex machina w eurypidesowskiej Helenie – w monologu wypowiadanym po pojawieniu się na scenie, mówią o braku możliwości spełnienia własnych chęci. Wyznaczając drogę Teoklymenosowi zastrzegają, że kontroluje ich enigmatyczne Fatum, nieokreślona, nieogarnialna moc.
Największym kryzysem, który spotkać może człowieka stanowi dotyk tej nieogarnialnej mocy. Jednostka wkleszczona w szczelinę świadomości zostaje na zawsze napiętnowana uczuciem upadku sprawczości. I to sprawczość właśnie jest wyłącznie stałą iluzją, ułudą, której wszyscy ulegamy, a uwięzieni w klatce orientujemy się, że coś, co pojmowaliśmy za swoją integralną część, nie może nam zostać odebrane. Bowiem nie odbierze się nam czegoś, w czego posiadaniu nigdy nie byliśmy. Świadomość niemocy jest kaźnią, najgorszym zrządzeniem losu. Człowiek ogarnięty na wieczność poczuciem miażdżącej bezsilności, nie wydobędzie się spod ciężaru samego siebie. Bo to on sam przeistacza się wówczas w więzienie, by nie dopuścić do swego wnętrza nikogo oraz niczego. Samotny, postawiony przed obliczem mrożącej, roznegliżowanej świadomości, popada w szał. Ten, kto doznał wglądu, zatraca się w odmętach duchowego ucisku, który podświadomie, żywiąc pretensje, sam na siebie zakłada, by z kaźni okrutnego wkleszczenia, popaść finalnie w kaźń własnego Ja.
Poszukiwanie siły, która niewoli wyszczególnia się zasadniczo jako właściwy sens mojego Klucza. Człowiek rozpoznawszy konieczność ostateczności, stawia sobie cel. Czując, że nie może władać, próbuje dowiedzieć się co nim włada. Jego pierwsze kroki, jeżeli umiejętnie je postawi, pozwolą na odniesienie sukcesów. Lecz nadejdzie w końcu chwila spotkania ze ścianą nierozczytywalności. Chwila, w której powraca do nas enigmatyczne antyczne Fatum, wisząca nad każdą decyzją niewidzialna ręka losu. Tak odczytajmy Burzę. Kim wobec Klucza jest dla nas Kaliban? W okrojonej ze znacznej części fabuły opowieści Stratfordczyka, przed widzem kształtuje się feudalny niemal system niewoli i zależności. Kaliban upojony alkoholem staje w pozycji pełnej uległości, dopatrując się boga w postaci Stefano, przypisując mu czary i nadludzką moc oraz potęgę. Przybyli natychmiast niemal degradują nowopoznanego, tytułując go potworem, co zarysowuje nam sytuację zbliżoną do wypraw konkwistadorów, obrazuje nam sam dół wiernopoddańczej drabiny, w której przybysze z odległego lądu, niczym kosmici w dystopijnych wizjach, brani są z góry za wyższą rasę. Stefano i Trinkulo, haniebni łgarze i pijacy, awansują nagle w oczach nieświadomego, zniekształconego Kalibana do miana istot nadprzyrodzonych.
Idźmy dalej. Potwór uprasza swych nowych panów, aby pomogli mu zgładzić jego starego feudała, Prospera. Wyrzeka się posłuszeństwa, sądząc, iż Stefano zmorze dawnego księcia Mediolanu, który poprzez swe czary, na wyspie stanowi siłę wszechobecną. Stanowi jej realnego monarchę, władcę, którego uwadze nie uchodzi żaden podejrzany szmer. Czy wobec tego ktokolwiek może mu się przeciwstawić? Trinkulo i Stefano nie zastanawiają się nad tym, odurzeni, w alkoholowym transie, przekonani o tym, że krok dzieli ich od panowania na tajemniczej ziemi. Prospero, przeczuwając nadchodzący zamach, nasyła na nadchodzących, podległego sobie ducha – Ariela. Ariel, na łaskach władcy, spełnia wszystkie jego zachcianki, oczekując dnia, w którym zwrócona zostanie mu wolność. Prospero wciąż odwodzi go od niej, nakładając nań kolejne obowiązki. Duch, prowadzący Kalibana i jego feudałów śpiewem, uzależnia ich od siebie i znajduje się w sposobności, żeby przejąć nad nimi kontrolę. Działając według woli swego pana, prowadzi ich w pułapkę, którą misternie on uknuł. Wabi ich i sytuuje pod sobą, Trinkulo i Stefano ślepo podążają za jego głosem, wiodąc ze sobą podwładnego-potwora, nie wiedząc, że uwikłano ich właśnie w ciąg okoliczności wydarzający się poza nimi, momentalnie przestają być kimś na tej wyspie, na ponów zostaje im odebrana iluzja wartości, ulegają procesom, które w bolesny sposób prowadzą ich prosto w objęcia nieubłaganej świadomości. Dopełnia to jedynie udany podstęp Prospera, w wyniku którego cierpią za swe plany naznaczone niepowodzeniem.
Kim jest Prospero? Ariel domagający się wolności, wsłuchuje się w jego mamiący głos, który wciąż krąży wokół twierdzeń, że jeszcze niedługo, jeszcze dni, godziny, sekundy. Nie odzyska wolności. Nadejdzie dzień, w którym odsłoni się przed nim obraz losu, który mu przeznaczono. Obraz sługi, który przez konieczność wieczności, doprowadzi go do obłędu. Świadomy swego zniewolenia, gnębi sadystycznie tych, których sam zniewolił.
Czy Prospero jest zniewolony? Stoi na czele feudalnej drabiny, lecz wyżywa się na istotach, objętych władaniem. Nie jest wolny od cierpienia. Czy odreagowuje ucisk, którym otacza go potężniejsza moc? Również stał się więźniem. Czy zniewoliła go Wyspa, która pozwala mu zarządzać swym obszarem, na zasadzie niespisanej dzierżawy, w rzeczywistości sprawując nad nim kontrolę?
Kim lub czym, jest Wyspa? Czy pod płaszczem pięknej fauny i flory, magicznych śpiewów i bajkowości, nie jest piekłem? Prospero wie, że znalazł się na jałowej ziemi, do której przywiązał go los, by wypełniał jej wolę. Wolę niezrozumiałą i niejednoznaczną, w pełnym wymiarze tego słowa – nieludzką. Oto pusta scena, wyzuta ze współczucia i litości. Powtórzmy wreszcie jeszcze raz. Na Wyspie nie ma nikogo. Jałowa, pusta przestrzeń. Nieczłowiecza w swojej naturalności. W jej otchłaniach trwa jednak postać, której koloryt roztapia się w miażdżącej nieruchomości miejsca. To jej ostatnie chwile, które ciągnąc się od lat, zapowiadają bezlitosną wieczność. Świat dosłownej beznadziei, klatkę szarego, bezcelowego dryfu. Wraz z nią na pustkowiu trwają ci, których niewoli. Ich dziś będzie jutrem. Ich wczoraj stało się teraźniejszością.
Tajemnica Wyspy pozostanie niezrozumiana. Czy Prospero klęczący na kolanach przed trybunałem świadomości, rozumie rozkazy, które się na niego nakłada? Czy rozumie sens woli Fatum?
Czym dokładnie jest Fatum?
Jakub Krok
05.01.2022
Obraz wyróżniający: Scena z Burzy pędzla Williama Hogartha (ok. 1728). Z Wikimedia Commons, wolnego repozytorium multimediów.