Fot.: Marek Baran
Wystawa „Klisze pamięci”
3- 23 października 2023
Galeria Gdyńskiego Centrum Filmowego
Najnowsza wystawa Stanisława Olesiejuka nosi tytuł „Klisze pamięci” i jest osiemdziesiątą ósmą jego wystawą. Stąd tytuł mojej relacji – artysta komentując dwie ósemki nazwał tę kombinację „podwójną nieskończonością” – to podobno dobry znak w numerologii. I jest to bardzo dobra wystawa. Można ją zobaczyć w Galerii Gdyńskiego Centrum Filmowego. Prezentowane rysunki powstały w 2019 i 2020 roku.
Punkt pierwszy
Po wejściu do Galerii od razu powinna przyciągnąć nasz wzrok praca umieszczona na samym końcu sali – centralny, symetryczny punkt, który skupia naszą uwagę.
Punkt ostatni
Naszą uwagę zwraca również praca stylistycznie jakby nie pasująca do całej wystawy. Jest ona monochromatyczna, utrzymana w tonacji określanej jako grafit metalik. Koresponduje ona z fakturą ścian galerii, które są wykonane z surowego, nie otynkowanego betonu.
Układ wystawy
Wystawa podzielona jest zgodnie z układem galerii, która składa się z równoległych ścian. Na jednej z nich można zobaczyć prace z wiodącym motywem koła, na drugiej – prostokąta. Proste formy geometryczne to znak rozpoznawczy obecnego etapu twórczości Stanisława Olesiejuka.
Punkt centralny
Uwagę na wystawie zwraca biała przestrzeń, na której zaprezentowano trzy prace. To one nawiązują w sposób bezpośredni do tytułu wystawy. W środku znajduje się praca przedstawiająca trzy prostokąty wyglądające jak klatki taśmy filmowej za czasów analogowych nazywane kliszami. Wewnątrz „klatek filmowych” widoczne są formy okręgu z wpisanymi liniami prostymi.
Dwa obrazy po prawej i lewej stronie kompozycji dopełniają ją – widzimy na niej „perforację” czyli jakby miejsca po których prowadzona była klisza analogowego aparatu filmowego albo kamery filmowej.
Znikające punkty
Szczególną uwagę warto poświęcić zwłaszcza pracy, która znajduje się tuż przy wejściu do galerii. Jest to kompozycja składająca się z dwóch poziomych, asymetrycznych pasów, z których jeden jest w kolorze białym, drugi – grafit metalik. Struktura tego drugiego koloru sprawa, że podchodząc do obrazu po obejrzeniu całości (z jego lewej strony) widzimy jedynie jeden pas – ten biały. Dopiero stanięcie na wprost pozwala w pełni dostrzec zamysł twórczy.
Czarno na białym
Ulubionymi kolorami artysty jest w ostatnich latach biały. To on dominuje na obecnej wystawie. Towarzyszy mu wspomniany grafit- metalik. Tłem dla tego koloru jest czerń. Artysta niezmiennie od lat tworzy na czarnym kartonie. Tym razem jest to jednak karton nieco grubszy niż za zwyczaj. Nie zauważyłem, żeby w istotny sposób wpłynęło to na rysunek, ale powoduje lepszą ekspozycję prac- są ona stabilniejsze i lepiej trzymają się w ramach.
Rysunek
Stanisław Olesiejuk swoje obrazy nazywa rysunkami. Tworzy przy pomocy tuszu, metodą puentylizmu. Metoda ta polega na takim prowadzeniu każdej kropli tuszu, żeby tworzyła ona wokół coś w rodzaju cienia. Powoduje to bardzo szeroki zakres szarych plam. Jest to technika wymagająca bardzo dużego skupienia, precyzji i dokładności. Warto podejść blisko do obrazów, żeby dostrzec ten misterny taniec, który musi wykonywać ręka mistrza.
Rysunek jest, według artysty najprostszą a zarazem najbardziej wymagającą techniką malarską. Jest to forma oszczędna, minimalistyczna i nie pozwalająca na zrobienie jakiegokolwiek błędu. Do ich wykonania potrzebny jest perfekcyjny warsztat, który każdy artysta powinien wzbogacać na każdym etapie swojego rozwoju twórczego.
Bez komputerowych sztuczek!
