Recenzja spektaklu: Henryk Ibsen  „Nora ”, Teatr Wybrzeże Reżyseria: Radosław Rychcik /

0
891

Dedykacja

Tę recenzję dedykuje tym wszystkim, którzy deklarują od miesięcy, a nawet lat, że już nigdy do Teatru Wybrzeże nie pójdą. Idźcie, w końcu jest dobrze zrealizowana sztuka, w której trudno znaleźć słabe strony.

Zamiast gwiazdek –  rekomendacja

Zdecydowanie polecam spektakl „Nora” w reżyserii Radosława Rychcika. Klasyczny tekst udało się pokazać w nowoczesnej, atrakcyjnej formie. Gdyby nie kilka błędów pozwoliłbym użyć wobec tej realizacji określenia – arcydzieło. Zdecydowanie jedno z najlepszych przedstawień ostatnich lat w tatrze Orzechowskiego.

Fabuła jednym zdaniem

Historia kobiety, która próbując ratować swojego męża popada w sieć tragicznych dla siebie uwikłań.

Konkluzja

„Nora” jest jednym z najważniejszych, klasycznych dramatów. Z biegiem lat od jej napisania starzeje się i jej adaptacja wydaje się trudna. Na szczęście realizacja Rychlika udowadnia, że dobry tekst nie starzeje się nigdy i zawsze można znaleźć sposób, żeby go atrakcyjnie pokazać na współczesnej scenie.

Scenografia

Całe przedstawienie rozgrywa się w dwóch pomieszczeniach zainscenizowanych w taki sposób, że wszystkie je widzimy. Koncentracja naszej uwagi na poszczególnych częściach sceny odbywa się przy pomocy gry świateł i przemieszczania się bohaterów między kolejnymi przestrzeniami. Dwie przestrzenie to tylko te fizyczne, które widzimy. Do nich należy dodać pokój dziecinny zrealizowany w taki sposób, że nie ma konieczności angażowania dzieci (które zawsze są trudne w reżyserii), gabinet Mecenasa Helmara, hol wejściowy. Jak widać z tego wyliczenia możemy wyodrębnić do pięciu przestrzeni, które  udało się zainscenizować na jednej scenie. Dzięki temu nie było nawet konieczności wykorzystania obrotowej sceny, co wydaje się niezbędne w klasycznej inscenizacji Ibsena.

Nie widać skrzynki pocztowej

To jest mały mankament, ale podobno są miejsca, z których nie widać całej sceny, a właściwie nie widać skrzynki pocztowej. Tak wynikało przynajmniej z jednej opinii, którą poznałem. Ja na szczęście staram się zawsze kupować miejsca w środkowej części widowni, wiec widziałem wszystko. A skrzynka pocztowa jest w spektaklu istotnym elementem scenograficznym i odgrywa umiarkowaną, ale ważną rolą w fabule.

Czas zmieniony

Dramat Ibsena powstał w 1879 roku, potem był wielokrotnie adoptowany – najczęściej jako „Dom lalki” (1973). Prapremiera miała miejsce 21 grudnia 1879 roku, czyli na kilka dni przed dniem, w którym dramat się rozgrywa. Spektakl Teatru Wybrzeże przenosi go do lat sześćdziesiątych XX wieku. Dokładnie w Wigilię (24 grudnia) 1962 roku będącą datą początkową i 22 listopada 1963 roku będącą datą końcową dramatu. W spektaklu jest to podwójny dramat, gdyż jest on skorelowany z zamachem na Johna Kennediego, co pozwala na kolejne możliwyości interpretacji. Warto jednocześnie zaznaczyć, że dramat kończy się w inny sposób niż oryginalny tekst, ale to pozwolę sobie pominąć, żeby pozostawić element zaskoczenia tym, którzy Norę na deskach Teatru Wybrzeża dopiero zobaczą.

Inspiracje filmowe

Pierwszą inspirację filmową, a właściwie serialową widzimy od razu po zobaczeniu sceny. Nasuwa się skojarzenie z popularnym niegdyś serialem „Mad Men”. Szalone kolory mebli, urządzenie kuchni dają wrażenie przeniesienia tamtego świata prawie w skali jeden do jednego.

Drugą inspiracją filmową jest wspaniała scena nasuwająca skojarzenia z kinem noir. Opisze ją oddzielnie, więc tutaj jedynie to anonsuję.

