Jakub Prager „PRZYCZYNY OKRUCIEŃSTWA REWOLUCJI ROSYJSKIEJ”(…)

0
812

Jakub Prager

PRZYCZYNY OKRUCIEŃSTWA REWOLUCJI ROSYJSKIEJ

Zastanawiając się nad przyczyną wybuchu rewolucji w 1917 roku w Imperium Rosyjskim, nie należy oczywiście kłaść wszystkiego na karb ideologii marksistowskiej, która powstała w oparciu o normy etyczne właściwe cywilizacji łacińskiej. Wypracowane już wówczas przez państwa zachodniej Europy mechanizmy społeczno-administracyjne pozwoliły w sposób pokojowy rozładować napięcia ekonomiczne wśród tamtejszych społeczeństw. Marksizm przybrał formę socjaldemokracji opierającą się o parlamentarne, demokratyczne metody walki politycznej.

Inaczej rzecz się miała w państwie carów, gdzie mieszanina elementów cywilizacji bizantyjskiej, turańskiej, (na elementy żydowskiej cywilizacji przyjdzie czas pod rządami Lenina) wypaczyła założenia marksizmu. Nadano mu ideologiczno-dogmatyczną szatę bez oglądania się na istniejący kontekst społeczny i wykluczając jakąkolwiek demokrację wewnątrzpartyjną.  W myśl najlepszych zasad bizantyjskiej i turańskiej państwowości tylko kierownictwo partyjne, czy to w odsłonie leninizmu, czy stalinizmu, mogło interpretować nauki Karola Marksa wedle własnego uznania. Posiłkowana zmodyfikowanym do własnych potrzeb marksizmem, nowa władza bolszewicka zastąpiła carat przejmując całkowitą i bezwzględną kontrolę nad społeczeństwami zamieszkującymi imperium.

Jednakże rewolucja rosyjska wybuchła ze swą siłą, ponieważ miała za swego orędownika upodlonego i wyzyskiwanego od pokoleń wielkoruskiego chłopa. Ideologia marksistowska była tylko dopełnieniem choroby, jaka toczyła państwo carów i musiała doprowadzić do jego rozkładu. Barbarzyństwo rewolucji rosyjskiej nie było tyle wynikiem wypaczenia pierwotnych założeń marksizmu, ale rezultatem uwarunkowań kulturowych.  A najlepszym przykładem takiego uwarunkowania kulturowego była nędza, ciemnota i bestialstwo carskiej wsi.

Rosja na początku XX wieku pozostawała w dalszym ciągu państwem rolniczym, liczącym 130 milionów mieszkańców, z czego około 80 procent  ludności można było przypisać do klasy chłopskiej. Należy wziąć pod uwagę, że nie wszyscy utrzymywali się z samej pracy na roli, ponieważ część chłopów znajdowała zatrudnienie w rozwijającym się przemyśle oraz zajmowała się podupadającą już wtedy wytwórczością chałupniczą. Mieszkanki wsi trudniły się także w miastach, dodajmy na dużą skalę, prostytucją. Państwo Romanowów borykało się z gwałtownym wzrostem liczby chłopów, dla których nie było zatrudnienia.  Z podobnymi problemami demograficznymi, choć na nieco mniejszą skalę, stykały  się również inne kraje europejskie, ale tam wentylem bezpieczeństwa była emigracja zamorska i rozwój przemysłu. Przemysł rosyjski, z jednej strony gwałtownie rozwijający się w tym okresie, z drugiej strony stosunkowo mało potężny względem swych europejskich odpowiedników z powodu późniejszego rozpoczęcia procesu industrializacji, nie był w stanie zapewnić pracy wszystkim jej potrzebującym. W 1900 roku w przemyśle pracowało ok. 2,2 miliony ludzi (z tego połowę stanowili robotnicy fabryczni), i jak się zakłada, co roku ta gałąź gospodarki mogła dać pracę około 300 000 chłopów. Tymczasem na rosyjskiej wsi przybywało co roku około jednego miliona nowych dusz, które trzeba było wyżywić.  Emigracja również nie wchodziła w grę, gdyż specyfika życia społecznego carskiej wsi zabiła umiejętność indywidualnego działania, tak potrzebnego przecież do tak dalekosiężnej zmiany, jak daleka podróż i przemiana swego dotychczasowego stylu życia. Dodatkowym czynnikiem hamującym emigrację było przysłowiowe już ograniczenie rosyjskiego chłopa i jego niewielka wiedza o innym świecie, który składał się dla niego z Niemców i bisurmanów. Za to na masową skalę emigrowali z Rosji jedynie Polacy i Żydzi.