Najczęściej zadawane artyście pytanie dotyczy techniki wykonania jego rysunków. Zwykle pada sugestia, że został wykorzystany komputer albo jest to sitodruk. Tymczasem Stanisław Olesiejuk wszystko robi bez jakiegokolwiek wsparcia maszynowego. Każda praca jest oryginalna – wykonana w jednym egzemplarzu. Odbiorcom wydaje się wręcz niemożliwe, że można tak precyzyjne dzieła wykonywać ręcznie.
Klisze
Tytuł wystawy – „Klisze pamięci” jest niejednoznaczny. Z jednej strony nawiązuje do analogowej fotografii i filmu, z drugiej – sugeruje jakąś formę zapisu w naszym mózgu. Film i zdjęcie jest zawsze utrwalaniem jakiegoś wydarzenia albo ich sekwencji. Zdjęcie pozwala nam na przypomnienie sobie sytuacji, spotkanych ludzi, działań. Tym samym staje się nośnikiem pamięci.
W przypadku filmu – najczęściej mamy do czynienia z opowiedzianymi nam wydarzeniami,. Oddziałuje na nasze uczucia w trakcie przyswajania treści. Może też być nośnikiem naszych wspomnień dotyczących okoliczności w jakich konkretny film oglądaliśmy. Film, poza swoją podstawową „kliszą” niesie dla nas nasze osobiste „klisze” emocjonalne i intelektualne, które nosimy później „przyklejone” do konkretnego filmu.
Kliszą może tez być jakiś powtarzający się motyw lub stempel. W życiu często nosimy je w sobie i nakładamy na zdarzenia albo spotykanych ludzi. Towarzyszą nam na co dzień, choć rzadko zdajemy sobie z tego sprawę.
Klisza jest półprzezroczysta. Patrzenie przez nią nadaje całkiem inny charakter obrazowi jaki obserwujemy. Nasza pamięć jest zawodna – być może pełna takich klisz. Zbieramy je przez kolejne lata i magazynujemy.
To zaledwie kilka moich prób interpretacji tytułu wystawy. Zachęcam wszystkich, żeby zadali odnaleźli swoje. Pole tych interpretacji jest nieskończone – takie przynajmniej odnoszę wrażenie.
Filmowe analogie
Artysta zadedykował swoją wystawę twórcom fotografii i filmu. Twórców fotografii traktuje bardzo szeroko – od czasów dagerotypii, czyli prekursora współczesnej fotografii, do współczesnych fotografów i filmowców.
Udało mi się znaleźć dwa filmy, które mówią o dagerotypie. Najbardziej współczesny to film duńsko- islandzko- francusko- szwedzki „Godland” z 2022 roku. Opowiada on historię pastora, który przemierza islandzką wyspę i chce zbudować kościół w małej wiosce. Swoją podróży dokumentuje przy pomocy dagerotypu – wówczas nowoczesnego i skomplikowanego urządzenia. Pomysł filmu zrodził się po odnalezieniu drewnianego pudełka z ośmioma dagerotypami. Film został nagrodzony owacją na stojąco na Festiwalu w Cannes – jednym z najważniejszych festiwali filmowych na świecie.
Drugi film z odgrywającym istotną rolę dagerotypem to polska „Wilczyca” w reżyserii Marka Piestraka z 1983 roku. Dagerotyp ma znaczenie w bardzo istotnej scenie tegoż filmu. Nie zdradzę w jakiej, żeby nie psuć zabawy czytelnikom, którzy jeszcze go nie wdzieli, a zechcą obejrzeć. Napiszę jedynie, że twórcy wykorzystali zwykłe zdjęcie zamiast lepszego rekwizytu, co- niestety- widać.
Jednak pierwsze skojarzenie jakie miałem w chwili, gdy zobaczyłem pierwsze kopie rysunków z wystawy „Klisze pamięci” był film Fritza Langa „Metropolis” z 1927 roku. Nie ma w nim dagerotypów, ale stylistyka i scenografia filmowa przywodzą wprost skojarzenia z tą wystawą. Pytałem autora, czy inspirował się tym filmem i okazało się, że bardzo dawno temu go oglądał. Zatem jest to raczej przypadek niż inspiracja. Myślę, że więcej widzów podzieli moje zdanie po obejrzeniu wystawy, którą szczerze polecam.
