Olimp a sprawa kobiet. Recenzja spektaklu „Stara baba. Tragedia antyczna” w reżyserii Magdaleny Bochan-Jachimek, autor tekstu: Szymon Jachimek / Marek Baran

0
421

Recenzja spektaklu

„Stara baba. Tragedia antyczna”

Reżyseria: Magdalena Bochan-Jachimek

Tekst: Szymon Jachimek

 

Olimp a sprawa kobiet

Spektakl w nietypowym miejscu zawsze budzi pewne obawy. Zadajemy sobie pytania: Czy będzie spełniał nasze oczekiwania? Czy nie stracimy czasu? Takie myśli i obawy miałem idąc na spektakl „Stara baba. Tragedia antyczna”. Jak się okazało – warto było zaryzykować, bo wyszedłem zachwycony.

Zamiast gwiazdek –  rekomendacja

Zdecydowanie polecam ten spektakl. Klasyczny w formie, nowoczesny w treści. 

Fabuła jednym zdaniem

Historia Heleny, którą mąż porzucił dla młodszej kobiety, a która konfrontuje się ze współczesną rzeczywistością Tindera i problemem menopauzy,

Nie antyczna tragedia

Jak widać z powyższego streszczenia spektaklu, temat nie wygląda na typowy dla antycznej tragedii. Nie ma w nim okrutnego Nerona, bohaterskiej Antygony ani problemu trudnych wyborów. Jest za to współczesne tło obyczajowe, bardzo współczesne problemy i jak najbardziej współcześni bohaterowie. Za to jest …

Antyczna scenografia

Scenografia minimalistyczna i charakterystyczna. Prawie całą widzimy wchodząc na widownię, bo scena nie jest zasłonięta kurtyną. A scenografię tę tworzą dwie antyczne kolumny. W trakcie spektaklu scenografia będzie się zmieniać – łącznie ze wspomnianymi kolumnami. Za dużo nie będę o tym pisał, żeby nie zepsuć zabawy tym, którzy zechcą spektakl dopiero obejrzeć.

Umowne rekwizyty

Minimalistyczne, a wręcz symboliczne są rekwizyty. Dokładnie widać, że mamy do czynienia z umownymi przedmiotami, których aktorzy używają w teatralny (czyli umowny) sposób. Jest to w pierwszej chwili zaskakujące, ale momentami staje się zabawne. Całość tworzy specyficzny klimat teatru „z przymrużeniem oka”. Bardzo to ciekawy zabieg, pozwalający na krótki oddech i refleksję. 

Kostium

Ubrania aktorów również nawiązują do tradycji antycznej. Są tradycyjne podobne w formie tuniki, bohaterów wyróżniają jedynie buty. Pani doktor ma „lekarskie” klapki, a chór tradycyjne „rzymskie” sandały. Ciekawym rozwiązaniem są męskie szorty opatrzone logo jednej z firm produkujących odzież sportową. I tu też mamy gradacje – „lampasy” Zeusa są złote, reszty bohaterów – srebrne.

Niezrozumiałym jest dla mnie kolor szat sfer wyższych. Spodziewałbym się królewskiej purpury, tymczasem Zeus i Hera używają szat zbliżonych do pomarańczowych.

Antyczna koncepcja

Koncepcja nawiązuje do klasycznej tragedii antycznej. Wydarzenia dziejące się na scenie są co jakiś czas komentowane przez chór. Nadaje to dynamiki przedstawieniu i nie pozwala na rozkojarzenie, nie mówiąc o nudzie.

Potencjał chóru

Chór, poza komentowaniem wydarzeń, swoim śpiewem tworzy klimat, który trochę nawiązuje do najlepszych tradycji musicalu. Odniosłem wrażenie, że właśnie z musicalu wywodzi się inspiracja przedstawienia. Zwłaszcza jedna z chórzystek ma bardzo duży potencjał wokalny. Warto chyba go wykorzystać w kolejnym przedstawieniu, gdzie będzie miała szansę na solową rolę. Potencjał chóru jest tym wyraźniejszy ze względu na…

Muzykę

… której nie ma. A właściwie jest zaledwie kilka taktów. Reszta śpiewana jest a’capella, co należy szczególnie docenić. Są oczywiście efekty dźwiękowe, ale to całkiem inna historia i bez nich żadne przedstawienie chyba nie byłoby możliwe do zagrania.