Warto pamiętać, że gdy w 1861 roku dekretem cara Aleksandra II zniesiono w Rosji pańszczyznę, natomiast dotychczasowym właścicielom ziemskim zabrano około jednej trzeciej gruntów ornych, które przekazano wspólnotom gminnym. W centralnej Rosji, gdzie nie było tradycji indywidualnej uprawy ziemi, tytuł własności nadano gminie, a nie indywidualnym gospodarstwom. Rząd zadatkował właścicielom ziemskim odszkodowanie w imieniu chłopów, którzy musieli oddać państwu 80 procent należności w ciągu 49 lat. Pastwiska i lasy pozostawiono w rękach ziemiaństwa, a za korzystanie z nich gminy chłopskie musiały im płacić. W 1910 roku w europejskiej części Rosji do chłopów, czy też wspólnot gminnych, należało 151 mln hektarów, a 14 mln hektarów stanowiło własność ziemian.

Reforma ta wymuszona postępującym zacofaniem domeny Romanowów, co uwidoczniła przegrana przez Rosję wojna krymska, zamiast wyleczyć chorujące już państwo, spowodowała jego dalszą agonię.  Niedostatek plonów jakie uzyskiwano z gruntów ornych centralnych guberni oraz wyjątkowy przyrost naturalny, zmuszał chłopów do wydzierżawienia dodatkowej ziem od lokalnego dziedzica. Aby wydzierżawić ziemię chłopi zadłużali sie u lichwiarzy i w bankach rolnych, popadając w jeszcze większe długi. Gdy po 1896 roku koniunktura międzynarodowa spowodowała wzrost cen zbóż, lokalni ziemianie zabierali chłopom dzierżawione grunty lub dzierżawili je po jeszcze wyższych cenach. Częstokroć także opłata dzierżawna, której i tak mużyk nie mógł podołać, zamieniana była na odpracowanie dzierżawy na gruntach dziedzica (otrabotka). Zatem był to tak naprawdę powrót do zniesionej pańszczyzny. Szacuje się, że w 1900 roku przeciętny chłop wielkoruski nie mógł utrzymać swojej rodziny z rolnictwa, a praca na roli przynosiła mu od jednej czwartej do połowy potrzebnych dochodów do przeżycia. Nieskuteczność reformy przełożyła się na niezadowolenie chłopów z centralnych guberni, którzy wzięli już aktywny udział w rewolucji z 1905 roku.  Starając sie ratować sytuację rząd anulował w 1907 roku opłaty wykupowe, niemniej jak pokazały późniejsze wypadki, stało się to za późno. Albowiem jak mówiło mądre porzekadło: w Rosji niebezpiecznie jest przeprowadzać reformy, ale gorzej nie doprowadzić ich na czas do końca. 

Pomijając indywidualne przypadki oraz lepiej rozwinięte rolniczo peryferyjne tereny imperium (część nadbałtycka, północny Kaukaz, zachodnia Syberia, czy obfity w czarnoziem Kubań), centralne gubernie przedstawiały obraz rolniczego zacofania.  Na terenach peryferyjnych wykształciła się gospodarka rynkowa (na terenach nadbałtyckim pańszczyznę zlikwidowano już w 1817 roku) i lokalni gospodarze stosunkowo nieźle sobie radzili sprzedając wyprodukowane płody rolne na potrzeby rynku lokalnego, a nawet zagranicznego. Tam można było spotkać porządnie ubranego, dumnego i dobrze odżywionego rosyjskiego chłopa. Natomiast w guberniach centralnych, gdzie głównie na wsiach kwitła naturalna wymiana handlowa, chłopi byli z reguły niedożywieni i cierpieli nędzę. To właśnie te centralne regiony Rosji stały się później bastionami rewolucji.

