Łukasz Łyczkowski – „5 rano”
Każde pokolenie ma swoich artystów, idoli, tych, którzy wyrażają ich lęki, nadzieje, marzenia. Tych, którzy są ich głosem. Takich miało moje pokolenie, takich poszukują dziś znacznie ode mnie młodsi.
Nie jestem muzykiem, nie mam żadnego przygotowania muzycznego, jestem tylko zwykłym odbiorcą, mało tego jak każdy z takowych w wyborze muzyki kieruję się przede wszystkim własnymi gustami. Te kształtowały się we wczesnej młodości. W liceum moi rówieśnicy wybierali między „Niemenem”, a „Czerwonymi Gitarami”. Dziś niektórym taki wybór może wydawać się dziwny, a dla nas były to wówczas dwa różne światy. Moje późniejsze fascynacje muzyczne to Janis Joplin, Jimi Hendrix, Mike Oldfield, ale i Demarczyk, Grechuta. To były głosy naszego pokolenia, w każdym razie części z nas.
Studiując w latach siedemdziesiątych w Lublinie zetknąłem się w jakiejś knajpie z liderami „Budki suflera”. Później śledziłem i ich karierę, nawet lubiłem niektóre z ich utworów. Ich muzyki słuchałem jednak raczej nieczęsto, czegoś mi w niej brakowało… Szanowałem jednak Krzysztofa Cugowskiego za jego konsekwencję, byłem dumny z tego, że miał aż tyle odwagi, że zdobył się na organizację koncertu „Budki Suflera” w Carnegie Hall. [Na marginesie tego tekstu, polecam tę informację różnym niespełnionym artystom, którzy o brak sukcesu obwiniają wszystkich, oprócz siebie]. Krzysztof Cugowski i jego zespół może nie osiągnęli wówczas sukcesu, nie podbili Świata… ale chociaż spróbowali. Kto jeszcze próbował? Demarczyk, Niemen…, kto jeszcze? Oczywiście i polscy muzycy jazzowi: Stańko… Możdżer… tu wymienić można bardzo wielu. Można wspomnieć też o polskich twórcach tzw. muzyki poważnej, ale tu chcę pisać o muzyce młodego pokolenia, o twórcach, którzy są jego głosem.
Wciąż byłem tej muzyki tylko słuchaczem, odbiorcą. Miałem może nieco większy kontakt z różnymi wykonawcami w związku z moją pracą (w klubach studenckich i innych). Zapraszałem zespół „Osjan” (przy okazji „Spotkań jesiennych”, które organizowałem w Klubie Studentów Wybrzeża „ŻAK”; w związku z ówczesną modą na kultury Indii, buddyzm), a nawet organizowałem pierwszy koncert punkrockowy zespołu „Tilt” w Wielkim Młynie w Gdańsku w 1980 r. Sprawdzając historię tego zespołu w Wikipedii zauważyłem, że był to jeden z pierwszych występów tego zespołu. Pamiętam tłumy młodych ludzi, którzy przed koncertem dopiero przebierali się odpowiednio do klimatu tej muzyki. W większości byli to licealiści… Kto wie, jak potoczyłyby się polskie losy rocka, gdyby nie późniejszy stan wojenny?
Na szczęście zespół ten przetrwał. Na trwale zaznaczył swoje miejsce w polskiej popkulturze. W początkach XXI wieku byli jednymi z tych, którzy wyrażali niepokoje swojego pokolenia. W 2000 roku śpiewali: Nie wierzę politykom/ To oni wytyczyli granice?/ To oni zbudowali mur?/ To oni podzielili nas/ To oni patrzą na nas z góry//To oni mają swoje sprawy/ O których my nic nie wiemy/ To oni wywołują wojny/ Na których to my giniemy/ Nie wierzę politykom/ nie wierzę…
Śpiewali też, o uczuciach – „Ostatnia piosenka o miłości” 2012. Czuję, że, kochasz mnie. /Myśli plączą się, ale Twoje serce wie. / Najcudowniejsza czy Ty wiesz, że ja dla Ciebie się budzę każdego dnia?/ Co noc przytulam się do Ciebie, a Ty.. / Ciebie tu nie ma i ciężkie łzy kapią choć ich nie chce nikt/ i znów samotny powraca świt./ Ciągle modle się o Ciebie./ Ufam, że rację masz. / Musimy sobie dać czas. / Choć tak trudno i tak boli…
Tak, pewne tematy są ponadczasowe.
Byłem, więc wprawdzie organizatorem różnych koncertów, ale przecież wciąż tylko organizatorem, słuchaczem. Szanowałem poszukiwanie kolejnych muzyków, ale moje gusta były odmienne. Pojawiła się jeszcze fascynacja jazzem… choć prawdziwe emocje wciąż wzbudzał Niemen, Oldfield, wzbudzała Demarczyk.
Dlaczego o tym piszę? Kogóż obchodzą moje muzyczne fascynacje?
