W czasach półprawd i symetryzmu bardzo trudne jest ocenianie poczynań moralnych. Unosząc się oburzeniem, że ktoś postąpił niewłaściwie, albo że zło staje się coraz bardziej bezkarne i rozzuchwalone, słyszymy zewsząd, że jednoznaczna ocena nie jest możliwa. Wszystko jest względne, wszystko zależy od punktu widzenia, od okoliczności, powodów i specyfiki kulturowej. Obrzezanie małych dziewczynek przez muzułmańskie matki ma swoje racje w prastarej tradycji, bicie kobiet na Podhalu jest zwyczajem powszechnym i nie można tego zakazać żadną ustawą zza gór i lasów, kradzież publicznych pieniędzy jest tolerowana, jeśli złodzieje dzielą się zdobyczą z biednym ogółem itd. itp. Zło rozmywa się na naszych oczach i coraz więcej ludzi ma wątpliwości, czy w ogóle istnieje. A jednak potrzeba orientacji moralnej i pewności, że białe jest białe, a czarne jest czarne wydaje się niezbywalna i rozpaczliwie czepiamy się każdej szansy na jednoznaczną ocenę, bo człowiek organicznie potrzebuje porządku nie tylko w sferze materialnej wokół siebie, ale też, a może szczególnie, w świecie wartości. Dlatego taką popularnością cieszą się słowa, które bezkompromisowo piętnują tych, co czynią zło i pozwolą ich odseparować od kultywującej dobro większości. Takim słowem stało się „kurewstwo” oderwane już od pierwotnego znaczenia związanego z „najstarszym zawodem świata” i z powodzeniem używane, a nawet nadużywane w określaniu zła czynionego niezależnie od płci.
Osobiście jestem za popularyzacją słowa „nikczemność”, które z jednej strony jest wieloznaczne w definiowaniu różnych wykroczeń, zachowań i pomysłów, ale ma tę zaletę, że jest jednoznaczne w naszej ocenie złego człowieka i uniemożliwia próby jego usprawiedliwienia. Nikczemnik to ktoś, kto ma za nic jakiekolwiek normy i dzieje się tak nie z powodu jego zaburzeń osobowości, usterek psychiatrycznych, czy jakiejś wyznawanej przez niego absurdalnej ideologii. Dzieje się tak, ponieważ nikczemnik ma upodobanie w swoich podłych czynach, słowach i myślach. Świadomie czyni zło i tapla się w nim jak świnia w błocie. Wie, że jest ohydny, że ludzie nim gardzą, czy nienawidzą, i to właśnie daje mu satysfakcję. Manifestuje w ten sposób swa odrębność od uznającego wartości społeczeństwa i postępuje na przekór jego normom. Istnieje też u niego skłonność do bratania się z innymi nikczemnikami i w ten sposób powstają bardzo niebezpieczne wspólnoty podłych osobników pomagających sobie wzajemnie w destrukcji nie tylko świata materialnego, ale przede wszystkim mentalności otaczających ich ludzi, zajętych budowaniem rozmaitych dóbr.
Precyzyjna definicja nikczemnika jest trudna i wykracza poza ramy krótkiej refleksji. Wielki udział w tym definiowaniu ma intuicja. Mnie tutaj najbardziej interesuje to, że jeśli uda się przypisać komuś to określenie, to pojawia się jednoznacznie negatywny stosunek do takiej osoby i przez chwilę czujemy się uwolnieni od tak przygnębiającego nas relatywizmu. Nie wahajmy się więc ustalać w swojej skali ocen, kto zasługuje na miano nikczemnika. Takie jednoznaczne potępienie pomoże nam w niekończącej się wojnie pomiędzy dobrem i złem. Przecież trzeba się w niej opowiedzieć po jednej stronie, a nie skakać przez barykadę „w te i we wte”.
Marek Weiss-Grzesiński
Tekst publikowany był pierwotnie na facebooku pana Marka Weiss-Grzesińskiego. [Tu za zgodą autora ]
Obraz wyróżniający: Nikczemnik według Pawła Dobrzyckiego.