Co było tego powodem?  Między innymi ogólne zapóźnienie technologiczne carskiej wsi. Najlepszym tego przykładem było używanie na początku XX wieku w centralnej Rosji lekkiego, drewniany pługa, ciągniętego przez jednego konia lub parę wołów.  Był on mniej efektywny niż używany na zachodzie żelazny pług, zaprzężony w cztery do sześciu koni. Wynikiem tego była mniej intensywna uprawa roli. Nowoczesny płodozmian wprowadzony w Europie juz w XVIII wieku, czyli uprawa roślin korzeniowych na przemian ze zbożami, był również w Rosji nieznany. Ekstensywna uprawa roli wykorzystywała nadal trójpolówkę z ograniczoną wielkością gruntów ugorowanych, co powodowało ograniczenie zwierząt hodowlanych (źródło nawozu) i tym samym niedostatek pastwisk. Pod koniec stulecia jedno na trzy chłopskie gospodarstwa nie miało nawet konia.

Zapóźnienie technologiczne, pomijając inercję państwa, które wolało rozwijać przemysł niż wdrożyć na szerszą skalę programy rozwoju wsi, spowodowane było także niechęcią rosyjskiego chłopa do jakiegokolwiek eksperymentowania i rozwijania uprawy. Najważniejszym tego powodem była krótkość okresu wegetacji oraz ciężkie doświadczenia pańszczyzny. Na terenach centralnej Rosji uprawa roli wymagała wytężonej pracy między kwietniem a wrześniem. Zwłaszcza intensywny był miesiąc sierpień, kiedy trzeba było zebrać plony i zasiać oziminę. Ponadto mużyk centralnych guberni musiał czasem odpracować nawet sześć  dni w tygodniu w ramach pańszczyzny (choć przeważnie pańszczyzna była mniejsza), orząc częstokroć pański grunt w dzień, a swój w nocy! Doświadczenia te odcisnęły swe piętno na psychice pokoleń rosyjskich chłopów (zwłaszcza z centralnych guberni) i zabiło w większości chęć innowacji. Albowiem każdy nieudany eksperyment z uprawą taką czy inną, groził śmiercią głodową. Jeśli nawet lokalny ziemianin, kierowany chęcią polepszenia doli włościan, zachęcał ich do zwiększenia wydajności plonów poprzez intensyfikację roli (np. poprzez oranie o cal głębiej), spotykał się ze zniechęceniem i nieufnością.

