Fot. Posąg Charlesa Darwina w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie.
Paradoksalnie największą rewolucję w świadomości ludzkiej spowodowało słowo EWOLUCJA połączone z badaniami i odkryciami genialnego Karola Darwina. Dzisiaj zajął poczesne miejsce w panteonie setek uczonych, jacy przyczynili się do wyjaśnienia tajemnic wszechświata i odbudowali prymat nauki nad wiarą. Dla wielu stał się największym rewolucjonistą. Jego uczniowie i kontynuatorzy w rozwijaniu myślenia o teorii ewolucji gatunków podążali różnymi drogami, czasem tak dziwacznymi jak Teilhard de Chardin, ale generalnie zgadzali się mimo sporów, jak to między uczonymi, że Karol Darwin był pierwszym człowiekiem, który połączył pochodzenie człowieka ze światem zwierzęcym i radykalnie zerwał z mitem ulepienia ojca Adama z gliny, a matki Ewy z jego żebra.
W oparciu o drobiazgowe badania zastępów ewolucjonistów na całym świecie, najwybitniejszy współczesny ich przedstawiciel Richard Dawkins oprócz innych wspaniałych książek napisał fundamentalne dzieło „Bóg urojony”, w którym zawarł wszystkie argumenty ateistów przeciwko nieusuwalnemu do tej pory Stwórcy Świata, którego omnipotencja wydawała się nie do podważenia w próbach odpowiedzi na pytania o początki życia i ludzkiego świata. Wszystkie systemy filozoficzne przed Darwinem docierały w swoich spekulacjach do granicy, jaką była odmienność człowieka od reszty przyrody i w pokorze przyznawały się, że jednak musi być jakaś wyższa moc, która wśród cudów wszechświata usytuowała duszę ludzką zdolną do wyrażania uczuć i myśli tak odmiennie od zwierząt. Ta dusza była gwarantem świata idei. To dzięki niej metafizyka istniała w najtęższych umysłach mimo braku jakichkolwiek dowodów na jej istnienie w innym świecie, w innym wymiarze, gdzieś tam poza jaskinią realnego bytowania, w której z niewiadomych powodów jesteśmy uwięzieni.
Darwin przerzucił kładkę nad przepaścią pomiędzy naszymi przodkami zwierzęcymi, a nami, uzbrojonymi w języki, umiejętności i fantazje. Kiedy tego dokonał, nie zajął od razu miejsca w gronie najwybitniejszych uczonych. Wściekły atak na niego wszystkich, których oburzyła teoria pochodzenia „od małpy”, trwał nie tylko te sto lat od ogłoszenia bezbożnego poglądu, ale trwa do dzisiaj, bo przecież potęga religii, wiary w Boga, wyznawców Pisma Świętego i cudów nie zmalała w świetle prawd naukowych. Tam, gdzie mierna edukacja pozwala na zachowanie najróżniejszych zabobonów, ludzie stokroć bardziej wolą wszelkie wersje metafizycznych wyjaśnień tajemnic wszechświata, niż przygnębiającą wymowę faktów, wśród których dowody na pochodzenie jednych gatunków od drugich i na straszliwie długotrwałe przekształcanie się prostych organizmów w coraz bardziej skomplikowane, są odrzucane. Jedni nie chcą o nich słuchać i czytać, bo są nudne i żmudne. Inni, bo mierzą czas wszelkiego istnienia miarą własnego życia. Wyobraźnia zmuszana do analizy takich przykładów, jak ten słynny z ukazaniem proporcji pomiędzy rozłożonymi szeroko ramionami, symbolizującymi upływ czasu ewolucji ożywionej materii przyrody, z drzazgą za jednym z paznokci, której wielkość oznacza trwanie ludzkiego świata, staje dęba i kończy ten wysiłek pustym śmiechem.
Tysiące lat, które są niezbędne do wykształcenia jakiejś nowej cechy w danym gatunku, stanowią zbyt długą drogę, by myśleć o niej cierpliwie. Darwin miał niezwykłą cierpliwość i genialną intuicję, żeby sobie tę długą drogę wyobrazić, a przecież nie wiedział jeszcze nic o genetyce. Jak na ironię, na jego biurku leżał traktat Mendla o odkryciu genów, którego Darwin nie zdążył przeczytać. A przecież połączenie ich wysiłków przyspieszyłoby rozwój wiedzy oszałamiająco. Ale i tak nabierała ona rozpędu na dobre. Nic już nie mogło jej zatrzymać. Uprzemysłowiona Anglia budowała fundamenty pod nowoczesne, racjonalne społeczeństwa. Przed Europą i Stanami była jeszcze długa i krwawa droga do cywilizacji uwolnionej od przesądów. Do dzisiaj w wielu krajach nie jest łatwo się ich pozbyć całkowicie, ale kierunek jest wytyczony. Nawet jeśli wciąż robimy dwa kroki do przodu i jeden w tył, to czas urojonego boga nieubłaganie się kończy.
Co go zastąpi, nie mamy pewności. W obliczu zagrożeń ludzkość bywa nieobliczalna i potrafi zrujnować mozolnie wznoszony gmach wiedzy, jeśli tylko zawiedzie ona w dziejowej misji, którą nie tylko jest poznawanie prawdy, ale też ulepszenie ludzkiego życia i zapewnienie człowiekowi choćby minimalnego poczucia bezpieczeństwa, nie tylko w stadzie podobnych mu osobników, ale też w samotności, kiedy dopada go strach przed cierpieniem i śmiercią, na którą nie ma i nie będzie żadnego lekarstwa.
Marek Weiss Grzesiński
[Tekst publikowany był pierwotnie na Facebooku pana Marka Weiss Grzesińskiego. Tu za zgodą autora.]
Charles Robert Darwin (wym. [ˈtʃɑːlz ˈdɑːwɪn]), Karol Darwin (ur. 12 lutego 1809 w Shrewsbury, zm. 19 kwietnia 1882 w Downe) – brytyjski przyrodnik i geolog, twórca teorii ewolucji, zgodnie z którą wszystkie gatunki pochodzą od wcześniejszych form, autor publikacji, w których przedstawił argumenty na poparcie swej tezy. Darwin uważał, że rozgałęziony schemat ewolucji wynika z procesu, który nazwał doborem naturalnym. Prawdziwość teorii ewolucji została zaakceptowana przez wielu naukowców, przyrodników i dużą część społeczeństwa już za życia Darwina; jednak dopiero po pojawieniu się współczesnej syntezy ewolucji (którą opracowano w okresie od początku lat 30. do końca lat 50. XX wieku) naukowcy powszechnie zgodzili się, że dobór naturalny jest podstawowym mechanizmem ewolucji, a sam proces ciągłych zmian, z których wyłaniają się nowe jakości, niezaprzeczalnym faktem. W swojej zmodyfikowanej formie odkrycia naukowe Darwina są teorią unifikującą nauki o życiu i wyjaśniającą różnorodność biologiczną.
Obraz wyróżniający: Posąg Charlesa Darwina w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Z Wikimedia Commons, repozytorium wolnych multimediów.