Trzecia inspiracja nie jest już tak oczywista. Kostium Jacquelin Kennedy Onasis, w którym Nora wraca z przyjęcia mnie skojarzył się z komedią „Boing Boing” z 1965 roku. Nie wiem, czy kostium nawiązuje do mundurków stewardes z tego filmu ale mnie narzuciło się to skojarzenia. Zwłaszcza, że samo wejście Nory jest podobne do tego jakie znam z przywołanego filmu.

Czwarta inspiracja – sitcomy.  Tutaj jest to inspiracja nie wprost. Efekt śmiechu puszczanego z taśmy zastosowano w sytuacjach odwrotnych, czyli komentują one sceny nie śmieszne. 

Piątą inspirację jaką ja odnajduję w spektaklu to „Persona” Bergmana. Ale być może jest to skojarzenie na wyrost. Po prostu skandynawski klimat obu dzieł jest podobny i stąd to moje refleksje.

Inspiracje muzyczne

W spektaklu wykorzystane są trzy utwory muzyczne, w tym jeden dwukrotnie. Są to utwory Pata Boone’a „I’ll Be Home” i dwa przeboje Beatlesów „Rock and roll is music” oraz “Happieness is a Warm Gun”. Przyznam, że rozpoznanie tego pierwszego sprawiło mi duży problem. Gdyby nie publikacja Łukasza Rudzińskiego nigdy bym go nie rozpoznał. Podziwiam erudycję redaktora Rudzińskiego i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś skorzystam z jego wiedzy.

Starą i godną potępienia tradycją teatru Adama Orzechowskiego jest ukrywanie nazwisk twórców, których piosenki zostały w spektaklu wykorzystywane.

Starając się uzupełnić tę haniebną lukę pozwolę sobie napisać, że utwór „I’ll Be Home” to piosenka napisana przez Stana Lewisa w 1955 roku, którą Pat Boone nagrał w grudniu 1955 roku, a która została wydana na singlu w styczniu 1956 roku. Producentem był Randy Wood, który pracował dla wytwórni Dot Reckords. Na listach przebojów w USA dotarła do piątego miejsca, w Wielkiej Brytanii – do pierwszego.

Utwór ten rozpoczyna spektakl, a jego tytuł („Będę w domu”) jest adekwatny do sytuacji – w pierwszych scenach widzimy Norę, która wraca z zakupami do domu i wszystko sprawia wrażenie idyllicznego początku z pakowaniem prezentów.

Spektakl kończy piosenka z Białego Albumu The Beatles z roku 1968 (autorzy Lennon McCartney). Tekst piosenki nawiązuje do sceny, której nie powinienem opisywać, ważny jest jej tekst, a zwłaszcza jej tytuł „Szczęście to rozgrzana broń”.

Taniec w butach i bez

Odtworzeniu piosenki The Beatles „Rock and Roll is Music” towarzyszy brawurowy taniec Doroty Androsz. Poza główną rolą jaką gra ona w spektaklu – odpowiada również za ruch sceniczny. Jest to taniec momentami godny nazwania opętańczym, szalonym. Utwór jest wykonany dwukrotnie, przy czym za drugim razem aktorka tańczy go boso. Nie zrozumiałem symboliki tych dwóch tańców (i symboliki obuwniczej) ale jest to bardzo ważny element spektaklu i scena, która zapada na długo w pamięć. Odniosłem wrażenie, że była to scena przełomowa dla spektaklu i moment przemiany dla Nory. 

Dwa poprzednie układy choreograficzne nie miały już takiego znaczenia, ale specyficzne pozy w czerwonym świetle podkreślały emocje postaci. Niestety, mnie skojarzyły się jedynie z atakiem bólowym brzucha,

Inspiracje konsumpcyjne czyli product placement

Spektakl zaczyna się od wspomnianego już przeboju „I’ll Be Home”, której tekst odwołuje się do przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia. Refren „będę w domu z moją miłością w te  święta” podkreśla świąteczną atmosferę, której nie udało się w inny sposób uzyskać. Nawet stojąca w kącie choinka nie jest elementem scenograficznym w wystarczający sposób wyeksponowanym, żeby ją stworzyć.

Ciekawym też zabiegiem jest zastosowanie reklamy keczupu Heinza do przygotowywanej kanapki gdy w tle jest puszczana jego reklama. Daje to pewien rodzaj komentarza do naszego codziennego postępowania nacechowanego ciągłym bombardowaniem przekazu reklamowego i jego wpływu na nasze życie. Jest też nawiązaniem do jednego z odcinków serialu „Mad Men”.