Kolejna kwestia warta zaznaczenia, to całkowita izolacja chłopa rosyjskiego od państwa. Życie wiejskie regulowało zgromadzenie starszych zwane mirem.  Mir wyznaczał podatki, rozdzielał ziemię uprawną pomiędzy gospodarstwa, organizował święta, rozsądzał drobne spory. Cały świat chłopa rosyjskiego to był mir, gdyż przeciętny włościanin żyjący na wsi rzadko wykraczał poza ramy własnej wioski, czy pobliski targ i majątek dziedzica. Można powiedzieć, że mir był światem i wszechświatem. Nie ma większego ponad mir, jak stanowiło lokalne przysłowie. Członkowie miru rekrutowali się ze starszych (bolszaków), będących głowami gospodarstw. Władza starszego nad pozostałymi członkami swego gospodarstwa była absolutna, włącznie z prawem seksualnego wykorzystywania synowych pod nieobecność męża. Organizacja życia wsi przypominała obóz koczowników, przyzwyczajając chłopa do rządów autorytarnych i braku norm prawnych. Dodajmy, że całe mienie gospodarcze było wspólne, tak samo jak ziemia, która nie należała do chłopa, ale do wspólnoty gminnej (kierowanej przez mir) i była przez nią rozdzielona pomiędzy gospodarstwa w okresach co pięć, dziesięć lat. Nie było mowy o dziedziczeniu ziemi, która wracała do gminy i z powrotem była przez nią dzielona. Majątek ruchomy ulegał podziałowi równo pośród wszystkich spadkobierców, co zapobiegało jego kumulacji i zabijało pojęcie prawa własności. Próbowały temu przeciwdziałać rozpoczęte w 1906 roku reformy ministra spraw wewnętrznych Piotra Stołypina. Miały one na celu przekształcenie chłopskich gospodarstw domowych w prywatną własność bolszaka, aby mógł przekazywać majątek najstarszemu synowi. Zostały jednak przeprowadzone za późno.  Nienauczony jakże pozytywnego wpływu zasad własności prywatnej rosyjski chłop, nigdy nie stał się podporą reżimu, tak jak jego francuski odpowiednik po rewolucji w 1789 roku. Słusznie zauważył Siergiej Witte (premier Rosji w latach 1905-1906), że: Stosunki prawne między chłopami regulują nie precyzyjne prawa pisane, lecz obyczaj, którego „nikt nie zna”. […] Cóż to za imperium, w którym stu milionów chłopów nie nauczono, co to jest pojęcie własności ziemskiej ani czym jest rygor prawa w ogóle. Chłopi często nie rozumieli, że muszą płacić za użytkowanie lasów i pastwisk obszarnikom, za których w czasie pańszczyzny korzystali bezpłatnie. Mużyk rozumiał, że ziemia stała się jego własnością, ponieważ pracował na niej swoimi rękami, nie respektując w skrytości ducha praw własności ziemian tylko na podstawie jakiegoś świstka papieru. Wieśniacy zwykli mawiać, my należymy do was (czyli do dziedzica), ale ziemia do nas. Wśród ludu panowało przekonanie, że cała ziemia uprawna będzie na nowo rozdzielona i car batiuszka juz dawno to postanowił, jednakże źli urzędnicy cały czas wstrzymują podział. Ilekroć lokalny właściciel ziemski otrzymał dokument urzędowy np. z żądaniem z podaniem jakieś informacji statystycznej w sprawie bydła, lokalni chłopi zwoływali wiec i mówili, że to na pewno dokument w sprawie podziału ziemi. W rezultacie wieś rosyjska była nieustannie zmobilizowana do ataku na prywatne majątki ziemskie, nie należące do wspólnot. Rewolucja rosyjska nie będzie skierowana przeciwko carowi i despotyzmowi, ale przeciwko własności ziemskiej, miał proroczo przewidzieć Lew Tołstoj.

Reżim carski natomiast robił wszystko, ażeby chłopa wyalienować całkowicie od reszty społeczeństwa. Skoro wyodrębniająca się inteligencja rosyjska stawała się europejska i coraz bardziej krytyczna w swej postawie wobec instytucji caratu, car musiał oprzeć się na chłopstwie, jako podporze uświęconego porządku samodzierżawia. Elity rosyjskie nie dbały o upowszechnienie edukacji na wsiach słusznie zakładając, że nauka czytania i pisania może mieć wpływ na szerzenie się wywrotowych idei. Jak określił to już Mikołaj I: z punktu widzenia państwowego szkoła wyrządza czasami więcej szkody niż pożytku, a ucząc chłopów czytać umożliwia im poznawanie złych książek. Szkółki wiejskie prowadzone przez popów, których ciemnota była przysłowiowa, doskonale wpisywały się w cały system. Dotykamy tu równiej bardzo ważnego aspektu, mianowicie całkowitej indyferencji religijnej rosyjskiego chłopa. Indyferencji spowodowanej brakiem szacunku wobec własnego duchowieństwa, spowodowanego jego niedostatkami moralnymi i intelektualnymi.  Głęboka, prawdziwa wiara mogła dać mieszkańcom wsi moralną siłę w celu przeciwstawienia się bolszewickiej indoktrynacji rewolucyjnej. Tymczasem bolszewizm z dużą łatwością zmiótł prawosławie z obszarów Rosji właściwej, dając jej w zamian własny kult świecki (dodajmy, że ze społecznościami katolickimi i muzułmańskimi poszło mu znacznie trudniej).  Stosunek chłopa wielkoruskiego do religii najtrafniej oddaje fragment listu pisarza i filozofa Wissariona Bielinskiego do Gogola:   Podstawą religijności jest pietyzm, uwielbienie Boga, bojaźń boża. A Rosjanin wymawia imię boże drapiąc się w tyłek. O świętym obrazie zaś powiada „Nada się-można się pomodlić, nie nada się- można garnek przykryć”.  […]  z natury swojej jest to lud głęboko ateistyczny.  Ma sporo przesądów, ale ani krzty religijności. […] Większość zaś naszego duchowieństwa odznaczała się zawsze jedynie grubymi brzuchami, pedantyzmem teologicznym i potworną ciemnotą. 