Muzyka
Od dawna uważam, że obrazy Stanisława Olesiejuka wymagają muzyki. Ich odbiór uzupełniają dobrze dobrane dźwięki. Zwłaszcza jeśli obok galerii znajduje się Winylownia –warto, żeby muzyka oglądaniu towarzyszyła. W trakcie wernisażu z winylu puszczona została specjalnie dobrana muzyka transowa. Zwiększyło to doznania z obcowania z prezentowaną sztuką. Jeśli będziecie oglądać wystawę – porozmawiajcie z menedżerem na temat muzyki – myślę, że będzie pamiętał czego słuchaliśmy w czasie wernisażu. A może zaproponuje coś jeszcze bardziej adekwatnego?
Analiza jednego rysunku
Mam w zwyczaju skupiać się w moich relacjach na jednym, wybranym obiekcie, co pozwala mi zobaczyć drzewo pośród lasu.
Wybrałem do mojej analizy rysunek wyeksponowany na białym tle w środku ekspozycji trzech prac. Opisywałem go już wcześniej teraz chcę przyjrzeć mu się bardziej szczegółowo. Skąd wybór akurat tego? Po pierwsze – jest on najbardziej charakterystyczny, po drugie – został już sprzedany w czasie wernisażu (na szczęście do końca trwania wystawy możemy się nim zachwycać).
Obraz przedstawia trzy prostokąty ułożone w pionie jeden pod drugim. W ich środku pojawia się motyw koła przedzielonego pionowymi liniami. Całość jest utrzymana w szarej stylistyce, co artysta uzyskał wykorzystując kolor biały i grafit metaliczny. Cała kompozycja sprawia wrażenia przestrzennej. Górny i dolny prostokąt jest jakby „ucięty” – nie widzimy ich w całości na powierzchni obrazu. Całość przypomina klatki filmu zatrzymane w ramach obrazu. Nadaje to pozór ruchu. Nie ma na obrazie „perforacji” więc nie możemy być pewni tej interpretacji. Jest ona widoczna w kompozycji dwóch innych obrazów, które są po lewej i prawej stronie. Jest to jednak interpretacja kuratora Marka Baran, który zaproponował taki układ tych trzech dzieł.
Wygląd trzech okrągłych obiektów będących wewnątrz „kadru” cechuje podobieństwo, ale nie identyczność. Tak jak na kolejnych klatkach celuloidowej kliszy. Na każdej z nich zapisane znaki są podobne, ale różnią się, żeby nasze oko mogło dostrzec w tych znakach ruch. Ten zabieg powoduje, że niemalże czujemy dynamizm tego rysunku. Symbolizuje nam następstwo i konieczność poddania się narzuconym rytmom.
Jak już wcześniej napisałem – obraz ten przypomina mi kadry z filmu „Metropolis”. Scenografia tego filmu była w dużej mierze utrzymana w stylistyce ekspresjonistycznej i taką też stylistykę ma ten obraz. Bardzo dobrze pasuje do modernistycznej architektury Gdyni. Odniosłem nawet wrażenie, że widzę konkretne elementy scenograficzne z filmu Fritza Langa.
Refleksy
Na koniec jedna uwaga dotycząca ekspozycji. Rysunki zostały oprawione w ramy z szybami i taflami pleksi. Było to konieczne nie tyle ze względu na bezpieczeństwo prac co ze względów konstrukcyjnych. Bez tej warstwy szkła (pleksi) rysunki wypadłyby z ram. Zastosowanie tych materiałów powoduje, że widzimy odbicia. Wydawać się może, że jest to wada. Fotograf robiący kopie poprosił o wyjęcie ich, żeby uniknąć refleksów światła. Jest to jednak tylko pozornie uciążliwe, przy odrobinie włożonego wysiłku możemy zobaczyć nowe kompozycje wynikające z odbić. Odbiór poszczególnych rysunków będzie się też zmieniał wraz z porą dnia i zmieniającego się otoczenia – przechodzących ludzi i przejeżdżających samochodów.
Jeden z obrazów wręcz prowokuje do wykorzystania go w celu zrobienia sobie zdjęcia głowy w …. aureoli. Jak w przypadku namalowanych na ścianach skrzydeł, które kilka lat temu były atrakcją turystycznych w większości krajów świata.
Finisaż
Artysta nie ma tego w zwyczaju, ale po licznych namowach zgodził się na zorganizowanie finisażu swoje wystawy, na który zaprasza 20 października 2023 roku. Będzie to dodatkowa okazja do spotkania się z artystą i porozmawiania o jego sztuce.
Marian Walczak
Autorem zdjęć jest Marek Baran