Makaroniki i pięć minut pakowania

Tym bardziej świąteczne nie jest trwające około pięć minut wiązanie kokardek w prezentach. Mnie zirytowała wręcz, zwłaszcza, że jest to scena rozpoczynająca spektakl. Gdyby działo się to w czasie, kiedy widzowie wchodzą i zajmują miejsca na widowni – nazwałbym tak zainscenizowaną scenę bardzo dobrą. W spektaklu – niepotrzebnie zajmuje czas.

Moje wątpliwości budzą też makaroniki. Są one bardzo modnym rodzajem słodyczy i warto było poświęcić temu rekwizytowi więcej uwagi. Dla mnie są one charakterystycznym elementem dramatu Ibsena- pamiętam moje zdziwienie jak pierwszy raz czytałem Norę i nie mogłem zrozumieć o jaki rodzaj makaronu chodzi. Był to czas siermiężnego PRL- u i moje skojarzenia pobiegły bardziej ku kolankom w maku niż ekskluzywnemu deserowi.

Scena noir, czyli najlepsza scena spektaklu

Ta scena zrobiła na mnie największe wrażenie. Skupione górne światło skierowane na postaciach. Cezary Rybiński w czarnym kapeluszu, którego brzeg zasłania mu twarz. Scena dotyczy szantażu więc zastosowane środki podkreślają jej dramatyzm.

Szkoda, że nie udało się zastosować światła, które spowodowałoby, że postacie byłyby czarno-białe. Wówczas w pełni można byłoby poczuć atmosferę „Sokoła Maltańskiego”, z którym mnie skojarzyła się ta scena. Ale dzisiejsi widzowie są już przyzwyczajeni do filmów fali neo-noir (Michael Man). Chociaż w tych filmach efektów z zakrytymi twarzami już się nie stosuje.

Światło

Odniosłem wrażenie, że podczas przygotowań do spektaklu nastąpiła awaria drabiny i nie było możliwości obniżenia reflektorów. Światło padało na scenę przez konstrukcję dekoracji i dawało efekt kraty. Jeśli był to efekt celowy to w ogóle nie zrozumiałem jego symboliki ani znaczenia.

Rekwizyty i kostiumy

Można jedynie pochwalić Łukasza Błażejewskiego za scenografię, kostiumy i rekwizyty. Co prawda nie zauważyłem w ręce aktorów istotnego w jednej ze scen kluczyka do skrzynki pocztowej, ale to jest stosunkowo mały szczegół, a być może „ślusarski wypadek przy pracy”. 

W kreacji Jackie Kennedy Onasis brakowało mi torebki Louis Vitton, która definitywnie rozwiałaby moje wątpliwości czy nie jest stewardesą. 

Zbyt mały też jest telewizor, w którym oglądamy scenę pozwalającą nam określić czas zdarzeń. W moim rzędzie ledwo co widziałem, a nie siedziałem daleko od sceny. Telewizor jest zgodny z ówczesnymi standardami, ale nie ułatwia to percepcji emisji. Na szczęście scena jest na tyle ikoniczna, że nie miałem problemu ze zrozumieniem jej.

Ciekawym rekwizytem jest też kubańskie cygaro. W powiązaniu z czasem zamachu na Kennedy’ego daje to ciekawe możliwości interpretacyjne sceny. Polecam ją szczególnej uwadze.

Pokój dziecinny

Świetnie rozwiązano scenę zabawy Nory z dziećmi. Dzieci są bardzo trudnymi aktorami – trzeba je angażować wieczorem, zabieramy im czas na zabawę albo naukę. Każde rozwiązanie pozwalające uniknąć ich udziału w spektaklu jest cenne. A tak stało się w „Norze” Rychcika. Wielki brawa za to rozwiązanie.

Kreacje

Na plan pierwszy wybija się kreacja Doroty Androsz. Odniosłem wrażenie, że głownie ona przyłożyła się do swojej roli. 

Drugą postacią, która przykuła moją uwagę jest doktor Rank grany przez Roberta Ninkiewicza. Świetnie wykreował on „starego dziada” – postać lekko odrażającą, może nawet zbyt mało odrażającą. Jednak wymaga ona zauważenia, mimo, że nie jest pozytywna i nie przykuwa naszej uwagi.

Reszta aktorów jakby grała na pół gwizdka. Mam nadzieję, że nie jest to strategia oszczędzania sił na lepsze przedstawienia. Jeśli tak jest to chciałbym zaapelować do zmiany takiej postawy. Ibsen to ikona, symbol i tradycja nowoczesnego teatru. Macie Państwo okazje zagrać w spektaklu, który jest pozycją szczególną w obecnym repertuarze Teatru Wybrzeże. Ten spektakl wymaga tylko odrobiny wysiłku – w tym zaangażowania aktorów, żeby był spektaklem wybitnym. Myślę, że przy okazji wznowienia go warto chwilę o tym porozmawiać z reżyserem i … cieszyć się razem z widzami.