Wspominam o tym dlatego, że chcę dziś napisać o muzyku, który być może stanie się głosem obecnego pokolenia…
Stałem się zupełnie przypadkowo również autorem tekstów piosenek (do scenariuszy moich musicali) i w związku z tym zacząłem śledzić kariery współczesnych polskich wokalistów. Ci w swej drodze do kariery często pojawiają się w różnych programach („Voice of Poland”, „Szansa na sukces”). Większość z nich nie robi jednak kariery. Polski rynek fonograficzny jest bardzo płytki, dominują na nim zagraniczne koncerny.
A jednak, niektórzy się przebijają. Piotr Cugowski…, Paulina Czapla, Izabela Szafrańska, wielu innych. Dzięki różnym konkursom na różnych scenach swoje „pięć minut” mają również wokaliści bardzo młodzi. Show biznes nie może zostawić odłogiem i tego rynku. Eurowizja junior każdego roku lansuje nowe odkrycia. Czy wokaliści ci mają jednak szansę pozostać na czele list przebojów dłużej? Myślę, że raczej nie.
I to nie tylko z tego powodu, że ich kariery rozwijają się jakby poza oficjalnym nurtem, że dziś gusta kształtuje głównie TV, radio… Siła Internetu, aczkolwiek wciąż rosnąca jest wciąż wobec tych tradycyjnych mediów słabsza. Przyczyna jest znacznie głębsza. Mimo tego, że od wojny minęło już ponad 75 lat, a od tzw. „przemian” ponad lat ponad trzydzieści, nie powstał w naszym kraju przemysł show biznesu. Rozpoczynający karierę wokalista nie znajdzie profesjonalnego agenta, niewielu mamy zawodowych autorów tekstu, sztabów ludzi zajmujących się koncertami… Polski świat show biznesu wciąż trąci amatorszczyzną. W ramach tzw. transformacji polski rynek kultury nasze władze oddały za darmo zagranicznym koncernom. Dziś bez umowy z ich polskimi ekspozyturami polskim artystom przebić się jest niezwykle trudno.
Zapędziłem się, przecież w czasach tzw. „komuny” było jeszcze trudniej, a jednak wielu się udało. Niemen, Demarczyk, „Budka Suflera”. Można…, można.
Myślę, że i tak dzieje się i dziś, choć nie zawsze to dostrzegamy. Szukając wybitnych polskich głosów obserwuję kolejne edycje „Voice of Poland”. Niektórzy z wykonawców dysponują naprawdę wybitnymi możliwościami. Ton głosu, jego siła, wrażliwość… Sprawdzam później ich dalsze losy… Niestety najczęściej gdzieś giną.
Niektóre kariery wydają się jednak imponujące. Tak trafiłem właśnie na Łukasza Łyczkowskiego. Jego piosenkę „Nie wiem jak”, drugi singiel zapowiadający płytę zespołu 5 RANO, odsłuchało już miliony osób; ma dziś już na You Tube ponad 13,5 mln wejść. Ja odsłuchałem ją już prawie dziesięć razy.
Czyżby pojawiła się nawa gwiazda rocka na miarę Czesława Niemena? Mam nadzieję, że tak. Dowodzą tego i pozostałe piosenki tego artysty… nie wokalisty tylko – jak próbuje określać Łyczkowskiego jeden z krytyków muzycznych. Łukasz Łyczkowski jest przecież również autorem większości śpiewanych przez niego tekstów, gra na gitarze, komponuje – jest artystą.
Przyjmuje się, że rock to muzyka buntu, „szczera muzyka wkurzonych ludzi”. Ale czy protest musi być wkurzeniem? Można nie zgadzając się z przyjmowanymi powszechnie wartościami, próbować ucieczki w siebie, w inny świat… świat sztuki, piękna, muzyki. Nie musimy od razu się „wkurzać”, by wyrazić siebie, by pokazać, że równie ważny, a może i piękniejszy jest ten świat, który chcemy odkryć. Warto zwrócić uwagę nie tylko na muzykę, słowa wideo clipu „Nie wiem jak”, ale i na ukazane obrazy. Przestrzeń, zniszczone starością wiejskie zabudowania, jakby z amerykańskiego Zachodu, Chevrolet – symbole wolności.
Pisze o tym wokaliście inny jego recenzent: Drugim aspektem, którego nie da się przeoczyć jest niezwykła barwa głosu Łukasza Łyczkowskiego. Łukasz świetnie posługuje się tym narzędziem – w grzeczniejszych utworach operując dynamiką i artykulacją, natomiast w cięższych utworach atakując wyższe rejestry charakterystycznym falsetem. Wysoki, lekko nosowy i chropowaty głos wraz z przebogatą artykulacja wokalisty zapada w pamięć.
