Na zdjęciu Krzysztof Penderecki wśród swoich drzew.
Muzyka jest dowodem na istnienie Boga – twierdzą jej miłośnicy. Rzeczywiście, wzruszenie jakiego doznajemy słuchając wysokiej jakości muzyki jest porównywalne z tym, które towarzyszy modlitwom, rozmyślaniom o Bogu i poczuciu, że jest gdzieś blisko obok nas.
Szczególnie w utworach wzniosłych takich wielkich mistrzów jak Bach, Mozart, czy paru innych, możemy odnaleźć siłę i piękno unoszące nasze myśli wprost do „nieba”. Oczywiście mowa o niebie metafizycznym, a nie o cienkiej warstwie atmosfery z nieskończoną otchłanią zimnego kosmosu za jej ulotną granicą. Setki powiązań kulturowych z Mszą H-moll Bacha, Requiem Mozarta, czy wieloma wspaniałymi dziełami dawnych i współczesnych kompozytorów ( tych drugich niezmiernie rzadko), dają nam bodziec do właściwego rozumienia następstwa dźwięków, jakie wpadając przez nasze ucho wywołują w mózgu radość, rozkosz, uniesienie i pewność, że za tymi emocjami ożywiającymi nasze myśli musi stać jakaś wielka potęga, której odzwierciedleniem jest cud właśnie zasłyszany. Nie jest to żaden dowód w rozumieniu nauki, bo ta służy wyjaśnieniami
jak powstają dźwięki. Czy wibrująca struna, czy dźwięczna trąba rezonująca wydychanym powietrzem, czy też ekscytująca fala odbita od skóry naciągniętej na bęben – wszystkie te drgania docierają do naszej błonki w uchu, a ono przetwarza to w tysiące sygnałów nerwowych mknących do mózgu i układających się w rytm, melodię, czy wspaniały akord wieńczący duet Johanaana i Salome, która nie dbając o wspaniałą opowieść o Jezusie uporczywie domaga się pocałunku. Wtedy rozgniewany prorok śpiewa „Bądź przeklęta!” i oto słyszymy ten jeden z najpotężniejszych i najbardziej wstrząsających akordów, jakie zostały w muzyce kiedykolwiek zapisane.
Czy Ryszard Strauss stworzył go, ponieważ Bóg istnieje? Być może on sam tak uważał, chociaż w to wątpię, skoro zafascynował się tekstem Oscara Wilde’a, a nie fragmentem z Biblii. Ale istnieje wiele dzieł, nie tylko muzycznych, które powstały pod wpływem żarliwej wiary w Boga, zaświaty, dusze zmarłych i żywych oraz wszelkich innych cudów. To dowód na istnienie wielkiego pragnienia ludzkości, by istniało coś ponad bolesną i nieznośną rzeczywistość. To hołd złożony Platonowi i tym wszystkim nauczycielom, którzy przekonali nas, że nie jesteśmy tylko zwieńczeniem przyrodniczej ewolucji. To znak, nie jesteśmy bezmyślnymi obserwatorami cieni na ścianie, tylko mamy pewność, że tam poza naszą jaskinią istnieje piękny świat idei, wzniosłości i Boga. O dziwo, źródło tej pewności tkwi w nas samych, w naszych pragnieniach i dziełach, które tworzymy. Czy budując katedry, czy rzeźbiąc, czy malując, czy pokrywając mozolnie nutami papier w pięciolinię, tworzymy piękno, które musi pochodzić z innej niż nasza rzeczywistości? A przecież ta nasza jest nieskończenie piękna.
Mistrz Krzysztof Penderecki, największy współczesny kompozytor, oprowadzając mnie po swoim ogrodzie, gdzie zasadził setki drzew, zwierzył się, że to one są dla niego inspiracją i źródłem piękna. Nie śmiałem go zapytać, czy uważa, że też są dowodem na istnienie Boga jak jego muzyka. Deklarował się jako człowiek wierzący i tajemnicę o tym, w co wierzył zabrał ze sobą w zaświaty, do których miał nadzieję dotrzeć. Kiedy patrzyłem na urnę z jego prochami, myślałem, że to w niej spoczywa jego geniusz i umiejętność takiego połączenia dźwięków, że wielokrotnie doznawałem wzruszenia. Ktoś może nazwać je metafizycznym, a ja przeżywam je bez konieczności odwoływania się do jakiejś innej rzeczywistości, niż ta, w której miałem szczęście przebywać z tym artystą i mędrcem oraz jego muzyką. Myślałem też, że ona powstaje dopiero dzięki wykonawcom. Zapis nutowy skrzypcowego sola nie jest jeszcze ani pięknem, ani dowodem na istnienie Boga. Dopiero kiedy te nuty zagra Anne – Sophie Mutter, a w nas rodzi się to niepojęte wzruszenie, możemy rozważać czego jest ono dowodem i jak ponury byłby świat, gdyby go zabrakło, a my odczuwalibyśmy tylko zwierzęce popędy i kierowali się instynktem przetrwania.
Komplikacja, jakiej podlegamy w wyniku ewolucji przekroczyła możliwości naszego rozumienia wszystkich jej aspektów. Pomagamy więc sobie metafizyką, żeby nie oszaleć z rozpaczy, że nie tylko kosmos nas przerasta w swojej przerażającej skali, ale i biologia, w której tkwimy, dysponuje paletą możliwości, jakich nie jesteśmy w stanie ogarnąć.
Marek Weiss Grzesiński
[Tekst publikowany był pierwotnie na Facebooku pana Marka Weiss Grzesińskiego. Tu za zgodą autora.]