Mierzeja Kurońska – wrota niebios nad rosyjską granicą / Hanna Szymerska

0
431

Abstrakt

W niniejszym wpisie podjęłam się opisania swojego pobytu na Mierzei Kurońskiej w lipcu 2022 roku. Zawarłam w nim zarówno własne przemyślenia, jak i znaczące kwestie w historii półwyspu. Mieszając ze sobą emocje, które czułam na Litwie i do konkretnych obiektów oraz postaci postanowiłam podjąć się próby wykazania wyjątkowości tegoż miejsca i zrozumienia fascynacji nim wśród literatów.
Kiedy siedzę na promie widzę wiele rejestracji niemieckich. Dziwię się, że moim oczom nie ukazują się numery francuskie, w końcu nie tylko Tomasz Mann upodobał sobie Mierzeję Kurońską. Lata po śmierci niemieckiego noblisty do grona zachwyconych tym miejscem dołączył noblista, który Nobla nigdy nie przyjął – Jean-Paul Sartre. Emocje Francuza były tak silne, że ów zagorzały ateista uznał miejsce za wrota niebios. A pompatyczność jego słów nie była przesadzona, nawet według podróżujących tamże Litwinów, którzy możliwość wycieczki na Mierzeję Kurońską mają zdecydowanie częściej. Kolejne lata po drugim już oczarowanym okolicami Kłajpedy literacie miejsce przypadło do gustu innym znaczącym tego świata. I tak w 2000 półwysep odnalazł się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Dojazd na Mierzeję Kurońską to wyjście ze strefy komfortu Europejczyka, zwłaszcza takiego, który większość swoich wakacji spędzał w hotelach przy plaży w basenie Morza Śródziemnego. O nich, właśnie tych przedstawicielach klasy średniej myślałam, gdy wspólnie z towarzyszem podróży czytałam na głos jego książkę czekając na wpuszczenie autokaru na prom przeznaczony dla pojazdów. Promy kursują często, ale w sezonie letnim jest ich zdecydowanie za mało. Swego czasu miał powstać most łączący półwysep z Kłajpedą, ale podobnie jak inne planowane chińskie inwestycje nie został zrealizowany. Czekanie zajęło około pół godziny; nie chciałam wiedzieć, co na ten temat sądzili zniecierpliwieni kierowcy. Zapewne po wjechaniu na teren Smiltyne zdenerwowali się jeszcze bardziej, gdyż naliczana jest opłata ekologiczna wynosząca wielokrotność dziesięciu euro (wysokość zależy od typu pojazdu). Po jej uiszczeniu zaczyna być warto patrzeć przez okno. Jadąc wzdłuż wody i lasów, wydm oraz rybackich domków człowiek sam się odrywa od książki. Dojeżdżając zaś do Nidy, jednej ze składowych wiosek całego rezerwatu można poczuć na własnej skórze osławiony nadmorski wiatr i zaczerpnąć łyk powietrza nieprzypominającego tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni.
Droga do atrakcji turystycznych jest w pewien sposób wymagająca. Co prawda nie czułam zmęczenia biegając po drewnianych schodach, czy też chodząc po piasku, ale widziałam, jak odczuwali to turyści. Każdy krok to okazja by się rozejrzeć. Raz zobaczy się ptaki, innym razem pomalowane rybackie domki przypominające łudząco te z afiszy biur podróży specjalizujących się w Skandynawii (ale jednak inne, w jakimś niezdefiniowanym jeszcze aspekcie), jeszcze innym razem zauważy się ruszające się wydmy. Droga w stronę rezerwatu wiedzie aż do zegara słonecznego, który o dziwo niczym się nie wyróżnia. Wyróżnia się zaś krajobraz – stojąc pod zegarem ma się przed oczami niekończące się przestrzenie wydm, skąpej roślinności, czy też przygarbionych od wiatru krzewów. Kiedy spojrzy się w jedną stronę widzi się wody Kłajpedy, w drugą – Morze Bałtyckie. Woda zmienia kolor, wydaje się też inna. Ta obok litewskiej ziemi jest spokojniejsza i bardziej turkusowa od ciemnych fal Bałtyku. Ich zjednoczenia jednak nie widać przez pas półwyspu. Tak daleko horyzont nie sięga.
Oddalając się parę kroków od zegara słonecznego natrafi się na Jeana-Paula Sartre’a. Pomnik jednego z najbardziej wpływowych filozofów i literatów XX wieku stoi w dokładnie w tym samym miejscu i pozie, w której Francuz stał przed laty w 1965. Nie ma obok niego pani de Beauvoir, widocznie nie zapisała się tak w pamięci Litwinów; nie zrobił jej zdjęcia Antanas Sutkus i nie pokochała aż tak Zachodniej Litwy. Patrzyłam na wszystkich turystów starających się uwiecznić spotkanie z pomnikiem. Nie mogłam uwierzyć w to, że sylwetka Sartre’a budzi dla nich kontrowersje. Władze lokalne, jak i opinia publiczna Republiki Litewskiej początkowo do pomnika nastawiona była sceptycznie ze względu na poglądy Sartre’a oraz ówczesne wykorzystanie jego wizyty w sowieckiej propagandzie. Jednak nawet wybielanie dyktatorów nie sprawi, że tłum przestanie fotografować się w twojej pozie. Wczasowicze zawsze będą wczasowiczami. 
