Druga w nocy to moja ulubiona pora. To taka godzina w której żyje się jeszcze tęsknotą, ale drugą nogą jest się już przy ranku, kiedy można wstać na nowo i pokazać swoje inne ja. To, które tak usilnie ukrywamy nocami, zgrzytając i płacząc do poduszki. To, które każe nam stanąć przed innymi ludźmi i rozsyłać uśmiechy, mimo że nie mamy na to ochoty.
Jest właśnie druga trzydzieści w nocy. Siedzę w samochodzie z uchylonym oknem na czerwonym świetle i podziwiam tą pustkę i ciszę dookoła, chociaż przejeżdżam właśnie przez centrum stolicy.
Chłonę razem z ciszą, spaliny, smog i powietrze po mżawce. Na pasie obok, staje nagle czarne bmw a w nim Ty. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że tak namieszasz w moim życiu. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że nie powinnam się obejrzeć w Twoja stronę. A mimo to właśnie zerkam i nasze spojrzenia się krzyżują. Na tyle długo, że nie zauważamy zielonego. Uśmiechamy się do siebie i znacząco patrzymy na swoje auta. Z letargu wyrywa nas trąbiący kierowca ubera. Jedziemy tak kilka dobrych minut obok siebie z tą samą prędkością, aż na najbliższym czerwonym uchylasz szybę.
– Ścigamy się? – zagadujesz i uśmiechasz szarmancko, gazując auto w miejscu
– Po co, skoro i tak wiesz, że zostawię Cię w tyle? – staram się krzyknąć tak abyś mnie usłyszał.
– Kto pierwszy do stacji, stawia… – ale nie zdążyłam niestety usłyszeć co, bo na wczesnym żółtym postanowiłam wygrać tę konkurencję. Stacja była przy najbliższym skrzyżowaniu. Nim mnie dogonił, stałam z rękami w kieszeniach, oparta o swój samochód.
– Wiesz, że to nie było fair? – zagadał idąc w moją stronę.
– A kto powiedział, że mamy grać fair, liczyła się wygrana. No a właściwie to co, wygrałam? – zapytałam z przekąsem.
– W sumie masz do wyboru dwie równie atrakcyjnie wygrane. Pierwszą z nich jest piwo, które zabierasz grzecznie do domu…, no a drugą też piwo, ale zabierzesz je na spacer ze mną….. chyba że masz lepsze plany? – zapytał z błyskiem w oku.
– Ciężki wybór, przecież kieruję…. – podśmiewam się, a Adam zaraz dopełnia puentę, że całkiem nieźle. Tak, Adam. Kilka minut później szliśmy już wzdłuż Mostu Poniatowskiego, dowiadując się jak mamy na imiona. Z drugiej godziny, szybko zrobiła się czwarta i biorąc pod uwagę, że był środek lata, słońce przebijało się delikatnie przez już nie tak ciemną powłokę nocy.
– Co tu robisz o tak o późnej porze? – zapytał, siadając obok mnie, gdy wybraliśmy już ostatecznie dobre miejsce nad Wisłą.
– Lubię jeździć samochodem późno w nocy, odpręża mnie to. A Ty? – odkręcam się w jego stronę i dopiero dostrzegam szczegóły, brązowe oczy, bujniejszy zarost, który kontrastuje z białą koszulką wkasaną w jeansy.
– Pokłóciłem się z dziewczyną….. Pojechanie gdziekolwiek to była pierwsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy – zamyślił się.
I dlatego dwoje obcych sobie ludzi, poznających się na czerwonym świetle, porzucających swoje samochody aby napić się piwa o 4 rano siedzi teraz nad Wisłą. Życie jest pełne absurdów, ale tego nawet Gombrowicz by nie wymyślił.
– Ja nie miewam chłopaków, to strata czasu – upijam łyk piwa i patrzę hen przed siebie.
– W sumie…. ja też nie miewam chłopaków – mówi i parskamy oboje śmiechem, aż niesie się po Wiśle.
Wisła to niezwykła rzeka. Nikt nie oszacuje ile podobnych dziwnych rozmów słyszała, ile wie o ludziach, ile widziała. Gdyby tylko umiała mówić, połowa związków by zakończyła by je szybciej niż się zaczęła. Gdyby umiała mówić, nie dała by sobie pluć w mordę jadem, jaka to jest brudna. Wisła szybko ulotniła mi się z myśli, gdy tylko zadzwonił telefon Adama. Na wyświetlaczu dało się zauważyć napis „Misiaczek” cokolwiek on oznaczał. Nie byłam zwolennikiem zapisywania osób w telefonie innymi nazwami niż posiadają imiona, ale być może tylko ja. Odrzucił. A ja się delikatnie uśmiechnęłam.
