O pewnym miejscu, ludziach, ich talencie i charakterach

0
1059

Miejsce niezwykłe, legendarne, znajdująca się w modnej później dzielnicy Montparnasse, crémerie Chez Madame Charlotte. Crémerie to odpowiednik taniego baru, w którym podawano skromne posiłki. Ten jednak lokal, dzięki urokowi jego gospodyni, a zapewne i jej przedsiębiorczości stał się sławny. Właścicielka była kobietą otwartą, szczerą, w jej lokalu podawano nawet posiłki dla ubogich studentów, głównie z prywatnych szkółek artystycznych, które ze względu na stosunkowo niewielkie ceny lokowały się w tej dość biednej dzielnicy ówczesnego Paryża. Z tego też powodu w dzielnicy tej wielu malarzy wynajmowało na swe pracownie mansardy. Mówić będziemy bowiem o latach przełomu XIX i XX wieku. W tym czasie na posiłki do Madam Charlotte przybywali nie tylko wspomniani studenci, ale również – a może przede wszystkim – różni artyści. Ich sława była wówczas jeszcze niewielka, ich obrazy, czy inne dzieła (bo bywał tam na przykład również August Strindberg), nie przynosiły zbyt wielkich dochodów. Zresztą, nawet jeśli takie czasami osiągali, to szybko topniały one w gronie przyjaciół. Łączyła ich pasja, miłość do sztuki, a część z nich, tych wokół których zbierali się inni – talent.

Obiady dla studentów będą tu mniej istotne, nas interesują posiłki wieczorne, tzw.  (dîner), spożywane dość późno, między godziną 20 a 22, i które  zazwyczaj trwają dość długo. W lokalu Madame  Charlotte trwały często bardzo długo, tym bardziej, że obok podawanych w czasie takich posiłków dań na ciepło, a może nawet nie obok, ale przede wszystkim, podawane były wówczas duże ilości wina.

Druga kwestia, o której chcę dziś opowiedzieć, to talent. Ten bowiem przez naturę dawany jest niezbyt szczodrze. Ucząc przez ponad dwadzieścia lat w różnych szkołach miałem kontakt z tysiącami uczniów. Tym bardziej, że w swej karierze pedagogicznej dane było mi uczyć w kilkunastu szkołach. Byłem wprawdzie nauczycielem historii, ale czasami w ramach zastępstw mogłem obserwować prace malarskie uczniów, te często też były wystawiane na korytarzach szkoły. Zauważyłem, że talent malarski posiadało bardzo niewielu. W każdej ze szkół było ich zaledwie kilkoro. Nie wszyscy bowiem posiadamy na przykład zdolność widzenia przestrzennego. Nie posiadając takowej nie można zostać np. architektem. Kompozycja, sposób postrzegania rzeczywistości, wyczucie koloru (ten również odbieramy różnie, w skrajnych przypadkach nawet ich nie rozróżniamy, co określamy już jako chorobę – daltonizm). Posiadanie lub nie tych zdolności wskazuje na to, czy mamy talent, czy też nie. To dość łatwo rozpoznać, ja często zwracam uwagę na to jak artysta maluje dłonie.

Talent to jedna kwestia. Drugą jest potrzeba tworzenia. Tu znów odwołam się do wspomnień. Wśród moich uczniów spotkałem takiego, który nieustannie szkicował postaci do swoich komiksów. Z wieloma przedmiotami radził sobie stosunkowo słabo, ale rysunki jego były niezwykle ciekawe. Zapewne każdy z nas spotkał kogoś, kto nieustannie coś rysował. Kiedyś spotkałem takiego młodzieńca w autobusie, rysował coś w zeszycie. W ten sposób znalazłem autora do graphic nouvel do jednego z moich scenariuszy.

Wspominam tu o potrzebie tworzenia, gdyż Picasso powiedział kiedyś, że aby być artystą trzeba mieć 5 procent talentu, ale najważniejsze jest 95 procent pracy. Nie praca tu jednak jest ważna, lecz potrzeba tworzenia. To drobna, lecz istotna różnica.

Osoby, o których chcę tu opowiedzieć połączyło wspomniane miejsce, crémerie Chez Madame Charlotte, ich talent i potrzeba tworzenia.