Mikroporty

Nie rozumiem powodu, dla którego w tak małej sali zastosowano mikroporty. Siedziałem w piątym rzędzie i czasami glos aktorów dobiegał mnie z dwóch miejsc – z ust aktora i głośnika. Nie zawsze te miejsca były ze sobą skorelowane, co powodowało efekt surrealistyczny. Przypomniało mi to spektakl teatru radiowego w czasie Dwóch Teatrów, który odsłuchaliśmy z aktorem, siedzącym koło mnie. Było to bardzo zaskakujące doświadczenie – słysząc głos ze sceny i widząc aktora koło siebie. 

Według mnie spektakl nie był zbyt wymagający pod względem emisji głosu (konieczność przekrzykiwania muzyki czy efektów dźwiękowych) i można było zrezygnować ze wspomagania aktorów.

Jaka piękna katastrofa

Jednym z założeń twórców spektaklu był aspekt feministyczny. Odniosłem wrażenie, że był to główny klucz interpretacyjny mający uwspółcześnić tekst Ibsena. Nie zauważyłem go więc albo był tak subtelny, albo nie wyszło to twórcom. Jeśli była to porażka to serdecznie jej gratuluję: spektaklowi wyszło to na dobre.

Aplauz

Należałem do grona kilku osób, które wstały podczas braw końcowych. Jak wynika między innymi z tego tekstu – jestem wymagającym widzem. Ostatnio owację na stojąco zastosowałem wobec spektaklu Teatru Wybrzeże ponad 10 lat temu – myślę, że dyrektor Orzechowski byłby zdziwiony kto był reżyserem tamtego spektaklu. Mam nadzieję, że po poświęceniu odrobimy uwagi i większego zaangażowania reszty aktorów – na następnych spektaklach liczba widzów bijących brawo na stojąco będzie większa.

Piękny obraz na okładce katalogu

Tego elementu w recenzji spektaklu zwykle się nie komentuje. Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na piękny program do spektaklu – oczywiście anonimowego malarza i grafika (nie ma jego podpisu na dziele). Jest on nie tylko informacją ale wręcz komentarzem czy też dialogiem z widzami. Odnoszę wrażenie, ze od tego programu zacznę zwracać na nie szczególną uwagę. Zwykle nie przywiązywałem do programów większej uwagi – były przedmiotem technicznym pomagającym mi odebrać sztukę teatralną. Zresztą – co tu ukrywać – zostałem wychowany w tradycji źle drukowanych programów, wszystkich w podobnej manierze zaprojektowanych graficznie. Ten zmienia moją percepcję  i pokazuje, że program nie musi być zestawem faktów i kilu zdjęć. Postaram się temu elementowi poświęcać miejsce w moich komentarzach. Zwłaszcza, że zauważyłem, że prawie nikt go nie kupuje i nikt nie czyta przed spektaklem. Mam nadzieję, że wszyscy kupują je razem z biletami i czytają w domu (sam tak robię i polecam taką metodę).

Na koniec – niewypał

Scena końcowa jest bardzo dramatyczna. Nie chcę jej zdradzać, żeby nie zepsuć zabawy widzom, którzy jeszcze nie widzieli spektaklu. Jednak w czasie spektaklu coś musiało pójść nie tak – chyba nie zadziałała pirotechnika. Pod względem akustycznym na szczęście było OK. Żeby nie zdradzać tajemnic – odniosłem wrażenie, że było w tej scenie za mało krwi.

Podsumowanie

Ta recenzja zawiera szereg uwag. Jednak są to mało ważne szczegóły. Spektakl jest bardzo doby i godny polecenia. Chciałbym jak najczęściej móc pisać tak dobre recenzje spektakli Teatru Wybrzeże. Wszystkim polecam. Zamawiajcie bilety, piszcie petycje do dyrektora, żeby częściej umieszczał „Norę” w repertuarze, przynoście aktorom czekoladki (i makaroniki) żeby osłodzić im nudę częstego grania w tylko jednym przedstawieniu.

                                                                Marek Baran

Zdjęcie pochodzą ze spotkania z twórcami spektaklu w ramach 65. Dyskusyjnego Klubu Teatralnego, które odbyło się 5 stycznia 2023 roku