Wymienione powyżej trudności ekonomiczne, bolesne doświadczenia z pańszczyzną poprzednich pokoleń, bezkarność nadal wykorzystujących go ziemian i ponowne uzależnienie od nich, nauczyły chłopa nienawiści do państwa, od którego jego zdaniem nie dostał nic dobrego. I chłop został skutecznie przez to państwo zdemoralizowany. Jak podsumował Lew Tołstoj: Nigdy nie słyszałem w ludzie żadnego wyrazu uczuć patriotycznych, ale przeciwnie, często słyszałem najpoważniejszych i cieszących się wśród mas najwyższym szacunkiem ludzi głośno wyrażających całkowitą obojętność, a nawet pogardę, dla wszelkiego rodzaju manifestacji patriotyzmu. Chłop przyjmował z fatalizmem ciężar swego wiejskiego życia, ale godził się z nim, tak jak godził się z pańszczyzną. Póki władza była silna, giął przed nią kark i słuchał się jej. Przed lokalnym naczelnikiem ziemskim, czy ziemianinem, u którego dzierżawił pole, chłop nauczył się udawać, aby uczynić swoją egzystencję znośniejszą. Jak konstatował Samarin, rosyjski historyk i działacz społeczny tego okresu: W obecności pana inteligentny chłop błaznuje, prawdomówny łże w żywe oczy, bez żadnych wyrzutów sumienia, uczciwy go okrada, a wszyscy trzej nazywają ojczulkiem. 

Naczelnicy ziemscy długo po zniesieniu pańszczyzny wymierzali chłopom formalnie zakazane prawo chłosty. Jak słusznie zauważył Czechow, praktyki te: odczłowieczają i brutalizują nie tylko sprawców wykroczenia, ale i tych, którzy  karę wymierzają.  A natura mużyka została skutecznie zdeprawowana i znieczulona. Wieś rosyjska zaczęła być w drugiej połowie XIX wieku wylęgarnią przemocy i patologii. Maksym Gorki, który dobrze poznał rosyjską wieś tego okresu stwierdzał gorzko, że choć chłopi mogli być dobrzy w pojedynkę, to zebrani w jedną szarą masę wyzbywali się wszystkiego co pozytywne. Bójki na wsiach o byle błahostkę były czymś normalnym. Mużycy, którzy jednego wieczora kornie zbierali się w cerki niczym owce w zagrodzie, potrafili następnego dnia rzucić się sobie do gardeł. Gorki opisując awanturę we wsi Krasowidowie nad Wołgą wspominał jak: z powodu marnego stłuczonego glinianego garnka, wartego jakieś 12 kopiejek, trzy rodziny okładały się kijami, starszej kobiecie złamało rękę, a małemu chłopcu pękła czaszka. Takie awantury zdarzają się co tydzień. Zbydlęcenie obyczajów objawiało się w karaniu niewiernych żon za zdradę faktyczną, czy wyimaginowaną. Bito je rozebrane do naga przed całą wsią lub ciągnięto przywiązane do wozu. Jak mówiła rosyjska mądrość ludowa: Uderz żonę obuchem siekiery, uklęknij i sprawdź, czy oddycha. Jeśli tak, znaczy że udaje i trzeba jej dołożyć. Za inne przewinienia, jak choćby kradzież,  wyłupiano oczy, wciskano kij do gardła, owijano nagą ofiarę w mokry worek, przywiązywano do tułowia poduszki i walono w brzuch młotem lub drewnianymi kłodami. Sam Gorki poznał na własnej skórze furię rozpasanego chłopstwa, gdy stanął w obronie kobiety katowanej publicznie przez męża za zdradę, co przypłacił ciężkim pobiciem przez zebrany tłum. Swoje obserwacje zawarł w gorzkim eseju O rosyjskim chłopie (1922), gdzie stwierdził, że rewolucja jedynie uwypukliła okrucieństwo rosyjskiego ludu. Upodlenie chłopów przerodziło się w ich bestialstwo, które obróciło się przeciw reżimowi w straszliwym barbarzyństwie rewolucji. Jak profetycznie przewidział Wisarion Bieliński: Nasz lud rozumie wolność jako wolę, a wola to dla ludu szkody i chuligaństwo. Wyzwolony naród rosyjski nie ruszy do parlamentu, lecz pogna do karczmy pić alkohol, wybijać szyby i wieszać arystokrację, której jedynym przewinieniem jest golenie brody i noszenie surduta zamiast chłopskiej koszuli. 