Urodzony w 1848 roku Paul Gaugin wczesne dzieciństwo spędził w Peru, gdzie jego rodzina musiała emigrować do bogatej rodziny matki przyszłego malarza. Powodem emigracji były  radykalne poglądy jego ojca, który sprzeciwił się przywróceniu przez Napoleona III we Francji cesarstwa. Ojciec zmarł pod koniec podróży. Po 6 latach Gauguinowie wrócili do Paryża. Przyszły malarz nie był najlepszym uczniem. Powodem mogło być to, że z powodu emigracji miał kłopoty z językiem francuskim, może też pojawiły się jakieś problemy wychowawcze, wynikające z jego wrodzonej inteligencji, samodzielności myślenia, innych cech charakteru, dość że w wieku 17 lat porzucił szkołę i zatrudnił się jako chłopak do posług w marynarce handlowej. Do Francji powrócił w 1867 roku po śmierci matki. Podjął wówczas pracę maklera giełdowego i osiągał w tym zawodzie dość spore sukcesy. Ożenił się z Dunką Mette-Sophie Gad, z którą miał następnie pięcioro dzieci. Jego niespokojna natura nie pozwoliła jednak na to, by został statecznym mieszczuchem. Brał prywatne lekcje malarstwa, interesował się tym co dzieje się w tej dziedzinie. A był to czas, gdy malarstwo, sztuka, zaczęła w życiu społecznym odgrywać rolę coraz bardziej zaszczytną. Bogacące się coraz liczniejsze mieszczaństwo stawało się jej nowym mecenasem. W nowej rzeczywistości społecznej środowisko artystyczne stawało się stosunkowo liczne, pojawiła się konieczność rywalizacji, a co za tym idzie poszukiwanie nowych form wyrazu… inaczej mówiąc rozwój sztuki gwałtownie przyśpieszył.

Paul Gauguin miał niewątpliwie talent i potrafił go rozpoznać u innych, mało tego, jego otwarty umysł spowodował, że mimo iż nie miał akademickiego przygotowania w tym kierunku, a może właśnie z tego powodu…, dość że wśród różnych (a było ich w ówczesnym Paryżu setki, a może i tysiące) malarzy zainteresowali go akurat ci, którzy wnosili do malarstwa coś nowego, którzy wytoczyli później jego kierunki. Poznał Camille Pissarra, Puvisa de Chavannes i Cézanne’a. Uczestniczył w plenerach w Pontoise.

1879 przeprowadził się z rodziną do dużego mieszkania, w którym jedno pomieszczenie przeznaczył na pracownię. W tym samym roku wystawił na IV wystawie impresjonistów jedną ze swoich rzeźb. Rok później, na V wystawie impresjonistów, wystawił siedem obrazów i jedno popiersie, a na kolejnej wystawie osiem obrazów i dwie rzeźby. Prace jego zostały nawet zauważone przez krytyków, choć co oczywiste nie znalazł się jeszcze w gronie zawodowych malarzy.  Skłoniło to jednak Gauguina do poświęcenia swemu dotychczasowemu hobby coraz więcej czasu.

Na zmianę zawodu przez Gauguina wpłynął kryzys rynków kapitałowych. Czytamy, że w związku z tym artysta zdecydował się na porzucenie pracy i poświęceniu się malarstwu. Nie jestem biografem Gauguina i nie mam dostępu do źródeł. Podejrzewam jednak, że decyzja taka mogła wynikać z jednej strony z załamania się giełdy, być może bankructwa części jego klientów, a z drugiej strony z przesadnej wiary artysty w to, że w nowym zawodzie szybko znajdzie klientów. Rynek sztuki rządzi się swoimi prawami. Najbardziej utalentowani artyści mogą nie sprzedawać swych dzieł. Wówczas rynek ten dopiero się kształtował… tu liczyły się mody, wpływ krytyków… marketing. Wreszcie dostęp do bogatych klientów. To droga żmudna i trudna. Tym bardziej w czasie kryzysu. Nawet krótkotrwałego, ale przecież w utrzymaniu rodziny liczy się każdy dzień, a co dopiero miesiące, rok.