– Szukają nas – powiedział cicho.
– Co takiego? Co? Kto nas szuka? – zapytałam zaskoczona
– Jest szósta rano a nasze samochody wciąż stoją tam, gdzie je zostawiliśmy. Wiesz jestem policjantem, a kolega dostał zgłoszenie o źle zaparkowanych autach. W dodatku jesteśmy nie do końca trzeźwi – powiedział to z takim urokiem, że chyba pierwszy raz mogłabym się zakochać. Pierwszy, bo nigdy się nie zakochałam, bo miłość nie jest dla mnie. Bo ludzie kochają mnie, ale to ja ich ciągle ranię i odpycham, bo to ja ich nie potrafię kochać. Liczę się tylko ja, moje uczucia i potrzeby. Nie liczą się emocje innych. Nie liczą się, bo……..
– Idziemy? – rzuca, wstając i prężąc swoją klatkę piersiową.
– Niee, ja zostaje. Dobrze mi się siedzi. Chcesz to możesz iść – mówię i od razu zmieniam ton na bardzo oschły, bo wiem co za chwilę się wydarzy. Widzę, że jest delikatnie zaskoczony, ale nie robi tego o czym myślę. Nie prosi o numer, nie namawia, nie przystawia się, nie planuje w myślach ślubu.
– W takim razie dzięki, przydała mi się taka odrobina szaleństwa. Miło się z tobą rozmawiało – rzuca konkretnie i po prostu odchodzi.
Nie ogląda się, nie zerka bokiem, nie wyciąga komórki by zadzwonić. Po prostu idzie. A może normalni faceci zostali stworzeni na tym świecie? Szybko siebie karcę za tę myśl i zaczynam płakać. Łzy leją się wprost do Wisły. Zapewne dlatego tak jej dużo, to nie woda, to regularnie wylewane łzy skrzywdzonych ludzi. Oglądam się jeszcze raz w prawo, ale nie ma już nawet twojego konturu. Zniknąłeś, chociaż chciałam żebyś został.
***
Siedzę tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Gdzie straciłam wiarę w ludzi i w miłość. Siedzę na dachu stodoły i zrywam wiśnie z rosnącego zaraz obok drzewa. Nic się nie zmieniło. Jest wszystko tak jak wtedy. Ten sam widok, to samo drzewo, ten sam niespokojny podmuch wiatru. Przyjechaliśmy tu wtedy jako nastolatkowie, niespokojne duchy, mogące przenosić góry. Przyjechaliśmy tu po by się kochać, by pierwszy raz spróbować zakazanego owocu, bo taki podobno najlepiej smakuje. A mogłam wpieprzać tylko te wiśnie….. Przyjechałam tu, bo wierzyłam, że istnieje coś takiego jak miłość. Że to wszystko nawet w wieku 16 lat może być na serio. Że to dziecko, którego kazałeś mi się pozbyć też wychowamy na serio. Że… Łzy lecą mi po policzku i zalewają list od Adama, który wrzucił mi wczoraj do skrzynki.
Być może to banalne, ale nie potrafię zapomnieć o naszym spotkaniu. Nie pamiętam, kiedy z poznaną dopiero co dziewczyną, przegadałem całą noc. Znalazłem cię po rejestracji samochodu, w końcu jestem policjantem. Nie wiem czemu powiedziałaś mi, że masz inaczej na imię. Nie wiem czemu jesteś taka skryta. Ale jeśli tylko mi pozwolisz, chętnie się dowiem. Proponuję spotkanie w tym samym miejscu nad Wisłą jutro o 20.00.
PS. Wtedy na czerwonym ……. Dałem Ci wygrać.
Czytam list po raz kolejny i zaczynam płakać jeszcze bardziej. Tak bardzo bym chciała, ale nie potrafię zaufać, nie potrafię pokochać. Jak można kochać kogoś skoro za to co zrobiłam nienawidzę nawet siebie? Minęło 11 lat od tamtej nocy a ja wciąż żyję koszmarami przeszłości. Nie potrafię schować ich z ubraniami do szafy, nie potrafię ich spalić ani wyrzucić z pamięci. Za jeden życiowy błąd, stałam się kobietą, która łaknie miłości, ale nie potrafi już kochać.
Katarzyna Fląt