Do wsi zrazili się także intelektualiści. Mniej więcej od połowy XIX wieku, literatura rosyjska stworzyła wyidealizowany obraz chłopa, który wyrył się w umysłach rosyjskiej inteligencji. A była to specyficzna inteligencja, żyjąca w oderwaniu od rzeczywistości, która pozbawiona przez władze możliwości swobodnej dyskusji intelektualnej, aprobowała każdy prąd intelektualny z zachodu, niczym prawdę objawioną. Żyliśmy znacznie bliżej książek niż rzeczywistości, miała stwierdzić jedna z aktywistek mienszewickich tego okresu. I zarażeni własnym stworzonym sztucznie obrazem szlachetnego dzikusa, młodzi intelektualiści,  poszli w lud w latach 70-tych wieku XIX-ego. Kierowali się oni szlachetnymi pobudkami, mając na celu uświadomienie chłopu jego nędzę i wyzysk. Swoją ciężką pracą chcieli przekonać go do socjalizmu i zbrojnego wystąpienia przeciw caratowi. Młode kobiety i mężczyźni z miast pracowali w gospodarstwach, ubierali się jak włościanie, umierali na cholerę (ówczesną plagę carskiej wsi), popadali w alkoholizm (ówczesny urok carskiej wsi i wsi późniejszej). A chłop słuchał ich kazań i wydawał policji. Na cóż mu było obiecywanie ziemi obszarników, gdyż sam wiedział doskonale, że  już ją posiadł swa pracą i tylko kwestią czasu jest kiedy dobry car mu ją oficjalnie przekaże. Słuchał z politowaniem agitacji na temat swej parszywej doli i wyzysku ze strony reżimu, bo sam wiedział doskonale od pokoleń, jak jest wykorzystywany i akceptował to ze swoim wrodzonym fatalizmem. Dostałem obuchem w głowę, miał napisać jeden z młodych agitatorów tej doby. Nie rozwiewamy złudzeń, tylko je umacniamy. Chłop nie zamierzał wzniecać powstania. W swoim instynkcie wpisanym w psychikę cywilizacji turańskiej – fundamentu carskiej Rosji,  czuł, że póki władza jest silna to i prawowita, ponieważ się jej boi. Jak trafnie zauważył pewnie rosyjski ekonom: Każdy wieśniak chce być szczupakiem, który zjada karasia. Każdy, jeśli tylko sytuacja pozwoli, będzie w najbardziej przykładny sposób wyzyskiwał innych. I chłop czekał na ten moment.

Miłość chłopstwa  do cara, nie mająca nic wspólnego z miłością do państwa, prysła w trakcie pierwszej rewolucji w 1905 roku.  Na skutek przegranej wojny z Japonią reżim zachwiał się w posadach,  a chłop wyczuwszy szóstym zmysłem, że władza słabnie, poszedł upomnieć się o ziemię. I upomnienie to tak jak przewidziało kilku pisarzy i polityków, objawiło się paleniem dworów i rżnięciem znienawidzonego ziemiaństwa. Władza wtedy była jeszcze na tyle silna, że przywróciła spokój, nie będąc zarazem silną na tyle, aby nie pójść na ustępstwa. Ustępstwami było powołanie Dumy, partii politycznych, w miarę niezależnych gazet. Reżim chwiał się dalej, a zabroniona wcześniej publiczna dyskusja na łamach prasy, salonów i ulicy coraz bardziej podmywała zmurszałe fundamenty samodzierżawia. Masy ludowe zakosztowawszy nowych swobód i nie były już w stanie pokładać zaufania w nieomylności cara. Jak rzekł w 1907 roku rosyjski włościanin w rozmowie z angielskim historykiem: Pięć lat temu była wiara w cara i strach. Teraz wiary już nie ma, pozostał tylko strach. 

