Oddałabym wszystkie stojące w kredensie filiżanki za jej powrót. Te z pozłacanymi brzegami, ręcznymi malunkami i spodeczkami do kompletu. Te, w których codziennie piję moje pięć kaw – każdą w innej. I nawet tę, z której nie piję nigdy, bo za bardzo boję się, że ją stłukę.
Oddałabym wszystkie porcelanowe słonie. Te stojące na komodzie w salonie, z trąbami zwróconymi do okna (to podobno przynosi szczęście). Zbierałam je od piątego roku życia. Są tam słoniki z Kenii, Japonii i Ciechocinka. Różowe i zielone. W parach i samotne.
Oddałabym talent do grania na skrzypcach. Nie twierdzę, że go mam, ale ona tak twierdziła. Oddałabym każdą wygraną melodię. Struny, gryf, ślimaka i kołki. Cały instrument i wszystko, co z nim związane. Nawet spokój, który wypełnia mnie podczas gry.
Oddałabym je bez chwili namysłu.
Jaśka, bez którego nie umiem zasnąć. Ulubioną kawę, choćbym miała się już jej nigdy nie napić. Pocztówki, które wysyłała mi z tych podróży, w które z nią nie wyruszyłam. Nasze wspólne zdjęcia. Ją, trzymającą mnie w ramionach. Mnie rozpłakaną, w samej pielusze.
Nie wiem, co mam ze sobą teraz zrobić.
Gdzie mam upchnąć te wszystkie słowa, których nie zdążyłam jej powiedzieć? Co z miejscami, w które chciałam ją zabrać? Świętami? Kto tak pięknie ubierze choinkę? I kto zadzwoni, jeśli nie będę się zbyt długo odzywać?
Co mam zrobić z kwiatami, które kupiłam? Nie powącha ich, jak zawsze wąchała. Nie wstawi do wazonu zrobionego z wielkiego słoja, który pomalowałam i podarowałam jej na Dzień Mamy. Miałam może sześć lat. Postawiłam wazon na grobie miesiąc temu. Dwa dni później już go nie było. Ukradli jej nasz wazon.
Co mam zrobić z nadal pachnącymi nią ubraniami? Długim kaszmirowym szalem, różowymi kaloszami i wełnianym płaszczem? Co ze starą toaletką, niewykończonymi płynami do kąpieli, nadal stojącymi na wannie? Co z pościelą, w której dopiero co spała, i jej ulubionym jaśkiem?
Mam puste ręce. Przyglądam im się. Trochę się trzęsą. Są lodowate. Palce zdrętwiały. Paznokcie zsiniały.
Co mam zrobić ze spokojem, który zabrała ze sobą? Poczuciem bezpieczeństwa i absolutnej akceptacji? Co z miłością? Gdzie ona teraz jest?
Oddałabym wszystkie filiżanki. Nawet te z pozłacanymi brzegami.
Całą kolekcję porcelanowych słoni.
Skrzypce.
Jaśka, bez którego nie potrafię zasnąć.
Ulubioną kawę.
Pocztówki.
Nawet nasze zdjęcia.
Ale przecież nikt ich ode mnie nie weźmie. I nikt mi jej już nie odda.
Justyna Luszyńska
Justyna Luszyńska jest pisarką, anglistką i miłośniczką herbaty. Pisze powieści („Będę czekać całą noc”, „Łączy nas nienawiść”), prowadzi swoją stronę (www.pisadlo.pl) oraz działa na Instagramie, na którym albo nakleja plasterki na dusze (@pisadlo_luszynska), albo uczy siebie i innych o tym, jak pisać dobre książki (@j.luszynska).
Poza tym buduje kampera, którym chce jeździć po świecie, je naleśniki z masłem orzechowym i kocha wiosnę, między innymi dlatego, że wtedy kwitną bzy. A kiedyś zamieszka blisko gór, bo ciągnie ją do nich jak cholera. Wiadomo? Może w poprzednim wcieleniu była jedną?
Obraz wyróżniający: pexels-cottonbro-studio-3171111