Ważna jest ponadto szczerość, uczciwość. Wielu twórców rocka potraktowało uprawianie tej muzyki wyłącznie jako drogę do sukcesu ekonomicznego. Obserwując karierę Łyczkowskiego widzę, że w jego wypadku chodzi o znacznie więcej. Ja Łuczkowskiemu wierzę, jego teksty, jego muzyka mnie przekonują. Mam nadzieję, że osiągnie też i sukces finansowy, ale także i na to, że ten nie zawróci mu on w głowie, że pozostanie wierny drodze, którą wybrał.
Lubię też inne utwory Łukasza Łyczkowskiego, jego rockową balladę „Niech miłość rośnie w nas”: Miłość rośnie w nas…/ Miłość rośnie w nas…/ Jak mam ochronić ją, kiedy z niej wszyscy drwią./ Żyjemy w czasach, gdzie ona nie liczy się, nie znaczy nic, więc proszę, nie bój się./ Masz przecież teraz mnie./ Kiedy przewrócisz się i będzie z tobą źle ja pomogę ci wstać./ Dlatego proszę cię, zadbajmy o to, by choćby ten świat chciał być przeciwko nam nie damy się. I choćby śmiali się, mówili nie ma jej…/; kolejny utwór „Obudź się i żyj” (Słowa: Łukasz Łyczkowski, muzyka: Łukasz Łabędzki): Obudź się i żyj/ zanim dzwony ci zabiją/ Obudź się i żyj/ wciąż powtarzam sobie sam/ Obudź się i żyj/ pokaż wszystkim że się mylą/ ja wybieram życie/ chcę spróbować jeszcze raz/ jeszcze jedne raz/ jeszcze jedne raz/ hej ty/ gdzie ty byłe s kiedy/ wołałem, wyciągałem dłoń?/ sam, sam/ gdzie są przyjaciele?/ na końcu zawsze jestem sam…/. Jak ktoś skomentował ten utwór: Obudźmy się i żyjmy, odklejmy głowy od komórek, telewizorów, mediów które piorą nam mózgi i programują by służyć systemowi i mieć, a nie być. Ważne filozoficzne przesłanie.
Pewien opór wzbudza we mnie utwór „Życie na kredyt albo won”: Witam cię w piekle/ bo to taki kraj/ Życie na kredyt albo won/ kierunek Londyn taki wybór masz/ Sprzedaj siebie aby żyć/ wszędzie złodzieje wszystko cenę ma/ Ludzie rośliny wokół mnie/ a ja niezłomnie choć bym miał tu zostać sam/ Na barykadzie gram swą pieśń…/ Panie Łukaszu, przecież to nie do końca tak, przecież to właśnie Pan pokazuje, że można… Przecież równie trudno jest zachować siebie w Anglii, w Niemczech, Stanach… wszędzie. Wielu zapewne utożsamia się z tym tekstem, mnie jednak nieco razi, choć… muzyka, wykonanie, znakomite.
Ja wolę utwór „Won z mojej głowy”. Lukasz Łyczkowski pisze, że Tym utworem zwykle zaczynamy koncerty by pokazać jaka jest nasza natura i udowodnić po której stronie muzycznej stajemy i jakie są nasze intencje. Głosimy naszą rockową prawdę gdziekolwiek się da.
Tekst piosenki: Won z mojej głowy,/ Jestem gotowy By zacząć wszystko jeszcze raz/ Dosyć kłamania, dosyć zdradzania/ Każde Twe słowo rodzi fałsz/ Niechaj słońce wypali mój jad/ Oto Ja silny tak dzięki Wam/ Anioł z demonem, szał w mojej głowie/ O moją dusze wojna trwa/ Głodny spokoju, co noc do boju/ Wyruszam, by odnaleźć sens/ Niechaj słońce wypali mój jad/ Oto Ja silny tak dzięki Wam…/ Won z mojej głowy, Jestem gotowy By zacząć wszystko jeszcze raz Dosyć kłamania, dosyć zdradzania Każde Twe słowo rodzi fałsz. Pisze jedna z fanek artysty: Prawda w muzyce jest jedna, szczera w tym chorym świecie ale dzięki Wam przetrwa. Gniewny cudnie emocjonalny utwór.
Świetne teksty, wspaniała muzyka, wybitny oryginalny wokal… w moim odczuciu pojawiła się na polskiej muzycznej scenie „gwiazda rocka”. Mam też nadzieję, że Łukaszowi Łyczkowskiemu wystarczy sił i odwagi, by zmierzyć się w przyszłości z Carnegie Hall. Oczywiście, by zdobyć światowy rynek będzie musiał tłumaczyć niektóre swoje teksty na angielski… W tym języku trafi się do znacznie szerszego grona odbiorców. Nasze polskie problemy i problemy innych społeczeństw są przecież podobne… wszyscy pragniemy wolności, zachowania swojej tożsamości, siebie, miłości. Świat też stoi przed nami otworem… siły trzeba szukać w sobie… ale też w „w takim kraju” („Bo to taki kraj”). To on da nam emocje, inspiracje, które może zainteresują i innych.
Piotr Kotlarz