Uwagi o sztuce
Wiele lat temu, pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku, dokładnie latem 1979 roku miałem możliwość gościć w Gdańsku wybitnego brytyjskiego intelektualisty i kolekcjonera Victora Musgrave. Przez prawie tydzień zwiedzaliśmy nasze miasto, graliśmy w szachy i mimo mojej bardzo wówczas słabej znajomości angielskiego (zresztą i dziś też) toczyliśmy rozmowy. A jednak jakoś udało nam się porozumieć. Vicor był bardzo ciekawym człowiekiem, bardzo też skromnym. Odebraliśmy go z Eugeniuszem Kupperem na dworcu w Gdańsku, był ubrany w skórzaną indiańską kurtkę, w jednej ręce miał niewielką podróżną torbę, w drugiej projektor filmowy (tzw. 8 super, zwykły amatorski sprzęt). Projektor był mu potrzebny do prelekcji, które miał zamiar wygłosić. Może uważał, że w Polsce takiego sprzętu nie znajdzie, nie wiem, z jakiego powodu taszczył go do nas przez prawie pół Europy. W czasie prelekcji pokazał dwa filmy. Jeden na temat sytuacji kobiet w krajach arabskich, drugi o twórczości Juana Miró, który jak się okazało był jego przyjacielem i którego obrazów w swojej kolekcji posiadał podobno aż osiemdziesiąt.
Właściwym celem przyjazdu Victora Musgrave’a do Polski było poszukiwanie dzieł jakiegoś artysty, którego nazwiska już dziś nie pamiętam, ale którego twórczość Wiktor zaliczał do tak zwanego malarstwa archetypicznego. Nie – jak mówił – malarstwa twórców naiwnych (np. Nikifor), lecz takich, w których dziełach jakoby podświadomie pojawiają się archetypy (księżyca, węża itp.). Dziś, po wielu latach, twórczości Nikifora nie zaliczam do kategorii malarstwa naiwnego, to wielki utalentowany artysta, posiadający dużą świadomość, z twórczością malarzy archetypicznych poza jedną postacią, bohaterem z amerykańskiego filmu, się nie spotkałem.
Z rozmów z Victorem wywnioskowałem, że ówcześni wielcy światowi kolekcjonerzy poszukiwali w sztuce nowego zagadnienia, nowego rynku. Ich zdaniem malarstwo tzw. klasyczne się przeżyło i istnieje potrzeba czegoś nowego. Pamiętam naszą z Victorem wizytę na wystawie pokonkursowej w Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Zajęła nam nie więcej niż pięć, dziesięć minut. Victor pędził przez kolejne sale, by w końcu machnąć ręką i stwierdzić, że na całym świecie są podobne wystawy. W czasie zaś późniejszej konferencji prasowej zapytany przez jednego z gdańskich konceptualistów (o ile pamiętam Czerwonkę) o ten rodzaj twórczości, stwierdził, że konceptualizm skończył się właściwie już dziesięć lat wcześniej.
Victor Musgrave wyjechał, niestety zmarł kilka lat później. Od czasu jego wizyty często jednak zastanawiam się nad istotą twórczości wizualnej (malarstwa, rzeźby). Jaka jest jej, poza dekoracyjną, funkcja? Czego powinniśmy w tej sztuce poszukiwać?
Dziś ludzi uprawiających różnego rodzaju sztuki wizualne jest na świecie miliony. Każdy z nich próbuje zaistnieć inaczej. Noszą najrozmaitsze fantazyjnie wiązane szaliki, w najbardziej rozmaity sposób przeróżne wyszukane kapelusze, lub kapelusiki. Zapuszczają wąsy, lub brody, zapuszczają włosy, zawiązują je z tyłu w kitkę, lub golą się na łyso. W swych dziełach również chcą szokować: seksem, ohydnym seksem, wulgaryzmem, naruszaniem uczuć religijnych… czasami udają filozofów, myślicieli. Czegóż tu nie ma?
A ja? Czego szukam w malarstwie, w rzeźbie? Przede wszystkim wciąż piękna. Próbuję też dostrzec, czy twórca ma talent, umiejętności. Kiedyś, ucząc w szkole (na zastępstwie) plastyki wyszedłem z uczniami kilku klas przed szkolę. Niedaleko od niej znajdował się niewielki kościółek. Młodzież miała za zadanie namalować pejzaż. Wśród prawie setki malujących tylko jeden w kilkanaście minut stworzył prawdziwe dzieło. Przez siatkę gałęzi stojącego nieopodal drzewa można było dostrzec bryłę kościółka. Doskonale zachowane proporcje, lekkość rysunku, tonacja koloru. Pozostałe prace nieudolne, wręcz brzydkie. Tak, talent to niezwykle rzadki dar. Doceniam też pracę. Pięć procent talentu i dziewięćdziesiąt pięć procent pracy. Tak, podobno, mawiał Picasso i kilku innych artystów, którym udało się zyskać powszechne uznanie.
I jeszcze jedno. Przypomniałem sobie o tej właściwości wielkich twórców przy okazji dziś promowanej w Galerii WOBEC artystki Maji Majewskiej. Z Mają poznaliśmy się w latach dziewięćdziesiątych. Prowadziła wówczas Studio Portretu przy Długim Targu w Gdańsku. Gdy nieco później prowadziłem Galerię PUNKT przy Gdańskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuki, Maja była pierwszą artystką, którą w niej promowałem.
Nie o Maji, tu chcę jednak wspomnieć, o niej piszę poniżej. Tu, sięgam pamięcią do kolejnej promowanej wówczas przeze mnie w Galerii PUNKT artystki, którą była Erne Rosenstain. Miałem szczęście poznać ją osobiście. Kilka razy byłem w ich domu dzięki znajomości jej syna Adama Sandauera. Kilka razy miałem możliwość rozmów z jego mamą, oglądać wiele jej prac w jej pracowni, a nawet grać wraz z nią, Adamem i naszym wspólnym przyjacielem Cezarym Staniszewskim w kalambury. Właśnie na marginesie prac pani Erne Rosenstein powinienem wspomnieć jeszcze o kilku cechach wybitnych i cenionych przeze mnie wielkich artystów: inteligencji, świadomości i samoświadomości. Wyrażających się choćby przez dystans do samego siebie oraz potrzebę nieustannego poszukiwania.
Kończąc te uwagi muszę stwierdzić, że miałem w swym życiu wielkie szczęście, że mogłem na swej drodze spotkać tak wielu niezwykłych ludzi i tak wiele się od nich nauczyć. Wiele się nauczyć, choć wciąż wiem bardzo mało i wciąż mam wiele wątpliwości.
Piotr Kotlarz