Obrazy Gauguina sprzedawały się słabo, oszczędności rodzinne zaczęły szybko topnieć. W listopadzie 1883 rodzina Gauguinów przeprowadziła się do Rouen, gdzie koszty utrzymania były niższe niż w Paryżu, ale obrazy artysty wciąż nie miały zbytu. Żona nie wytrzymała kryzysu, nie widziała też szans na sukces w nowym zawodzie męża. Przypuszczalnie za jej namową postanowili przenieść się do Kopenhagi.

Skłócony z teściami Gauguin w 1885 zostawił żonę w Danii, a sam, wraz z sześcioletnim synem Clovisem, wrócił do Francji, najpierw do Paryża, by w 1886 wyruszyć do Bretanii do Pont-Aven, miejscowości, która dała imię kierunkowi malarstwa: szkoła z Pont-Aven. W tej małej miejscowości, porównywanej do paryskiego Montmartre, spotykali się liczni malarze poszukujący „malowniczych pejzaży”. Gauguin wracając od czasu do czasu do Paryża zatrzymywał się w pokoju u Madame Charlotte i stał się stałym gościem jej Crémerie. To przy jego głównie stoliku spotykała się ówczesna bohema Paryża. Między innymi wspomniany wyżej Strindberg ale i Ślewiński, a i tu przetnie  się droga Gauguina i Wyspiańskiego.

Urodzony w 1856 roku Władysław Ludwig Ślewiński był od Gauguina o osiem lat młodszy. Nie wiem, jak bardzo niewielką wiedzę musiał mieć autor hasła z Wikipedii (mam nadzieję, że szybko poprawią to jej redaktorzy) zaliczając Ślewińskiego do malarzy Młodej Polski i secesji. To oczywisty błąd, o czym poniżej.

Ślewiński pochodził z zamożnej patriotycznej polskiej rodziny ziemiańskiej. Jego ojciec brał udział w powstaniu Styczniowym, później przebywał na zesłaniu. W różnych biografiach Ślewińskiego napotykamy też na wiele innych błędów. Za rzekome bankructwo majątku po matce, który przejął Ślewiński obarcza się na przykład jego ojca. Młody ziemiański syn uczył się jakiś czas w Szkole Rolniczej, ale jej nie ukończył, podobno też za namową swego kuzyna Chełmońskiego zapisał się do Szkoły Rysunkowej Wojciecha Gersona w Warszawie. Tu warto zauważyć ważną rzecz. Talent jest chyba cechą dziedziczną. Ślewiński był kuzynem Chełmońskiego, a talent odziedziczył też jego syn, który później ukończył Akademię w Krakowie.

Czerpiąc dochody z majątku Ślewiński znalazł się w gronie warszawskiej bohemy. Kawiarnie, bankiety, zabawy… romanse. To właśnie te ostatnie, a nie rzekome bankructwo majątku w Pielaszkowicach stało się przyczyną ucieczki przyszłego wielkiego artysty do Paryża. Choć zarządzanie w ten sposób przez młodego gospodarza powierzonym mu majątkiem zapewne spowodowało i to, że ten znajdował się w długach.

Po przybyciu do Paryża Ślewiński zatrzymał się u swego znanego jeszcze z Warszawy kolegi Zygmunta Andrychiewicza. Później zamieszkał sam, pracował fizycznie, bywało że głodował. Próbował doskonalić swój talent ucząc się w prywatnych pracowniach. Jak inni stołował się w taniej crémerie Chez Madame Charlotte.

Gauguin z gronem swych zwolenników perorował coś przy innym stoliku. Lubił błyszczeć, miał zresztą wiele do powiedzenia i mówił ciekawie. Ślewiński siedział sam i coś rysował na serwetce, nie znał jeszcze tego środowiska. Być może w którymś momencie przy stoliku Gauguina zabrakło wina, gdyż ten szedł w stronę bufetu. Zatrzymał się przy stoliku Ślewińskiego, spojrzał na rysunek i stwierdził – Pan ma talent. Później Ślewiński został zaproszony do pracowni Gauguina, później ich drogi bardzo się zbliżyły.  Ślewiński został jednym z twórców szkoły w Pont-Aven. Został malarzem, jego obrazy wstawione do niewielkiej paryskiej galerii (jakich było w tej ówczesnej stolicy kultury wiele) o dziwo szybko zyskały klientelę. Galerystka była jakiś czas partnerką Ślewińskiego, lecz ich drogi się rozeszły. Dochody Ślewińskiego ze sprzedaży obrazów były jednak na tyle znaczne, że to on kupował obrazy Gauguina (stał się właścicielem kilku, które np. miał z sobą w czasie swego pobytu w Zakopanem). Ślewiński był człowiekiem niezwykłej świadomości, miał też poczucie swej wartości, ale i rozumiał mechanizmy rynku. Moim zdaniem Ślewiński jest największym, choć wciąż niedocenionym,  polskim malarzem przełomu XIX i XX wieku.  