Jednym z szokujących mnie elementów muzycznych jest wykorzystanie motywu z Greka Zorby i to już na początku przedstawienia. Przeraża, bo wykorzystanie go na początku sugeruje, że twórcy obawiali się wielkiej katastrofy. Na szczęście do niej nie doszło.

Rymowane kwestie

W spektaklu zastosowano rymy. To jest chyba nasza polska specjalność, żeby tragedie antyczne tłumaczyć przy pomocy trzynastozgłoskowca. Na szczęście nowe tłumaczenia Sofoklesa i Eurypidesa nie mają już tego piętna. Za to w spektaklu „Stara baba” pozostał wiersz. Na szczęście nie brzmi on sztucznie, za co wypada pochwalić autora.

Kartuskie niebo

W spektaklu Olimp zlokalizowany jest w Kartuzach – małym mieście koło Gdyni. Odniosłem wrażenie, że jest to forma prześmiewcza, ale mogę się mylić. Zwykle staram się ostrożnie wyrażać sądy o nieznanych mi zależnościach. Zwłaszcza po tym jak okazało się, że Abelard Giza wcale nie kpi w swoim scenariuszu filmowym z mieszkańców Pruszcza Gdańskiego, tylko darzy ich, jak i miasto, wielką estymą (jakie go z tym miastem łączą związki niech pozostanie tajemnicą).

Wolę zatem interpretować Kartuzy jako lokalizm i przejaw życia trupy aktorskiej w jasno określonym środowisku, które ma prawo poddawać krytyce. To jedna z ważnych funkcji teatru, o czym (w dobie uniwersalizmu) czasami zapominamy.

Rola pierwszoplanowa

Największą rolą jest postać Heleny, która traci swojego Adama i jako kobieta porzucona stara się ułożyć swoje życie. Jest prawie przez cały czas na scenie i jest to dla niej duże obciążenie i wyzwanie aktorskie. Pod koniec spektaklu odniosłem wrażenie, że za bardzo koncentruje się na wypowiadanych kwestiach i przestaje panować nad mimiką twarzy. Zarówno dramatyczne, jak i humorystyczne sceny gra w podobny sposób. Nie jest to zarzut, ale sugestia do zastanowienia dla aktorki. Siedziałem w ostatnim rzędzie i to zauważyłem, wiec może to być problem. 

Żeby złagodzić nieco tę uwagę pozwolę sobie na przywołanie małego przykładu – jedna z gwiazd Teatru Wybrzeże przez lata wszystkie swoje rolę grała w taki sam sposób. Po latach jest świetna w każdej roli, przyjmuje największe wyzwania aktorskie i doskonale sobie z nimi radzi. Doszło do tego, że na ostatnim spektaklu, w jakim ją widziałem, kilkakrotnie zastanawiałem się czy to naprawdę ona. A „znamy się” ponad ćwierć wieku. Dlatego mam nadzieję, że aktorka grająca Helenę też zaskoczy mnie w najbliższym czasie  swoją techniką.

Kwantyfikatory

Wiem, że na takie porównania trzeba bardzo uważać, dlatego bardzo ostrożnie napiszę, że czułem się na spektaklu „Stara baba” jak Woody Alen w Off Broadwey’owskim teatrze w filmie „Tajemnica morderstwa na Manhattanie”. Oczywiście nie rozważałem kto zabił, ale samo wejście do przestrzeni, które pełni kilka kulturalnych funkcji tworzy już atmosferę pewnej tajemniczości. Zagubienie – gdzie iść, pomocny pan portier kierujący mnie do teatralnej szatni, gwar kawiarni, w której toczy się inne, nie-teatralne życie. Jednym słowem – brak koturnowego ceremoniału przekraczania progu świątyni sztuki tworzy taki właśnie offowy nastrój.

Tradycyjny teatr

To nie jest jednak teatr awangardowy – co można by odczytać z poprzedniego akapitu. Jest bardzo tradycyjny, unikający kontrowersji i eksperymentu. Jest to związane z jego charakterem, bo jest to teatr amatorski. Niemniej, teatr ten odznacza się bardzo wysokim poziomem technicznym, wiele spektakli teatrów repertuarowych zrealizowanych bywa na dużo gorszym poziomie. 

Wielką zaletą teatru jest jego odwołanie do lokalności. Element kartuski z wykorzystaniem jasnych symboli jest tego dobrym przykładem. Według mnie, esencją dobrego teatru jest jego zakorzenienie w lokalnej społeczności. Lubię nie rozumieć lokalnych problemów Zakopanego w Teatrze Witkacego czy problemu Zatorza w Teatrze Osterwy. Jadąc do innego miasta mam tego świadomość i cieszę się z jego lokalnego kolorytu. Grupa „W Kaczych Butach” spełnia moje oczekiwania w pełni (bo aluzji kartuskiej chyba nie zrozumiałem).