Przechodząc dalej nie odstępuje mnie zachwyt nad wydmami. Nie mam pod nogami chmur, nie jestem Sartrem, ale pod moimi stopami rośnie tyle kwiatów nadmorskich, że nie wiem, gdzie postawić nogę by ich nie zdeptać. 
– Kiedyś można było przejść jeszcze parę kilometrów – słyszę od zamyślonego towarzysza. Rozważamy wtedy, czy zakazano chodzenia po wydmach przez szkody dla środowiska, czy przez granicę z obwodem królewieckim. A może z obu. Schodząc na ten temat śmiejemy się lekko z turystów amerykańskich, którzy chcieli sobie zrobić zdjęcie z „jedną nogą po stronie litewskiej, drugą po stronie rosyjskiej”. Husycka „święta naiwność” nabiera nowego znaczenia. Niemniej barierka ograniczająca dalszy przejazd przez utwardzoną drogę dalej stoi. Paru kierowców zawraca na jej widok zwłaszcza gdy karą widoczną na tabliczce jest mandat w wysokości prawie stu euro. 
Miasta czy też miasteczka na Mierzei Kurońskiej są rozsiane a razem tworzą kompleks o nazwie Nerynga. W całej litewskiej części jest tylko jeden sklep należący do sieci wieloletniego litewskiego miliardera. Pomimo tego, że domów (zwłaszcza tych nowoczesnych, bądź odnowionych) nie brakuje i w każdym oknie znajduje się kwiatek bądź wyprana firanka wszystkie miasteczka wchodzące w skład Neryngi zamierają zimą. Latem po półwyspie poruszają się tysiące turystów, w listopadzie mieszkańców jest jedynie tysiąc a może i mniej. Prom kursuje wówczas zdecydowanie rzadziej. Nie dotarłam do informacji czy ów sklep jest otwarty zimą. Doszłam jednak do wniosku, że miejsce to daje swoim mieszkańcom niewiarygodny spokój a wręcz samotność. Widzę już, czym podbiło serce Tomasza Manna.
Stojąc na wydmie przypomina mi się artykuł, który czytałam o granicy ormiańsko-tureckiej. Na horyzoncie są budynki znajdujące się już po stronie królewieckiej. Gdy podejdzie się najbliżej jak się da (czyli około kilometr, co przy wyłączaniu telefonu ze względu na możliwość przypadkowego przełączenia taryfy na pozaeuropejską jest jedynie szacunkiem; później okazało się, że był to dystans około 1,5 km) wzrok czasami pozwoli zobaczyć nawet kontur ludzki lub samochodowy. W książce o Armenii wspomniane było, że przygraniczni mieszkańcy dwóch zwaśnionych państw wiedzą o sobie wiele – widzą swoje samochody, domy, czasami nawet kojarzą, że komuś urodziło się dziecko. A jednak nigdy ze sobą nie rozmawiali. Nigdy Ormianin nie podał ręki Turkowi. Czy analogiczna sytuacja miała miejsce między Litwinem a Rosjaninem? Być może, zwłaszcza, że Litwa z Rosją miała napiętą relację od niepamiętnych czasów a przejście przez granicę nigdy łatwe nie było. Obecnie jaskrawo widać analogię do Turcji i Armenii. Można patrzeć na budynki, ale z ich mieszkańcami się nie porozmawia. Można nawet domniemywać, że żyją dokładnie tak samo, jak Litwini, choć zapewne mniej zwracając uwagę na turystykę. Nie można jednak nigdy tych wyobrażeń zweryfikować. 
Wchodząc po raz kolejny do Nidy, która wraz z Juodkrante, Pervalką i Preilą tworzy Neryngę, czuję analogię do wakacji nad polskim Bałtykiem. Tak, tu również stoją stragany pełne bursztynowych ozdób oraz magnesów. Brakuje tylko człowieka z gotowaną kukurydzą. Bałtyk sera toujours Bałtyk, parafrazując Maurice’a Chevaliera.
Jeśli byłaby jedna rzecz, którą musiałabym wskazać, jako cechę wyjątkową Mierzei Kurońskiej i nie mogłabym wymienić przyrody wskazałabym obecność kościołów ewangelickich. Nie zamierzam tu mówić, że jest ich sporo, gdyż byłaby to nieprawda mając na uwadze ich liczbę (dwa). Sam fakt ich obecności jest już specyficzny; Litwa była jedynym krajem katolickim w ZSRR. Widząc neogotycki kościół z czerwonej cegły przypominam sobie o pruskim dziedzictwie regionu. Słysząc o jego poprzedniej funkcji (muzeum) czuję dziedzictwo radzieckie. A potem przypomina mi się noblista, gdyż to w tym kościele z 1888 odbywają się seminaria poświęcone Tomaszowi Mannowi. Jeden budynek a wszystkie ważniejsze wydarzenia w nim zawarte.
Kończąc swoją wycieczkę patrzę jeszcze raz na morze. Nie jestem miłośnikiem ptaków, ale tym razem zwracają moją uwagę. Znowu patrzę na jedynych opierzonych pływaków. Wsiadając na prom, tym razem przeznaczony dla pieszych, myślę o nich sporo. Półwysep Kuroński się zmienia, zarówno w skali roku wyludniając się i zaludniając, jak i w skali dekad przeżywając wraz z Litwą swoją historię. Mewy i kaczki nie muszą tego przeżywać. One po prostu dalej pływają miłując ten mikroświat.
Hanna Szymerska
Członek Koła Naukowego Kultury i Prawa Wschodniej Słowiańszczyzny
działającego przy Wydziale Prawa i Administracji UJ

 

Obraz wyróżniający: Plik Mierzeja Kurońska NP 05-2017 img15 Epha Dune.jpg. Z Wikimedia Commons, repozytorium wolnych multimediów