Grajek z Termopilskiej / Katarzyna Fląt

0
458

To było jeszcze wtedy, kiedy mieszkałam przez rok na Ukrainie. Przyjechałam tam w wieku dwudziestu czterech lat za sprawą Viktora, żeby zobaczyć, jak wygląda ludzka bieda i zrozumieć dlaczego w Polsce dostrzegłam zjawisko „handlu ludźmi”. Mianowicie któregoś dnia wybrałam się za Warszawę po buty, ale okazało się, że oprócz stoisk z ubraniami są również miejsca, gdzie stoją ludzie różnej narodowości, których można wybrać sobie, jak rzecz do pracy. Podobają się lub nie. Wyglądają na bardziej silnych lub mniej. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę, ale taka była rzeczywistość. Nic się nie zmieniło od najdawniejszych czasów, oprócz tego, że pracodawcy ich wykupują dla siebie, ale już nie odsprzedają.

Viktora, Ukraińca, poznałam przypadkiem, stał na chodniku, szczupły brunet ze spuszczoną głową, którego właśnie wypytywał jeden z potencjalnych pracodawców, jak potrafi porozumiewać się w ojczystym języku. Za wiele nie umiał. I nie wiem dlaczego, ale patrząc na niego, podeszłam i zapytałam czy nie chciałby ode mnie kilka lekcji języka polskiego za darmo. Mężczyzna za bardzo mnie nie rozumiał, ale jeden z Ukraińców obok wszystko mu przetłumaczył. Viktor kiwnął tylko głową, ale kazał koledze powiedzieć, że jeśli tego dnia nikt go nie wybierze, będzie musiał wrócić na Ukrainę a potem przyjechać próbować od nowa. Zapytał również czy nie chciałabym pojechać z nim na Ukrainę?

Gdyby zadał mi to pytanie tydzień temu na pewno bym się nie zgodziła, ale teraz kiedy w końcu poczułam się wolna i świadomie chciałam zrobić coś szalonego w swoim życiu? Nie wahałam się. Zostawiłam mu swój numer na kartce telefonu i powiedziałam, żeby dzwonił najwcześniej jak się da, żebym zdążyła zabrać ze sobą kilka rzeczy. Kilka, bo praktycznie wszystkie zostały w mieszkaniu Mikołaja, który po dwóch latach znajomości w końcu udowodnił, że ode mnie woli jednak mężczyzn. Z obrzydzeniem na samą myśl, wsiadłam do autobusu. Nie zdążyłam ujechać kilku przystanków, kiedy zadzwonił nieznany mi numer. Był to Viktor.

– Jadem za gadzinę z kolegom do Ukraina- usłyszałam

– Za godzinę mówimy- poprawiłam go delikatnie i pomyślałam, że to najwyższy czas zmienić coś w swoim życiu. Może Ukraina to miejsce dla mnie, pomyślałam?

Godzinę później bez bagażu, ulokowałam się obok Viktora w dużym busie. Popatrzył na mnie niepewnym wzrokiem, ale nie pytał o nic. Zadziwiające było to, że przez całą drogę nie odezwał się do mnie ani słowem, to jest przez około dziesięć godzin, bo tyle trwała podróż na Ukrainę. Dopiero kiedy wysiedliśmy usłyszałam Ja tut mieszkać. Rozejrzałam się i zobaczyłam starą kamienicę w której, gdzieniegdzie nie było nawet okien. Zrobiło mi się zimno, mimo tego, że było lato. Z okien lub po prostu pustych dziur w budynku, wyglądały kobiety, które widać było, że nawet już z tęsknotą w sercu nie czekają na swoich mężów. Zrobiło mi się ich żal i pierwszy raz poczułam, że jestem w stanie komuś pomóc nie oczekując niczego w zamian. Chyba. Nie byłam pewna czy nie będę za jakiś czas czegoś oczekiwała od Viktora za kilka darmowych lekcji.