Wreszcie i trzeci artysta, który mógłby być może zostać z wymienionych największym. Obok talentu malarskiego miał on bowiem talentów więcej. Znamy go zresztą mniej jako malarza, a bardziej jako dramaturga, w czasach międzywojennych uważanego wręcz za wybitnego. Myślę mianowicie o Stanisławie Wyspiańskim, którego osiągniecia – moim zdaniem – niestety i w dramaturgii mogłyby być znacznie większe, sztuki mniej dyskusyjne, gdyby nie wspomniane już wielokrotnie miejsce, gdyby nie talent i ludzki charakter.  

Urodzony w 1869 roku Stanisław Wyspiański był synem rzeźbiarza i fotografika (kolejny dowód, że talent jest dziedziczny). Zdobył bardzo solidne wykształcenie. Uczył się w gimnazjum św. Anny w Krakowie, później zapisał się na wydział filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie w latach 1887–1890 i 1896–1897 uczęszczał na wykłady z historiihistorii sztuki i literatury, i rozpoczął studia malarskie w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie.  Szybko poznano się na jego talencie.  Jan Matejko powierzył mu współudział w wykonaniu zaprojektowanej przez siebie polichromii w odnawianym kościele Mariackim. Otrzymał też stypendium na kontynuowanie nauki w Paryżu. Tu miał nim się opiekować m.in. Władysław Ślewiński. Wyspiański również trafił do crémerie Chez Madame Charlotte. Zaproponował właścicielce, że namaluje na ścianie znajdującego się za  crémerie patio ogród. W kawiarni pojawiły się też inne jego prace, wzbudzając zachwyt gości.

Prace te dostrzegł po swym kolejnym powrocie z Tahiti, gdzie szukał inspiracji twórczej, Gauguin. Być może pojawiła się w nim i zazdrość o to, że w lokalu, w którym dotąd grał główną rolę pojawił się ktoś nowy. Młody, a przy tym niezwykle zdolny. Gauguin był już wówczas ponadto chory. Samotny mężczyzna szukał kontaktów, kiła była wówczas chorobą nieuleczalną i dość powszechną.

Gauguin znał mechanizmy rynku, zasady marketingu. Zorganizował w wynajętej pracowni przyjęcie dla zaproszonych gości, artystów i potencjalnych klientów. Wśród gości znalazł się i Wyspiański. Podawano absynt, ale najważniejszą częścią wieczoru był taniec nowej, pięknej partnerki Gauguina, nagiej Tahitianki. Czy to z dobroci serca, a może właśnie kierowany zawiścią Gauguin wyjeżdżając na jakiś czas do swej żony do Danii podarował klucze do swej pracowni Wyspiańskiemu. „Darował” mu wówczas niestety znacznie więcej.

W pracowni Wyspiański zastał Tahitiankę. Resztę proszę sobie dopowiedzieć. Stanisław Wyspiański zmarł kilkanaście lat później przeżywszy zaledwie 38 lat w 1907 roku. Nabyta w Paryżu choroba ma przebieg niezwykle trudny. Powoduje przez jakiś czas wzrost aktywności umysłu i  z tego powodu w połowie XIX wieku niektórzy artyści wręcz chcieli na nią chorować, ale w konsekwencji niszczy nie tylko umysł ale i ciało. Jej objawy są wręcz obrzydliwe.

                                                                 Piotr Kotlarz

Autorstwa Paul Gauguin – The Yorck Project (2002) 10.000 Meisterwerke der Malerei (DVD-ROM), distributed by DIRECTMEDIA Publishing GmbH. ISBN: 3936122202., Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=151299