Miejsce

Jak wcześniej wspomniałem – spektakl grany jest w nietypowym miejscu. Jest to gdyński Konsulat Kultury. Niegdyś był to dom dla szwedzkich marynarzy, potem prawdziwy szwedzki konsulat. Po opuszczeniu go przez konsula stał przez lata pusty aż wreszcie stał się placówką kulturalną – istotną na kulturalnej mapie miasta. Zdradzę jeden sekret – spektakle są grane w miejscu, gdzie niegdyś była protestancka kaplica. Na ścianach są cały czas religijne freski – jednak są one niewidoczne. Ja miałem okazję je zobaczyć w czasie, kiedy los Konsulatu nie był jeszcze przesądzony. Na szczęście cały obiekt, wraz z freskami jest objęty ochroną konserwatorska, więc nic złego im się nie stanie. Niestety, nie wiem, czy freski można kiedykolwiek obejrzeć. 

Scena

Sercem każdego teatru jest scena. Dla wszystkich, którzy nigdy jeszcze nie byli na spektaklu w Konsulacie Kultury postaram się ją opisać. Jest trochę mniejsza niż Malarnia w Teatrze Wybrzeże, za to światła i układ widowni jest bardzo podobny. Nawet organizacja miejsc do siedzenia jest w podobny sposób rozwiązana – prawdopodobnie zestawiana konstrukcja z bokami zasłoniętymi czarnym materiałem.

Duża obsada

W przedstawieniu bierze udział bardzo wielu aktorów. Wynika to z tego, że cały zespół jest zaangażowany w to jedno przedstawienie. Jest to sytuacja komfortowa, bo w tradycyjnym teatrze aktorzy grają na różnych scenach. Co gorsza, czasami jedno przedstawienie wpływa na drugie. Na przykład aktor zmuszony w jednym przedstawieniu do zbyt ekspresyjnego użycia głosu, w drugim (granym tego samego wieczoru, lub w dniu następnym) musi zmagać się z niedyspozycją głosową. Takie zdarzenia mają miejsce – o czym sam się ostatnio przekonałem. 

Z faktu, że trupa musi być podzielona na różne spektakle wynika konieczność przygotowywania przedstawień, w które zaangażowano tylko część aktorów. W związku z tym duże przedstawienia wymagające wielu artystów zdarzają się rzadko i są wydarzeniami. W przypadku Teatru „W Kaczych Butach” nie ma tego problemu, co warto wykorzystać w przedstawieniach mających duże wymagania obsadowe.

Oczko 

Od kilku ostatnich recenzji wprowadziłem odliczanie przekleństw, jakie padają na scenie. W przypadku tego spektaklu naliczyłem ich dwadzieścia jeden, ale są one z gatunku „soft”, bodajże w dwóch przypadkach pada soczyste „mięso”. Ale wszystkie te przekleństwa nie rażą, są dobrze wkomponowane w tekst sztuki i nie mają na celu jedynie szokowania. Są użyte adekwatnie i nie można o nie mieć pretensji (może poza jednym przypadkiem).

Propozycje repertuarowe

Teatrowi życzę kolejnych tak udanych przedstawień. „Stara baba” jest grana kilka razy w miesiącu od ponad czterech lat, co należy uznać za sukces (na Broadway’u jest to średnio dwa lata w przypadku spektakli, które odnoszą sukces). 

Ze swojej strony widziałbym klasyczną realizację na przykład prawdziwej antycznej tragedii. Przy odpowiednim opracowaniu nawet archaicznego tłumaczenia mogłoby to być wydarzenie.

Małe pytanie na koniec

Ciekawe czy Tinder – portal randkowy, z którego korzysta główna bohaterka jeszcze istniej? Dużo o nim słyszałem kilka lat temu- nigdy nie korzystałem. Obawiam się, że dzisiaj jego rolę przejęły zamknięte grupy w najpopularniejszym medium społecznościowym. Jeśli tak jest to chyba warto pomyśleć o małej zmianie w scenariuszu, ale jak pomyślę, że trzeba będzie dobrać pasujące rymy…

                                                   Marek Baran

 

 

Obraz wyróżniający i ilustracje – Autor zdjęć: Marek Baran