Dodajmy, że część młodych chłopów, która na początku XX wieku podjęła prace w fabrykach, szybko zaczęła odcinać się od swojej wiejskich korzeni, świadoma zacofania i barbarzyńskości swego środowiska. Pracę w przemyśle, często ciężką i słabo opłacaną, traktowali mimo wszystko jako awans społeczny. Część z nich, która dzięki własnym umiejętnościom stała się wykwalifikowanymi robotnikami, np. w branży metalowej, zyskiwała poczucie własnej godności. Jednym z ich postulatów było wymuszenie na fabrykantach zwracania się do nich wy, a nie familiarnym zwrotem ty, jak mieli w zwyczaju do ich rodziców zwracać się właściciele ziemscy. Ta grupa nauczyła się czytać i pisać, co było nie lada wyczynem, gdyż przed I wojną światową w imperium tą sztukę posiadło tylko 40 procent społeczeństwa. Ci młodzi robotnicy z trudem zdobywający wiedzę, zaczęli gardzić swymi niepiśmiennymi często rodzinami. Odkrywali bowiem nieznany im wcześniej świat i czuli sie lepsi, bo poznawszy nauki Marksa, znaleźli w nich wyjaśnienie nędzy własnego środowiska. Narastał w nich sprzeciw wobec władzy, która utrzymywała ich bliskich w ciemnocie i ucisku. Czytali dzieła historyczne poświęcone walkom o wyzwolenie w obcych krajach i sami chcieli zmian u siebie. Jak stwierdził jeden z robotników: Czy byli to albigensi toczący bój z inkwizycją, czy garybaldczycy, czy bułgarscy nacjonaliści, we wszystkich widzieliśmy bratnie dusze. Zachłysnęli się Marksem jako jedyną wiedzą, którą nabyli w życiu i jego naukę zaczęli traktować jako dogmat. Marksistowska pochwała industrializacji była dla nich psychologicznym odrzuceniem własnej chłopskiej przeszłości. Apoteozę tego stanu ducha wyraził w swej twórczości pełen sympatii dla robotnika przemysłowego sam Gorki,  nazywając ponure życie  wsi okrucieństwem nierozumnego plemienia.  Nieuctwo rosyjskiego chłopa, które zdaniem elit rosyjskich miało utwierdzać jego tradycyjną miłość do monarchii i samodzierżawia, spowodowało po części jej upadek. To chłopscy robotnicy z Piotrogrodu rozpoczęli rewolucję lutową w 1917 roku, która miała zakończyć życie carskiej Rosji.

Upodlenie czyni podłym, a podłość skłania to robienia podłych rzeczy. Wyjątkowe barbarzyństwo wojny domowej w Rosji miało swoje korzenie przede wszystkim w rosyjskiej wsi z terenu centralnych guberni. Głównym aktorem spektaklu okrucieństwa rewolucji  był rosyjski chłop, odczłowieczony w swej masie carskim samodzierżawiem, który z chwilą rozpadu trzymających go w ryzach struktur przymusu, pokazał na co go stać. Kiedy władza okazała się za słaba, sam oddał się niepohamowanej anarchii, której dał już próbkę w 1905 roku. W lutym 1913 roku obchodzono trzechsetlecie dynastii Romanowów, a caryca Aleksandra Fiodorowna, żyjąca w oderwaniu od narodu i rzeczywistości, tak jak większość carskiej arystokracji, miała rzec do jednej ze swych dwórek: Nieustannie straszą cara groźbą rewolucji, a tu proszę, wystarczy że się pokażemy, a już sercem [ludzie] są z nami. Tymi ludźmi  większości byli włościanie. Historia pokazała, jak bardzo się myliła.