Weszliśmy do środka. Mieszkanie było malutkie. Trzy pokoje na pierwszym piętrze, gromadziły sześcioosobową rodzinę plus mnie i Viktora, czyli łącznie osiem osób. Byłam zdziwiona, że nawet żona Viktora nie zapytała kim jestem. Wszyscy przyjęli mnie życzliwie i włożyli na talerz bystre golubcy, czyli nasze polskie gołąbki. Ciężko było mi się z nimi porozumieć. Zrozumiałam tylko tyle, że tu nie ma dla nich żadnej pracy i jedyną nadzieją na lepsze życie są wyjazdy Viktora do Polski, o ile ktoś go wybierze do pracy.

Po kolacji, przebierając się w łazience, mimo że nie chciałam podsłuchiwać, usłyszałam rozmowę Viktora z Anną. Nie umiejąc za bardzo języka ukraińskiego, zrozumiałam tylko tyle, że jeśli Viktor nie wyjdzie w nocy znów czegoś zrobić, nie będą za co mieli opłacić rachunków w tym miesiącu. Co mogło oznaczać słowo „hraty”? Nie wiem dlaczego nie spytałam o to Viktora, może domyślił by się, że go podsłuchiwałam? Nieświadoma tego, co będzie później, położyłam się na kołdrze bliżej drzwi. Leżałam i myślałam o tym narodzie oraz o tym, jak można pomóc rodzinie? Wtedy usłyszałam kroki. Był to Viktor. Skradał się tak nie aby nikogo nie obudzić, ale żeby nikt go nie zobaczył. Udając, że śpię nie zdążyłam zerknąć, co chował w dziwnym futerale. Wyszedł. Moja ciekawość nie miała końca. Nie myśląc długo, zarzuciłam na siebie kurtkę i w spodniach od piżamy, pognałam bezszelestnie za Viktorem.

Szedł spokojnym krokiem, ale miałam wrażenie, że nerwowo rozgląda się czy przypadkiem ktoś go nie widzi. Po dwudziestu minutach marszu, dotarliśmy na ulicę Ternopilską, tak mi się wydaje, że ta nazwa brzmiała by w polskim języku. Ulica ta prowadziła do Starego Miasta. Rozejrzałam się dookoła i nie mogłam uwierzyć, że na wschodnich kresach może być tak pięknie. Z podziwu wyrwał mnie Viktor, który zrzucił z siebie płaszcz a z futerału wyjął harmonijkę. Na twarz założył maskę, co tłumaczyło jego niechęć do tego, żeby ktoś go zobaczył. Był ubrany cały w tiulowy złoty garnitur a na twarzy miał maskę niczym Zorro. Poczułam się dziwnie. Na ulicy leżała malutka torebka, do której przechodnie mogli wrzucać monety.

Viktor zaczął grać. Nie znałam tej muzyki, ale była przepiękna. Spokojna, klimatyczna, idealnie pasująca do nocy oraz stanu emocjonalnego rodziny mężczyzny. Była smutna. Wtedy zdałam sobie sprawę o czym rozmawiali kilka godzin temu, jeśli Viktor nie wyjdzie na ulice nie będą mieli, co jeść. Ze łzami w oczach, zajrzałam do portfela. W Polsce, zdążyłam wyciągnąć z bankomatu tysiąc złotych. Nie wahałam się ani chwili. Zarzuciłam na siebie kaptur tak aby również był on dla mnie formą maski i wrzuciłam banknoty do torebki. Viktor miał akurat zamknięte oczy i zdążyłam umknąć niezauważona.

Żałowałam tylko, że byłam, jak wszyscy inni, przyjęłam maskę tylko dlatego, bo nie umiałam pokazać swojej prawdziwy twarzy. Byłam tchórzem w przeciwieństwie do Viktora, który nawet z maską Zorra na twarzy był bohaterem. Był niesamowitym grajkiem z Ternopilskiej. Powoli wróciłam do kamienicy. Położyłam się na kołdrze i śniłam, jak jeszcze mogę pomóc rodzinie a w uszach dudniła mi muzyka z ulicy. Śniłam, że są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie a pozostali w końcu przejrzą na oczy. A potem nastał nowy dzień. Viktora okradli nawet z maski.

                                                      Katarzyna Fląt