Ludzie są skomplikowani / Justyna Luszyńska

0
469

– Zastanawiam się – podjął gruby rudy kocur – dlaczego się tak męczą? 

Poruszył naderwanym uchem, a próbująca na nim usiąść mucha odleciała. Drugi kot, jeszcze większy i zdecydowanie starszy (jego szara sierść wypłowiała), kichnął głośno. Te pyłki! Wiosna byłaby całkiem przyjemna, gdyby nie te alergie.

– Co robią? – mruknął do młodszego.

– No popatrz. – Rudy rozłożył się wśród wysokich zielonych źdźbeł w taki sposób, że pewnie, gdyby nie ważył siedmiu kilogramów, mógłby się wśród nich ukryć. – Od trzech dni ze sobą nie gadają. Stary pojęcia nie ma, co przeskrobał.

– Nigdy nie wie – dopowiedział Bury. – Teraz tydzień będzie chodził i myślał.

– No tak, ale… – Rudy tak mocno poruszył ogonem, że trzasnął leżącego obok Burego prosto w różowy nos. – Nie łatwiej by było, gdyby Mariola powiedziała, że jest jej przykro, bo nie zauważył tych jej świeżo pomalowanych kłaków?

Bury położył się na plecach i wpatrzył się w niebo. Nad ich głowami latały hodowlane gołębie. Jak upolujesz, to odstrzelą ci kitę wiatrówką. Ludzie nie rozumieją pierwotnych instynktów. Kupują drapieżcom szmaciane myszki.

– A Stary mógłby spytać, o co chodzi, zamiast łazić za nią, jak ten pies.

– Mocne słowa – skwitował Bury. – Żeby od razu jak pies.

Ale Rudy miał rację. Ilekroć Stary zauważał, że Mariola przestała się odzywać, popadał w zadumę. Myślał potem średnio cztery dni, co zrobił nie tak. Później, jako że zazwyczaj niczego konkretnego sobie nie przypominał, dochodził do wniosku, że źle robił wszystko. I wówczas zaczynał się okres pokutowania.

Chodził za nią jak pies.

Sprzątał po obiedzie, choć to ona zawsze sprzątała. Naprawiał zawiasy w szafkach, które oczekiwały naprawy pół roku. Pytał, czy Mariola nie ma ochoty na herbatę, choć nie miał nawet pewności, czy jeszcze pamięta, jak wstawić czajnik na gaz.

Ona zaś go ignorowała.

Nie chciała, żeby sprzątał, ona sobie sama da radę. Niech zawiasów nie naprawia, ona lubiła, jak były popsute. A i herbatę, to ona sobie sama zrobi. Co ona nie ma dwóch rąk?! 

Kiedy zaś mijało kilka dni, a Mariola dochodziła do wniosku, że pokuty stało się zadość, robiła się milutka. Na obiadek goloneczka, a do tego zimne piwko. Patrz Stary, jakie sobie balejaże trzasnęłam! Ładne, no nie? No powiedz, Stary, ładną masz kobitkę, no nie? 

Starego wtedy przechodził dreszcz ulgi. Siadał przy stole z widelcem i nożem w dłoniach, oblizywał usta i z tęsknotą wpatrywał się w niosącą talerz żonę. Lubił święty spokój. 

– Mógłby po prostu spytać – mruknął Rudy na widok Starego stojącego nad wieszającą pranie Mariolą. – Co on jej daje? Ciastki? 

Nastała cisza. Rudy wytężał wzrok, a Bury liczył latające po niebie gołębie. Jedenaście gołębi. Jeden jastrząb. 

Dziesięć gołębi.

– Jakoś my potrafimy inaczej – męczył rudzielec. – To bardzo proste. Przychodzę, mruczę, łaszę się, chcę cię. Odchodzę, drapię, nie chcę. Proste, no nie? No nie?

Bury oderwał spojrzenie od krążącego nad nimi jastrzębia i zwrócił je na żółte oczy swojego towarzysza.

– Nie próbuj zrozumieć – powiedział i przymknął powieki. – Nie próbuj zrozumieć ludzi. Oni są skomplikowani.

                                              Justyna Luszyńska

Justyna Luszyńska jest pisarką, anglistką i miłośniczką herbaty. Pisze powieści („Będę czekać całą noc”, „Łączy nas nienawiść”), prowadzi swoją stronę (www.pisadlo.pl) oraz działa na Instagramie, na którym albo nakleja plasterki na dusze (@pisadlo_luszynska), albo uczy siebie i innych o tym, jak pisać dobre książki (@j.luszynska). 
Poza tym buduje kampera, którym chce jeździć po świecie, je naleśniki z masłem orzechowym i kocha wiosnę, między innymi dlatego, że wtedy kwitną bzy. A kiedyś zamieszka blisko gór, bo ciągnie ją do nich jak cholera. Wiadomo? Może w poprzednim wcieleniu była jedną?